Rozmowa z Katarzyną Marciniak-Paprocką, pełnomocnikiem prezydenta miasta Siedlce ds. rozwiązywania problemów uzależnień.
Rozmowa z Katarzyną Marciniak-Paprocką, pełnomocnikiem prezydenta miasta Siedlce ds. rozwiązywania problemów uzależnień.
Każdemu rodzicowi zależy na tym, żeby wychować swoje dziecko na dobrego, mądrego człowieka. Chyba jak nigdy dotąd mamy dzisiaj poczucie, że sprawy wpływu na nasze pociechy wymykają nam się z rąk, pogłębia się przepaść międzypokoleniowa, przestajemy nawet rozumieć, o czym mówią. To naturalny bieg rzeczy?
Współcześnie wychowanie nie jest proste ze względu na dużo silniejszy wpływ mediów i grupy rówieśniczej niż jeszcze 20 lat temu, gdy prym wiedli rodzice i szkoła wspierana przez Kościół. Nasze pociechy rzeczywiście oddalają się od nas, ale nie jest to kwestia przepaści międzypokoleniowej, a tego, że poświęcamy im coraz mniej uwagi. Z moich rozmów z gimnazjalistami wynika, że oni wcale nie chcą spędzać z rodzicami mniej czasu niż wtedy, gdy mieli sześć lat, tylko nie potrafią o tym powiedzieć. Z kolei nam, rodzicom, wydaje się, że dziecko im starsze, tym więcej samodzielności potrzebuje, w związku z tym mamy łatwość pozostawiania go samemu sobie, co w efekcie nie jest komfortowe ani dla nas, ani dla niego. Znaleźć czas na rozmowę to jedno, a być w tej rozmowie dociekliwym i wyrazić zainteresowanie - to drugie. Jeśli rodzic zarezerwuje czas tylko dla dziecka, a komunikacja nie ogranicza się do zdawkowego: „co w szkole?”, tylko ukierunkują ją pytania o to, co w danym dniu było dobre, co przyjemne, trudne itd., okazuje się nagle, że jest o czym rozmawiać.
Media zajmują dzieciom zdecydowanie za dużo czasu, jednak cywilizacji nie cofniemy. Powinniśmy nauczyć się z tym żyć i stawiać granice. Tak jak stawiamy je, gdy dziecko wychodzi na podwórko, a my mówimy, o której ma wrócić. W kontrolowaniu nie chodzi o to, żeby dziecku zabrać wolność; to kwestia jego bezpieczeństwa. Nigdy nie wiemy, co dzieje się w sieci po drugiej stronie, jeżeli tego w jakiś sposób nie sprawdzamy. Dziecko może być ofiarą przemocy w internecie, ale może też być jej sprawcą, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę.
Dzieci nie są przygotowane do korzystania z nowoczesnych technologii.
Przede wszystkim od małego mają za dużo swobody w tym względzie. Przyzwyczajone, chcą więcej i więcej. Spot emitowany w ramach akcji „Tabletowe dzieci” ukazuje, co się dzieje, jeśli dziecko od niemowlęctwa wychowywane jest z udziałem multimediów. Rodzice, karmiąc maluszka, dają mu do ręki tablet - to powszechny obrazek. Efekt? Szybko zjedzone śniadanie, ale nie na zasadzie świadomie spożytego posiłku, tylko przyjmowania pokarmu, który serwuje mu mama. Znam przykład trzylatka, który w czasie jazdy samochodem, siedząc w foteliku, wraz ze zmieniającym się za oknem krajobrazem wodził palcem po szybie. Był przyzwyczajony, że ekran w telefonie zmienia się, gdy „jeździ” po nim paluszkiem.
Z czego wynika tak łatwe dawanie przyzwolenia na przesiadywanie z nosem w komórce czy tablecie?
Czasami z braku pomysłu, jak inaczej zorganizować dziecku czas. Pewnie też z chęci rekompensowania czegoś, czego my, dorośli, nie mieliśmy, czyli dostępu do nowoczesności. Jak pamiętam ze swego dzieciństwa, gdy nie było telefonów komórkowych, nikomu nie przyszło do głowy spędzać czas w inny sposób, niż na podwórku, z innymi dziećmi. Choć są też i tacy rodzice, którzy uważają, że pozostawienie dziecka przed komputerem jest bezpieczniejsze niż zabawa pod blokiem. Bo jak wyjdzie na dwór, nie wiadomo, co się zdarzy, a kiedy siedzi w pokoju, mamy na nie oko. To bardzo złudne przekonanie. Mam wrażenie, że rodzice nie stawiają też granic, ponieważ nie chcą przekraczać granic wolności dziecka. Podejście do wychowania zmieniło się przez ostatnie 10, 20 lat, ale nie oznacza to, że nie powinniśmy wracać do metod starych i sprawdzonych.
Jak zatem dozować czas dostępu do komputera?
Dzieci w wieku przedszkolnym i młodsze w ogóle nie powinny mieć styczności z telefonami, internetem, grami komputerowymi. Bezwzględnie nie dajemy im telefonu do zabawy. Sześciolatkowi można włączać gry edukacyjne. Z biegiem lat można pozwolić na więcej. W przypadku uczniów szkoły podstawowej nie więcej niż godzina dziennie, ale - uwaga - godzina łącznie: gry na telefonie komórkowym, na tablecie, komputerze. Gdyby monitorować, jak długo od rana do wieczora nasze pociechy mają telefon w ręku, łącznie z tym, że zabierają go, idąc do łazienki, jedzą z telefonem w ręce, okazałoby się, że to trzy, cztery godziny, a nawet więcej. W weekend można wydłużyć czas korzystania z telefonu, np. do dwóch godzin.
Można mówić o mniejszym złu, jeśli dziecko nie gra w tzw. strzelanki, a słucha muzyki czy ogląda ulubionego youtubera?
Zależy czego słucha i kogo ogląda. Trzeba po prostu zainteresować się tym, co robi w internecie i wiedzieć, co mu to daje. Są dzieci, które siedzą w grze sieciowej z kolegami czy koleżankami z klasy. Nie odnoszą supersukcesów w tej grze, ale liczy się dla nich to, że mogą porozmawiać z innymi. W czasie pandemii, gdy siłą rzeczy kontakty są ograniczone, trudno nie pozwolić dziecku na rozmowę z rówieśnikami.
Inaczej sprawa ma się z grami, gdzie liczy się sukces. Pamiętajmy, że sieć jest wtedy atrakcyjna, kiedy coś oferuje, np. dzieci z natury nieśmiałe w grze stają się bardziej odważne. Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego moje dziecko czuje się dobrze, tylko grając w daną grę, oglądając filmiki youtubowe. I jak wydobyć z niego pewność siebie, jego dobre cechy, żeby tę wirtualną pewność siebie przeniosło na świat realny.
Czyli znaleźć jakąś nową formę aktywności?
Tak, gdy mówimy o profilaktyce. Ale pracując z nastolatkiem już uzależnionym, wynajdujemy jego mocne strony i na tym budujemy pozytywny wizerunek siebie i świata. Pokazujemy, że mistrzem może być nie tylko w grze internetowej. Ten sposób oddziaływania ma większy wydźwięk niż nakazy czy zakazy - w myśl powiedzenia „na złość mamie odmrożę sobie uszy i nie założę czapki”. Wychowanie jest skuteczniejsze wtedy, gdy opiera się na wzmacnianiu tego, co w dziecku dobre. Na tym należy skupić się także na co dzień, ponieważ dziecko lubi być chwalone, doceniane. Będzie dążyło do powtarzania takich zachowań, które je dowartościowują.
Jak rodzice mogą kontrolować to, co dzieci robią w internecie?
Po pierwsze - zainstalować program, który pozwala decydować, ile czasu dziecko ma dostępny internet na swoim telefonie czy tablecie, kontrolować, w co gra, czy selekcjonować treści. Po drugie - sprawdzać historię. Taka „mechaniczna” kontrola jest bardzo ważna - chodzi tylko i wyłącznie o bezpieczeństwo. Trzeba też rozmawiać z dzieckiem, ale by nie miało poczucia, że jest szpiegowane, tylko że mama czy tata autentycznie są tym zainteresowani.
Uzależnienie i cyberprzemoc to dwa podstawowe zagrożenia, jakimi skutkuje przesiadywanie w internecie. Rodzice są tego świadomi?
Mam wrażenie, że coraz bardziej, chociaż dość późno je zauważają. Zalecałabym ostrożność w szafowaniu słowem „uzależnienie”, bo idzie za nim przekaz, że jak ktoś jest uzależniony, to do końca życia, a to już stygmatyzacja. To tak, jak mówić do dziecka: jesteś niegrzeczny. Ono o tym wie, więc „dokładając” mu, nie dajemy motywacji, by starało się poprawić. Nie nazywamy też młodego człowieka uzależnionym; raczej mówimy, że jego zachowanie jest ryzykowne i może prowadzić do uzależnienia. W ten sposób dajemy poczucie, że ma wpływ na zmianę sytuacji. Nie mama, tata, terapeuta, nauczyciel, tylko on.
Jeśli chodzi o cyberprzemoc - to pojęcie ewoluuje. Zachowania przemocowe w internecie bardzo szybko się zmieniają, zwykle dopiero po czasie uświadamiamy sobie, że dana rzecz to faktycznie forma przemocy. Często przykład idzie z góry: dzieci widzą na facebooku czy forach internetowych niecenzuralne wpisy, wulgarne komentarze dorosłych, bywa że rodziców czy dziadków, czują więc ciche przyzwolenie na takie same zachowania. Podobnie jest z nagrywaniem filmików, robieniem zdjęć z udziałem innych osób bez pytania ich o zgodę, a następnie wrzucaniem do sieci. Dzieci nie mają poczucia niestosowności pewnych zachowań, a to dlatego, że żyją w świecie, w którym wszystko jest na pokaz. Już od podstawówki na lekcjach wychowawczych nauczyciele powinni mówić, jak ważna jest dbałość o siebie i innych w internecie.
Mam nadzieję, że powoli następuje jakieś przebudzenie, jeśli chodzi o nowe technologie. Obserwuję, że modne zaczęło się spędzanie czasu razem - rodzice z dziećmi, na wycieczkach, spacerach, rowerach. Owszem, ludzie robią przy okazji zdjęcia i wrzucają w sieć, ale jeśli chodzi o takie promowanie rodziny, to jestem za.
Dziękuję za rozmowę.
NOT. LI
Echo Katolickie 34/2020
opr. ac/ac