Apokalipsa

"Z krzyżem w kraju półksiężyca. Nyszkur Allah - dzięki Bogu" - fragmenty pamiętnika misjonarza z Syrii

Apokalipsa

Zygmunt Kwiatkowski SJ

Z KRZYŻEM W KRAJU PÓŁKSIĘŻYCA

Nyszkur Allah - dzięki Bogu

ISBN: 978-83-7505-404-0

wyd.: WAM 2010



APOKALIPSA

Mój dobry przyjaciel mi mówił, że miał dziwny sen, ale ja dobrze go zrozumiałem. Chodziło mu o coś więcej, aniżeli tylko opowiadanie snów... Jasne było dla mnie, że nie uważał się bynajmniej za proroka. Po prostu prześladowały go wizje apokaliptyczne. Bardzo chciał mi ten sen opowiedzieć, licząc, że zrobię z niego literacki użytek. Parę razy zapytał mnie, ni to poważnie, ni to ze śmiechem, czy gdzieś umieściłem artykuł z jego snem...

Któregoś dnia zacząłem pisać artykuł, ale nie byłem w stanie go dokończyć. Nie podobał mi się jego początek, który brzmiał mniej więcej w ten sposób: „Nagle przyszła wojna, choć z jej formalnym wypowiedzeniem nikt się nie trudził. Wojna nie wojna — mniejsza o to, jak nazwać to, co się wtedy działo. Chaos zapanował wszędzie i ogarniał wszystko jak powódź, na którą nie było ratunku. Z nieba przyszedł cios, którego w żaden sposób nie było można powstrzymać. Zostały zadane rany, na które nie było uleczenia”.

Zbyt apokaliptyczny wydawał mi się początek, dlatego spróbowałem innego sposobu: „Jak co rano po obudzeniu, udałem się do łazienki i... nagle prąd został odcięty. Nie mogłem wziąć mojej porannej kąpieli ani wypić mojej porannej kawy, bo gazu też nie udało mi się zapalić. Poszedłem szukać zapałek, ale w pewnym momencie stanąłem jak sparaliżowany. Zdałem sobie wreszcie sprawę, że miasto jakoś inaczej niż zwykle się zachowuje. Zbyt głośno pobrzmiewają klaksony samochodów i syreny. Szukałem tranzystorowego radia, które musiało być gdzieś wśród szpargałów na biurku... «Windy nie działają» — skojarzyłem sobie nagle, gdy usłyszałem, że za drzwiami nieprzerwanie dudnią kroki schodzących. Wyraźnie było słychać ich lamenty i krzyki. Coraz bardziej dochodziłem do siebie, zdając sobie sprawę, że chodzi o poważną tragedię. «Wojna się zaczęła i trzeba uciekać» — usłyszałem. Wojna? Ale z kim i dlaczego? Gdzie uciekać? Nie mogłem się zdecydować na żadne działanie. Mój telefon komórkowy stał się niezdolny do użytku, milczał, pulsując czerwonym światełkiem alarmowym jak mała elektroniczna ryba dogorywająca na moich oczach z braku wody. Włosy stanęły mi dęba, gdy zobaczyłem przez okno, jak ludzie ładują się do samochodów. Gdzie oni jadą? Radio jeszcze bardziej wzmogło mój niepokój i spowodowało w moim myśleniu jeszcze większy chaos. Wiedziałem już, że zdarzyła się katastrofa, że przekracza ona wszystkie oficjalne przewidywania, ale jakie jest jej rzeczywiste pochodzenie i jak wielka skala — nie mogłem się zorientować. Zaczęła we mnie narastać panika, tym bardziej że okazało się, iż «...prezydent nagle stał się nieosiągalny» — o czym z zażenowaniem powiedział radiowy spiker, jego rzecznik prasowy składał właśnie jakieś mało trzymające się kupy wyjaśnienia, które zresztą zostały szybko przerwane i w miejsce jego wypowiedzi pojawiła się znów muzyka.

Ja też opuściłem dom, bo przecież w każdej chwili można się było spodziewać nuklearnego ataku na nasze miasto — tyle tylko zrozumiałem... Nie wiem wprawdzie, kto będzie nas atakował i dlaczego, to znaczy nie wiem nic konkretnego na ten temat, choć znam spekulacje, że tajni agenci wroga, że różne terrorystyczne organizacje... Podobno — podał przed chwilą spiker — bomba miała być ukryta parę lat temu w piwnicy jednego z domów. Podobno tę bombę wróg chce zdetonować i spotęgować katastrofę, która tej nocy dotknęła nasz kraj. Czy tylko nasz kraj, czy inne również? Wyglądało na to, że katastrofa jest światowa. Nie mogło przecież być inaczej w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. Nie było innego wyjścia. Dom musiałem opuścić jak najspieszniej. Co innego mogłem zrobić? Na co mogłem liczyć, pozostając w wysokim wieżowcu, bez prądu i bez jedzenia. Miałem się żywić kilkoma kromkami chleba kawą? Serkami i majonezem? Nie wiedziałem jeszcze, gdzie pojadę...”. No dobrze, wystarczy! Tu przerwałem pisanie mojego artykułu. Uznałem, że nie ma co kultywować fikcji. Nie będę pisał tak, jakbym ten „atak terrorystyczny” w rzeczywistości przeżywał. Lepiej, aby każdy z nas spróbował sam sobie dopowiedzieć, co mogło się wydarzyć dalej. Co, waszym zdaniem, działo się z moim samochodem, gdy wyszedłem na ulicę? Co się stało, gdy zauważyłem, że mam bardzo mało benzyny? Jak wyglądała sytuacja stacji benzynowych, które szturmowały liczne samochody? Ile kosztowała benzyna i kto ją sprzedawał? Jak odbywało się jej kupowanie? Następnie... Pomyślcie sobie, jak wyglądały supermarkety, jak zachowywali się w nich ludzie, co robili, gdy widzieli, że ktoś wynosi sporą paczkę pełną wiktuałów, podczas gdy innym pozostały tylko puste półki? Co robili starcy, jak zachowywały się dzieci, a jak gangsterzy, którzy gangsterami nie byli, ale takimi się stali z powodu apokaliptycznej paniki. Dodajcie do tego jeszcze przekonanie, że zbliża się czas „zero” nuklearnego wybuchu albo że nadchodzą wiadomości o zbliżaniu się do miast radioaktywnej chmury... A gdyby dodać do tego huk wybuchów, pożary, rozwalające się domy, trupy na ulicach...?

Może trzeba by jeszcze tę serię pytań uzupełnić o następne, trochę odmienne w formie. Zastanów się trochę, co byś zrobił, gdyby to ciebie spotkał taki kataklizm tam, gdzie mieszkasz obecnie? Gdzie być uciekał i co byś robił w miejscu twojej ucieczki? Gdzie byś mieszkał i czym byś się żywił... Oczywiście, gdybyś dojechał zgodnie z twoim zamiarem, gdyby ci starczyło paliwa w baku, gdyby droga nie była przecięta albo zablokowana, gdybyś uniknął napadu rabusiów, gdybyś nie został zaatakowany przez zrozpaczonych ludzi, szalonych ze strachu...

Co by było, gdyby wielka lawina głodnych i przerażonych ludzi trafiła tam, gdzie ty szukasz schronienia, i nie było już żadnych zorganizowanych form pomocy, gdzie każdy musiałby walczyć z drugim człowiekiem, żeby przeżyć, bo śmierć chodziłaby z otwartą przyłbicą, śmierć we wszystkich jej postaciach i we wszystkich odsłonach apokaliptycznego dramatu — jako jedyna zwycięska reguła życia.

Uderzyłem w ton być może zbyt filozoficzny — ale ten zbytek mi się dziś podoba. Możemy jeszcze sobie trochę pofilozofować. Rano miałem ciepłą wodę w prysznicu, w minutę moja poranna kawa była gotowa, w lodówce znajdują się różności do przegryzienia... Nie może mi to jednak przesłonić faktu, że ludzkość jest rzeczywiście chora! Nie można dłużej na to zamykać oczu. Z jednej strony, są ludzie bardzo bogaci, z drugiej zaś — nędzarze, którzy umierają z głodu. Są śmiertelnie chorzy, których mogłyby uratować od śmierci tabletki znajdujące się w mojej apteczce, czekające w zapomnieniu na przeterminowanie i wyrzucenie do śmietnika. Jedni mają domy, po kilka domów, pałace, luksusowe apartamenty, a inni całe życie mieszkają w kartonowych budkach albo śpią pod mostami, na ulicach. Część ludzi wyrzuca pieniądze na zbytki, traktując innych ludzi jak przedmioty jednorazowego użycia, gdy tymczasem ludzie-przedmioty poddają się ich woli, nie mając nic do powiedzenia, bo albo zmusza ich do tego ktoś, kto chce na nich zarobić, albo sami godzą się na warunki możnych, widząc w tym jedyny sposób przeżycia...

Tymczasem zło jest zawsze zapowiedzią śmierci i w żaden sposób nie da się jej oszukać. Upomni się ona z całą pewnością o swoje ofiary, nawet jeśli na razie się nie odzywa. Cicho się czai, podpisując weksel swojego złowieszczego żniwa. Nie pomogą wówczas żadne kwarantanny, mury ani podział świata na strefy: w jednej strefie to zło się leczy, a w innej pozwala mu się rozwijać. Pojawiają się wówczas jego mściciele, nowy rodzaj apokaliptycznego wojownika, który nie boi się umierać, bo nigdy nie zaznał normalnego życia. Zadawać będzie śmierć innym — w największej możliwej ilości, bo nie będzie mu przecież chodzić o prywatne animozje w stosunku do jakiegoś konkretnego człowieka, ale o sąd i o egzekucję globalnego potępienia, składając w ten sposób ofiarę nienawiści bogu zemsty i unicestwienia.

Ponieważ przybliżyliśmy się w ten sposób do obszaru teologii, skorzystajmy z okazji i dopowiedzmy jeszcze, że jedyną odpowiedzią na chorobę, na którą zapadł współczesny świat, jest porozumienie między religiami w imię ratowania człowieka. Taka zaś religia, której nie zależy na ludzkim ratunku, która człowieka nie szanuje i traktuje go jak mięso armatnie dla swej ideologii — trzeba to powiedzieć jasno — nie jest prawdziwa. Równie jasno trzeba powiedzieć, że takich religii nie ma, są tylko ich fałszywe interpretacje.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama