O tym, jak wygląda posługa kapelana w czasie pandemii, przełamywaniu barier między pacjentem a kapłanem i samotności w szpitalu - opowiada o. Waldemar Ułanowicz OFM, kapelan Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Ludwika Perzyny w Kaliszu.
Od czterech miesięcy jest Ojciec kapelanem Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Ludwika Perzyny w Kaliszu. Czy wcześniej miał Ojciec takie doświadczenie?
O. Waldemar Ułanowicz: Od 10 października 2021 roku pełnię funkcję kapelana szpitala. Nigdy nie miałem takiej nominacji, ale posługa w szpitalu nie była mi obca. Na terenie naszej parafii w Suwałkach, gdzie pracowałem, znajdowało się hospicjum, w którym posługiwali franciszkanie. Poza tym w Suwałkach był też szpital obsługiwany przez księży diecezjalnych, ale bardzo często ojcowie pomagali im w tej placówce. Tak więc często chodziłem do hospicjum i szpitala z posługą sakramentalną.
Jak w tych trudnych czasach pandemii wygląda posługa kapelana w szpitalu?
Gdy rozpocząłem posługę kapelańską w szpitalu to rodzina mogła odwiedzać chorych leżących na oddziałach. Na początku listopada, kiedy nastąpił wzrost zachorowań na koronawirusa, w szpitalu został wprowadzony zakaz odwiedzin i tak jest do dzisiaj. Obecnie najbliżsi chorych mogą przyjść i przy drzwiach głównych oddziału podać rzeczy pielęgniarce, która przekazuje je choremu. Ja jako kapelan nie mam zabronionego chodzenia po oddziale. Ludzie czekają na przyjście księdza, aby udzielił sakramentu namaszczenia chorych, sakramentu pokuty i pojednania oraz Komunii św. W dobie pandemii na dzień dzisiejszy mogę wchodzić do sal, ale gdy nadejdzie piąta fala nie wiem, czy dalej będę mógł to czynić. Oczywiście trzeba zachować wszystkie środki ostrożności, czyli maseczka i dezynfekcja.
Ubieram się w komżę, stułę, zakładam bursę na szyję i idę od sali do sali na każdym oddziale. Aby obejść cały szpital potrzebuję około trzech godzin. Więcej czasu spędzam w szpitalu w niedziele, ponieważ wtedy są przyjęcia na różnego rodzaju zabiegi. Często pacjenci, którzy ze względu na pandemię ostatni raz byli u spowiedzi dwa lata temu, a teraz mają mieć zabieg, widząc, że ksiądz jest na miejscu, chcą skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Po szpitalu chodzę od 14.00 do 17.00, czyli do Mszy św. Jak nie zdążę z udzieleniem sakramentów w tym czasie to wracam do chorych po Mszy św. Nigdy nie odmawiam posługi.
Czy pacjenci mogą przychodzić na Msze św. do kaplicy szpitalnej?
Msza św. jest sprawowana codziennie o godz. 17.00, ale niestety pacjenci nie mogą na nią przychodzić. Chorzy nie mogą opuszczać oddziałów, a nawet sal. Nie ma spacerowania po szpitalu. Na Mszę św. schodzi tylko personel lub osoby, które oczekują na przyjęcie na oddział. W niedzielę odprawiamy dwie Msze św. o godz. 11.00 i 17.00, aby ułatwić uczestnictwo personelowi.
Przez pandemię chorych nie mogą odwiedzać członkowie ich rodzin. Jak pacjenci przeżywają tę samotność?
Tak, to jest na pewno trudna sytuacja dla pacjentów. Zaobserwowałem, że osoby sprawne korzystają z telefonów komórkowych, ale wielu pacjentów ma przy sobie również laptopy, tablety i z ich pomocą łączą się z najbliższymi. Gorzej jest z tymi osobami, które leżą i są nieprzytomne, są w takim stanie, że na pewno nie skorzystają z telefonu. Gdy lekarze i pielęgniarki widzą, że są to ostatnie chwile pielgrzymki chorego tutaj, na ziemi to dzwonią do jego członków rodziny i mówią, że mogą przyjść i pożegnać się z chorym. Miałem taki przypadek, że rodzina poprosiła pielęgniarkę o udzielenie choremu sakramentu namaszczenia, wtedy oddziałowa rano zadzwoniła do mnie, żebym przyjechał. Lekarz i oddziałowa byli przy tej chorej podczas udzielania sakramentu. Chora była nieprzytomna, a kiedy rozpocząłem odmawiać modlitwę „Ojcze nasz” mówiła ją razem ze mną. Wszyscy byli w szoku, że ona się modli. Ta osoba jeszcze żyje.
Ojciec jest takim łącznikiem między rodziną i chorymi...
Tak, ludzie często pytają, jak chory wygląda. Na tyle na ile mogę odpowiadam, mówię, że wygląda ładnie, że rozmawia ze mną, że pożartowaliśmy, ale o stan zdrowia muszą pytać lekarzy. Rodzina dzwoni do mnie z prośbą o udzielenie sakramentów. Nieraz jak idę klatką schodową w szpitalu to stoją przed drzwiami oddziału i jak mnie widzą, to proszą o udzielenie sakramentu chorych. Nikomu nie odmówiłem. Gorzej jest, gdy pielęgniarki proszą, żeby udzielić sakramentu chorych osobie, która jest nieprzytomna, bo ja nie mogę tego zrobić w takim przypadku bez wiedzy rodziny.
Dzisiaj w szpitalu leżą chorzy różnych wyznań, np. prawosławni. Są też grekokatolicy i oni czekają na księdza, który przychodzi z Panem Jezusem. Wiedzą, że w każdą niedzielę w katedrze jest sprawowana Msza św., mają swojego duszpasterza, oni żyją wiarą i przyjmują Pana Jezusa do swego serca. To mnie bardzo cieszy. Są także Świadkowie Jehowy, którzy będąc w szpitalu chcą mi wręczać swoje ulotki. To również świadczy o tym, że żyją swoim wyznaniem. Niestety wśród katolików jest różnie. Niektórzy, gdy wchodzę do sali udają, że śpią, nie chcą widzieć księdza, nie chcą spotkać się z Panem Jezusem. To jest dla mnie przykra sytuacja.
Rolą kapelana jest chyba nie tylko posługa, udzielanie sakramentów, ale czasami zwyczajna rozmowa.
Wszystko zależy od pacjentów. Nieraz wchodzę do sali i czuję, że jestem intruzem albo przychodzę tylko z Komunią św. do danej osoby, bo inni sobie nie życzą, abym był w tej sali. Ale są też sale, gdzie jest rozmowa, żarty i bardzo sympatyczna atmosfera. Nieraz wchodząc do sali widzę, że panuje zimna atmosfera, ale próbuję zagadać. Na przykład teraz kiedy odbywają się skoki narciarskie, pytam, jak nasi skaczą albo panie zagaduję na temat filmów, zaczyna się rozmowa i bariera tej zimnej atmosfery zostaje złamana. Idę na drugi dzień i widzę, że chorzy już inaczej się zachowują. W tej posłudze chodzi o to, że nieraz trzeba przełamać bariery i po pewnym czasie widzę, że ci ludzie zaczynają otwierać się i proszą o sakrament pokuty i Komunię św. Jest też tak, że ludzie wstydzą się albo boją się pokazać innym, że wierzą, że Pan Bóg jest dla nich ważny.
Jak z perspektywy tych kilku miesięcy bycia kapelanem Ojciec patrzy na posługę w szpitalu?
Na pewno jest ona wyzwaniem, bo w Kaliszu jestem proboszczem, przełożonym klasztoru, kapelanem. Jestem też w różnych komisjach w diecezji kaliskiej oraz naszej prowincji i to wszystko trzeba pogodzić. Przed rozpoczęciem przeze mnie posługi kapelana usiedliśmy wszyscy w klasztorze i podzieliliśmy jeszcze raz obowiązki, abym mógł dobrze pełnić swoją posługę w szpitalu. Zdecydowałem się na nią, bo wiem, że ludzie będący w szpitalu potrzebują księdza. To jest też satysfakcja, którą człowiek może czerpać i cieszyć się z tego, że przyszedł do chorego z sakramentem świętym, ale też, że przy okazji porozmawiał, pożartował i podniósł na duchu. Jeszcze raz podkreślam, że jest to satysfakcja ze spotkania się z człowiekiem, który potrzebuje kapłana, który nie tylko przyjdzie, rozgrzeszy i udzieli Komunii św., ale stanie przy łóżku albo na środku sali i będzie rozmawiał z chorymi. To jest też radość i satysfakcja ze spotkania się z człowiekiem, który w dobie pandemii jeszcze bardziej niż kiedyś potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi.
Opiekun 3/2022