Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa

Trudno określić jakiś jeden wyraźny moment podjęcia decyzji wstąpienia do seminarium duchownego...

Moje dorastanie do życia dorosłego nie różniło się niczym specjalnym od życia moich rówieśników. Wychowywałem się w wiosce koło Limanowej. W domu rodzinnym zawsze był – i jest do dzisiaj – ogródek kwiatowy, a obok łączka, na którą nie wolno było wpuszczać krów. Rosły na niej dzikie kwiaty i zioła, tam się je zbierało i suszyło na herbatki w zimie. Były zagajniki bzów, obok drzew owocowych rosły lipy, dąb, buk, choć niedaleko był las. Rodzice, zwłaszcza Mama, uczyli nas szacunku do wszystkiego w przyrodzie, również do zwierząt. Nie było wolno bić zwierząt, niszczyć gniazd, mrowisk, jeżeli to nie było konieczne. Mama uczyła nas, że to wszystko stworzył Pan Bóg i to wszystko chwali Pana Boga, a i ludzie są weselsi. W zimie koty siedziały na „zapiecku”, a usypiając mruczały. Mama mówiła wtedy: „Dzieci do modlitwy, bo koty już mówią pacierz”.

Od siódmej klasy byłem uczniem szkoły podstawowej w Tarnowie. Zabrał mnie tam wujek. Przez lata licealne utrzymywałem się praktycznie sam. W domu była bieda i nie mogłem liczyć na żadną pomoc w tym względzie, a dorabiałem sobie sprzątając pokoje u dyrektora banku, u lekarza dentysty, pomagając w introligatorni, robiąc słomianki (to takie wycieraczki). Codziennie służyłem do Mszy św. u sióstr służebniczek NMP i po Eucharystii dostawałem śniadanie i jeszcze coś do szkoły.

Trudno określić jakiś jeden wyraźny moment podjęcia decyzji wstąpienia do seminarium duchownego. Była to decyzja jakoś rozłożona w czasie. Pamiętam, że rozpoczynając liceum (III Liceum Ogólnokształcące w Tarnowie) miałem do wyboru klasę z językiem niemieckim lub łacińskim i wtedy zdecydowanie wybrałem klasę z językiem łacińskim, bo do seminarium duchownego – tak myślałem – bez łaciny mnie nie przyjmą. Dyrektor przy zgłoszeniu wypytywał chłopców, dlaczego wybierają łacinę. Wiadomo, z jakich powodów. Były to lata rządów komunistycznych i za wszelką cenę utrudniano pójście do seminarium. Musiałem skłamać, że jak mi dobrze pójdzie, to chciałbym studiować medycynę, choć nigdy ta dziedzina mnie nie interesowała. Raczej marzyłem o lotnictwie.

Gdy kończyłem liceum, decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego podjąłem bez żadnych wahań i rozterek. Zwierzyłem się z tego księdzu, któremu służyłem do Mszy św. Chciałem bowiem, by mi pomógł załatwić zgłoszenie i załatwienie potrzebnych formalności. Później powiadomiłem o moim postanowieniu rodziców, a proboszcza, gdy poszedłem po opinię, która była jednym z wymogów przyjęcia do seminarium. Nieformalną opinię wystawili mi księża z Tarnowa, którzy mnie dobrze znali jako ministranta.

Studia seminaryjne wspominam z wdzięcznością i serdecznością. To były szczęśliwe lata. W mojej psychice atmosfera tych lat zapisana jest, jakby to był mój drugi dom rodzinny. Mimo że warunki były trudne, nikt nie narzekał. Skrypty były pisane ręcznie lub na maszynach przez dziesięć przebitek. Nigdy nie brakowało humoru i pogodnego nastroju.

Wyższe Seminarium Duchowne w Tarnowie miało wtedy grono wybitnych profesorów, naukowców. Niektórzy byli wykładowcami Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wykłady z teologii i częściowo filozofii były po łacinie i w tym języku zdawało się egzaminy. Otrzymaliśmy gruntowne przygotowanie duchowne i intelektualne na trudne czasy. Sytuacja Kościoła w Polsce w tych latach była bardzo ciężka. Były to lata najbardziej brutalnej fazy prześladowań – szczytowa faza stalinizmu. Gdy wstępowałem do seminarium, prymas kard. Stefan Wyszyński był już w więzieniu, także kilku biskupów i wielu księży. Ale to nas nie przerażało, odwrotnie – mobilizowało do nauki, by jak najlepiej przygotować się do walki z bezbożnym komunizmem.

Nie miałem jakichś zwątpień lub wahań w czasie formacji seminaryjnej. Oczywiście były czasem naturalne niepokoje, czy potrafię sprostać nadziejom pokładanym we mnie jako przyszłym kapłanie, ale były one rozwiązywane we współpracy z ojcem duchownym.

Sakrament kapłaństwa przyjąłem 26 czerwca 1960 r. z rąk ks. bp. Karola Pękali w katedrze tarnowskiej. Mottem, które umieściłem na obrazku prymicyjnym, były słowa z Pierwszego Listu św. Piotra: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa”.

Obecnie po 33 latach proboszczowania w parafii Łętowice od dwóch lat jestem na emeryturze.

Największą radością, chyba dla każdego kapłana, jest możliwość składania Najświętszej Ofiary – Msza św., gdy Chrystusowi użycza się swoich rąk i ust, by mógł zstępować na ziemię i do serc swoich wyznawców i przybranych braci i sióstr. Ale też w ciągu życia kapłańskiego byłem szczęśliwy, że mogłem cały czas uczyć religii. Niektórym księżom w czasach komunistycznych, odbierano prawo nauczania głoszenia słowa Bożego, udzielania sakramentów świętych, odprawiania nabożeństw, a nawet budowania kościoła materialnego.

Obecnie najwięcej udzielam się w posłudze sakramentu pokuty i to sprawia mi radość, bo widzę, że Pan Bóg na tym etapie służby Kościołowi udziela mi chyba specjalnych łask do tej posługi.

„Żniwo wielkie, ale robotników mało” – ta skarga Pana Jezusa nie może być obojętna żadnemu kapłanowi, zwłaszcza będącym u kresu życia. Ogromne znaczenie ma, by Bóg na ich miejsce powołał nowych kapłanów, którzy ich zastąpią, by głos Dobrej Nowiny w świecie rozbrzmiewał coraz donośniej.

Zachęcając młodych, by wybrali drogę kapłaństwa, posłużę się słowami Ojca Świętego Jana Pawła II zamieszczonymi w książce Przekroczyć próg nadziei: „Nie lękajcie się. Nie lękajcie się Boga, owszem mówcie do Niego wraz ze mną: «Ojcze nasz». Nie lękajcie się mówić: «Ojcze!». Pragnijcie nawet być doskonałymi, tak jak On jest doskonały. Owszem: «Bądźcie więc wy doskonali jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski» (Mt 5,48)”.

Świadomość, że Bóg jest naszym Ojcem najlepszym, a ojca się zwykle naśladuje, nawet w tym wymiarze ziemskim, jest najlepszą glebą, gdzie wzrastają powołania kapłańskie.

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa


O redaktorze książki:

Kajetan Rajski – uczeń klasy trzeciej Salezjańskiego Gimnazjum Publicznego, słuchacz Szkoły Ceremoniarzy parafialnych, lektor w parafii pw. św. Józefa Oblubieńca NMP w Krakowie, finalista i laureat wielu konkursów przedmiotowych na szczeblu międzyszkolnym, wojewódzkim i międzywojewódzkim. Interesuje się historią (szczególnie średniowieczem) i religią chrześcijańską (zwłaszcza biblistyką, liturgiką i hagiografią). Zwolennik hasła "Zero tolerancji dla przemocy w szkole". Od listopada 2003 roku redaguje i wydaje miesięcznik pod tytułem "Mini Gazetka Historyczna". Dotychczas publikował m.in. na łamach "Niedzieli", "Źródła" i "Naszego Dziennika". Autor książek Historia żywa (2006), Służyć normalności (2007), Zasłuchani w ciszę (2008), współautor Śladami św. Pawła (2008), Młodzi świadkowie wiary t.1 (2009), redaktor Oto jestem. Kapłani o powołaniu (2009). Znany jako "młody redaktor".

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama