List od czytelnika "Opoki"
Misje, to powołanie kierowane nie tylko do osób konsekrowanych, ale również do ludzi świeckich, w tym także do rodzin. W kościele pw. Św. Trójcy w Bydgoszcz 3 lipca członkowie Wspólnot Neokatechumenalnych z Torunia, Chełmna, Włocławka, Grudziądza i Bydgoszczy, podczas wieczornej modlitwy Kościoła — nieszporów, mieli niepowtarzalną okazję wysłuchać Lidii i Andrzeja Jurczyków z Gdańska dzielących się trudami i radościami ośmioletniego pobytu w Karagandzie w Kazachstanie.
Ich doświadczenie misji wiąże się z rzeczywistością Drogi Neokatechumenalnej. Zanim sami wyruszyli „dokądkolwiek ich Pan pośle” uczestniczyli w spotkaniach z rodzinami z Drogi, które realizują posługę misyjną w różnych zakątkach ziemskiego globu. Nie ukrywają, że nie raz mieli wątpliwości i obawy związane z opuszczeniem rodzinnych stron by udać się w nieznane... Do dziś pamiętają wzruszenie, kiedy przyjmowali krzyż misyjny z rąk Ojca Świętego oraz pierwsze chwile na obczyźnie.
Misja rodziny w danym miejscu polega na zwyczajnym, normalnym życiu, z tą „tylko” (sic!) różnicą, że opiera się wyłącznie na Bogu i świadczy o Nim swoją postawą. Dużą rolę w ewangelizacji odgrywają dzieci, które integrują się ze środowiskiem swoich rówieśników. Pociechy państwa Jurczyków są jedynymi katolikami w swojej szkole. Cała rodzina oczekuje przyjścia na świat 10 dziecka (dwoje urodziło się już w Karagandzie). To jak na „warunki” byłej republiki radzieckiej (z pewnością i polskiej) jest „szaleństwem Bożym”, a jednocześnie świadectwem zawierzenia Bogu-Ojcu dla zrezygnowanych miejscowych ludzi.
Rodzina państwa Jurczyków jest jedną z kilkuset rodzin z Drogi Neo, która głosi Dobrą Nowinę z dala od domu. Ich ośmioletni pobyt w Karagandzie był umocnieniem i ubogaceniem dla przybyłych na spotkanie.
Adam Jaworski
opr. mg/mg