Jezus żyje także w Tychach

Relacja z ewangelizacji "od drzwi do drzwi" w Tychach, w par. śś. Franciszka i Klary

W dniach 21 i 22 lipca 2001 w parafii pw. św. św. Franciszka i Klary w Tychach została przeprowadzona ewangelizacja „od drzwi do drzwi”. Ponad stu ewangelizatorów ze Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego „Galilea” odwiedziło mieszkańców osiedla „O”, by podzielić się swoim doświadczeniem spotkania z Osobą Jezusa Chrystusa i wspólnie z tyszanami wielbić Boga.

Już tydzień wcześniej ojciec Marek Strzyżyński CR, zmartwychwstaniec ze Stryszawy, jeden z Pasterzy Wspólnoty „GALILEA” na niedzielnych Eucharystiach przybliżał tyszanom ideę i sens, tej mało znanej jeszcze w Kościele katolickim, formy głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie.

W ośrodku wspólnoty w Stryszawie ewangelizację poprzedził 10-dniowy kurs „PAWEŁ”, na którym ponad 70 osób zdobywało potrzebne do tej posługi narzędzia i modliło się o moc i prowadzenie Ducha Świętego. W dwóch „Domach Modlitwy”, jakie istnieją na terenie tyskiej parafii. od paru tygodni trwały przygotowania organizacyjne. Także post „o chlebie i wodzie” w pierwszy piątek lipca, był przez „galilejczyków” podjęty w tej właśnie intencji.

Proboszcz parafii — franciszkanin ojciec Hadrian Beck - jest dobrej myśli: - Wychodzę z założenia, iż tradycyjne metody głoszenia Jezusa są dziś niewystarczające. Trzeba nowych form i środków. Propozycja ewangelizacyjna Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego „GALILEA”, z pewnością nie zaszkodzi, a może przynieść dużo dobrego. Jest to wielka łaska dla tych ludzi, do których ewangelizatorzy dotrą. Z pewnością będą dobre owoce. Ci którzy są na dziś aktywni w Kościele, na pewno przyjmą ewangelizatorów z zadowoleniem, a w ich życiu duchowym będzie szansa na dalszy postęp. Pozostali, być może dociągną do normalności, a według mnie normalnością u katolika winno być to, iż nie tylko uczestniczy on co niedziela w Eucharystii, ale także każdej niedzieli przystępuje do Komunii św.

Na pytanie o duchową kondycję parafii ojciec Hadrian nie kryje niezadowolenia: - Na 6 tys. mieszkańców tylko ok. 2 tys. osób uczestniczy w miarę regularnie w niedzielnej Eucharystii, natomiast odwiedziny kolędowe przyjmuje 2/3 parafian. Na dziś dysponujemy jedynie tymczasową kaplicą i te dość trudne warunki lokalowe mogą mieć wpływ na „frekwencję”. Sama parafia ma dopiero sześć lat, ale już jest parafią starzejącą się. Trzy lata temu do Pierwszej Komunii Św. przystąpiło sto dzieci, a w tym roku już tylko pięćdziesięcioro. Na terenie parafii nie ma ani jednej szkoły podstawowej, w związku z czym brak nam należytego kontaktu z najmłodszymi. Budujemy kościół, ale nie widać dużego zaangażowania ze strony wiernych. Bardzo słabe jest także zainteresowanie życiem parafii ze strony młodzieży. Wygasł ruch oazowy. Sytuację trochę ratuje „Młodzieżowy Ruch Franciszkański” i schole. Może po tej ewangelizacji coś się zmieni.

SOBOTA

Przed 9.00 przyjeżdża autobus z ewangelizatorami ze „Wzgórza Miłosierdzia” w Stryszawie. Do 70-osobowej grupy z kursu „Paweł” dołączają osoby mające już wcześniejsze doświadczenie w tego typu posłudze. Razem, ponad sto osób uczestniczy w Nabożeństwie Rozesłania. Zaopatrzeni w Pismo Święte i indentyfikatory z pieczęcią parafii i podpisem proboszcza, po dwóch lub trzech rozchodzą się na swoje „rejony”. Na parafii zalega cisza. Pozostaje parę osób, które modlą się w intencji ewangelizatorów i ewangelizowanych.

Ewangelizatorzy nie mają przy sobie pieniędzy, telefonów, zegarków, dokumentów, drugich śniadań ani jakichkolwiek „ludzkich” zabezpieczeń. Zarówno o posiłek, szklankę wody jak i nocleg będą prosić Boga ufając, iż we wszystkim ich wysłucha i w ciągu tych dwu dni niczego im nie zabraknie. Już po godzinie wraca pierwsza para: - Zaskoczyło mnie to, że tak wiele osób nie wpuściło nas. Na 16 mieszkań, tylko jedna osoba wyznała Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Wiele drzwi zastaliśmy zamkniętych. Było zupełnie inaczej niż na ewangelizacji w Ujsołach czy też Milówce. Tam przyjmowani byliśmy bardzo serdecznie, a tutaj odczuwa się wielkomiejskie zamknięcie. Czuć agresję ludzi w stosunku do nas. To jest bardzo trudne doświadczenie. Modlimy się o błogosławieństwo dla tych rodzin, które nas nie wpuściły i ufamy, że Pan Bóg działa, nawet wtedy, kiedy ktoś tylko zza zamkniętych drzwi słyszy naszą modlitwę i śpiew.

Wkrótce pojawiają się kolejne pary. Uśmiechają się, wypijają łyk herbaty i proszą o kolejne adresy. Jest ciężko, ale nikt nie traci ducha: - W jednej klatce schodowej wpuściły nas dwie rodziny, w drugiej jedna, dopiero w trzeciej klatce pięć rodzin nas przyjęło. Reszta mieszkań było zamkniętych, przynajmniej przed nami. Mieliśmy także przykrą sytuację, kiedy żona nie pozwoliła porozmawiać nam z pozostałymi domownikami, choć tamci wyraźnie tego pragnęli.

Wracają następni. Rośnie gwar w klasztornej sali, czasowo oddanej do dyspozycji ewangelizatorom. Bywa bardzo dobrze i bywa fatalnie. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, wiele osób nie słyszało o ewangelizacji i myląc „galilejczyków” ze świadkami Jehowy, zatrzaskiwali im drzwi przed nosem, nie zwracając w ogóle uwagi na identyfikatory.

Na godz.15.00 planowany jest koncert ewangelizacyjny. W parku otaczającym kościółek ekipa pod okiem będącego wyraźnie „w swoim żywiole” Ojca proboszcza, montuje prowizoryczną estradę wykorzystując podesty z tegorocznego Bożego Ciała. Wprost z ewangelizacji w Wołczynie przyjeżdża grupa muzyków z „Galilei”. Ale jak na „gwiazdę” przystało wystąpią jako ostatni. Najpierw śpiewa parafialna schola młodzieżowa potem dziecięca i grupa ewangelizatorów. Pogoda nie jest najlepsza i park odwiedzają nieliczni. Na ławkach wokół, młodzież zajęta sobą nie interesuje się zbytnio koncertem i płynącymi raz po raz z głośników zaproszeniami do wspólnego wielbienia Boga. Właściwie do końca koncertu, głównymi widzami i współuczestnikami wydają się być sami ewangelizatorzy i nieliczna grupka „złowionych” śpiewem i muzyką spacerowiczów.

Wieczorna Eucharystia zamyka powoli ten dzień. Jest obawa, czy wszyscy ewangelizatorzy będą mieli gdzie nocować. Ojciec Hadrian apeluje jeszcze raz do parafian o przyjęcie ewangelizatorów na nocleg do swoich domów. Najbardziej gościnni są sami tyscy „galilejczycy”. Wreszcie kościół pustoszeje. Wszyscy już mają swój kąt. Do rana.

NIEDZIELA

W czasie wszystkich Eucharystii Słowo Boże głosi ks. Andrzej, będący także ewangelizatorem i uczestnikiem kursu „Pawła”. Mówi o bożej miłości. Zaprasza aby każdy dzisiaj na nowo uznał swoją bezsilność, swój grzech, nawrócił się i przyjął Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela. - Bóg kocha Ciebie takim jakim jesteś. Kocha Ciebie dzisiaj, właśnie teraz. Jezus w swojej wielkiej miłości już Cię zbawił. W Nim i tylko w Nim możesz być wolny i szczęśliwy. Nie musisz żyć jak zaprogramowany robot działający według jednego schematu: praca, sen, jedzenie, rozrywka. Jezus pragnie dać Ci Życie w obfitości. Te mocne słowa, obrazowane dodatkowo pantomimą w wykonaniu grupy ewangelizatorów wydają się trafiać „w dziesiątkę” i skłaniają do refkejsi nad sobą. - Ale sam nie dasz rady. Rozejrzyj się i znajdź sobie w swojej parafii lub poza nią małą wspólnotę, wraz z którą będziesz mógł iść za Jezusem.

Pieśni uwielbienia, modlitwy z rękoma podniesionymi do góry, animacje, nawet taniec — a wszystko w atmosferze szczerej wręcz dziecięcej radości. Wielu parafian na takiej Mszy jeszcze w życiu nie było, i nigdy nawet nie przypuszczało, że można w katolickim kościele modlić się „jak Murzyni na amerykańskich filmach”. Po wyjściu z kościoła zwierzają się:

- Wielkie pogłębienie wiary. Zauważyłem jak wszyscy ożywiają się. Myślę, że nasza wiara i pobożność jest uśpiona i zakamuflowana. Potrzeba pobudzenia na nowo tego wszystkiego do życia..

- Bardzo nam się podobało. To jest szczególnie dobre dla dzieci i młodzieży. Szkoda tylko, że tak rzadko w kościele można takie rzeczy spotkać. A to jest potrzebne. Widać, że coś się dzieje. Powinno to być organizowane znacznie częściej. Najprościej jest stanąć i wyklepać Ewangelię, a człowiek wraca z mszy do domu i nawet nie wie o czym była mowa, albo w ogóle nie wchodzi do kościoła i stoi na zewnątrz, bo w środku jest nudno. Forma w jakiej wy pokazujecie Boga jest naprawdę wspaniała.

Na Mszy św. dla dzieci, ewangelizatorzy inscenizują teatrzyk kukiełkowy. Jest Jacuś i Agatka, diabeł, który kusi i dobry Bóg-Tatuś, który kocha każde bez wyjątku dziecko, nawet urwisów. - Bardzo nam się podobał teatrzyk w czasie Mszy św. Dobrze, że takie rzeczy są w kościele. Najbardziej zapamiętaliśmy to, że Bóg nas kocha, i że nawet jeśli mama czy tata zapomną o nas, Bóg nigdy o nas nie zapomni — opowiadają po Mszy dwunastolatki, a pięcioletnia Nikol, która przyjechała tej niedzieli do Tychów na odwiedziny do babci jest zachwycona: - U nas w kościele takiego czegoś nie ma. Podobały mi się laleczki, Jacuś i ta druga dziewczynka. Był także diabeł, który kusił dzieci i one się pokłóciły. Ale Pan z mikrofonem powiedział, że Bóg kocha wszystkie dzieci i nawet kiedy tatuś jest zapracowany Bóg nas kocha.

Niedziela, to także kolejny dzień „chodzenia po domach”. Wczorajsze lody nieufności wydają się topnieć. Powracający z kolejnych rejonów ewangelizatorzy coraz chętniej dzielą się przeżyciami:

- Prawie 50 procent rodzin nas przyjęło. Nie spotkaliśmy się z jakimkolwiek agresywnym czy negatywnym przyjęciem. Ci co nam otwierali drzwi byli bardzo głodni Boga. W tych ludziach, którzy oddają życie Jezusowi dzieją się wielkie rzeczy. To widać gołym okiem. Płacz, radość, szczęście. Ta decyzja jest dla nich bardzo ważna pomimo, że w większości od lat chodzą do kościoła i są wierzący. ,

- W jednym mieszkaniu byliśmy prawie półtorej godziny. Oni potrzebowali rozmowy i wyjaśnienia wielu, wielu problemów, z którymi nie potrafili sobie poradzić. Było im potrzeba takiego innego spojrzenia na pewne sprawy. Kochali Boga ale wątpliwości co do Kościoła czy też kapłanów nie pozwalały im się jeszcze bardziej na bożą miłość otworzyć.

- W rozmowie z pewnym małżeństwem, mąż zadał nam pytanie, dlaczego tak jest, że skoro Bóg nas kocha, dzieje się tyle nieszczęść, np. ostatnie powodzie w Polsce. Wtedy odpowiedziałem mu, że mnie ten problem też nurtuje i tak samo jak on nie znam odpowiedzi, ale wiem, że odpowiedzią na wszystkie problemy jest Jezus. On nawet w największym nieszczęściu daje pokój i tylko On jest rozwiązaniem. Nic więcej nie byłem w stanie temu mężczyźnie odpowiedzieć, ale zauważyłem, iż z takiego wyjaśnienia był zadowolony. Przyjął kerygmat, wyznał Jezusa jako Pana i Zbawiciela swojego życia i zainteresował się przystąpieniem do naszej wspólnoty.

- Dużo rodzin ma wielkie pretensje do księży. Jest to duży problem, bo przez te wszystkie poranione relacje nie potrafią otworzyć się na miłość Boga. W wielu przypadkach trudno jest przez to przebrnąć, gdyż blokada jest zbyt wielka.

- Były momenty, że kiedy kolejne drzwi nie otwierały się ogarniało nas zniechęcenie i pokusa aby resztę mieszkań potraktować powierzchownie. Ale wtedy zaczęliśmy się modlić za nas samych abyśmy nie ulegli oschłości. I to skutkowało.

- Bardzo się cieszę ze spotkania z młodym człowiekiem, który zadawał nam bardzo mądre i trudne pytania . Ja sama z siebie nie potrafiłabym na żadne z takich pytań odpowiedzieć, ale wtedy czułam jak Duch Święty mówi przeze mnie i widać było jak wiele zmienia się w tym chłopaku. Ufam, że zasiane tam ziarno przyniesie wielkie owoce.

- Dzisiaj na dzień dobry dostaliśmy lody i wszyscy łącznie z psem tak serdecznie nas witali, iż nie mogliśmy przez długi czas nawet ewangelizować. Potem słuchali nas z wielką uwagą i radością, prosili o modlitwę za siebie i za całą parafię. Bardzo chcieli być w takiej wspólnocie jak nasza i ewangelizować tak jak my. Byli zachwyceni przemianą jaką obserwowali wśród parafian na Mszy Św. Zazwyczaj ludzie mają opory aby podać sobie rękę przy Znaku Pokoju, a dziś wszyscy trzymali się za ręce jak dzieci.

- Zanosiliśmy radość do domów, ale także w wielu przypadkach otrzymywaliśmy wiele radości od odwiedzanych osób. To były dla nas bardzo budujące spotkania.

- Jezus dbał o to aby nadmierna ilość pociech nie wbiła nas w pychę, a nadmierna ilość porażek w zwątpienie i rezygnację.

- Zauważyłam dziś jak wielką moc ma to stwierdzenie „Bóg kocha Ciebie dziś”, jak wiele serc się przemienia, ile zastanowienia i radości przynosi nawet tym, którzy na pozór wydają się być zamknięci i niedostępni.

Ci, którzy wpuścili ewangelizatorów do swoich domów nie żałują. Pytani o wrażenia mówią podobnie:

Małżeństwo w średnim wieku: - Przyjęliśmy w naszym domu waszych ewangelizatorów. Wspaniała rozmowa, bardzo przyjemna kobieta i młody chłopak. Było naprawdę pięknie. Taka forma ewangelizacji jest jak najbardziej słuszna. Trzeba tylko lepiej informować wszystkich o ewangelizacji. Ludzie nie wiedzą o Was, mylą Was ze świadkami Jehowy. Za mało było wcześniej reklamy. Ten kto nie chodzi do kościoła, nie wiedział o tym.

Kobieta ok. 50 lat - Każdy sposób jest dobry aby ludzi przybliżyć do Boga. W wielu z nas jest po prostu brak wiary. Bardzo mądre jest aby ewangelizatorzy przychodzili do domów. O Bogu można i należy rozmawiać wszędzie: w kościele, na ulicy i w pracy. Ja jestem wierząca od urodzenia i nigdy nie miałam zachwiania w wierze. Zawsze Pan Bóg mnie podbudowywał, nawet w sytuacjach kiedy już nie czułam gruntu pod nogami. Kiedy dzisiaj patrzyłam na Was i na naszą młodzież byłam naprawdę wzruszona. Dzisiejszy czas wymaga nowych form ewangelizacji.

Dziewczyna — 22 lata - To jest bardzo dobry sposób ewangelizacji. Spotkałam się już z tego typu modlitwą i jestem do niej przyzwyczajona. U nas jest schola ale nie działa to tak dobrze jak w Waszym wydaniu. Młodzież nie zaangażuje się w nic czego nie doświadczy osobiście. Jeśli chodzi o ewangelizację w domach, to myślę, że dla osób, które chcą się spotkać z Bogiem, taka rozmowa na pewno się przyda, zawsze czegoś nowego można się nauczyć.

MODLITWA O UZDROWIENIE

Kto nie przyszedł znacznie wcześniej, nie miał wielkich szans przedostania się przez tłum wypełniający główną salę na piętrze. Pełne były przedsionki i schody. O godz. 16.00 rozpoczęła się uroczysta Eucharystia zamykająca ewangelizację. Modlitwy prowadziła już wyłącznie wspólnotowa grupa uwielbienia. Duch Święty od początku napełniał serca obecnych radością i wszyscy bez względu na wiek i swoje dotychczasowe zwyczaje modlitewne poddawali się atmosferze spontanicznej radości. Grupa animacyjna dawała przykład jak modlić się nie tylko duchem i ustami, ale całym ciałem, a takiego „Gloria” jak na tej Mszy św. w Tychach z pewnością jeszcze nie śpiewano. Słowo ponownie głosi ks. Andrzej, a pantomima jest przedstawiana jednocześnie na piętrze i na parterze. Na propozycję aby osoby, które chcą teraz oddać swoje życie Jezusowi wstały, bez wahania zgadza się większość. - Jezu, ogłaszam Ciebie Panem i Zbawicielem mojego życia. Od dzisiaj Ty przejmij kierowanie nade mną, Ty podejmuj decyzje, Ty mnie prowadź. Pragnę abyś od teraz Ty był zawsze w moim życiu na pierwszym miejscu, a wtedy wszystko inne będzie na właściwym miejscu.

Wielbieniu Boga, oklaskom i radości nie ma końca. Zaskoczeni przebiegiem wydarzeń dziennikarze próbują fotografować co się da. Starszy pan bezradnie chowa książeczkę do modlitwy. Uzywana od zawsze, dziś okazała się zupełnie nieprzydatna. Po Komunii św. powraca modlitwa uwielbienia. Ograniczona już tylko do jednego westchnienia EMMANUEL płynie na fali glossolalii. - Tak jak dwa tysiące lat temu, tak i dziś tu i teraz, Jezus żyje i jest obecny pośród nas. I tak jak wtedy będzie potwierdzał swoją Ewangelię znakami i cudami. Jezus pragnie uzdrawiać nasze dusze, naszą psychikę i także nasze ciała. Tam gdzie jest głoszona Ewangelia i gdzie jest uwielbiony Bóg, tam też jest Żywy Jezus. Otwórz swoje serce i z wiarą proś Go o co zechcesz. — Ojciec Marek CR główny celebrant, z Jezusem w monstrancji, rozpoczyna obchód pośród wiernych . Osoby obdarzone charyzmatem poznania, co pewien czas ogłaszają kolejne znaki czynione przez Jezusa. Jezus uzdrawia teraz osobę chorą na nerki.... — Jezus dotyka osobę z chorym kręgosłupem i uzdrawia ją.... — Jezus zabiera kilku osobom chroniczny ból głowy..... - Jezus leczy młodą dziewczynę poranioną duchowo z powodu molestowania seksualnego.... — Jezus uzdrawia trzy osoby mające problemy z chodzeniem i klęczeniem..... — Jezus uzdrawia osobę z chorą wątrobą..... — Jezus zabiera mężczyźnie chorobę alkoholową. JEZUS, JEZUS, EMMANUEL....

Na koniec prowadzący prosi aby te osoby, które doświadczyły tych lub innych uzdrowień podeszły do ołtarza i podziękowały Jezusowi i powiedziały jeśli chcą, świadectwo do mikrofonu. W kościele zalega cisza.

Po chwili pierwsza osoba podnosi rękę, potem druga, trzecia i następne. Kilkanaście osób podchodzi do ołtarza i dziękuje Bogu. Parę z nich mówi świadectwo. Każdemu podniesieniu ręki, każdemu świadectwu towarzyszy burza oklasków - dla Jezusa oczywiście.

O 18.00 autobus z ewangelizatorami odjeżdża do Stryszawy. O 21.00 miejscowa grupa kończy sprzątanie probostwa i salek. Czy od jutra wszystko wróci do normy? Może nie do końca. Wielu tyszan nie ma już wątpliwości, że Bóg kocha ich takimi jakimi są, a Jezus żyje dziś także na osiedlu „O”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama