Owce ze swej natury podążają za pasterzem. Znają jego głos i idą za nim. Dlatego też ten, kto w Kościele pasterzuje, musi stale sobie stawiać pytanie: gdzie i jak prowadzę swoje owce?
Największą frajdą tegorocznego wyjazdu majówkowego była dla mnie obserwacja zwierząt gospodarskich. Tak je roboczo określę, w końcu było to w gospodarstwie pod balkonem, na którym zasiadałem co rano i popijając kawę, oglądałem seans terapeutycznie wręcz uspokajający.
Cztery konie z właściwym sobie majestatem jedzą siano (o zmierzchu ich przywódca majestatycznym kopnięciem w bramę dawał znać gospodarzom, że rodzina chce iść spać!). Dwie małe ciemne kaczki, jedna za drugą, rzekłbyś: gęsiego, biegną przez podwórze na swoich krótkich nóżkach, zamiast nad nim po prostu przefrunąć (na pytanie, dlaczego to robią, towarzysz podróży uświadamia mi, że być może znajdą coś jeszcze do zjedzenia). Zatrzymują się na widok białej kaczki, która wyprowadza na trawę stado małych kaczątek, i podziwiają je przez dłuższą chwilę. Barwny kogut tłucze po głowie lekkomyślną kurę, która wydostała się z wybiegu i nijak nie umie się wcisnąć z powrotem. Długo by opowiadać, podsumuję jedynie, że wiejska atmosfera to coś najlepszego, co zafundować sobie może mieszczuch. W żadnym telewizorze tego świata nie obejrzysz ciekawszego seansu!
Każde z obserwowanych przeze mnie zwierząt miało swoją życiową mądrość, co przypomniałem sobie, odczytując po raz kolejny przypowieść o dobrym pasterzu. Przyszło mi bowiem do głowy, że mądrością (choć zdaniem niektórych głupotą) owiec jest ślepe zapatrzenie w pasterza. Znają jego głos i idą za nim. Pojęcie „owczego pędu” nie wzięło się znikąd. Z tą refleksją przyszło mi do głowy coś bardzo poważnego i osobistego, a mianowicie pytanie: czy całe swoje życie przeżywam tak, by owce nie miały wątpliwości i ślepo mogły za mną iść, bez obawy, że zmierzają w złym kierunku? Każdy pasterz co jakiś czas powinien sobie to pytanie zadać.
Wiele pytań o Kościół padło w czasie odbywającej się kilka dni temu Leadership Conference 2023, organizowanej przez Alpha International w Londynie. Pisze o niej Jacek Dziedzina w swoim tekście „Kościół marzeń już istnieje”. Ogromne przedsięwzięcie, z niesamowitym potencjałem i jeszcze bardziej niesamowitymi świadectwami. Ujęły mnie zwłaszcza słowa katolickiego proboszcza Jamesa Mallona, który przywrócił do życia niemal umarłą parafię: „Musimy mieć jasne poczucie celu. Dlaczego jako Kościół robimy to, co robimy. Jeśli nie uznamy faktu, że jesteśmy powołani, aby czynić uczniów, nie zrobimy tego. A następnie trzeba mieć wizję. Musisz mieć marzenie. Musisz być w stanie postawić sobie pytanie, gdzie będziemy za 10 lat, jeśli się nie zmienimy, i gdzie moglibyśmy być, gdybyśmy coś zrobili. Pomyśl, jak wyglądałaby twoja parafia za 10 lat, pomyśl o tym tak, żebyś nie mógł spać po nocach, bo tak się tym ekscytujesz. Tak, ekscytujesz, a nie zamartwiasz i niepokoisz. Jakie jest twoje marzenie? Pozwól Bogu, by twoje serce płonęło od tego marzenia. A potem musisz przekazać to innym parafianom. Wystarczy zarazić tą wizją 16 proc. z nich, a oni zarażą pozostałych”.
Niby proste, a jakie skuteczne. Ale czy nie w najprostszych rozwiązaniach kryje się największy potencjał?