Spowiedź jak PKP

Jak przygotować się do Triduum Paschlanego?

Z o. dr. Pawłem Krupą OP, historykiem, autorem książki „Spowiedź jak na dłoni”, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

„Spowiedź może być nie tylko zaliczona, skuteczna czy odhaczona. Może być również dobra” - to słowa z Ojca książki. Co to znaczy?

Jeżeli spowiedź jest szczera, zawsze przynosi dobro w postaci odpuszczenia grzechów i wylania łaski od Jezusa. Warto jednak wiedzieć, iż istnieje pewna dobroć, która może nam pomóc w lepszym zrozumieniu naszego życia duchowego, samych siebie lub Boga. Aby to osiągnąć, powinniśmy każdy z etapów spowiedzi, które nazywamy jej pięcioma warunkami, przeżyć bardzo świadomie. Nie może być tak, że przychodzę, „wywalam” grzechy i Pan Bóg mi odpuszcza. Owszem, to już jest nieźle. Jednak możemy zwiększać owocność spowiedzi.

Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o pięciu warunkach dobrej spowiedzi. Pierwszy to rachunek sumienia. Co zrobić, aby był on rzetelną oceną własnych czynów, a nie szukaniem łatwych wytłumaczeń z popełnionych grzechów?

Po pierwsze - trzeba zarezerwować sobie czas na rachunek sumienia, by nie robić go w ostatniej chwili. Po drugie - dobrze by było, byśmy, rozmyślając o naszym życiu, starali się uświadomić sobie te rzeczy, dla których nie mamy usprawiedliwienia. Rachunek sumienia nie jest bowiem rozważaniem nad tym, co zrobiłem i jak to wytłumaczyć. Przecież nie po to idę do Boga. Moim celem jest prośba o wybaczenie, nie o usprawiedliwienie. Oczywiście cechą natury ludzkiej jest to, że człowiek nie potrafi zrobić zła dla zła. On nawet najbardziej parszywą rzecz musi sobie przedstawić jako dobro, by ją uczynić. W rachunku sumienia chodzi o rozpoznanie i uznanie, że było ono fałszywe, pozorne, egoistyczne. Mamy z tym jednak pewien problem, gdyż sumienie często mylimy z uczuciami, emocjami, zagłuszając nimi zdrowy rozsądek. Rachunek sumienia to nie wyliczanka, ile to ja razy przekroczyłem np. prawo, czy czułem się nie w porządku. To raczej egzamin, podczas którego sprawdzam, jakie były moje decyzje i wybory. W tym sprawdzianie pomogą nam Dekalog i Ewangelia, ale ocenia rozum - podstawowe kryterium sumienia, najważniejszy punkt odniesienia każdego człowieka.

Drugi warunek: żal za grzechy. KKK mówi, iż to ból duszy. Jak to rozumieć?

Jak już wspomniałem, spowiedź powinna odwoływać się przede wszystkim do naszego rozumu, a nie emocji. Jeśli rozumiemy duszę jako władzę racjonalną, siłę, coś, co zarządza naszym ciałem, to ból duszy będzie bólem rozumu oświeconego światłem wiary. Tu nie chodzi o to, iż robi mi się słabo w serduszku. Ma mnie boleć głupota tego, co zrobiłem. Z biografii świętych dowiadujemy się, że im zdarzało się boleć nawet nad małymi grzechami. Dlaczego? Bo mieli rozpoznanie, czym jest absolutne dobro, dlatego zawadzała im nawet najmniejsza skaza. To tak jak paproch na śnieżnobiałym obrusie - niby nie widać, ale przeszkadza. Ból duszy to po prostu świadomość, że zrobiłem źle.

A co, gdy ten żal się w nas nie budzi?

Rozumowe uświadomienie grzechu absolutnie wystarcza do otrzymania rozgrzeszenia. Jeśli dołączy się do tego tzw. czucie - tym lepiej. Idealnie gdy oba te elementy występują jednocześnie, lecz nie zawsze człowiek jest tak zintegrowany . Wybitny polski kompozytor Wojciech Kilar zapytany w jednym z wywiadów o pobyt w Paryżu w latach 70, odpowiedział: „Wie pan, tego okresu w moim życiu to ja po prostu bardzo się wstydzę”. Zamiast skorzystać z okazji, żeby poprzechwalać się, gdzie to on nie bywał i na co sobie pozwalał, spokojnie przyznał, że ma czego się wstydzić, kiedy tamten okres wspomina. To jest właśnie ten moment, gdy docierają do nas odpowiednie uczucia - doganiają nas i dopadają, czasami natychmiast, ale nieraz i po wielu latach.

KKK rozróżnia żal doskonały i niedoskonały...

Żal doskonały od niedoskonałego różni motyw. Jeżeli boli mnie, że zasmuciłem dobrego Boga, to mamy do czynienia z żalem doskonałym. Natomiast niedoskonały to taki, kiedy żałuję, ale ze względu na siebie, na głupie konsekwencje grzechu, a nie na samego Pana.

Żal za grzechy łączy się postanowieniem poprawy. Musi być ono mocne, skuteczne i powszechne. Co to dokładnie oznacza?

Mocne, czyli ja naprawdę chcę wybrać dobro, a odrzucić zło. W języku polskim mamy dwa słowa, które bardzo dobrze to oddają: chcenie i chciejstwo. Pierwsze wyraża, że jeśli chcę coś naprawdę zrobić, będę do tego dążył. Drugie natomiast, iż, owszem, chęci może i są, ale brakuje postanowienia. Takie chciejstwo nie jest tym samym, co wola. Jesteśmy wezwani do tego, by naprawdę odrzucić zło. Człowiek nie może zagwarantować w 100%, że tak się stanie. Warto jednak podkreślić, iż kiedy postanawiamy poprawę, istotne jest nie to, co było, ani nawet i nie to, co będzie, bo nie mogę odpowiadać przed Bogiem za przyszłość. Liczy się tu i teraz, dokładnie w tym momencie, kiedy mówię: „Naprawdę, z całej siły, z całej mojej mocy nie chcę grzechu. Wyrzekam się go i postanawiam nie czynić go więcej, ja się od niego odwracam”.

Natomiast powszechne - tzn. że ma dotyczyć każdego rodzaju zła: nie chcę popełniać żadnego grzechu, a nie tylko niektórych.

I wreszcie - postanowienie ma być skuteczne. Chodzi o to, byśmy, podejmując decyzję o poprawie, wzięli pod uwagę wszystkie grzechy, a jednocześnie wybrali rzecz, nad którą postanawiamy konkretnie popracować. Trzeba unikać myślenia w rodzaju: „No to, teraz ja już będę lepszy, tak w ogóle”. Z powodu skuteczności warto wybrać coś konkretnego i działać.

Jeden z zakonników powiedział, że spowiedź powinna być w stylu PKP. To znaczy, że wyznanie grzechów powinno być pełne, krótkie i proste.

Nie wiem, kto to powiedział, ale całkowicie się z tym zgadzam. Jeśli dobrze zrobimy rachunek sumienia, nie będziemy mieli z tym kłopotu. Tymczasem penitenci często próbują opowiedzieć księdzu esej. Zdarza się to zwłaszcza ludziom obdarzonym gawędziarskim talentem. Oczywiście czasem trzeba dokładniej nakreślić okoliczności i tło popełnienia grzechu. Dlatego dobrze mieć stałego spowiednika, czyli kogoś, kto zna naszą sytuację. Czasem zresztą chęć zbyt szczegółowego wyjaśniania naszego postępowania może prowadzić do skrupulatyzmu. Czy aby wszystko naprawdę wyjaśniłem? Czy aby nie ominąłem żadnego elementu? Czy spowiednik na pewno zrozumiał, o co mi chodziło? W takich sytuacjach zachęcam do spisania grzechów na kartce i odczytania księdzu.

Czyli dobra spowiedź to taka, która została dobrze przygotowana.

Dobra spowiedź to przede wszystkim taka, którą robię przed Bogiem, zdając sobie sprawę, iż w tym konfesjonale jest On i ja. Trzeba uświadomić sobie, że sakrament pokuty to nie zabieg religijno-techniczny, który ma mi coś załatwić, ale spotkanie z Bogiem. Dlatego powinno to być wydarzenie radosne. Tymczasem w kolejce do konfesjonału zwykle stoją ludzie smutni. Zamiast powiedzieć: „jak fajnie, idę się spotkać z Jezusem!”, mają tak posępne miny, jak gdyby ktoś im umarł. Dzień spowiedzi powinien być świętem, które warto np. uczcić pysznym ciachem i kawą, posłuchaniem dobrej muzyki, spacerem. Myślę, że spotkanie z Jezusem zasługuje na wyjątkową celebrację, gdyż to prawdziwe, radosne, wielkie zwycięstwo. Chrystus cieszy się z naszego powrotu, a nie gdera zgryźliwie: „O rety, znowu tu przylazł”.

Wreszcie pokuta za grzechy. Czy wystarczy krótki pacierz zadany przez spowiednika, by Bóg nam odpuścił?

Ważne, byśmy uświadomili sobie, że pokuta jest włączeniem się na moją skromną miarę w to, co się stało. A co się stało? Chrystus oddał za nas życie i umożliwia dołączenie do tej łaski również przez mój czyn. Jednak nie jest tak, iż Pan Bóg siedzi sobie na tronie i mówi: „No, a teraz pokaż, co potrafisz! No, wyżej, postaraj się bardziej! Jeszcze za słabo się starasz!”. On nam pomaga tę pokutę podjąć, ale nasz udział jest konieczny, bo jesteśmy ludźmi wolnymi, jesteśmy Jego dziećmi, które On szanuje. On do tej pokuty nas dopuszcza - pozwala, abyśmy ponosili konsekwencje naszych czynów, a jednocześnie pomaga nam swoją łaską, żebyśmy mogli odpowiedzieć na Jego miłość i na Jego sprawiedliwość - naszą miłością. I skoro Chrystus mówi ci: „zrób to”, „odmów pacierz”, to zrób to z całą prostotą, posłuszeństwem. Owszem czasami te pokuty są mniej lub bardziej oryginalne, a czasami mają czegoś nas nauczyć. Chyba jedną z najtrudniejszych pokut, jaką zadałem penitentowi, było ponowne zrobienie rachunku sumienia i znalezienie przynajmniej czterech dobrych rzeczy, które zrobił od ostatniej spowiedzi i podziękowanie za to Bogu. Niektórzy wracali i mówili: „Ojciec nie wie, jakie to było trudne”. Czasami też pokuty stanowią takie proste zadośćuczynienie, np. zwróć to, co ukradłeś, przeproś tego, kogo obraziłeś, pomódl się za osobę, wobec której zawiniłeś, poświęć Panu Bogu trochę więcej czasu.

Czy można prosić o zmianę pokuty?

Jak najbardziej i to się zdarza. Czasami bowiem spowiednicy zadają pokuty, że tak to określę - przedziwne. Ile razy słyszę: „Nie pamiętam, co miałem zadane jako pokutę, więc na wszelki wypadek coś tam zrobiłem”. Nie traktujmy naszej pokuty niepoważnie! Wezwanie do zadośćuczynienia Bogu i bliźniemu to znak, że On podchodzi z szacunkiem i nadzieją do nas i do tego, co zrobimy. On naprawdę bierze pod uwagę nasze gesty, nasze modlitwy, nasze działanie. Nasze przebaczenie, nasza solidarność, nasze zadośćuczynienie bliźniemu - mają dla Niego znaczenie, bo Jemu na nas zależy. A więc, nawet jeśli jest to rzecz drobna, podejdźmy i my do niej z szacunkiem, włóżmy w to serce!

Ponadto kiedy spowiednik słyszy, że ktoś stale zapomina o odmówieniu pokuty, może ją zadać i odmówić ją razem z penitentem. Czasami trzeba troszkę pomóc ludziom. Jeżeli człowiek, klękając do konfesjonału, odczuje, że jest potraktowany poważnie i z szacunkiem, to ta spowiedź może przynieść ogromne owoce. Ważne jest także, byśmy my, spowiednicy, pozwolili działać Chrystusowi. Wtedy okaże się, że nawet jeśli ta spowiedź nie została dobrze przygotowana, to stanie się coś takiego, iż mimo wszystko pojawi się światło i nastąpi nawrócenie. A jeżeli będziemy się jeszcze za siebie nawzajem modlić, tzn. spowiednik i penitent, to będą się działy cuda. Nawet gdy ta spowiedź będzie trwała pięć minut.

Proszę Ojca, a co to znaczy, że mam zadośćuczynić po spowiedzi? Mam się rozliczyć, oddać długi...?

Czasami właśnie o to chodzi. Natomiast, o czym wspominałem już wcześniej, w zadośćuczynieniu nie jesteśmy sami. Chrystus będzie nas wspomagał. Nie zostawi nas samych wobec krzywdy, którą wyrządziliśmy bliźniemu złym słowem, kradzieżą, oszustwem, obmową. On da nam siłę, żebyśmy mogli zadośćuczynić - da nam miłość, która sprawi, że nasze zadośćuczynienie stanie się sprawą ważną i piękną. Dlatego pokuta często ma formę modlitwy. Warto jednak pamiętać, iż czynimy zadość nie tylko bliźniemu, ale i Bogu, mówiąc: „Panie Boże, na zadośćuczynienie względem Ciebie, ja przedstawiam Ci Twojego Syna, w którego ja wierzę i któremu się oddaję”. Dokładnie tego nauczyła nas św. Faustyna Kowalska w Koronce do Bożego Miłosierdzia.

Jak to jest z regularną spowiedzią? Mam się spowiadać co miesiąc czy dwa razy do roku wystarczy, jeżeli nie popełniam grzechu ciężkiego?

Z regularną spowiedzią jest tak, że... nie ma reguły. Zdarzyło mi się kiedyś spowiadać, o czym jestem przekonany, świętą osobę co tydzień. I była to bardzo świadoma decyzja z jej strony. Na pewno regularność przystępowania do sakramentu pokuty powoduje, że mogę owocniej pracować nad wspomnianymi pięcioma warunkami dobrej spowiedzi. Natomiast jeżeli po przyjrzeniu się mojemu życiu duchowemu, relacjom z ludźmi uznam w swoim sumieniu, że spowiedź dwa razy do roku mi wystarcza, to niech tak będzie. Ważne, byśmy podchodzili do Boga z szacunkiem i poważnie.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 12/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama