"Pasja" - gdy politycy nie mogą sobie podporządkować religii, najchętniej ją ukrzyżują

Recenzja filmu "Pasja" (reż. Michael Offer), Warner Bros 2008

"Pasja" - gdy politycy nie mogą sobie podporządkować religii, najchętniej ją ukrzyżują

„Pasja”, reż. Michael Offer (ang. „The Passion”)
Wytwórnia: Warner Bros
Produkcja: BBC, HBO
Rok produkcji: 2008
Scenariusz: Frank Deasy
Obsada: Joseph Mawle, James Nesbitt, Ben Daniels
Muzyka: Debbie Wiseman
Polska dystrybucja: Galapagos, sp. z o.o., www.galapagos.com.pl


„Pasja” w reżyserii Michaela Offera — to kolejna próba pokazania ostatnich dni ziemskiego życia Chrystusa. Film, będący wspólną produkcją BBC i HBO, pokazuje perspektywę zupełnie odmienną od wcześniejszych ujęć, zwłaszcza - od wydanej w 2004 „Pasji” Mela Gibsona. Podczas gdy Gibson skupił się na aspekcie religijnym, starając się ukazać go w sposób możliwie zgodny z przekazem Ewangelii, „Pasja” Offera ukazuje przede wszystkim tło polityczne. Opowieść Gibsona jest próbą ukazania tego, „jak” to się wydarzyło, film BBC stara się natomiast odpowiedzieć na pytanie „dlaczego” tak się stało. To „dlaczego” obejmuje zarówno wymiar polityczny, jak i religijny, jednak z pewnością ten pierwszy przysłania drugi. Można sądzić, że jest to celowy zabieg reżysera, który w ten sposób sugeruje odpowiedź na zasadnicze pytanie. Odpowiedź ta, w najprostszej postaci, mogłaby brzmieć następująco: „władze rzymskie, arcykapłani, a nawet apostołowie i uczniowie Jezusa tak bardzo skupieni byli na polityce, że nie dostrzegli istoty posłania Jezusa, które było ze swej natury religijne, a nie polityczne”. Oczywiście taka uproszczona teza nie oddaje wszystkich subtelności, wynikających z realiów historycznych tamtego czasu. Główne postacie polityki — Piłat i Kajfasz nie są ukazane w sposób „czarno-biały”, ale z odpowiednią głębią psychologiczną, dzięki czemu widz może postawić się w ich sytuacji — nawet jeśli nie potrafi do końca zrozumieć wszystkich uwarunkowań historycznych Judei z I w. Co więcej, postacie, które w zapisie Ewangelii są raczej drugoplanowe (Józef z Arymatei, Barabasz, Judasz) pokazane są w filmie w sposób wiarygodny - nie są wyłącznie „tłem”, opowieści, ale jej częścią

Realia historyczne nie są w filmie wyeksponowane w sposób przesadny — film z pewnością nie ma być szczegółowym podręcznikiem historii antycznej, niemniej jednak podbudowany jest solidnymi badaniami — jak podają materiały producenta, studia historyczne poprzedzające napisanie scenariusza, trwały ponad rok.

Zdjęcia do filmu kręcone były w Maroku, co oznacza, że nie możemy się spodziewać autentycznych widoków Jerozolimy, znanych z innych realizacji tematu, ale jednocześnie — że dobrze oddany jest klimat bliskowschodniego miasta, który był charakterystyczny również dla Jerozolimy z I w. Nie zapominajmy, że obecny wygląd tego miasta nie ma wiele wspólnego z czasami Jezusa — zostało ono bowiem spustoszone przez Rzymian w roku 70, a następnie zrównane z ziemią po nieudanym powstaniu Bar Kochby w 135 r. Współczesny wizerunek Jerozolimy jest odbiciem jej późniejszej historii — bizantyjskiej, muzułmańskiej, czasów krucjat i, ponownie, wielowiekowej dominacji muzułmańskiej. Dawna Jerozolima z pewnością bardziej podobna była do starożytnej marokańskiej miejscowości Tamnougalt, w której kręcono film, niż do Jerozolimy współczesnej. Może więc lepiej, że twórcy filmu zdecydowali się kręcić go w scenerii bardziej przypominającej autentyczną Jerozolimę z czasów Jezusa.

Osobna pochwała należy się muzyce — jest ona znakomitym tłem dla filmu i bardzo dobrze oddaje „klimat” Bliskiego Wschodu. Nie nosi znamion sztucznego dramatyzmu, cechującego wiele holywoodzkich produkcji, ale przeciwnie — wydaje się idealnie współbrzmieć z treścią filmu.

Wracając do tego, co — zapewne — najważniejsze w filmie: czy autorom udało się osiągnąć zamierzony cel? Czy tło historyczno-polityczne ukazane w filmie jest zgodne z danymi historycznymi? Czy jest ono ukazane w sposób wiarygodny? Jeśli chodzi o postacie świata politycznego — nie można odmówić im wiarygodności. Rzecz jasna, historyczne rozmowy kapłanów w świątyni jerozolimskiej czy też Rzymian w pretorium nie zostały nigdzie spisane, jednak kwestie wypowiadane przez Piłata, jego żonę czy też Annasza, Józefa z Arymatei oraz Kajfasza brzmią wiarygodnie i pasują do zdarzeń historycznych. Pod tym względem cel został chyba osiągnięty — choć oczywiście ostateczna ocena należy do widza.

Jest jednak i przysłowiowa „łyżka dziegciu” w tej beczce miodu. Są nią kwestie, wypowiadane przez Jezusa. W przeciwieństwie do słów pozostałych osób dramatu, słowa Jezusa zostały szczegółowo odnotowane w Ewangeliach i, jak się wydaje, nie było żadnej potrzeby, żeby po 2000 lat autor scenariusza wkładał w usta Jezusa kwestie, które w żaden sposób nie przystają do tego, co znajdujemy w Ewangelii. Na przykład, Jezus mówi do jawnogrzesznicy „Twoja wiara wzmacnia moją” — zapewne każdy teolog, czy to protestancki, czy katolicki, oceni te słowa jako sprzeczne zarówno z samą Ewangelią, jak i wiarą chrześcijańską. W innym momencie do autentycznych słów Jezusa „kto się poniża - będzie wywyższony” autor scenariusza dodaje zupełnie niepotrzebne: „... i stanie na czele ludu” — rodzi się pytanie, czemu miałby służyć ten dodatek? Czy słowa „Kto się poniża będzie wywyższony” nie są dostatecznie jasne same w sobie? Ten zbędny dodatek nie tylko nie współgra z zasadniczą treścią filmu, ale wręcz jej przeczy — robiąc z Jezusa agitatora politycznego. Bodajże najdziwniejsze są dialogi Jezusa z Judaszem. W pewnym momencie Judasz prosi Jezusa: "Wybacz mi", Jezus zaś odpowiada: "Już ci wybaczono..." — słów tych nie znajdujemy w Ewangeliach, a na dodatek z filmu nie wynika, co właściwie miałby wybaczyć Jezus, bowiem wypowiadane są jeszcze przed zdradą Judasza! Nieco później Jezus mówi do Judasza: "człowiek może mieć wielu ojców, czasem trudno mu rozstrzygnąć, który naprawdę go miłuje". Pomijając już, że nie ma ani śladu podobnej wypowiedzi Jezusa w Ewangeliach, jaki miałby być sens tych słów? Kto konkretnie ma wielu ojców? W jaki sposób miałbym „rozstrzygnąć”, czy ktoś mnie miłuje?

Summa summarum, „Pasja” Michaela Offera jest na pewno filmem ciekawym i zmuszającym do myślenia, a przy tym zrealizowanym z dużym walorem artystycznym. Podkreślić należy, że jest to walor, a nie rozmach artystyczny. Niejedna ekranizacja starożytnych tematów (jak choćby polskie „Quo Vadis”) razi przewagą formy nad treścią — środki użyte do realizacji okazują się nieproporcjonalne do ostatecznego efektu. „Pasja” Offera z pewnością nie należy do tej kategorii, można wręcz powiedzieć, że pod względem artystycznym osiągnęła pewien złoty środek — równoważąc formę i treść. Również główne przesłanie filmu, ukazujące konflikt między światem polityki a religią, jest czytelne i przedstawione w sposób przekonywujący. Gorzej natomiast z realizacją innego zamierzenia autorów filmu. Na konferencji prasowej twierdzili oni, że w poprzednich filmach ukazujących Pasję Jezusa zabrakło im „duchowości Jezusa” i że w swoim filmie pragnęli „pokazać Chrystusa jako człowieka z krwi i kości, który jest sfrustrowany, wściekły, przerażony i wątpiący”. Wydaje się jednak, że obraz Jezusa ukazany w filmie to raczej obraz Jezusa skrojonego na miarę autorów filmu, niż prawdziwego, historycznego Jezusa. O ile sam zamiar ukazania człowieczeństwa Jezusa jest godny pochwały, to jego realizacja wypadła raczej słabo.

Wydanie DVD filmu „Pasja”, z polskim lektorem i polskimi napisami pojawiło się w polskich sklepach 19 marca 2010 r.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama