"Głodnych nakarmić"

Misjonarze na całym świecie starają się zaspokoić nie tylko głód słowa Bożego i Chrystusa, ale także, w sensie dosłownym "karmią głodnych". Rozmowa o głodzie chleba w Afryce oraz o solidarności z ubogimi.

Misjonarze na całym świecie starają się zaspokoić nie tylko głód słowa Bożego i Chrystusa, ale także, w sensie dosłownym „karmią głodnych”. Mają świadomość, że trudno jest przepowiadać Ewangelię do pustych żołądków. W zacofanych gospodarczo krajach Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej misjonarki i misjonarze karmią niedożywione dzieci, opiekują się starcami i samotnymi. Są solidarni z niepełnosprawnymi i chorymi. Dla nich wszystkich żywność ofiarowana przez misjonarzy ma bezcenną wartość. Decyduje o być albo nie być w kolejnym dniu.

                O głodzie chleba w Afryce oraz o solidarności z ubogimi opowiada o. Kazimierz Szymczycha.

„GŁODNYCH NAKARMIĆ”

z o. Kazimierzem Szymczychą SDV rozmawia Joanna Kuczborska

"Głodnych nakarmić"

 o. Kazimierz Szymczycha SVD

W Tygodniu Misyjnym rozmawiamy z misjonarzami o uczynkach miłosierdzia. Misje to głoszenie słowa Bożego. To również żywi ludzie, ich potrzeby i sprawy. Pierwszy uczynek miłosierdzia nakazuje „głodnych nakarmić”. Z jednej strony wydaje się prosty do wykonania na misjach, a drugiej?

Moja formacja zakonna była ukierunkowana na misje. Pojechałem przygotowany przez siedmioletnią formację u księży werbistów. Nie byłem zaskoczony zbytnio tym, co spotkałem na misjach w dawnym Zairze. Każdy dzień misyjny jest wyzwaniem, nowym zadaniem do wykonania. Misjonarz jest w ciągłym procesie rozwoju i dostrzegania ludzi, orientowania się w stronę człowieka. Jak żyć człowieczeństwem z tymi ludźmi? Szybko zorientowałem się, że dzieli nas wiele, a często nawet wszystko, ale łączy nas człowieczeństwo. Na nie zwróciłem uwagę. Chciałem, by człowiek był na pierwszym miejscu mojego posługiwania misyjnego Oczywiście — niosłem Chrystusa. Byłem świadkiem Chrystusa, ale w Nim miałem dostrzegać bliźnich.

Czy Ksiądz przeżywał rozdarcie pomiędzy potrzebami mieszkańców Zairu, a możliwościami, jakie posiadają misjonarze? Czy widząc nędzę i problemy ludzi, nie tracił Ksiądz z oczu tego, co winno być najważniejsze? 

Rzeczywiście, poziom życia społecznego, bieda afrykańska, mojej Afryki, mojego Konga była takim wyzwaniem, jak pogodzić ją z Ewangelią, którą niosę? Jak mówić do pustego żołądka? Misjonarz zdaje sobie sprawę z tego, że całej biedzie nie zaradzi. Ma dylemat: komu pomóc? Jak wybrać? Budzi się rano i myśli, kto dzisiaj przyjdzie po pomoc?

Kongo nie jest krajem, w którym panuje głód. Ludzie nasi mówią, że są głodni, gdy nie jedli mięsa czy ryb. Kukurydzy, ryżu czy manioku im nie brakuje, ale jest tam problem ulepszenia jakości pożywienia. Dlatego pukają do nas. Niemniej jednak niemoc misjonarska musi kiedyś stać się rzeczywistością: nie potrafię wszystkim pomóc. Wtedy dochodzi do głosu element Boski. Element sumienia. Pojechałem tu nieść Chrystusa i pragnę najpierw Jego pokazać. Oczywiście, staram się zaradzić biedzie, jak potrafię, ale muszę zastanowić się jak to zrobić. Żeby nie było to tylko dawanie czegoś za darmo, dane dla dania, ale żeby człowiek obdarowywany na to „zarobił”. Chodzi nawet o proste sprawy: koszenie trawy, prace porządkowe. Żeby wiedział, że to, co dostaje w formie pożywienia czy pieniędzy zostało przez niego zapracowane. Chodzi też o wychowywanie ludzi, danie im satysfakcji, że są do czegoś zdolni, na coś zapracowali. To nie wielka praca, ale ich kosztuje: mały ból pleców, jakiś czas poświęcony...

A czy zdarza się, że ludzie próbują wykorzystać misjonarza, nie wsłuchują się w naukę, którą głosi?

Niektórzy chcieliby wykorzystać naszą pomoc, ale bez specjalnego zwracania uwagi co niesiemy najważniejszego czyli na Dobrą Nowinę. Trzeba uświadomić im, ukierunkować ich myślenie na to, że nasz pobyt to realizacja nakazu Chrystusa: „Idźcie i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. Musimy w pomaganie wkomponować najważniejszy cel. Byśmy pomagając nie przyćmili Jezusa. Ważne jest, by rozumieli, że jestem tu w imię Jezusa. Dzięki Bogu misjonarze mają zawsze jakieś możliwości, by pomagać. Dzieje się to dzięki darom serca z Ojczyzny. Ale na pierwszym miejscu jest to, że jesteśmy sługami Chrystusa. Ideałem naszym jest niesienie Ewangelii samego Chrystusa.

Sprawa bycia z ludźmi ubogimi. Misjonarz czasami ma się nieco lepiej niż ubodzy. Czy nie rodzi to napięcia?

Różnice są, ale powiem jako frontowy misjonarz, który przeżył dwanaście lat w afrykańskim lesie, w puszczy tropikalnej. Idąc na cały miesiąc w drogę, 300 km pieszo, nie brałem nic do jedzenia. Jadłem to, co mi przygotowano, co było posiłkiem wspólnoty. To było prawdziwe, piękne i szczere. Dzielili się ze mną tym, co ugotowali, upolowali. Jest to wyraz solidarności, jemy razem. Pozwalamy, by oni uczynili nam jakieś dobro i podzielili się tym, co mają. Różnice pomiędzy życiem misjonarzy, a wspólnotą niwelują się same, zwłaszcza podczas odwiedzin we wioskach. Misjonarz mówi: macie mnie teraz jako sługę Bożego; macie okazję mi posłużyć. Dawniej bywało inaczej. Misjonarze starali się wszystko przywozić ze sobą. Teraz często misjonarz przychodzi i nawiązują się relacje. Jest okazja do spotkań. Oni dzielą swoje życie. To jest prawdziwie ludzkie braterstwo. Ludzie wiedzą, że misjonarz jest jednym z nich. Byłem wdzięczny, że mogłem pożywić się tym, co mi dali. Bywało różnie. Czasami nie było wiele do jedzenia. Był taki głód w porze suchej. Wszyscy poszli na polowanie, na połów ryb, w wiosce zostały tylko same dzieci, które jadły owoce. Przyjechaliśmy do wioski. Dali nam miskę ryżu z gołąbkiem na wierzchu. Jak to podzielić na osiem osób? To było doświadczenie dzielenia się tym, co mają. Mieszkańcy wioski wiedzieli, że trzeba podjąć misjonarzy — upolować coś, złowić rybę, ugotować. Kiedy mówiłem, że przybędę, oni wiedzieli, że zawsze będą ryby w sieci. Byli przekonani, że to taki mały „cud”. Obopólne ubogacanie. Bycie z ludźmi i pokazywanie, że to, co jest ich, nie jest nam obce.

Wspomniał ojciec o dzieleniu. Jak nakaz Chrystusa, by karmić głodnych wpisuje się w ich mentalność i ich sposób bycia. Czy to jest u nich naturalne — takie dzielenie się mimo ogromnej biedy?

Trzeba przyznać, że Afrykańczycy w tych sprawach są solidarni. Do dziś tradycyjna, wioskowa Afryka z jaką się zetknąłem w głębokim lesie, nie zapomina o nikim. Każda część upolowanego zwierzęcia jest przewidziana dla wszystkich członków wioski. Także dla tych, którzy nie mogli pójść na polowanie, na przykład starcy. Nie pozostanie nikt głodny. Młodzi wrócą z lasu, ale przyniosą pożywienie dla każdego staruszka, który został w domu. Będzie miał część mięsa dla niego przygotowaną. Na przykład tygrys wpadnie w sidła. Każdy mieszkaniec wioski musi dostać jakąś część mięsa. Skóra idzie dla przywódcy wioski, ale nawet najmniejszy kawałek idzie dla wszystkich mieszkańców. To musi być podzielone. Nie zostawią nikogo bez pożywienia. To, co mają, a służy wypełnieniu żołądka, podzielą pomiędzy wszystkich.

Trzeba byśmy wspomnieli o polityce krajów bogatych, która nie pomaga Afryce wykarmić wszystkich. Bywa, że względy ekonomiczne i polityka, sprawiają, że panuje niedożywienie i głód.

To widziałem w krainie Konga. Tam można było produkować ryż. Ale odległość, brak dróg niemożliwość kontaktu, nie pozwalały, żeby te produkty rolnicze wywieść. Ludzie uprawiali ryż dla siebie, na swe potrzeby, ewentualnie małe ilości na sprzedaż. Kupowałem ten ryż, żeby im pomóc i żeby ożywić sprzedaż tych produktów. W czasach kolonialnych biali zwozili statkami ryż do Kongo. Z niego nawet robiono piwo w dawnym Bongu belgijskim. Mówiłem moim przyjaciołom w innych miejscowościach: przyślę wam ten ryż za darmo, tylko zorganizujcie transport. Nie — mówili — u nas jest tańszy ryż z Chin, Włoch. Nie opłaca się ze względu na koszty transportu. Tak więc, Kongo mogłoby produkować ryż dla całego kraju, ale polityka, układy sprawiają, że ten ryż przychodzi z zagranicy i Kinszasa jest zapełniona tym ryżem.

Chciałabym zapytać ojca o poczucie więzi z rodakami. Czy ma ojciec poczucie zależności od rodaków, którym lepiej się powodzi?

Oczywiście mam to doświadczenie, tym bardziej, że wyjechałem z kraju o innych perspektywach ekonomicznych i społecznych, w głębokim komunizmie. Wtedy z zazdrością patrzyłem na współbraci z Niemiec, Holandii i Belgii, którzy za marki, jakieś drobne ich pieniądze robili cuda. Nasza złotówka nie była prawie wymienialna. W miarę upływu lat, zmiany systemu w naszym kraju, nasz grosz dawany w kraju, w Ojczyźnie, jest znaczny. To co dają ludzkie serca w Ojczyźnie jest wielkim zastrzykiem na misjach i możemy, jak kiedyś inni, my również pomagać uboższym od nas. Możemy udzielić konkretnej pomocy. To wielkie wyzwanie i zarazem wielkie dziękczynienie dla rodaków w Ojczyźnie, którzy tymi drobiazgami (dla nich), czynią dla nas wiele. W takich środowiskach ubogich niewiele trzeba, żeby zrobić wielkie rzeczy, a szczególnie pomóc tam, gdzie oni już nie potrafią. Pustaki potrafią zrobić, murarze postawią ściany, ale blachę na kaplicę trzeba im dodać...

Potrzebna jest pomoc z Europy. W Holandii na przykład, do niedawna 1% budżetu państwa szedł na misje. Dzięki temu oni byli naprawdę wielcy w pomocy. Misjonarze otrzymywali tę stałą pomoc i dzielili ją, jak umieli. Dla nas pozyskiwanie środków na pomoc jest wyzwaniem. Nie ogłaszamy wielkich akcji w mediach, ale przez posługę misjonarzy idzie pomoc w konkretne ręce. Jest ona cenna w tej głębokiej, tradycyjnej, wiejskiej Afryce.

„Głodnych nakarmić” to bardzo konkretne wskazanie, ważny uczynek miłosierdzia względem ciała. Głodnych nakarmić trzeba w sferze ducha poprzez niesienie Dobrej Nowiny. Czy dotychczasowe doświadczenia, mentalność, życie tych ludzi pozwalają im na przyjęcie Ewangelii?

Myślę, że moi Afrykańczycy są w tej chwili na etapie wspólnej wędrówki. Ludzie Afryki i my, wszyscy razem, idziemy jedną drogą prowadzeni przez światło Ducha Świętego i przez słowo Boże. Widzimy, jakie elementy rodzime są kompatybilne z tymi wartościami czyli natchnieniami Ducha Świętego. Afrykańczycy muszą zobaczyć, co trzeba zostawić, żeby kroczyć chrześcijańską drogą. To jest takie nasze i ich zadanie. Ewangelia sprawdza, dialoguje z kulturą. Główne zadanie naszego misjonowania to nakarmienie ich Ewangelią, która potrafi dialogować z wartościami, które są religijne, chrześcijańskie. Muszą mieć siłę, by odrzucić te, które nie są zgodne z Ewangelią.

Głoszenie Ewangelii jest zatem ciągłym dialogowaniem z napotykanymi wartościami. Wiele z nich jest naprawdę pięknych, chrześcijańskich, religijnych ogólnie, tylko trzeba je zauważyć. Zawsze mówię o takiej wartości, jaką jest śmierć i wartość życia. Rzeczywiście: Afrykanin nie umiera. Jego duch jest ciągle obecny. On poszedł do wioski zmarłych, ale duch jego jest obecny. Niestety pozostaje jeszcze do zweryfikowania przyczyna śmierci, gdyż zawsze szukają człowieka, który ją spowodował. Konkretna osoba jest winna śmierci kogoś z rodziny. Jest to element bardzo pogański. Musimy w tym dialogu chrześcijaństwa z kulturami oczyścić się, żeby było wiadome, że nie jesteśmy wieczni na ziemi, jesteśmy pielgrzymami, umieramy z powodu wieku, chorób, wypadków. To Afrykańczycy muszą powoli przyjąć oświeceni Ewangelią i tym, co przynoszą misjonarze do konkretnego kraju i kultury.

Jak pomagać skutecznie?

Wiadomo, że jeśli pomoc idzie przez misjonarzy — idzie w pewne ręce. Patrzę na to z perspektywy misjonarza. Trzeba bardzo uważać, żeby pomagając nie robić różnic. Tutaj mam wiele przykładów. Wiadomo: jeśli ma się w szkole 2000 dzieci — nie można wziąć pod opiekę jedno, a 1999 pozostanie bez opieki. Ważne są adopcje grupowe. Czasem całą klasę bierze się w adopcję. Będzie to kupienie zeszytów,  zrobienie tablicy, jakichś ławek. To jest adopcja całych 2000. W Polsce ludzie pomagają innym. Trzeba tę pomoc udokumentować, podziękować za nią. Ludzie chcą wiedzieć komu pomagają. To daje pewność, że misjonarz dotrze do konkretnej osoby czy grupy z pomocą. Jest to wielka odpowiedzialność misjonarza, który podejmuje się tej akcji. Musi uważać, by nie poróżnić środowiska w którym jest. Nie może pomagać tylko wybranym. Wtedy pozostali niewdzięcznie na to patrzą. Zależy nam na tym, by zauważyć całą grupę — szkołę, wioskę... 

Serdecznie dziękujemy za rozmowę.

DZIEŁO POMOCY "AD GENTES"
Kontakt
Ilustracja kontaktu
ul. Byszewska 1
skr.pocz. 112
03-729 Warszawa 4
adgentes@misje.pl
tel. + 48 22 743 95 24
fax. + 48 22 743 95 27
www.adgentes.misje.pl

opr. ab/ab

Copyright © by Dzieło Pomocy "AD GENTES"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama