Opowieść ks. Jarosława Hybzdy o pracy duszpasterskiej w Orszy na Białorusi, spisana przez Galinę i Ryszarda Obarskich
Na Białoruś przyjechałem 29 sierpnia 1992 r. Wtedy rozpocząłem pracę jako wikary w parafii Narodzenia NMP w Borysowie. Jednak moje pierwsze zetknięcie się z Kościołem na Białorusi i katolikami żyjącymi tutaj miało miejsce w 1989 r. Wtedy razem z innymi klerykami zostałem wysłany, aby pomóc kapłanowi pracującemu w parafiach Idołta i Druja w powiecie miorskim. Ksiądz Antoni Łoś przydzielił nas do pracy przy oczyszczaniu z gruzu zniszczonego kościoła w Drui. Poza tym katechizowaliśmy dzieci i młodzież oraz prowadziliśmy spotkania biblijne dla studentów z Witebska, którzy wówczas byli tam na obozie.
W ten sposób zaczęła się moja przygoda misyjna na Białorusi. Odkryłem moje nowe powołanie: zakonnika-misjonarza. Jeździłem na praktyki wakacyjne oraz na święta do różnych parafii na Białorusi, gdzie pracują księża marianie. Jeszcze jako kleryk byłem w Borysowie, Orszy, Drui, Rosicy, Idołcie i Zadorożu. Pomagałem przy odnawianiu odzyskanych kościołów i w katechizacji.
Przed święceniami kapłańskimi napisałem podanie do Ojca Prowincjała z prośbą o pracę w którejś z mariańskich parafii na Białorusi. I tak znalazłem się w Borysowie. Pracowałem tam dwa lata jako wikary. W tym okresie nauczyłem się rozumieć ludzi tu mieszkających, kochać ich, rozmawiać z nimi. Z czasem zacząłem myśleć ich kategoriami, starałem się być jednym z nich, zawsze ich wysłuchać, doradzić, być z nimi blisko w ich troskach i zmartwieniach, mieć udział w ich radościach i sukcesach. Jednocześnie „podszlifowałem” język, uczestnicząc w lekcjach języka białoruskiego w szkole i głosząc codziennie kazania w tym języku.
Ubogacony doświadczeniami pracy w Borysowie w 1994 r. wyjechałem do Orszy, gdzie objąłem funkcję proboszcza w parafii św. Józefa. Tutaj zetknąłem się z zupełnie inną sytuacją: dużo mniej katolików, miasto ateistyczne, trzy więzienia, chrześcijanie w większości prawosławni. Zderzenie z nowym środowiskiem było szokujące. W Borysowie przychodziło do kościoła ok. 400 osób, tutaj tylko 80. Zastanawiałem się, jak ożywić parafię, co zrobić, aby ludzi w tym mieście zainteresować wiarą. Bóg w tych rozterkach dał mi konkretną odpowiedź: przyjechała młodzież z Mińska, z kościoła św. Rocha, z pytaniem, czy zgodziłbym się przyjmować tutaj młodzież na rekolekcje Nowej Ewangelizacji oraz czy mógłbym zostać ich opiekunem. Była to konkretna propozycja ożywienia parafii. Na rekolekcje do Orszy zaczęła przyjeżdżać młodzież z całej Białorusi. W ciągu kilku lat odbyły się kursy Nowej Ewangelizacji: kurs „Filipa”, „Jana”, „Mojżesza”, „Pawła”, „Wspólnoty”, „Domów modlitwy”. Również miejscowa młodzież chętnie brała w nich udział. Pojawili się nowi ludzie w Kościele, zawiązała się wspólnota młodzieżowa przy parafii. Od tego momentu praca z młodymi ludźmi stała się dla mnie najważniejsza.
Dostrzegłem wielkie spustoszenie w ich sercach. Myślę, że zadaniem Kościoła jest wypełniać tę pustkę Bogiem i wartościami chrześcijańskimi. Mimo dużej niestałości i zmienności charakterów, wielu młodych ludzi szuka Boga, i choć przeżywa kryzys wiary, jednak powraca do źródła życia.
Na początku chodziłem po domach, szukając nowych parafian, proponowałem, aby przyszli, popatrzyli, zapraszałem do kościoła na rozmowę przy herbacie. Szukałem ludzi jak pasterz zagubionych owiec. Aktualnie prowadzimy w parafii, razem z księdzem Czesławem Kureczką, stałą katechizację dzieci i młodzieży. Funkcjonuje młodzieżowa wspólnota modlitwy (ok. 20 osób) oraz grupa dzieci uczestniczących w katechezie (ok. 30 osób).
Dorosłych katechizujemy w ramach przygotowania do sakramentów: przed ślubem, chrztem lub spowiedzią i Komunią Świętą. Na niedzielną Eucharystię przychodzi do kościoła 120—150 osób, na Wielkanoc i Boże Narodzenie — nawet do 320 osób. Jak na 130-tysięczne miasto to niedużo, ale jest postęp. Organizujemy w kościele przedstawienia teatralne, występy chórów, a także solistów operowych. Świątynia stała się miejscem kultury i muzyki sakralnej. W naszej parafii działają również grupy teatralne — młodzieżowa i dziecięca — oraz chór dziecięcy. Organizujemy też zagraniczne wyjazdy, pielgrzymki do Polski, a w tym roku także do Rzymu. Parafia w Orszy stała się żywą wspólnotą rodzinną.
Dobrze układa się współpraca z innymi Kościołami. Gromadzimy się na ekumenicznych spotkaniach, w których biorą udział księża prawosławni i protestanccy. Z baptystami i zielonoświątkowcami zorganizowaliśmy wspólnie ekumeniczny koncert bożonarodzeniowy dla dzieci z biednych rodzin w miejskim domu kultury. Innym razem wyświetliliśmy film „Jezus” według Ewangelii św. Łukasza. Wspólnie ewangelizowaliśmy miasto.
Wydaje mi się, że białoruscy katolicy są bardziej szczerzy, autentyczni, tradycyjni i bardzo oddani Kościołowi. Ich zaangażowanie w życie parafii jest fascynujące. Zauważyłem też odradzanie się wiary wśród dzieci i młodzieży. Wielu z nich przyszło po raz pierwszy do Kościoła, i w nim zostało. Zdarza się tak, że zainteresowanie Kościołem szybko przeradza się u niektórych osób w szukanie osobistych korzyści (pomoc charytatywna, prezenty, wyjazdy za granicę). Cennym darem dla Kościoła są ci, którzy w nim zostali, trwają i są wierni. Skarbem są ludzie starsi, w sercach których wiara przetrwała dziesiątki lat. Kościół staje się tu portem zbawienia i miłości, niosąc wiarę i nadzieję dla zranionych serc ludzkich oraz podtrzymując na duchu zrozpaczonych i zagubionych.
Opowieść ks. Jarosława Hybzdy spisali Galina i Ryszard Obarscy
Rozmowa z ks Józefem Pietuszko i ks. Aleksandrem Olczyńskim - z innych parafii na Białorusi
opr. mg/mg