Młodość to szczególny czas życia - pierwsze poważne relacje, życiowe wybory. Jak wspomina ją Matka Bernarda, karmelitanka bosa z klasztoru w Katowicach?
Młodość (18—30 lat) jest szczególnym momentem życia: pierwsze poważne relacje, studia, praca. Jak Matka pamięta swoją młodość?
Całą swoją młodość w domu i Zakonie pamiętam jako radosną: było dużo entuzjazmu, spontaniczności, pomysłów i głupstw. Do matury przeżyłam ją w kochającej się rodzinie, wiernej Panu Bogu i Kościołowi Świętemu, mimo szykan i poniżania przez władze państwowe. Rodzice czerpali siłę i moc z codziennej Mszy Świętej i wspólnej wraz z nami wieczornej modlitwy. Miałam jeszcze dwóch młodszych braci. Rodzice niewiele rozmawiali z nami wprost o Panu Bogu. Mówili nam o Nim — więcej niż słowami — czytelnym, przejrzystym i prawym życiem. Jeżeli czasem doszło między nimi do jakiegoś nieporozumienia, rozwiązywali to modlitwą i rozmową. Doświadczaliśmy na co dzień potęgi modlitwy: zaufania Chrystusowi i Jego Niepokalanej Matce.
Powołanie zakonne rosło wraz ze mną. Ale gdy miałam 11 lat, nie chciałam o nim myśleć. Pragnęłam zostać samotną, świecką nauczycielką. Małżeństwo widziałam codziennie od pięknej strony, jednak nie czułam do niego powołania, chociaż podobało mi się kilku kolegów, a ja im. Po rocznej niechęci myśl o Karmelu powróciła dzięki mojej patronce, świętej Teresie od Dzieciątka Jezus. Odtąd z utęsknieniem czekałam na możliwość oddania się Chrystusowi w tym właśnie Zakonie. Kiedy skończyłam gimnazjum, a mój o rok młodszy brat ósmą klasę, umówiliśmy się, że powiemy rodzicom o naszych pragnieniach i poprosimy, aby nowy rok szkolny brat mógł rozpocząć w niższym seminarium, bo czuje powołanie kapłańskie, a ja w Liceum Sióstr Urszulanek, aby z bliska poznać siostry zakonne, bo czułam powołanie do Karmelu. Z wielkim drżeniem i łzami, klęcząc, prosiliśmy Rodziców o zgodę, obawiając się, że usłyszymy „za wcześnie, poczekajcie”. Jak wielkie było nasze zdumienie i radość, gdy wzruszeni rodzice powiedzieli nam: „Jeszcze was na świecie nie było, gdy modliliśmy się o łaskę powołania kapłańskiego, jeżeli Pan Bóg da nam syna, a jeżeli córkę o powołanie zakonne. Nigdy nie mówiliśmy wam o tym, bo widząc jak nas kochacie obawialiśmy się, że dla nas wybierzecie takie życie. A to Pan Bóg jest dawcą powołania — nie rodzice. Dzisiaj jesteśmy najszczęśliwszymi rodzicami”. Dużo młodszy brat nic z tego nie rozumiał, ale gdy dorósł, zrozumiał. Sam założył rodzinę. Ma wspaniałą żonę, trójkę dzieci i oczekują na piątego wnuka.
Po maturze miałam możliwość podjęcia nauki w studium katechetycznym, do czego usilnie zachęcali moich rodziców i mnie rodzice moich przyjaciółek. Rodzice pozostawili mi swobodę w podjęciu decyzji, chociaż mieli ochotę, bym skorzystała z tej nauki. Modlili się o mądrą decyzję dla mnie. Ja czułam natomiast w sercu, że jeżeli chcę wstąpić do Karmelu, to teraz albo nigdy. Wybrałam Karmel.
Szukałam w tym czasie metody modlitwy wewnętrznej: św. Ignacego z Loyoli była piękna, ale dla mnie za trudna; św. Sulpicjusza też mi nie odpowiadała. Spowiednik pożyczył mi dzieła św. Teresy od Jezusa. W Księdze Jej życia (8, 5) znalazłam wreszcie to, czego pragnęłam: „modlitwa bowiem wewnętrzna nie jest to zdaniem moim, nic innego, tylko poufne i przyjacielskie z Bogiem przebywanie i wylana, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”. Wstąpiłam do Karmelu przy ul. Kopernika 44 w Krakowie, mając 18 lat, z wewnętrznym pragnieniem i przekonaniem, że już na zawsze. Ponieważ bardzo kochałam życie, rodziców, braci, ludzi, świat i byłam przez nich kochana, uważałam, że Pan Bóg jest godzien, by Mu z wszystkich i wszystkiego złożyć ofiarę. Czasem popłakałam sobie do poduszki z tęsknoty za rodzicami, lecz nie zmieniało to mojego szczęścia. Oddając Panu Bogu wszystkich i wszystko, nie pomyślałam o rezygnacji z siebie.
W młodości zakonnej miałam okresy niezmąconego szczęścia i chwile zniechęcenia czy buntu, zwłaszcza wtedy, gdy coś działo się nie według moich pragnień i „widzimisię”. Pan Bóg dał mi mądre przełożone, które potrafiły zrozumieć mnie i nie zrażać się moimi wybrykami, ale czekać cierpliwie aż łaska we mnie zwycięży. Powołanie do Karmelu, to powołanie do wielkiej miłości. Gdy przeżywałam różne bolesne doświadczenia, uczono mnie za św. Matką Teresą od Jezusa, że trzeba je przeżyć na kolanach u stóp Chrystusa Ukrzyżowanego czy ukrytego w Tabernakulum. Wkrótce zrozumiałam, że moje doświadczenia są niczym w porównaniu z tym, co On dla mnie uczynił i wobec wielkości łaski powołania do Karmelu. Co do tej łaski nie miałam i nie mam wątpliwości.
Od wielu lat codziennie odmawiałam jedną część różańca. Nagle poczułam, że różaniec to szkoła modlitwy roztargnień. Co innego mówię ustami, a o czym innym myślę (tajemnice). Lepiej porzucić tę modlitwę. Porzuciłam. Nie pomyślałam, że może to być pokusa szatańska. Sumienie nie dawało mi spokoju. W Zakonie Matki Bożej modlitwa z Nią może być zła, uczyć roztargnień? Postanowiłam to wyznać w Sakramencie Pokuty. Bałam się, że nasz długoletni spowiednik, doświadczony i mądry, lecz mający predykat od Matki Bożej Różańcowej, będzie mnie przekonywał do tej modlitwy. Przygotowałam więc dużo argumentów na poparcie słuszności porzucenia tej modlitwy. Ojciec wysłuchał wyznania i ze spokojem powiedział: „Najważniejsze, istotne jest być z Chrystusem. Mniej ważne, czy przy pomocy modlitwy różańcowej, Drogi Krzyżowej czy innych... staraj się być zawsze z Nim”. Oniemiałam. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. W tym momencie pokusa zniknęła i pokochałam modlitwę różańcową jeszcze bardziej. Opisałam te przeżycia, by ukazać, jak dobry jest Pan Bóg i jak dobrych ludzi stawiał mi na drodze, gdy tego potrzebowałam.
W Karmelu jest dużo spontanicznej radości, pogody płynącej z miłości do Chrystusa i Sióstr, którą ceniłam, bo sama byłam wesoła i radosna. W takiej atmosferze łatwiej rozwijałam się jako młody człowiek.
Czy młodość może pomóc życiowym decyzjom, czy też jest jeszcze zbyt naiwna na decyzje o małżeństwie czy wstąpieniu do zakonu?
Wspominając moją młodość i żyjąc z młodymi, które teraz Pan Bóg przysyła do naszych wspólnot, jestem przekonana, że młodość pomaga w podejmowaniu życiowych decyzji (małżeństwa, kapłaństwa, życia zakonnego) z świeżością, wdziękiem, urokiem, a nawet entuzjazmem, gdy są przygotowywane modlitwą o światło Ducha Świętego i szukaniem woli Bożej. Obecnej młodzieży, która widzi i przeżywa z właściwą sobie wrażliwością tragedię rozbitych rodzin, trudno jest myśleć i deklarować, że przychodzi do Karmelu na zawsze. Do takiej decyzji dojrzewa powoli, ale mądrze i głęboko. Z własnego doświadczenia wiem, jak ważna jest codzienna modlitwa dziękczynna za dar powołania i prośba o łaskę wytrwania w wierności na zawsze, w każdym rodzaju powołania.
W jaki sposób Matka opowiedziałaby ludziom młodym o Teresie od Jezusa?
Chciałabym ukazać św. Teresę od Jezusa jako człowieka takiego jak my, w pełni otwartego na Boże działanie. Pełna zapału, gorących pragnień, zakochana w Chrystusie, Jego człowieczeństwie i w spotykanych ludziach — z wzajemnością. Pan Bóg obdarował ją wdziękiem i urokiem. Będąc świadoma tego, chciała się podobać otoczeniu jak każdy, zwłaszcza młody człowiek. Szukała i pragnęła prawdy o Bogu i o sobie, dlatego nie zamykała oczu na swoje słabości, upadki, złe skłonności. Walczyła z nimi długo i wytrwale, nie licząc na swoje nikłe siły, lecz na łaskę i Miłosierdzie Boże.
Słysząc o św. Teresie i jej mistycznych łaskach, można pomyśleć „to nie dla mnie” i więcej się nią nie interesować. A jednak warto przeczytać jej pisma, bo jest prawdziwym mistykiem, sercem i całą swoją istotą złączona z Człowieczeństwem Chrystusa prowadzącym ją w głębię życia Przenajświętszej Trójcy. Była równocześnie bardzo trzeźwa, radosna, dowcipna, zatroskana o innych i o ich wieczne szczęście. Pan Bóg prowadził ją w pełnię zjednoczenia z Sobą drogą bolesnych doświadczeń, upokorzeń, niezrozumienia, a więc oczyszczenia, by czystość z Czystością stała się jedno. Dzięki temu potrafiła tak jasno opisać przeżycia wręcz niemożliwe do przekazania, jakimi są działania Chrystusa w ludzkiej duszy, która Mu na to pozwoli. Nic dziwnego, że papież Paweł VI ogłosił Teresę jako pierwszą kobietę doktorem Kościoła Świętego, nauczycielką drogi do prawdziwej świętości.
Co w przesłaniu Teresy jest szczególnie ważne dla młodych?
Każdy, ale młody człowiek szczególnie, potrzebuje przyjaciela, choćby temu zaprzeczał. Potrzebuje trwałej, bezwarunkowej miłości. Święta Teresa od Jezusa uczy nas swoim przykładem, że nawet wśród licznych przyjaciół, nic i nikt nie zaspokoi prawdziwie, do końca, potrzeby serca. Tym jedynym, przewyższającym wszelkie nasze oczekiwania przyjacielem, jest Pan Jezus w Swym Człowieczeństwie, Bóg Człowiek, który pragnie naszej szczerości, zaufania, zawsze ma dla nas czas, zawsze nas kocha niezmiennie mimo naszych upadków i odejść, zawsze z otwartym Sercem oczekuje naszego powrotu, dając nam łaskę chcenia i wykonania. A my powinniśmy wytrwale unikać wszelkich okazji do grzechu, do zła, którymi nas przywabia szatan i ci, którzy może bezwiednie ulegają jego zachętom, ukazując złudne szczęście. A więc według Teresy istotną, konieczną jest modlitwa i życie z Chrystusem w przyjaźni i miłości.
opr. mg/mg