Rozmowa z Libańczykiem o chrześcijanach na Bliskim Wschodzie
Może wytłumaczyłbyś nam na początek pewną niejasność: powszechnie utożsamia się Libańczyków z Arabami. Jednak nie można postawić znaku równości między tymi dwoma tożsamościami, prawda?
Owszem, choć to delikatna kwestia i opinie są podzielone. Niektórzy, zwłaszcza chrześcijanie, bronią tożsamości libańskiej wobec pewnych nurtów, które próbują zawęzić tożsamość arabską do muzułmanów. Mówią oni po prostu, że jesteśmy Libańczykami. Z kolei muzułmanie dążą do uwypuklenia tożsamości arabskiej wśród Libańczyków, by przez to podkreślić, że przynależymy do rozległego świata arabskiego (i muzułmańskiego). Sama konstytucja libańska mówi, że Liban jest krajem „o obliczu arabskim”, jednak natychmiast dodaje: „otwartym na Zachód”. Ta definicja jest wyrazem pewnego napięcia między chrześcijanami, którzy pragnęli takiego otwarcia na Zachód, a muzułmanami, dążącymi do ściślejszych relacji ze światem arabskim.
Tutaj na Zachodzie wielu dziwi się, jak to możliwe, że będąc chrześcijaninem, mówię po arabsku — ponieważ powszechne jest przekonanie, że Arab to z konieczności muzułmanin. Bez wątpienia łatwo o pomieszanie pojęć: jako rasa nie wszyscy jesteśmy Arabami, łączy nas język, a dla muzułmanów dodatkowym łącznikiem jest religia.
Co jakiś czas Libanem wstrząsają fale terroru i wojen. Ciekawi fakt, że to wcale nie Libańczycy są zarzewiem tych problemów...
Liban to kraj jeszcze młody, powstały po I wojnie światowej w 1920 r. pod egidą Francji, cieszący się niepodległością dopiero od 1943 r. Jego lokalizacja geograficzna oraz mieszanka kulturowa i religijna czynią z niego kraj „na rozdrożu”. Społeczność Libanu to 18 różnych wyznań religijnych muzułmańskich i chrześcijańskich. Jest to niezwykłe bogactwo, ale z drugiej strony również problem, ponieważ przez to Liban znajduje się zawsze na krawędzi wojny. Będąc krajem najmniejszym i najsłabszym, o kompozycji społecznej pozwalającej na łatwe dokonywanie przewrotów, Liban został wybrany jako swoisty „kozioł ofiarny”. To kraj bardzo dogodny dla tego, co w polityce nazywa się „lokalizacją wojen”. Wielkie potęgi, zamiast rozszerzać strefę konfliktu, umiejscawiają wojny w określonym punkcie i Liban jest niestety optymalnym terenem dla tego typu procederu. Znajdując się na granicy z Izraelem i Syrią, musieliśmy zapłacić cenę konfliktów między Palestyną a Izraelem, Syrią a Izraelem, między Stanami Zjednoczonymi a niektórymi krajami arabskimi, między Iranem a Izraelem... Wszyscy przenosili swoje problemy na nasze ziemie, co spowodowało wybuch konfliktu w roku 1975. Jego owoce trwają do dzisiaj, ogień tli się pod zgliszczami. Wy w Polsce możecie zrozumieć naszą sytuację, ponieważ macie doświadczenie cierpienia z okresu, kiedy wasz kraj był podzielony przez okupantów, którzy w taki sposób realizowali własne interesy. Liban wciąż walczy wobec ciągłych prób osłabienia go poprzez rozsiewanie konfliktów, dokonywanie ataków terrorystycznych, wzmaganie napięć politycznych — a powód jest ten sam: próby załatwienia przez innych swoich osobistych interesów na naszych ziemiach.
Jak przedstawia się sytuacja religijna Twojego kraju i jak ta wielość wyznań wpływa na życie codzienne?
Liban jest niczym mozaika, gromadzi wiele wspólnot religijnych. Papież Jan Paweł II docenił to bogactwo, zwołując specjalny synod biskupów dla Libanu. W 1997 r. odwiedził Liban i podpisał posynodalną adhortację apostolską, zatytułowaną Nowa nadzieja dla Libanu. Pozostawił też przesłanie, w którym określił Liban jako coś więcej niż kraj, nazywając go „orędziem” pokojowej koegzystencji różnych wspólnot religijnych. Liban jest wzorcem dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego. Jak już wspomniałem, na terenie Libanu istnieje 18 różnych wspólnot religijnych i etniczno-narodowych: maronitów, melchitów, prawosławnych Greków, Ormian katolickich i ortodoksyjnych, syryjskich katolików i ortodoksów, Chaldejczyków, Koptów, rzymskich katolików, protestantów, Asyryjczyków, sunnitów, szyitów, druzów, Żydów (większość z nich wyemigrowała w czasie konfliktu z Izraelem)... Wszyscy współistnieją na niewielkim skrawku ziemi zwanym Libanem (10 425 km˛).
W naszej historii notuje się momenty bardzo szczęśliwego współistnienia, a także chwile wielkich napięć i wojen. Myślę, że w moim kraju znaleźliśmy wyjątkową formułę jedności, pomimo wszystkich dramatycznych momentów. Ten model jedności przekłada się na życie codzienne i sferę polityczną. To dlatego Libańczyk od urodzenia oswojony jest z różnorodnością i łatwo akceptuje obecność drugiej zupełnie odmiennej osoby. Te przejawy współżycia wciąż udaje się zachować, mimo wielkiego kryzysu politycznego i pewnych ślepych idei, które dzielą kraj i powodują wzrost fundamentalizmu muzułmańskiego.
Osobiście wierzę mocno w libański model oraz w to, że pomimo wszelkich trudności można podtrzymać pokojowe współistnienie. Na co dzień spotykamy się z wieloma gestami solidarności chrześcijańsko-muzułmańskiej, tak w relacjach osobistych, jak i społecznych. Wiele osób swoim postępowaniem świadczy na korzyść współistnienia w pokoju. Problem jednak w tym, że nasze najgłębsze przekonania, marzenia i plany są różne i poddają się one z łatwością fundamentalizmowi, który zaczyna dominować w islamie, powodując też zmianę w samych Libańczykach. Stają się oni bardziej zamknięci i nieufni wobec innych.
Jak na tym tle jawi się sytuacja katolików?
Katolicy stanowią w Libanie mocną wspólnotę złożoną z różnych Kościołów katolickich obrządków wschodnich, Kościoła łacińskiego oraz Kościoła maronickiego, największej wspólnoty katolickiej w naszym kraju, dumnej ze swojej historii i ze swojej wierności Kościołowi rzymskiemu. Kościół w Libanie jest nadzieją wszystkich wspólnot chrześcijańskich na Bliskim Wschodzie, ponieważ Liban jest jedynym krajem, gdzie chrześcijanie cieszą się wolnością kultu i wpływem na życie społeczne. W tym znaczeniu chrześcijanie mają zadanie pośredniczyć tak w dialogu ekumenicznym, jak i międzyreligijnym.
Interesuje mnie system polityczny usankcjonowany przez waszą konstytucję. Czy mógłbyś wyjaśnić nam, na czym polega jego wyjątkowość?
Konstytucja Libanu uznaje równość wszystkich wspólnot wchodzących w skład społeczeństwa libańskiego. Według tzw. „paktu narodowego” między muzułmanami i chrześcijanami władza jest podzielona w następujący sposób: prezydentem republiki jest zawsze maronita (chrześcijanin — przyp. red.), przewodniczącym parlamentu szyita, zaś premierem — sunnita. Rząd i parlament składają się zawsze z chrześcijan i muzułmanów wszystkich odłamów. Również przy podziale odpowiedzialnych stanowisk bierze się pod uwagę tę zasadę.
Wszystko, co odnosi się do statusu osobistego, jest pozostawione w gestii poszczególnych wyznań (kwestie zawierania małżeństw, rozwodów itp.). Takie podejście gwarantuje prawa wszystkich, nawet jeśli dziś wielu żąda zmian tego systemu, twierdząc, że powoduje on wiele wewnętrznych konfliktów. Proponują oni podział władzy nie na podstawie przynależności religijnej, ale według zdolności i kompetencji kandydatów. Jest to bardzo delikatna kwestia, ponieważ niektórzy, zwłaszcza chrześcijanie, boją się niesprzyjającego im fenomenu demograficznego. Wymaga ona także wielkiej dojrzałości politycznej, która nie została jeszcze osiągnięta. System libański jest ewenementem w świecie arabskim, gdzie reżimy polityczne opierają się na dyktaturze. Ciągle jest jednak wiele do zrobienia, aby system i mentalność mogły osiągnąć większą dojrzałość polityczną i demokratyczną.
Pochodzisz z kraju, gdzie chrześcijanie są mniejszością. Czy mógłbyś porównać tolerancję wobec chrześcijan na Bliskim Wschodzie z tą dla muzułmanów w Europie?
Na Bliskim Wschodzie sytuacja chrześcijan różni się w zależności od kraju. Liban jest jedynym wyjątkiem, gdzie istnieje wolność kultu i możliwość praktykowania tradycji chrześcijańskiej. Nie jest to w żaden sposób uznawane w innych krajach świata arabskiego (ani też w Iranie czy w Turcji). Pojawiają się wprawdzie pewne znaki otwarcia, np. pozwolenie dane w Emiratach Arabskich (Dubaj, Abu Zabi...) na budowę kościoła, co wcześniej było nie do pomyślenia, jednak ogólnie chrześcijanie nie mają jednakowych praw i gwarancji, posiadanych przez muzułmanów w Europie.
Europa traktuje muzułmanów według pewnych standardów mentalności zachodniej, stosując prawa człowieka, wolność kultu, równość, poszanowanie odrębności... Takie pojęcia są zupełnie obce w świecie muzułmańskim i według mnie jest to przyczyna powstającego zamieszania. Te same słowa wyrażają zupełnie odrębne rzeczywistości dla Europejczyka i muzułmanina. W islamie nie ma czegoś takiego jak prawa człowieka. Demokracja nie jest zrozumiała, wolność nie niesie ze sobą tej samej treści, różnorodność po prostu nie istnieje. W mentalności muzułmanina istnieje jedynie religia islamska, inni są lekceważeni czy wręcz prześladowani, bezpośrednio lub pośrednio. Nie ma mowy o wolności kultu czy równości. Bez wątpienia muzułmanie w Europie cieszą się wieloma prawami, których pozbawieni są chrześcijanie w krajach muzułmańskich.
W Europie zbudowanej na chrześcijańskim fundamencie doświadczamy dziwnej sytuacji, w której chrześcijanie są coraz bardziej marginalizowani. Czy według Ciebie można mówić już o prześladowaniu?
W Europie widać jasno proces dechrystianizacji i coraz silniejszego wykorzeniania tradycji chrześcijańskiej, zastępowanej mało czytelnymi tzw. formami liberalnymi. Chrześcijanie odczuwają skrępowanie wyborami, do których są przymuszani w wielu społecznościach europejskich, które otwarcie sprzeciwiają się nauczaniu Ewangelii. W tym sensie dostrzegam pewną formę prześladowania, bardziej lub mniej jawną, która nie zagraża może życiu fizycznemu osób, niemniej uderza w fundament chrześcijaństwa i w jego wartości. Wystarczy przypomnieć sobie niedawne zamieszanie wywołane wokół krzyża w szkołach włoskich i decyzję Trybunału Europejskiego na rzecz jego usunięcia w oparciu o stwierdzenie, że jego obecność jest zamachem na prawa człowieka i obrazą dla niechrześcijan oraz formą jakiejś dewiacji zubożającej dokonania postępowej Europy.
Oczywiście sytuacja nie maluje się tylko w takich ciemnych barwach. Jest bowiem wiele znaków nadziei, znaków żywej wiary wskazujących na aktywność Kościoła. Myślę, że ta wrogość dzisiejszego świata wobec wiary i wartości chrześcijańskich jest, owszem, z jednej strony formą prześladowania, ale stanowi także bodziec, by chrześcijanie byli ewangelicznym „zaczynem”, by Kościół był bardziej autentyczny i stały w swoim świadectwie.
Jak według Ciebie rysuje się przyszłość Europy?
To trudne pytanie. Nie można przewidzieć przyszłości w sposób precyzyjny, można jednak domyślić się pewnych konsekwencji, obserwując rzeczywistość dzisiejszą. Europa się wykorzenia, a jednocześnie musi stawić czoła wielkim wyzwaniom imigracji, zwłaszcza coraz liczniejszej obecności muzułmanów. Bez wpadania w skrajny pesymizm, jednak z pewną dozą realizmu, trzeba przyznać, że coraz bardziej zsekularyzowana Europa staje wobec konkretnego zagrożenia. Wspólnoty muzułmańskie, które są bardzo religijne, nie akceptują sekularyzacji, a czując się coraz silniejsze, wzmagają żądania dotyczące własnych praw. Z kolei niektóre prądy fundamentalistyczne są przestrzenią rodzenia się nienawiści do świata zachodniego. Europa staje wobec problemu dramatycznej zmiany swojego oblicza i swojej tożsamości.
Jak zatem powinni postępować chrześcijanie, którzy żyją w krajach, gdzie zaprzecza się ważnym dla nich wartościom?
Myślę o tym, co powiedział św. Paweł: „nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12, 2), „abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia” (Flp 2, 15—16a).
Chrześcijanin musi być wspomnianym już „zaczynem”, świadczyć o czymś wykraczającym poza rozpowszechnioną obecnie mentalność konsumpcyjną, nie po to jednak, by uciekać od świata, ale właśnie by dać świadectwo i przemieniać ten świat swoją obecnością. Bez wątpienia wymaga to nie lada odwagi i stałości w życiu Ewangelią. Niezwykle ważne jest budzenie żywotności wspólnot kościelnych, aby skutecznie stawiać czoła wyzwaniom, wzajemnie się umacniać, dzielić w sposób widzialny tę samą wiarę, doświadczenia, troski. Potrzebujemy wielu świadków wśród osób konsekrowanych i księży, którzy niekiedy zbyt łatwo poddają się pokusie przyjmowania mentalności „tego świata”. Potrzebujemy świadków w rodzinach i pośród młodzieży, by pokazywać piękno wiary i doświadczenia Kościoła.
Kardynał Newman powiedział kiedyś, że nie boi się prześladowań Kościoła. Obawia się jednak sytuacji, w której Kościół nie byłby prześladowany, ponieważ wtedy nie stanowiłby dłużej znaku sprzeciwu ani nie byłby solą ziemi. Co myślisz o takim stwierdzeniu?
Zgadzam się całkowicie z tym poglądem wielkiego człowieka, jakim był kardynał Newman. Kościół rzeczywiście musi pozostawać zawsze znakiem sprzeciwu na wzór swojego Mistrza. Kościół nie głosi bowiem siebie samego; gdyby tak czynił, byłby skazany na porażkę. Kościół głosi Ewangelię, która jest niewygodna dla świata, odrzucającego światłość, jak to nam przypomina św. Jan w swoim Prologu. Ci jednak, którzy ją przyjmują, stają się dziećmi Bożymi. My podążamy ścieżkami naszego Mistrza. Jeśli Jego odrzucono, także i nas będą odrzucać; jeśli Jego przyjmowano, także i nas będą przyjmować.
Nie wydaje Ci się, że my, chrześcijanie, zbyt często zapominamy o słowach Jezusa: „Was także będą prześladować”? Może utraciliśmy to silne odniesienie do Jezusa, pozwalając zdominować się lękiem i obawami o prześladowania. Dlaczego w momencie próby mówi się często o kryzysie Kościoła, nie dostrzegając, że jest to może chwila największej bliskości z Chrystusem?
Bardzo lubię księgę Apokalipsy, ponieważ wyznacza tajemniczy kierunek Kościoła, wspólnoty wierzących, pośrodku historii. Droga ta jest trudna, pełna zmagań, prześladowań, niezrozumienia, niewierności i walki, ponieważ ścieżka prowadząca do życia jest wąska. Jeśli jednak dojdziemy do końca księgi, dowiadujemy się, że ta droga prowadzi do pełni obecności Bożej. Kościół pielgrzymujący jest wezwany, by być głosem prorockim — tak, jak tego chciał Bóg od Ezechiela: „Powiesz im: To mówi Pan, a oni, czy będą słuchać, czy też zaprzestaną — są bowiem ludem opornym — przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich” (Ez 2, 5). Gwarancją Kościoła jest jego wierność Ewangelii, a Chrystus jest zawsze obecny pośród nas. Kościół ma zadanie pozostawać wiernym swojemu Mistrzowi i pokładać ufność w planie zbawczym Ojca.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał i tłumaczył
br. Andrzej M. Cekiera OCD
opr. mg/mg