Dajmy im czas

Rozmowa o misjach

„Nic nie jest bardziej nieużyteczne od chrześcijanina - napisał św. Cyprian - który nie przyczynia się do zbawienia innych". Kiedy odczytał Ojciec powołanie misyjne?

- W nowicjacie. Kiedyś życie zakonne wiązałem z pracą duszpasterską w Polsce. Jednak podczas pobytu w nowicjacie odwiedził nas ówczesny przełożony ojciec Celestyn Giba, który dzielił się z nami przeżyciami po przyjeździe z Afryki i przedstawił nam afrykańską sytuację chrześcijan i naszego zakonu. Jego słowa utkwiły mi w pamięci. Powiedział: „Gdybym był młodszy, to pojechałbym na misje do Afryki". Wtedy pomyślałem: „Ja jestem młodszy i mogę się tam udać!". Od tamtego spotkania rozpoczęła się moja przygoda misyjna. Przez kilka lat rozpoznawałem moje powołanie misyjne.

Często nasze ideały zderzają się z rzeczywistością. Po konfrontacji z Afryką doznał Ojciec rozczarowania czy zachwytu?

- Mówi się, że misjonarze przechodzą przez trzy etapy: zachwycenia - gdzie wszystko jest cudowne; etap rozczarowania - gdy oczy otwierają się na problemy i wszystko wydaje się wokoło czarne; etap realistyczny - kiedy patrzy się na rzeczywistość, w której odnajduje się plusy i minusy, pozytywy i negatywy i w której doświadcza się pięknych i trudnych przeżyć.

Podczas pierwszego etapu pobytu na terenie Afryki byłem entuzjastycznie nastawiony i zachwycony kontynentem, ludźmi i braćmi misjonarzami. Dzisiaj pytany o Afrykę odpowiadam: nie odnalazłem tam innych cnót i wad niż u ludzi w Polsce, ponieważ wszędzie są takie same Boże łaski i ludzkie grzechy. W tej kwestii mogą tylko być różnice ilościowe, jakościowe i środowiskowe.

Dajmy im czas

Obecnie jest Ojciec na etapie realności...

- Tak mi się wydaje. Wiadomo, że każdy subiektywnie ocenia rzeczywistość. Mam pewne trudności kulturowe, aby wejść w mentalność afrykańską, ale jestem otwarty.

Jakie problemy najbardziej utrudniają posługę misyjną w Afryce?

- Czasami myślę sobie, że kiedy wygłoszę kilka kazań, to Afrykańczycy zaraz zmienią swoje życie, a poganie staną się w pełni katolikami. Gdy widzę, że tak nie jest, to następuje jakieś małe zniechęcenie i zawód. Jednak codziennie zauważam wewnętrzne zmagania Afrykańczyków, gdzie do głosu dochodzi stary człowiek, a duch wierzeń pogańskich walczy z nową chrześcijańską tożsamością. Polska przyjęła chrzest w 966 roku, a potem przez kolejne wieki także następowała konfrontacja pomiędzy wiarą a zwyczajami pogańskimi. Często nosimy idealny obraz pierwszych wieków chrześcijaństwa. Jeżeli było tak idealnie, to dlaczego św. Paweł Apostoł napisał, że do nieba nie wejdą ani pijacy, ani rozpustnicy, ani złodzieje...

Co przeszkadza Afrykańczykom w przyjęciu chrześcijaństwa i w staniu się dojrzalszymi wyznawcami wiary?

- Na pewno ich przywiązanie do tradycyjnych wierzeń pogańskich. Zauważa się to zwłaszcza w momentach kryzysu, a więc w chwilach śmierci kogoś bliskiego, podczas choroby czy wojny. Ekstremalne przeżycia skutkują niekiedy złamaniem się nieutwierdzonej wiary chrześcijańskiej. W takich trudnych chwilach Afrykańczycy zaczynają szukać innego wsparcia niż wiara chrześcijańska.

Znaczną rolę odgrywa w tym wpływ afrykańskiego środowiska, ponieważ ludzie nie żyją tam sami, lecz w integralnej rodzinie, w wioskowej i klanowej wspólnocie, a moralność wiary chrześcijańskiej jest bardzo wymagająca. Dla niektórych osób kwestia np. małżeńskiej monogamii stanowi znaczny problem. Zauważa się, że poważnym problemem jest odcięcie pępowiny przywiązania do tradycyjnych obyczajowi wierzeń. W jakimś stopniu dotychczasowa religia pogańska nadal jest obecna w ich codziennym życiu.

Niekiedy coś komuś dajemy, a potem uświadamiamy sobie, że o wiele więcej otrzymaliśmy, niż mogliśmy dać. Co Ojciec zawdzięcza Afryce?

-Afryce zawdzięczam większe otwarcie się na inność człowieka i kultury. Za każdym razem, kiedy staram się zrozumieć i wejść w strukturę myślenia Afrykańczyka, czuję się ubogacony. Na misjach spotkałem wielu fantastycznych ludzi, którzy swoją wiarą i postawą mnie zawstydzali.

Posługa misjonarza odbiega nieco od posługi kapłana w Polsce. W trudnych chwilach nie chciał Ojciec wrócić do ojczyzny? Czego brakuje misjonarzowi posługującemu w Republice Środkowoafrykańskiej?

- W Afryce nauczyłem się innego podejścia do czasu. Dla mnie najważniejsza sprawa w pracy misyjnej to bycie z ludźmi, a nie tylko przyjazd do jakiejś wioski z posługą duszpasterską.

W Polsce ludzie pytają mnie często o klimat, jedzenie, język i warunki socjalne Afryki, ale dla mnie to nie są kluczowe problemy. Do niewygód i braków można się przyzwyczaić albo starać się je jakoś zrekompensować. Jeśli kocham Afrykańczyków i jestem zmotywowany wiarą, to nic mi nie będzie przeszkadzać.

Będąc w Afryce, problemem jest dla mnie np. kwestia bezpieczeństwa.

Nie myślałem, że brak bezpieczeństwa może kosztować mnie mnóstwo nerwów i stresów. W Polsce każdego wieczoru zasypiam spokojnie i bez zamartwiania się, czy tej nocy znowu nie przyjdą rebelianci. W Afryce nauczyłem się bardziej modlić antyfoną z Liturgii godzin: „Noc spokojną i śmierć szczęśliwą daj nam Panie Boże". Mówię do Stwórcy: „Panie, daj nam tę noc spokojną, a o resztę się nie martwię"... Niektórzy misjonarze nie wytrzymują napięcia i wyjeżdżają z Czarnego Lądu. Każdy ma inną wytrzymałość psychiczną...

Czy przeżył Ojciec sytuacje, w których grożono pozbawieniem życia?

- Tu, na misji, rozróżniamy uzbrojone i grasujące w buszu grupy rebeliantów i bandytów. Zagrożenia życia są częste i nieprzewidywalne.

Kiedyś spotkałem rebeliantów, którzy do mnie strzelali. Kiedy indziej uciekałem przed bandytami z misji i po drodze „wpadłem" w ich ręce. W jednej chwili przyłożono do mojej piersi pięć kałasznikowów. Sytuacja była bardzo napięta, tym bardziej że bandyci byli agresywni i głośno na mnie krzyczeli. Po dłuższym czasie doszliśmy do porozumienia. Innym razem ktoś powiedział podczas Mszy św., że do wioski przyszli bandyci. Ludzie zaczęli uciekać z kościoła. Kiedyś jechałem do pewnej wioski, aby odprawić Eucharystię. Po drodze zatrzymał mnie jakiś rowerzysta i zawrócił, mówiąc, że opodal znajduje się obóz bandytów. Pewnego dnia po odprawieniu Mszy św. mieszkańcy poprosili, abym nie wracał na misję, ponieważ na drogach pojawili się uzbrojeni bandyci. Tutaj nieustannie żyje się w takiej atmosferze...

Kiedy w Republice Środkowoafrykańskiej Kościół przestanie być misyjny, a stanie się samowystarczalny poprzez własne struktury i wystarczającą liczbę duchowieństwa?

- Jesteśmy na dobrej drodze ku temu. Kiedyś bardziej ewangelizowano, a obecnie akcentuje się tworzenie struktur lokalnych. W Afryce powinniśmy postępować jak matka wobec dziecka. Mamy roztoczyć nad tym kontynentem opiekę, ale i poluzować rękę, aby ludzie sami „zaczęli chodzić". Człowiek uczy się chodzić także dzięki początkowym upadkom. Kiedy trzyma się dziecko, to ono nigdy nie upadnie, ale i nie nauczy się samodzielnie chodzić. W tej perspektywie należy widzieć dojrzewanie Kościoła lokalnego w Afryce.

Jakie charakterystyczne walory posiada tutejsze chrześcijaństwo?

-Afryka angażuje świeckich. W Polsce jeśli czegoś nie zainicjuje ksiądz i nie będzie przewodził dziełu i wspólnocie, to rozwój nie nastąpi. W Afryce spotkałem ruchy, które nie mają kapelana od dłuższego czasu, a funkcjonują i rozwijają się wspaniale. Uderza tu wzajemna solidarność ludzi w rodzinach i parafiach. Afrykańczycy potrafią zauważyć ubogiego i potrzebującego.

Chrześcijanie w Afryce są rozśpiewani i roztańczeni.

-Na Mszach św. nie ma organistów, lecz są kilkuosobowe chórki, które prowadzą śpiew, a cały kościół wtóruje. Ludzie tu śpiewają, kołyszą się i tańczą z okazji większych świąt, reagują spontanicznie podczas kazań.

Pragnienia na przyszłość to...

- Chcę bardziej iść za Chrystusem na mojej drodze życia. Chciałbym kochać Jezusa i ludzi. A świętość?

Świętość dla mnie jest wytworem wtórnym. Ufając Panu Bogu, nie pobłądzę i pozostawię jakiś dobry ślad w historii ludzkości. Moim marzeniem jest to, aby kraj ten był zasobny i szczęśliwy, a ludzie żyli godniej. Marzeniem Afrykańczyków jest bezpieczeństwo.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama