O Kościele w Chinach
W Chinach żyje ok. 14 mln katolików, foto: Romek Koszowski
W ubiegłym roku Benedykt XVI napisał list do Kościoła w Chinach. Papież zachęcił w nim także wszystkich wiernych na świecie, żeby 24 maja pamiętali szczególnie o Kościele, który w warunkach państwa totalitarnego próbuje ducha nie gasić. W tym dniu przypada liturgiczne wspomnienie Najświętszej Dziewicy Maryi, Wspomożycielki Wiernych, patronki Chin, której sanktuarium Sheshan w Szanghaju przyciąga rzesze pielgrzymów. Papież prosi o modlitwę za chiński Kościół, żeby „niepokój z powodu milczenia Boga wobec prześladowań” nie wygrał z nadzieją.
Od 15 do 20 lat więzienia. Tyle najczęściej odsiadywał w Chinach biskup katolicki, który nie współpracował z komunistyczną władzą. Taki los spotkał m.in. występującego jako „Biskup C” bohatera wywiadu zamieszczonego w książce Marka Miravalle'a „The seven sorrows of China” (Siedem smutków Chin). Lata spędzone w obozie pracy, „harowanie jak koń” i „jedzenie tego, co tylko świnie i psy zazwyczaj jedzą”, to cena, jaką zapłacił biskup za wierność swojemu powołaniu. Autor spotkał się z biskupem w tajemnicy, bo ujawnienie tej rozmowy narażało go na kolejne szykany. „Biskup C” opowiada, że tortury są stosowane głównie wobec młodszych księży czy biskupów. Biskup Gao z prowincji Shangdong zmarł w więzieniu. Represje spotykają także świeckich. Pewnej dziewczynie władze lokalne nakazały wyrzec się katolicyzmu. Kiedy odmówiła, wsadzili ją do więzienia na długi okres. Po wyjściu z więzienia zmarła z wycieńczenia.
Krzysztof Łoziński w swojej książce „Piekło Środka” pisze o aresztowaniu grupy katolików z prowincji Jiangxi, którzy weszli „nielegalnie” na górę Yi Jia, od dawna miejsce kultu. Kolejne aresztowania miały miejsce po odprawieniu Mszy wielkanocnej. W areszcie osoby te zostały ciężko pobite. Dwie kobiety, Gao Shuyuan i Huang Guanghua, były tak zmasakrowane, że nie mogły nawet samodzielnie przyjmować pokarmów... Nie ma sensu mnożyć przykładów i świadectw.
Chrześcijaństwo zawitało do Państwa Środka w VII wieku, dzięki kupcom syryjskim. Pierwszym biskupem, który głosił tam Ewangelię, był Alopen. Próby zaszczepienia wiary w Chrystusa skończyły się jednak w X wieku na skutek prześladowań. Później jeszcze podjęto próbę w XIII wieku. Misje franciszkańskie, wśród nich był polski brat Benedykt, doprowadziły do chrztu wielu mieszkańców kraju Kataj, jak mówiono. Trwało to niecałe stulecie, bo prześladowania mniejszości religijnych, chrześcijan, buddystów i muzułmanów nasiliły się ponownie wraz z przejęciem władzy przez dynastię Ming.
Tak było aż do schyłku XVI wieku, kiedy to misjonarze dostali pozwolenie na wjazd i osiedlenie się w Chinach. Grunt do tego przygotował działający tu kilkadziesiąt lat wcześniej Franciszek Ksawery, później święty i patron misji. Pierwszym misjonarzem, który dotarł aż na dwór cesarski, był jezuita Matteo Ricci. Ponieważ kult wiedzy wśród Chińczyków był ogromny, jezuita zaimponował wszystkim, łącznie z cesarzem. Jego otwarcie na kulturę chińską budziło też zaufanie i ułatwiło nauczanie Ewangelii i budowę kościołów. To jednocześnie doprowadziło do późniejszych konfliktów, związanych z akceptacją lub jej brakiem ze strony Kościoła dla rytu chińskiego, który nie odrzucał do końca poprzednich tradycji, jak kult Pana Nieba czy wspominanie ze czcią Konfucjusza.
Kolejne pokolenie misjonarzy, także protestanckich, sprzeciwiało się temu łączeniu tradycji, co wywołało reakcję cesarza. I od początku XVIII wieku zakazano ponownie praktykowania chrześcijaństwa, rozpoczęła się seria kolejnych prześladowań. W XIX wieku z kolei niechęć do chrześcijan była spowodowana głównie utożsamianiem ich z kolonialnymi potęgami, które opanowały wybrzeże Chin i zalały je handlem bronią i opium (słynne wojny opiumowe). Najgorszy dla chrześcijan był rok 1900, kiedy doszło do tzw. powstania bokserów, podczas którego zabito ponad 30 tys. chrześcijan. Do dziś właściwie zakorzeniona w społeczeństwie niechęć do chrześcijan bierze się właśnie z tamtego okresu.
Współczesne prześladowania są autorskim projektem władzy komunistycznej, która zagarnęła Chiny w 1949 r. Zwalczanie jakiejkolwiek religii, a szczególnie „obcej”, było częścią ideologii, która nie jest i nam obca. Tutaj jednak łatwiej było rozprawić się z grupami wyznaniowymi, niemającymi tak silnego oparcia w strukturach i tradycji. Dla Kościoła katolickiego w Chinach punktem zwrotnym był rok 1957 r. Wtedy władza postanowiła zapanować nad duchowieństwem i świeckimi. Powstało Stowarzyszenie Patriotyczne Katolików, całkowicie podporządkowane komunistom. Celem władzy było doprowadzenie do zerwania Kościoła w Chinach z Watykanem. Odtąd to państwo miało decydować, kto zostanie biskupem, i wydawać dekrety zezwalające na działalność religijną. Pod warunkiem poparcia dla państwa komunistycznego i rezygnacji z kontaktów z Rzymem.
W ten sposób kolejny raz w historii skutecznie zastosowano zasadę divide et impera — dziel i rządź. Był to oczywisty szantaż, który musiał doprowadzić do podziału w Kościele na tych, którzy podporządkowali się władzy, i na tych, którzy wybrali życie w podziemiu, narażając się na szykany, lata spędzone w obozach pracy, a nawet śmierć. Ta sytuacja trwa do dzisiaj, mimo różnych zmian i różnego w czasie nasilenia represji. Konflikt sumienia powstaje u wielu katolików, którzy uczestniczą we Mszach odprawianych przez księży czy biskupów z „oficjalnego” Kościoła. Właściwie Episkopat Chin nie jest formalnie uznawany przez Watykan, ponieważ część biskupów została wyświęcona bez zgody papieża. To sprawia, że dla wielu chrześcijan w naszej części świata sprawa wydaje się prosta: nie są prawdziwymi katolikami, skoro poszli na współpracę z komunistami. „Prawdziwy” Kościół działa w podziemiu. Na szczęście papież stoi wyżej od tych małych i uproszczonych sądów. W liście do chińskich katolików próbuje zrozumieć niezwykle trudną sytuację Kościoła w Chinach.
„Kościele katolicki w Chinach, niewielka trzódko obecna i działająca w tak licznym Narodzie”. Takiego języka m.in. używa Benedykt XVI w swoim liście. Nie udaje, że „nie ma o czym mówić”. „Jako Pasterz Kościoła powszechnego pragnę wyrazić żywą wdzięczność Panu za bolesne świadectwo wierności, jakie chińska wspólnota katolicka dawała w okolicznościach prawdziwie trudnych” — z pewnością ma na myśli głównie Kościół „podziemny”. I podkreśla swój sprzeciw dla ingerencji państwa w sprawy organizacji życia kościelnego: „Projekt Kościoła »niezależnego« w zakresie religijnym od Stolicy Świętej jest niezgodny z doktryną katolicką”.
List jest również wezwaniem do pojednania między „patriotami” i „podziemiem”. Jedni drugich oskarżają przecież o niewierność lub nierozważne postępowanie. Dla wielu katolików „podziemnych” pójście na kompromis z komunistami wynika z wygody i braku wierności. „Patrioci” z kolei zarzucają „podziemiu”, że swoją nieugiętą postawą szkodzą tylko Kościołowi. Ich zdaniem, dla zachowania wiary i wolności religijnej trzeba zgodzić się na działanie w ograniczonych warunkach. Do jednych i drugich Papież napisał: „Moim najgorętszym pragnieniem jest, abyście posłuszni natchnieniom Ducha Świętego przebaczali sobie nawzajem wszystko, co wymaga wybaczenia, zbliżali się do siebie, akceptowali się wzajemnie i przekraczali bariery, aby pokonać wszystko, co może was dzielić”.
Żeby podziały wśród katolików nie narastały, już Jan Paweł II zaczął uznawać święcenia biskupów wyznaczonych przez państwo. Wprawdzie sakra w Chinach dokonywała się bez zgody Watykanu, ale „nieprawi” biskupi zwracali się do Rzymu z prośbą o uznanie ważności święceń. O trzech rodzajach biskupów w Chinach pisze także Benedykt XVI. Mówi, że „przy braku prawdziwej wolności” trzeba „każdy przypadek oddzielnie ocenić, biorąc pod uwagę okoliczności”.
W Chinach działają biskupi i księża zachowujący całkowitą jedność z Rzymem. Święcenia odbywają się potajemnie. Inni zgodzili się na święcenia pod dyktando władz, bez zgody Rzymu, ale później zwrócili się do Papieża o uznanie. Są też biskupi, którzy dotąd nie poprosili o akceptację Watykanu. Papież mówi, że wprawdzie trzeba uznać ich za „nieprawowitych, ale ważnie wyświęconych biskupów”, pod warunkiem, że otrzymali sakrę od ważnie wyświęconych biskupów. Czyli mogą sprawować sakramenty, ale właśnie ich obecność w Episkopacie Chin sprawia, że ten nie może być uznany przez Rzym. I chociaż Papież zachęca wiernych, żeby uczestniczyli w liturgii sprawowanej przez „prawowitych biskupów”, dodaje jednocześnie: „Jeśli byłoby to niemożliwe bez uniknięcia poważnej dla nich niedogodności, ze względu na ich duchowe dobro mogą zwrócić się także do tych, którzy nie są w jedności z Papieżem”.
Kiedy umierał Matteo Ricci, jeden z głównych misjonarzy tego kraju, podobno miał powiedzieć do współbraci w Europie: „Drzwi do Chin są otwarte”. To, co robi obecny Papież, a wcześniej Jan Paweł II, jest bez wątpienia przygotowywaniem gruntu do nowego otwarcia się Chin na wolność religijną i obywatelską w ogóle. To może być karkołomne zadanie, biorąc pod uwagę kulturę przyzwyczajoną raczej do silnej władzy. Otwarcie „na Chiny” musi jednak nastąpić także z naszej strony. I nie mam na myśli organizacji olimpiady. Duża część katolików naprawdę czeka na modlitwę i wsparcie świadectwem wiary. Są wystawieni na próbę, czy Bóg, któremu zaufali, rozumie ich modlitwę, czy nie zapomniał o nich, skoro cierpią już tyle lat. To nie jest wydumana prowokacja. Papież w liście przytacza scenę z Apokalipsy św. Jana. Apostoł płacze, bo nie ma nikogo godnego, kto mógłby otworzyć Księgę. Papież komentuje: „Historia pozostaje nieczytelna, niezrozumiała. Nikt jej nie może odczytać. Być może ten płacz Jana w obliczu tak mrocznej tajemnicy dziejów wyraża niepokój Kościołów Azji z powodu milczenia Boga wobec prześladowań, na jakie były narażone w owym czasie. Jest to niepokój, który może trafnie odzwierciedlać nasze obawy w obliczu poważnych trudności, nieporozumień i wrogości, z powodu których Kościół cierpi również i dzisiaj w różnych częściach świata”.
■ Wierni: ok. 12—14 mln
■ Diecezje: 138
■ Kościoły: ok. 6 tys.
■ Biskupi: Kościół „oficjalny” — 59 Kościół „podziemny” — 38
■ Księża: „oficjalni” — ok. 1800 „podziemni” — ok. 1000
opr. mg/mg