O turystyce i polskich sposobach spędzania wakacji
Setki turystów w Dolinie Rospudy (efekt obrony ekologów). Większość Polaków zostaje jednak w domach podczas urlopów. Foto: Marcin Jakimowicz
Ponad 60 proc. dorosłych Polaków w ogóle nie wyjeżdża na urlop! A jak i gdzie wypoczywa reszta społeczeństwa?
Kiedyś urlop na letnie wakacje planowaliśmy w okolicach Wielkanocy. Teraz już rok wcześniej ustalamy kierunek kolejnej wyprawy. Tak wynika z obserwacji socjologów. Ale jednocześnie z przyjemności planowania wyjazdów ciągle nie korzysta większość Polaków. Nie tylko z powodów finansowych. Za to ci, którzy wyjeżdżają, najczęściej chcą spędzić urlop z rodziną. I wolimy sami sobie zorganizować wakacje, niż prosić o to biuro podróży.
Odpocząć jest rzeczą ludzką. Okazuje się, że niekoniecznie polską. I to wbrew powszechnemu stereotypowi, że Polacy ciągle świętują, przedłużając kolejne długie i dłuższe weekendy. Z badań, które przeprowadziło Centrum Badań Opinii Społecznej pod koniec 2007 r., wynika, że aż 62 proc. Polaków nie wyjeżdżało i nie planuje wyjeżdżać na urlop. Niektórzy niemal wcale nie odpoczywają, inni owszem, ale nie ruszając się z domu. Tymczasem nie trzeba być psychologiem, żeby tylko intuicyjnie przeczuwać, że nic tak nie regeneruje sił umysłowych i fizycznych, jak przynajmniej tygodniowe oderwanie się od codzienności — w sensie psychicznym i geograficznym.
Wiele zależy od wieku i sytuacji materialnej. Ale coraz bardziej także od niechęci, żeby ruszyć się ze swojego światka. Instytut Turystyki, który co roku prowadzi badania nad naszymi wojażami, opublikował m.in. dane dotyczące przyczyn bierności turystycznej. Okazuje się, że w 2007 r.
około 11 proc. z tych, którzy nie wyjeżdżają, jako powód podało „brak ochoty i potrzeby wyjazdu”. To o 4 proc. więcej niż w 2004 r. Zdecydowana większość niewyjeżdżających tłumaczy się jednak złą sytuacją finansową, choć tutaj z kolei maleje ich liczba w porównaniu z okresem sprzed kilku lat (w 2004 r. twierdziło tak 52 proc., a w 2007 r. już tylko 41 proc. osób niekorzystających z wyjazdów). Rośnie jednak także grupa tych, którzy wymawiają się koniecznością ciągłej pracy zarobkowej. Czasami jest to związane z niewystarczającymi dochodami w jednej pracy, najczęściej wynika z nieumiejętności oderwania się od codziennych obowiązków. Dotyczy to zwłaszcza kadry kierowniczej i prowadzących własną działalność gospodarczą. Zdaniem Krzysztofa Łopacińskiego, prezesa Instytutu Turystyki, to efekt rosnącego kultu pracy u Polaków. — Co ciekawe, zupełnie inaczej wygląda to w krajach protestanckich, o których zwykło się mówić, że tam praca jest największą wartością — protestancki etos pracy zapewniającej szczęście. Tymczasem oni traktują pracę jako obowiązek, a czas wolny właśnie świadczy o jakości życia. My natomiast nie potrafimy często oddzielić pracy od domu. Oni marzą o podróżach, my — o dobrej pracy — mówi Łopaciński. Można pocieszać się tym, że liczba niekorzystających z urlopu spadła o kilka procent od 2003 r. Ale to ciągle ponad połowa społeczeństwa.
Pewnie wielu Czytelników, którzy godziny spędzili w niejednym weekendowym korku, ironicznie uśmiecha się, czytając powyższe rozważania. To niby skąd taki tłok na drogach, jeziorach, skąd kolejki na trasie do Morskiego Oka przy każdej nadarzającej się okazji? Cóż, jednak 38 proc. pozostałych obywateli, wyjeżdżających na urlop, to ciągle kilkanaście milionów czynnych klaksonów, pływających kąpielówek, zamówionych w górskich schroniskach herbat i kół rowerowych na leśnych szlakach.
Zdecydowana większość podróżników (87 proc. wg CBOS) wyjeżdża w jeden lub kilka regionów Polski. W okresie największego natężenia ruchu turystycznego w lipcu i sierpniu tradycyjnie wygrywa morze. Ale już w wyjazdach krótszych, 2—4-dniowych, najpopularniejsze są góry. Do regionów szczególnie ulubionych przez turystów (poza Pomorzem, Podkarpaciem i Małopolską) należy także Mazowsze oraz niezmiennie Mazury. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się także Dolny Śląsk.
W wyjazdach zagranicznych wygrywają Słowacja, Niemcy, Włochy, Hiszpania i Wielka Brytania. Podróżujemy najczęściej samochodem (ponad 80 proc.), z roku na rok wzrasta też liczba podróżujących liniami lotniczymi, za to systematycznie rezygnujemy z korzystania z kolei państwowych. Dane te dotyczą zarówno krajowych, jak i zagranicznych wyjazdów. Polacy nie wyjeżdżają masowo na zagraniczne urlopy nie tylko z powodu większych kosztów takiej wyprawy. — Jest duża grupa ludzi, których zagranica po prostu nie ciągnie — tłumaczy Krzysztof Łopaciński. — I jest tak nie tylko u nas, ale także np. u Niemców — dodaje.
Za to w turystyce zagranicznej wykształciła się nowa formuła wyjazdów: do rodziny pracującej w innych krajach. Kolejki do odprawy na lotniskach to już codzienność. Ale w tłumie czekających na samolot do Londynu, Dublina są nie tylko pracujący za granicą, ale właśnie ich krewni, którzy jadą do nich, niekoniecznie próbując „załapać się” do sezonowej pracy.
Osoby badające systematycznie podróże Polaków zwracają też uwagę na inne nowe zjawisko: wolimy wyjechać na urlop z rodziną. Dawniej normą było, że rodzice wysyłali dziecko na kolonie czy do babci. Dzisiaj, kiedy najczęściej i ojciec, i matka są zapracowani, urlop jest jedynym czasem, kiedy cała rodzina ma szansę być ze sobą razem przez całą dobę. Wyjazd też ustawiamy pod kątem dziecka. Dzisiaj niemal każdy ośrodek wypoczynkowy ma na wyposażeniu coś do zajęć dla dzieci. Niektórzy mówią wręcz żartobliwie o „dyktaturze dziecięcej” w turystyce. Kiedyś też były dzieci, ale teraz rodzice więcej pracują. Nie ma więc lepszego czasu na zacieśnienie kontaktów z dziećmi niż spędzenie kilku godzin w samochodzie, na wspólnych wyprawach w góry, wycieczkach rowerowych itd. — Istnieje też model tzw. wakacyjnych wdów — mówi Łopaciński. — Mama wyjeżdża gdzieś z dziećmi, ojciec pracuje, a dojeżdża do nich tylko na weekend — dodaje.
Ze względu na „dziecięcą dyktaturę” rośnie też zainteresowanie turystyką miejską, bo tam czeka na dzieci więcej atrakcji w ich mniemaniu. Nawet wybierając pobyt nad morzem, rodzice najczęściej wybierają duże kurorty, gdzie po dniu spędzonym na plaży można czuć rytm miasta. Turystyka miejska ma się coraz lepiej także z innych powodów niż dzieci: coraz więcej osób chce jednak spotkać się z kulturą, zabytkami i „zjeść” miasto w jakiejś gustownej knajpce.
Jednak zdecydowana większość tych, którzy zdecydowali się na wyjazd, spędza ten czas dosyć biernie, na leżaku, przed telewizorem lub ewentualnie na krótkich spacerach (ok. 70 proc.). Dłuższe wycieczki, aktywność sportowa to ciągle atrakcja dla nielicznych.
Najciekawsze jest to, że jesteśmy w miarę samowystarczalni, jeśli chodzi o organizację urlopów. Wolimy sami usiąść nad mapą, sami zatankować swój samochód lub wykupić bilet na autokar czy samolot, niż oddawać cenny czas pod opiekę biura podróży. Dotyczy to zarówno wyjazdów krajowych, jak i zagranicznych. Chociaż w przypadku tych drugich widać wyraźnie, że ich popularność rośnie z roku na rok. Tutaj coraz mniej osób (chociaż nadal minimalna większość) decyduje się na samodzielne wojaże, zwłaszcza w przypadku dalszych wypadów, gdzie same koszty wyjazdu pochłaniają dużo więcej pieniędzy niż w ofercie biura. Według danych CBOS, jeszcze w 2006 r.aż 53 proc. zagranicznych wojaży organizowaliśmy sami, podczas gdy z usług biur podróży korzystało tylko 20 proc. Już rok później statystyki wyglądały zupełnie inaczej: 42 do 40 proc.
Nie jest natomiast odkryciem stwierdzenie, że młodość i zamożność sprzyja planowaniu urlopu. Najbardziej aktywne pod tym względem są (poza młodzieżą do 18 lat) osoby od 18. do 34. roku życia. Po 50 jest już coraz gorzej. Najczęściej wyjeżdża też kadra kierownicza i inteligencja, najrzadziej rolnicy. Niestety, dla dużej części z nas wyjazd, choćby tygodniowy w kraju, jest luksusem. Nie zapominajmy jednak, o czym mówiliśmy wcześniej, że jest też spora grupa Polaków, którym brak ochoty lub pomysłu na urlop, chociaż kieszeń na to pozwala. Nie można żyć tylko pracą. Lepiej dźwigać plecak, niż martwić się potem garbem od ciągłego pochylania się nad swoim kontem bankowym. A starą prawdę, że podróże kształcą, to aż wstyd przypominać...
opr. mg/mg