O seminariach duchownych w Polsce i problemie powołań
W 67 seminariach zakonnych w Polsce do kapłaństwa przygotowuje się 2039 kleryków (według danych Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań). Najwięcej kandydatów studiuje w seminariach ojców franciszkanów (w Kalwarii Zebrzydowskiej, Katowicach Panewnikach, Krakowie, Wrocławiu i Wronkach) - 239, księży salezjanów (w Krakowie, Lądzie i Łodzi) - 209, księży pallotynów (w Ołtarzewie) - 730, ojców kapucynów (w Krakowie i Lublinie) - 714, ojców dominikanów (w Krakowie / Warszawie) - 773 oraz Misjonarzy Oblatów NMP w Obrze - 702.
Klerycy biorą dziś kredyty w bankach. Lepiej, niż na łacinie, znają się na komputerach. W niektórych seminariach połowa z nich pochodzi z rodzin z problemami alkoholowymi-Jacy są młodzi ludzie, którzy chcą dzisiaj zostać księżmi?
Piąta trzydzieści rano. Ostry dźwięk dzwonka wyrywa ze snu alumnów. - Znowu to budzenie powołań - mruczą pod nosem zaspani klerycy. Trzeba wstać natychmiast. Lepiej nie czekać na pomoc prefekta, który może wpaść do pokoju zaraz po dzwonku. Kto usłyszy złowieszcze "pan się do mnie zgłosi", może mieć kłopoty. Pół godziny na doprowadzenie się do porządku i o szóstej ostatni maruderzy zajmują miejsce w kaplicy.
Seminarium to sześć lat twardej dyscypliny. A jednak prawie pięć tysięcy chłopaków z całej Polski dobrowolnie się jej poddaje.
- W zasadzie dlaczego musimy siedzieć za tymi murami? Czy nie moglibyśmy dochodzić na zajęcia? - usłyszeli niedawno od kleryków przełożeni szczecińskiego seminarium. - Oni często jeszcze nie rozumieją, że takie odejście od świata jest im potrzebne. Dzięki niemu mogą w sobie ukształtować potrzebę służby i kapłańską postawę - mówi rektor, ks. Zygmunt Wichrowski.
Czy dzisiejsi chłopcy w seminariach różnią się od kleryków, którzy mieszkali w tych samych murach przed 1989 rokiem? Ksiądz Wichrowski twierdzi: - Są bardziej zarażeni konsumpcjonizmem. Lubią kalkulować, co im się opłaca, co warto robić, a czego nie. Takie myślenie podsuwa im świat. To źle, bo za kilka lat mają być księżmi, a kapłaństwo to przecież służba bezinteresowna.
Ks. Wichrowski uważa, że w klerykach jest duch ofiary, ale trzeba go jeszcze oczyścić. I po to jest tych sześć lat odosobnienia w seminarium.
Zmienione warunki społeczne musiały wpłynąć na zmianę mentalności kandydatów do kapłaństwa. - Rzeczywiście. Oni bywają niewolnikami kultury medialnej - mówi jeden z wychowawców seminaryjnych. - Charakterystyczne jest na przykład, że coraz trudniej im zachować ciszę. Te zmiany widać potem u młodych księży. Coraz częściej mają "godziny urzędowania", poza którymi me kwapią się do posługi duszpasterskiej, "bo nie mają dyżuru".
Katowicki "Gość Niedzielny" pisał niedawno o gospodyniach na probostwach. Panie skarżyły się: Wikarzy z poprzednich roczników są przyjacielscy, do dziś dzwonią w urodziny z życzeniami. Ale ci najmłodsi wikarzy tylko grymaszą i traktują nas jak służące.
Czy mają rację? - A może tym paniom, z racji ich wieku, łatwiej dogadać się ze starszymi wikarymi? - powątpiewa ks. Stanisław Budzik, rektor seminarium w Tarnowie. - Już Grecy dwa i pół tysiąca lat temu pisali, jaka ta młodzież beznadziejna. Starzy zawsze lubią na młodych ponarzekać. Sądzę, że dzisiejsi klerycy w niektórych sprawach są gorsi, a w innych lepsi od dawnych - dodaje.
- Klerycy mają dziś możliwość korzystania z kredytów studenckich, tak jak zwykli studenci, jakkolwiek w naszym seminarium są to bardzo rzadkie wypadki. Istnieje też możliwość korzystania ze stypendiów naukowych i socjalnych. Klerycy przeznaczają dodatkowe środki choćby na sprzęt komputerowy. Komputery są przydatne w pracy naukowej i duszpasterskiej, więc stoją dziś na wielu kleryckich biurkach - zauważa ksiądz Budzik. W seminarium wprowadzono zajęcia z informatyki. - Skoncentrowanie się na obliczaniu opłacalności kredytu, na myśleniu kategoriami rynku, niesie jednak zagrożenia. Alumni są dziećmi swojej epoki, a ta przesycona jest konsumpcjonizmem. Na szczęście wciąż widać, że młodzi ludzie, którzy do nas przychodzą, szukają autentycznych wartości duchowych.
Młodzi mężczyźni, którzy przychodzą do seminariów, mają dziś więcej do stracenia. Świat bardziej kusi holywoodzkim stylem życia. A jednak przychodzą, chociaż rzeczywistość jest coraz bardziej skomplikowana i coraz trudniej w niej być reprezentantem wartości duchowych.
Anegdoty Różnie jest z zachowywaniem ciszy. Kiedyś byty rektor Śląskiego Seminarium Duchownego, zwabiony głośną rozmową, wszedł do pokoju alumnów z pierwszego roku. - Zdaje się, że trwa silentium - powiedział. Przyłapani zerwali się z miejsc. - Księże rektorze, dyskutujemy o tym, skąd wziął się grzech - wyjaśnił jeden z winowajców. Rektor uśmiechnął się krzywo. - Ja wam powiem skąd: z dyskusji. Arcybiskup powinien mi przyznać dożywotnią rentę. Pięć razy zaczynałam chodzić z chłopakami - i wszyscy uciekli do katowickiego seminarium. To ja tam zapewniałam frekwencję! Do święceń dotarło trzech z tej piątki. Dopiero następny mój chłopak nie uciekł, w związku z czym jestem dzisiaj żoną i matką. 32-letnia Grażyna z Rudy Śląskiej |
- Dzisiejszych kleryków cechuje większa szczerość niż dawniej - ocenia ks. rektor Budzik. - Bardziej otwarcie mówią o tym, co ich niepokoi. Domagają się jasnych odpowiedzi i roztropnych uzasadnień.
Ksiądz Budzik wspomina dyskusję, którą rozpoczęli klerycy, gdy wśród przykazań kościelnych pojawiło się wezwanie do ofiarności na rzecz Kościoła. - Wielu kleryków wyrażało obawy, że ludzie odbiorą je jako pazerność na pieniądze - relacjonuje rektor. - Różnic między pokoleniami jest sporo, ale nie brak również podobieństw. Tak naprawdę, to w dużym stopniu dobra młodzież, nie gorsza niż w naszym pokoleniu - dodaje.
Ks. Marek Dziewiecki, krajowy , duszpasterz powołań, podaje na swojej stronie internetowej, że w niektórych seminariach 40-50 procent kleryków pochodzi z rodzin z problemami alkoholowymi. W diecezji tarnowskiej większość alumnów wywodzi się jednak wciąż z integralnych rodzin. Ale zdarzają się także rodziny niepełne i rozbite. - Nie zawsze też wstąpienie syna do seminarium wywołuje entuzjazm rodziny - mówi ksiądz Budzik. - W wielu wypadkach taka decyzja wpływa jednak na pogłębienie jej religijności i związku z Kościołem.
Ci młodzi ludzie jakby bardziej rozumieją cierpiących i potrzebujących. - Rwą się do pomocy w hospicjach, w szpitalach, na koloniach organizowanych przez Caritas. Są uparci, mają inicjatywę - zauważa ks. Wichrow-ski ze Szczecina.
- Pamiętajcie: w tym miejscu Bóg działa w sposób szczególny, ale to jest też teren specjalnego działania szatana - przywitał kiedyś adeptów kapłaństwa ojciec duchowny. Coś w tym jest. Zmęczenie socjalne, wynikające z ogromnej ilości czasu spędzanego w tym samym miejscu i wśród tych samych ludzi, wydobywa na światło dzienne ludzkie wady, małość, głupotę. Klerycy siłą rzeczy pokazują sobie wzajemnie, jak wiele im brakuje i jak bardzo są zwykłymi, biednymi ludźmi. Czasem przybiera to formę komiczną. Ksiądz z Katowic wspomina kolegę, który był notorycznym bałaganiarzem, co wyrażało się na przykład w tym, że niezmiennie zostawiał otwartą szafę. Kiedyś współmieszkaniec z jego pokoju zdenerwował się. - Wiesz co, ty kiedyś zostawisz otwarte tabernakulum! - wypalił.
- Kiedy alumni rozpoczynają studia, są tacy w swoim pojęciu idealni -opowiada jeden z przełożonych. -Można by w zasadzie od razu oprawić ich w ramki. Ale koledzy ze starszych roczników prędko wylewają im kubły zimnej wody na głowy. Ten kontakt z rzeczywistością dobrze im robi -dodaje.
W czasie wstępnej rozmowy pada pytanie o motywację wyboru drogi kapłańskiej. - Chcę służyć Bogu i ludziom - pada czasem standardowa odpowiedź. Ale w standardach rzadko tkwi głębsza refleksja. Dlatego przełożeni drążą kandydata. Pytają o historię życia, o zainteresowania, hobby, stosunek do nauczycieli. Chcą wiedzieć, czy ma przyjaciół i jakich, jakie ma aspiracje, co chce osiągnąć. To wszystko jest ważne, bo w seminarium wiele się nie zmieni. Bardzo ważny jest też stosunek do nauki. -Niektórzy sądzą, że może być kleryk nieuk, byle był pobożny - mówił ongiś kaznodzieja w śląskim seminarium. - Ale pobożność lubi wietrzeć, a wtedy zostaje już tylko głupota -ironizował. Klerycy nasłuchają się sporo takich zgryźliwości, zanim dojdą do ołtarza.
Czy system seminaryjny może wpływać na liczbę powołań? Zagadnięty o to przełożony zamyśla się. -Zasadniczo nie. Najbardziej oddziałuje funkcjonowanie księży w parafiach. Jeśli księża są oddani sprawie i autentyczni w tym, co mówią i robią, młodzi chłopcy poczują smak ich kapłaństwa i zechcą sami tego zakosztować - dodaje.
Powołań jest jednak mniej niż przed dziesięcioma laty. Gmach szczecińskiego seminarium jest olbrzymi, może w nim mieszkać 250 kleryków. Ale w salach wykładowych zasiada tylko 81 chłopaków. - W tym roku arcybiskup wyświęci piętnastu alumnów. Na czwartym roku jest ich już tylko ośmiu. Tendencja jest raczej spadkowa - mówi ks. rektor Wichrowski.
Dlaczego? - Tam, gdzie mieszka ludność napływowa, ludziom brak zakorzenienia w tradycji. Także w tradycji religijnej - uważa.
Są jednak wyjątki. Diecezja tarnowska właśnie zbudowała nowy budynek seminarium. Okazał się on... niemal za mały. - Zakładaliśmy, że liczba alumnów będzie spadać, z wielu racji. Tymczasem od 1992 roku stale rośnie - tłumaczy ks. Budzik.
Dlaczego w Małopolsce powołań jest tak dużo? Ks. Budzik sądzi, że społeczeństwo jest tu zintegrowane, że Kościół już w czasie zaborów miał w Galicji większą niezależność. - Nie wolno jednak zapominać, że powołanie to także "dar i tajemnica". W 1901 roku mieliśmy w Tarnowie zaledwie 49 kleryków. Kto by pomyślał, że po śmierci rektora w obozie koncentracyjnym, po powojennych próbach wyrugowania Kościoła z życia społecznego, kleryków będzie tu sześć razy więcej? -mówi.
Rektor seminarium w Szczecinie ma nadzieję, że mury tej uczelni w przyszłości też się zapełnią. - Nasi klerycy zaczęli ostatnio jeździć na akcje powołaniowe. Mają zespół muzyczny, grają na perkusji, gitarach, świetnie rozumieją młodzież i dogadują się z nią. Aż 6 tysięcy ludzi przyjechało, kiedy wystawiali misterium Męki Pańskiej. Mam nadzieję, że ich talenty i zapał przyniosą efekty - mówi.
Ogólnopolska Pielgrzymka Rodzin Osób Powołanych na Jasną Górę
|
Zwracam się teraz do was, drodzy rodzice chrześcijańscy, z zachętą, byście starali się być blisko swoich synów i córek. Nie pozostawiajcie ich samych w obliczu wielkich wyborów wieku dorastania i młodości. Pomagajcie im, aby nie wpadli w wir gorączkowego dążenia do dobrobytu, ale prowadźcie ich ku prawdziwej radości, radości duchowej. W ich sercach, czasem pełnych lęku przed przyszłością, rozbudzajcie wyzwalającą radość wiary. Wychowujcie ich tak, aby umieli - jak pisał mój czcigodny poprzednik Sługa Boży Paweł VI - "zaznawać w prostocie serca wielorakich ludzkich radości, jakie Stwórca już teraz stawia na ich drodze: porywającej radości istnienia i życia; radości, jaką daje miłość czysta i uświęcona; kojącej radości obcowania z naturą i ciszą; surowej czasem radości z rzetelnej pracy; radości i satysfakcji ze spełnionego obowiązku; radości, która wyraża czystość intencji, wolę służby i więź z innymi; trudnej radości ofiary" (Gaudete in Domino, I). Pracę rodziny niech wspomagają katecheci i chrześcijańscy nauczyciele, których szczególnym zadaniem jest budzenie w młodych wrażliwości na powołanie. Mają oni prowadzić młode pokolenia ku odkryciu Bożego zamysłu wobec nich, kształtując w nich gotowość - jeśli Bóg ich powoła - do uczynienia z własnego życia daru, przez który włączą się w misję. Dokona się to poprzez kolejne wybory, przygotowujące do ostatecznego "tak", na mocy którego całe ich życie zostanie oddane w służbę Ewangelii. Aby do tego doprowadzić, drodzy katecheci i nauczyciele, pomagajcie młodym, powierzonym waszej opiece, patrzeć w górę i uwalniać się od nieustannej pokusy kompromisu. Uczcie ich pokładać ufność w Bogu, który jest Ojcem i objawia niezwykłą wielkość swojej miłości przez to, że każdemu człowiekowi powierza indywidualne zadanie w służbie wielkiej misji "odnawiania oblicza ziemi". Z orędzia Jana Pawła II na XXXVIII Światowy Dzień Modlitw o Powołania |
opr. mg/mg