Rozmowa o sakramencie spowiedzi
- Według badań dr Wojciecha Pawlika ( socjolog moralności z UW) Polacy spowiadają się ze swojej bezgrzeszności. Jak to jest z uświadamianiem sobie grzechu? Czy Polacy przestali rozróżniać dobro od zła?
Współczesny człowiek jest z reguły mniej wrażliwy na swoje grzechy niż ludzie w poprzednim pokoleniu. Dzieje się tak dlatego, że w ogóle staliśmy się bardziej powierzchowni w naszych więziach, a także w wartościach, jakie stawiamy na straży tychże więzi. A tam, gdzie więzi i wartości są coraz bardziej powierzchowne, tam stajemy się coraz mniej wrażliwi na krzywdę, którą komuś wyrządzamy i nawet seksualne znęcanie się nad drugim człowiekiem zaczynamy nazywać „końskimi zalotami”. W konsekwencji dostrzegamy coraz mniej grzechów w naszym sposobie postępowania i spowiadamy się z „bezgrzeszności”, no bo skoro nikogo nie zabiłem i nie podpaliłem, to znaczy, że jestem w porządku.
Dojrzałe poczucie grzechu mają jedynie ludzie mądrzy i szlachetni. Mądrość potrzebna jest do tego, by odróżniać to, co nas rozwija od zachowań, poprzez które krzywdzimy samych siebie i innych ludzi. Szlachetność natomiast potrzebna jest po to, by czynić to, co wartościowsze a nie to, co łatwiejsze. Im mniej w nas mądrości i szlachetności, tym więcej w nas chorej „tolerancji” wobec samych siebie. I tym więcej krzywd wyrządzamy nie tylko naszym bliźnim, ale także samemu sobie. Coraz mnie ludzi uświadamia sobie obecnie na przykład to, że oszukują oni samych siebie albo że samych siebie okradają ze zdrowia fizycznego, psychicznego czy duchowego.
- Kapłani mają trudności z orzekaniem o winie penitenta. W jakich sytuacjach najczęściej dochodzi do nieporozumień? Z jakimi grzechami księża mają najwięcej problemów?
Orzekanie o czyjejś winie - także o własnej winie! — to chyba najtrudniejsze zadanie, przed jakim stoi człowiek. Tu nie wystarczy sama tylko wiedza o danym zachowaniu. Nawet jeśli ktoś wyrządził komuś ewidentną krzywdę, to krzywda jest wprawdzie oczywista, ale ocena winy wymaga uwzględnienia stopnia świadomości i wolności, a także rozumienia motywacji, jaką ktoś kierował się przy czynieniu zła. Z kolei grzech to sytuacja, w której ktoś świadomie i dobrowolnie skrzywdził siebie lub innych ludzi, mimo że wiedział, iż w ten sposób największe cierpienie zadaje Bogu, który przecież mnie i ciebie kocha bardziej niż my potrafimy kochać siebie czy innych ludzi.
Dojrzały spowiednik zachowuje takt i roztropność w ocenianiu winy i grzechu. Szczególnie ostrożny jest przy spowiedziach z dłuższego okresu czy z całego życia, gdyż wie, że przeszłych zachowań nie można oceniać obecnym stanem sumienia. Roztropny spowiednik nie tyle skupia się na ocenie stopnia grzechu w danym przypadku, ile na odkryciu motywów grzesznego postępowania, na określeniu sposobów wynagrodzenia za wyrządzone zło oraz na przemyśleniu wraz penitentem warunków, które trzeba spełnić, by więcej już do tego zła nie powracać. Sakrament pokuty ma sens wtedy, gdy ukierunkowuje penitenta ku dobrej przyszłości, a nie wtedy, gdy skupia go rozpamiętywaniu na grzesznej przeszłości.
O ile dojrzały spowiednik jest ostrożny w ocenie moralnej danego czynu, który wyznaje penitent, o tyle powinien być niezwykle stanowczy w wyjaśnianiu, że rozgrzeszenie, którego udziela w imieniu Boga, nie zwalnia penitenta z obowiązku zadośćuczynienia bliźniemu za wyrządzoną krzywdę. Bez uczciwego zadośćuczynienia i bez pojednania z człowiekiem, którego skrzywdziłem, nie ma mowy o pojednaniu z Bogiem. Gdy zgrzeszę przeciwko bliźniemu, to nie mogę się z tego uwolnić „zaocznie”, idąc tylko do Boga, gdyż Bóg zawsze mnie wtedy odeśle z powrotem do skrzywdzonego przeze mnie człowieka: „zostaw dar twój przed ołtarzem, a najpierw pójdź i pojednaj się z bratem swoim” (Mt 5, 24).
- Polacy oskarżają się czasem z win, które nie są grzechami. Jakich sytuacji to dotyczy? Czy kapłani sobie uświadamiają ten problem?
Taka sytuacja rzeczywiście ma miejsce i jest bolesna, gdyż dramatem jest nie tylko sytuacja, gdy ktoś nie widzi grzechu tam, gdzie on jest, ale też sytuacja, gdy ktoś widzi grzech tam, gdzie go nie ma. W pierwszym przypadku niemożliwe jest nawrócenie, a w drugim przypadku ktoś niepotrzebnie cierpi i traci radość życia. Przykładem oskarżania siebie grzechami, które w rzeczywistości grzechami nie są, jest spowiadanie się z przeżyć emocjonalnych. Jeżeli ktoś odczuwa gniew - a nawet emocjonalną nienawiść - do swojego krzywdziciela (np. do ojca, który stosuje przemoc), to jest to psychiczna reakcja na doznaną krzywdę, a nie zaplanowane działanie. Czasem wydaje mi się, że niektórzy chrześcijanie nigdy w świadomy sposób nie odmawiali modlitewnego aktu pokuty, w którym żałujemy za to, że zgrzeliśmy myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Nie ma tam jednak mowy o grzeszeniu za pomocą przeżyć emocjonalnych. Jezus przeżywał bardzo różne stany emocjonalne, do buntu emocjonalnego na krzyżu, ale nigdy nie zgrzeszył.
Najlepszym lekarstwem zarówno na brak poczucia grzechu jak i na dopatrywanie się grzechu tam, gdzie go nie ma, jest pogłębiona formacja inteligencji moralnej. Pierwszym przejawem tej inteligencji jest świadomość, że człowiek potrafi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale nawet samego siebie oraz że po grzechu pierworodnym łatwiej jest czynić zło niż dobro. Właśnie dlatego normy moralne nie ograniczają naszej wolności, lecz są dla nas mądrością i zaszczytem. Jest przecież dla mnie zaszczytem i wyróżnieniem to, że szanuję rodziców, że nie szkodę na zdrowiu sobie i innym, że nie cudzołożę, nie kradnę czy że nie kłamię. Warto pamiętać o tym, że Bóg dał Izraelitom Dekalog po to, by wychodząc z jednej niewoli, nie popadli w następną. Warto też pamiętać o tym, że jeśli to ja sam decyduję o tym, co jest wartościowe, to wszystko traci wartość. W każdym przecież momencie mogę uznać za bezwartościowe to, co wcześniej uznałem za jakąś wartość. Inteligencja moralna to świadomość, że najbardziej szczęśliwy jestem wtedy, gdy słucham Boga bardziej niż innych ludzi i niż samego siebie.
Dziękuję za rozmowę.
opr. mg/mg