Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu - dzieło o. Benignusa Sosnowskiego to ważne miejsce zarówno dla duszpasterzy trzeźwościowych, jak i dla samych niepijących alkoholików
Na ścianie w biurze dyrektora wisi duże zdjęcie. Przedstawia twarz starszego mężczyzny: długa, siwa broda, wysokie czoło, ręka oparta o policzek, spuszczony wzrok. Nie można dojrzeć oczu. Szkoda. Alkoholicy ze spotkań z ojcem Benignusem pamiętają przede wszystkim jego wzrok — mówi brat Jan Karczewski OFMCap, dyrektor Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu — i powtarzane z mocą słowa: Pan Jezus cię kocha. W jego ustach nie brzmiały one jak frazes, przeciwnie: wstrząsały ludźmi i sprawiały, że przemieniali swoje życie.
Ojciec Benignus Sosnowski jest twórcą ośrodka w Zakroczymiu. Założył go w 1968 roku. Początkowo prowadził w nim działalność wyłącznie szkoleniową, skierowaną do duchownych głoszących rekolekcje lub misje trzeźwościowe. Kształcili się tutaj misjonarze ludowi z różnych zakonów. Objęli oni później rekolekcjami falowymi na temat trzeźwości całe diecezje. Na tej bazie w parafiach powstawały grupy trzeźwościowe. Ośrodek stał się miejscem formowania świeckich apostołów trzeźwości.
Wśród nich znaleźli się także niepijący alkoholicy. To oni zaproponowali ojcu Benignusowi, że zorganizują spotkania wyłącznie dla uzależnionych. Tak w 1986 roku rozpoczął się nowy etap w działalności ośrodka — odbyły się pierwsze spotkania Anonimowych Alkoholików.
Przy wjeździe do Zakroczymia w oddali widać wieżę kościoła, po lewej cmentarz. Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości ulokowany jest pomiędzy nimi. To kompleks budynków z położonym nieopodal klasztorem kapucynów i rozległym ogrodem. W pogodne niedziele przychodzą tu całe rodziny — dzieci mają się gdzie pobawić. O charakterze miejsca informuje niewielka tablica przy wjeździe na jego teren.
Ośrodek nie potrzebuje reklamy, parking i tak jest pełen samochodów z rejestracjami z całej Polski. Położony na uboczu, sprzyja wyciszeniu, choć to zaledwie czterdzieści kilometrów od centrum Warszawy.
Brat Jan Karczewski, dyrektor, zabiera mnie na krótki spacer. Swoje rekolekcje odbywają akurat alkoholicy. Do dyspozycji mają dwa budynki, każdy z własną jadalnią, kaplicą i miejscem spotkań. Obecnie ośrodek może przyjąć 150 osób w jednym terminie. Trwają prace nad jego rozbudową. Zapotrzebowanie ciągle jest duże.
Większość spotkań organizują grupy realizujące program Dwunastu Kroków: alkoholicy, osoby współuzależnione, dorosłe dzieci alkoholików, a także uzależnieni od hazardu.
— My, kapucyni, tylko im towarzyszymy: sprawujemy sakramenty, rozmawiamy i spowiadamy, prowadzimy nabożeństwa, adoracje. Współpracujemy z organizatorami spotkań przede wszystkim w wymiarze duchowym. Sami nie prowadzimy żadnej terapii — podkreśla brat Jan Karczewski, dyrektor ośrodka. — Jest to praca w tzw. duszpasterstwie specjalistycznym. Wymaga od nas fachowej wiedzy na temat mechanizmów uzależnienia i my, duchowni, jesteśmy od tego, by pomóc je zrozumieć wychodzącym z nałogu, a także przejść przez problemy natury duchowej związanej z ich chorobą.
Po 1987 roku do Zakroczymia zaczęły przyjeżdżać osoby współuzależnione, które odkryły, że także one mogą uzyskać pomoc, stosując program Dwunastu Kroków. W 2000 roku odbyło się pierwsze spotkanie dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, co z kolei zaowocowało zainicjowaniem spotkań grup Dorosłych Dzieci Alkoholików. Pierwsze odbyły się w 2002 roku.
Spotkania w zakroczymskim ośrodku trwają przeważnie od czwartku do niedzieli. W tym czasie odbywają się mityngi, spotkania grup samopomocowych. Każde z nich organizuje inna grupa.
W biurze dyrektora nie ma ani chwili spokoju. Co chwilę ktoś puka do drzwi, bo czegoś potrzebuje — spowiedzi, rozmowy, wydania dyspozycji. Ośrodek tętni życiem.
— Wartość organizowanych przez nas spotkań kryje się w tym, że łączą one różnorodność — wyjaśnia mój rozmówca. — Spotykają się tacy, co nie piją od dwudziestu lat, z takimi, którzy przyjechali tu jeszcze na kacu. Tak też bywa. Każdy może znaleźć u nas miejsce. Nie pytamy, kiedy ostatni raz pił. Ważne, żeby w momencie przyjazdu był trzeźwy. Nie przyjmujemy ludzi w stanie upojenia alkoholowego ze względu na bezpieczeństwo pozostałych uczestników rekolekcji. Zachowanie, zapach, wygląd człowieka pod wpływem alkoholu może być wyzwalaczem dla kogoś innego i spowodować nawrót choroby. Warunkiem przyjęcia do naszego ośrodka jest trzeźwość.
Zakroczymski Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości nie prowadzi terapii, jednak zakonnicy, którzy dobrze znają mechanizmy uzależnienia, współpracują z ośrodkami terapeutycznymi.
— Pomagamy alkoholikom w wymiarze duchowym. Ten aspekt pomocy sam w sobie nie jest terapią, chociaż jest jej częścią w stosowanym w Polsce modelu Minnesota, który zakłada całościowe podejście do człowieka — mówi dyrektor ośrodka.
Współpraca z profesjonalistami to dziedzictwo ojca Benignusa. U początków działalności skupił on wokół siebie ekipę specjalistów. Nie miało dla niego znaczenia, czy należał do niej katolik, inny chrześcijanin czy na przykład Tatar polski, jak Stanisław Akoliński, jedna ze znaczących postaci ruchu trzeźwościowego. Dla niego ważna była sprawa i profesjonalizm w jej realizowaniu.
— W tamtym czasie wokół naszego ośrodka stworzyło się środowisko naukowe złożone z najlepszych ekspertów w dziedzinie leczenia i zapobiegania alkoholizmowi — wspomina brat Jan z nutą nostalgii w głosie.
Kapucyni i dziś nie rezygnują z idei, które były u początków.
— Apostolstwo trzeźwości — czyli profilaktyka — to zadanie trudne do prowadzenia — podkreśla brat Jan. — Realizujemy je zwłaszcza przez kurso-rekolekcje. Zapraszamy ludzi, którzy chcą do nas przyjechać i zdobyć wiedzę oraz zatroszczyć się także o siebie w wymiarze duchowym. Możemy dostosować program wykładów, spotkań, zajęć do oczekiwań uczestników. Mają one charakter szkoleniowo-duchowy.
W pracy z uzależnionymi ważne jest odrzucenie schematów w podejściu do pijących.
— Na pewnym etapie pracy wydawało mi się, że nie poznam już niczego nowego, ponieważ w przypadku wielu uzależnionych czy współuzależnionych schemat się powtarza — wspomina brat Jan. — Ale tak nie jest. Każdy jest inny i nie da się zastosować schematu.
Dlatego niemożliwa jest prosta odpowiedź na pytanie, co zrobić, by ktoś przestał pić. Trzeba człowieka poznać, bo każdy ma własną historię i różne doświadczenia. Brat Jan wyjaśnia to na przykładzie jednej z metod postępowania wobec pijącego, tak zwanej „twardej miłości”, która polega na przyzwoleniu, aby alkoholik poniósł konsekwencje swoich czynów.
— Zgodnie ze schematem należy nie dać mu jeść, nie wpuścić do domu, czyli pozwolić, by pijący poniósł konsekwencje tego, że nie daje pieniędzy na dom czy dzieci. Teoretycznie powinno to zadziałać. Bywa jednak, że przez alkoholika, który w dzieciństwie doświadczył przemocy ze strony rodziców, kara tego typu bywa traktowana jako swego rodzaju „odpokutowanie”: „zrobiłem źle, odpokutowałem, mogę ze świętym spokojem iść pić dalej”. W jaki więc sposób postąpić? Na pewno skorzystać z pomocy specjalistów, poznać mechanizmy uzależnienia, poprosić o pomoc także dla siebie, ponieważ będąc nieświadomym własnego współuzależnienia, można popełnić wiele błędów. Potrzeba cierpliwego i konsekwentnego działania.
Musimy przerwać naszą rozmowę. Brat Jan udaje się na umówione spotkanie z burmistrzem. W programie zajęć dla grup akurat jest czas wolny. Uczestnicy idą na cmentarz znajdujący się tuż za murem ośrodka, by odwiedzić grób ojca Benignusa, co stanowi tutaj tradycję.
Nie można zrobić zdjęć. Nie zgodziła się na to jedna z uczestniczek rekolekcji. Ludzie, których tu spotykam, to mężczyźni i kobiety w różnym wieku, od 30. do 60. i więcej lat. Najwięcej jest mężczyzn w średnim wieku. Przede mną idzie kobieta, dobrze ubrana, zadbana, prowadząc ze sobą małego pieska.
Nad grobem odmawiamy modlitwę, a po niej każdy, kto znał ojca Benignusa, może o nim opowiedzieć. Spontanicznie odzywa się jeden mężczyzna, który do Zakroczymia przyjeżdża od kilkunastu lat.
— Pamiętam spowiedź u ojca Benignusa. Kiedy wyznałem grzechy, coś we mnie pękło i się otworzyłem. Jestem twardym człowiekiem, ale wtedy się rozpłakałem. Szukałem w sobie jednej dobrej rzeczy, ale jej nie znalazłem.
Ludzie przyjeżdżają do zakroczymskiego ośrodka, ponieważ chcą doświadczyć takiej spowiedzi, rozmowy, przemiany.
— Pierwszy rok pracy tutaj był dla mnie trudny — wspomina brat Jan. — Przychodzili ludzie i wykładali przed mną całe swoje życie. Ufali mi, ponieważ jestem zakonnikiem. Co więcej, liczyli na podpowiedź, radę, wskazówkę, gotowi byli zrobić wszystko, co powiem.
Sfera duchowa jest przestrzenią autonomiczną. Lekarz i terapeuta powie uzależnionemu, że w związku z piciem występują konkretne problemy. Natomiast bywa, że sfera duchowa to dla uzależnionych miejsce, do którego nikt poza nimi nie ma dostępu. To pułapka. Dobrze, jeśli uzależniony znajdzie wtedy przewodnika duchowego, który popatrzy z zewnątrz i coś podpowie. Oczywiście nie jest on bogiem, ale wskaże drogę, uświadomi to, co zauważył. Często jesteśmy traktowani jako przewodnicy duchowi i towarzyszymy w drodze.
Program Dwunastu Kroków ma jasne odniesienie do Boga. Książka podstawowa dla całego ruchu pt. „Anonimowi Alkoholicy”, zwana Wielką Księgą, mówi wprost: program ma służyć temu, by odkryć Siłę Większą niż nasza własna. Wierzący nazywają ją Bogiem.
— Poznałem osoby, które absolutnie tę sferę odsuwały, mówiły, że nie jest to konieczne — przyznaje brat Jan. — Wydaje mi się jednak, że wcześniej czy później przychodzi moment, kiedy trzeba stanąć wobec życia duchowego, szczególnie wobec relacji z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy. Relacja ta jest bardzo ważna. Jej zbudowanie czy odnalezienie nie następuje od razu, ale przychodzi z czasem.
Wielu wychodzących z nałogu alkoholików znajduje w Zakroczymiu swoich przewodników duchowych. Dlatego przyjeżdżają na rekolekcje systematycznie, wpisują sobie w program trzeźwościowy coroczną wizytę w ośrodku, niektórzy pojawiają się częściej. Każdy z nich przeżywa to w inny sposób. Różne są rodzaje alkoholizmu, etapy uzależnienia i wychodzenia z niego.
Ojciec Benignus w 1940 roku trafił do Dachau. Doświadczenie obozu, cierpienia i balansowania na granicy życia i śmierci wyrobiły w nim wrażliwość na cierpienie i słabość człowieka. Wspominał, że od śmierci głodowej w obozie uratował go Niemiec, komunista. Było to dla niego dowodem, że człowiek kryje w sobie tajemnicę i nie powinno się tak łatwo kogokolwiek osądzać.
Kiedy przychodzili do niego alkoholicy z porozbijanym życiem, wstydząc się samych siebie i swojej przeszłości, spotykali człowieka, który ich nie osądzał, ale cieszył się, że może się z nimi spotkać i porozmawiać.
Ojciec Benignus widział człowieka inaczej. Dziś jego już nie ma, ale w zakroczymskim Ośrodku Apostolstwa Trzeźwości ten styl patrzenia i podobna wrażliwość pozostały niezmienne.
„Głos Ojca Pio” [75/3/2012]
Ojciec Benignus (Jan Sosnowski) urodził się 29 września 1916 roku w Białymstoku. Do zakonu kapucynów wstąpił w 1934 roku. Podczas studiów teologicznych w Lublinie spotkał brata Fidelisa Chojnackiego, błogosławionego męczennika II wojny światowej, który był zaangażowany w ruch trzeźwościowy. Podczas pracy w założonym przez niego kole abstynenckim po raz pierwszy zetknął się z problemami alkoholizmu.
25 stycznia 1940 roku został aresztowany wraz z innymi braćmi i uwięziony na Zamku Lubelskim, a następnie wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Wolność odzyskał w kwietniu 1945 roku. Po kilkutygodniowej kuracji udał się wraz z innymi braćmi do Francji, potem do Belgii, gdzie dokończył przerwane przez wojnę studia teologiczne.
Święcenia kapłańskie przyjął 15 czerwca 1946 roku i wrócił do kraju. Parokrotnie pełnił obowiązki przełożonego klasztoru, a w latach 1952—1955 i 1958—1961 był prowincjałem warszawskiej prowincji kapucynów. Odbudował kościół i klasztor w Zakroczymiu, gdzie założył Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości, którym kierował przez wiele lat. Angażował się w formację apostołów trzeźwości, wspierał wspólnoty trzeźwiejących alkoholików.
Zmarł 9 listopada 1997 roku w wieku 81 lat. Od 2000 roku ośrodek w Zakroczymiu nosi jego imię.
opr. mg/mg