Camino znaczy droga [GN]

Prawie 800 km do przejścia i ponad miesiąc wędrówki - ta droga jednak nie odstrasza

Prawie 800 km do przejścia i ponad miesiąc wędrówki. Ta perspektywa może odstraszać tych, którzy mają mniej sił i czasu. Jednak ilu pielgrzymów, tyle sposobów pokonywania Drogi Świętego Jakuba, która w Roku Jakubowym przeżywa renesans.

Na asfalcie widać dwa zakurzone pasy wydeptane butami pielgrzymów. Z piaszczystej drogi schodzi się na lokalną szosę, prowadzącą do O'Cebreiro. Tu zaczyna się Galicja i nasza wędrówka. Miasteczko wita chłodem. Przybywający pielgrzymi szybko podążają w kierunku schroniska. Ustawia się spora kolejka. Najpierw ci, którzy pieszo pokonali trasę, następnie rowerzyści, bo im łatwiej dojechać do następnego miejsca. Każdy wyciąga credencial, czyli dowód dokumentujący przebytą trasę i uprawniający do noclegu w jednym z tanich schronisk dla pielgrzymów (3—4 euro za noc). W prywatnych, których coraz więcej jest na trasie, nikt o to nie pyta, ale i cena za nocleg jest kilka razy wyższa.

Cud eucharystyczny i pogrzeb Jakuba

Wędrówka zaczyna się od pytania o wiarę. Przed wiekami, w czasie strasznej zamieci śnieżnej, dotarł do kościoła w O'Cebreiro na Mszę wieśniak Juan Santin. Sprawujący liturgię kapłan wyśmiał go, że chciało mu się tak trudzić, by uczestniczyć w Eucharystii, w sens której sam wątpił. Tylko wariat idzie w taką pogodę, by dostać trochę chleba i wina — wyśmiewał się zakonnik. W czasie konsekracji stał się cud: Hostia przemieniła się w ciało, a wino w krew Chrystusa. Modlimy się w kaplicy upamiętniającej cud. Każdy przed Bogiem składa intencje, z którymi wyruszył. Z zainteresowaniem oglądamy też ciekawostkę O'Cebreiro, czyli palozze — okrągłe, kamienne, kryte strzechą chaty budowane taką samą techniką od kilku tysięcy lat. Dowiadujemy się, że właśnie w tej osadzie powstał pierwszy na Drodze św. Jakuba (Camino de Santiago) szpital dla pielgrzymów. Droga przemieniała bowiem nie tylko przemierzających ją ludzi, ale i struktury. Na trasie wznoszono kościoły i schroniska. Wolfgang Goethe pisał, że to „drogi św. Jakuba ukształtowały Europę”.

Choć celem pielgrzymki jest grób Jakuba, który jako pierwszy z apostołów przelał krew za Jezusa, to dotrzeć można do niego różnymi drogami. Najpopularniejsze dziś to Camino Frances (wiodąca przez Pireneje Droga Francuska), którą idziemy, Camino del Norte (wzdłuż wybrzeża Zatoki Biskajskiej) i Via de la Plata (prowadząca z Portugalii Droga Srebrna). Legenda opowiada, że zanim Jakub został ścięty w Jerozolimie, ucałował swego kata. Ten gest wywarł tak piorunujące wrażenie na oprawcy, że nawrócił się i następnie sam poniósł śmierć męczeńską. Przyjaciele Jakuba chcieli go pochować w bezpiecznym miejscu, więc wzięli jego ciało w kamiennym sarkofagu na statek i wyruszyli w podróż. Tak dotarli do przylądka Finisterre, wyciągnęli sarkofag na brzeg i zanieśli kilkadziesiąt kilometrów w głąb lądu. Podobno miał ich prowadzić anioł. Przez wieki miejsce pochówku św. Jakuba owiane było tajemnicą. Dopiero w IX w. odkryto jego relikwie. Miejsce pochówku św. Jakuba (po hiszpańsku Santiago) wskazało „pole gwiazd” (łac. campus stellae). Stąd nazwa osady Santiago de Compostela.

Obecnie pielgrzymi odbywają jakby odwrotną drogę. Po modlitwie przy grobie Apostoła wyruszają do miejsca uważanego przed wiekami za „koniec świata”, czyli na przylądek Finisterre, gdzie palą swe pielgrzymie ubrania i buty, symbolicznie zrzucając z siebie starego człowieka.

Klucz do kościoła

Wędrujemy tunelem wytyczonym pnącymi się ku niebu eukaliptusami i gdzieniegdzie kasztanowcami. Niestety, to nie sezon i nie spróbujemy pieczonych na ruszcie kasztanów. Mijamy kolejne zamknięte kościółki i pielgrzymów zdziwionych tak jak my, że w Galicji jakby Kościół nie nadążał za rozwijającym się ruchem pielgrzymkowym. — Było wiele włamań, z wielu miejsc pokradziono rzeźby i obrazy, nie ma pieniędzy na opłacenie stróża, dlatego kościoły są pozamykane — mówi nam kobieta prowadząca jeden z przydrożnych barów. Podpowiada jednak, że często klucz ma ktoś z mieszkańców, więc warto się dopytać. Rada okaże się przydatna za kilka dni, gdy po dotarciu na nocleg zastaniemy kościół zamknięty na cztery spusty.

Kolejny raz przekonujemy się, że tradycyjna wieczorna Msza kończąca się błogosławieństwem pielgrzymów w wielu miejscach Camino jest tylko marzeniem. Możemy mówić o szczęściu, w grupie mamy księdza. Na liturgię przychodzi Włoszka opiekująca się jednym ze schronisk. Mówi, że Hiszpania coraz bardziej boryka się z brakiem kapłanów. Ci, których spotykamy na szlaku, dawno przekroczyli 70. rok życia.

Kolejny raz mijamy małżeństwo Niemców. Drogę Francuską pokonują od trzech lat. Co roku idą około tygodnia, zaczynając od miejsca, w którym przed rokiem zakończyli Camino. Zajadając typowe pielgrzymie śniadanie, czyli pieczony na ruszcie chleb, mówią, że nieważne, jak długo będą szli, bo liczą się cel i motywacja. Jej chyba nie brakuje Japończykom. Z podziwem patrzę na chłopaka maszerującego w sandałach. Wszystkie palce u stóp oklejone plastrami. Idą całą grupą wraz z nauczycielką, bo na Camino uczą się hiszpańskiego i poznają kulturę kraju.

Galicja jest naprawdę uboga. Trudno dostrzec cały ten rozwój, który dotarł do Hiszpanii wraz z unijnymi dotacjami. W jednej z osad kobieta częstuje nas naleśnikami z cukrem i prosi o ofiarę. Jesteśmy wyjątkowo zmęczeni. W nogach prawie 40 km, a wciąż nie mamy noclegu. W kolejnych napotykanych na trasie schroniskach brak wolnych miejsc. Po następnych 10 km marszu docieramy do prywatnego pensjonatu. Inni pielgrzymi rozstawiają namiot pod lasem, a młodzi, poowijani w płachty termiczne, układają się do snu w zbożu.

Camino wpisane do CV

Po kilku dniach w drodze mijani ludzie stają się rodziną. Niektórych spotyka się tylko raz, innych niemal codziennie. Pewien student z RPA przez trzy lata zbierał pieniądze na wędrówkę. Wyruszył zafascynowany książką Paulo Coelho „Pielgrzym”. Na trasie poznajemy też Australijkę. Jej ogromy plecak budzi powszechne zainteresowanie. Każdy stara się nieść na plecach niezbędne minimum, bo z każdym przebytym kilometrem rzeczy ważą więcej. W kolejnych schroniskach zostawiam niepotrzebne książki. Jedna z dziewcząt napotkanych ludzi częstuje cukierkami. Śmieje się, mówiąc, że robi to z dobrego serca, ale i po to, by pozbyć się z plecaka kilograma słodyczy. Im bliżej Santiago de Compostela, tym więcej Hiszpanów na trasie. Z niedowierzaniem słucham młodego chłopaka, który mówi, że wędruje, by przejście Camino wpisać sobie do CV, co jest dobrze odbierane przez pracodawców. Podobno nawet więźniom odsiadującym lżejsze wyroki hiszpańskie sądy darują część kary po przejściu Camino.

Przed nami spora górka. Siostra Bernadeta dziarsko maszeruje, wystukując rytm pielgrzymim kijem. Stała się swoistą „atrakcją” na szlaku z powodu zakonnego habitu. Wszyscy nazywają nas „grupą od siostry” i co chwila ktoś chce się z nią sfotografować. Nagle słyszymy radosne: Buen camino, czyli „Dobrej drogi”. To pochodzący z północnych Włoch Bruno. Idzie prawie miesiąc, a Drogę św. Jakuba pokonuje już trzeci raz. Śmieje się, że im bliżej celu, tym nogi — mimo przebytych setek kilometrów — szybciej maszerują. Kiedy się oddala, patrzę na przytwierdzoną do jego plecaka białą muszlę — symbol wędrówki, drogi, pielgrzymowania tu, na ziemi, ale i do królestwa niebieskiego. Taką samą muszlę ma w swym herbie Benedykt XVI.

Santiago na horyzoncie

Gdy docieramy na Monte do Gozo (Wzgórze Radości), chmury spowijają niebo, przysłaniając nam wieże katedry w Santiago, które stąd po raz pierwszy można dostrzec. Na szczycie wzgórza pomnik upamiętniający Jana Pawła II, który w wypowiedzianym w Santiago Akcie Europejskim apelował: „Europo, odnajdź siebie samą! Bądź sobą! Tchnij życie w swoje korzenie!”. Papieska pielgrzymka stała się zaczątkiem odrodzenia zapomnianej przez wieki Drogi św. Jakuba, która wcześniej była obok pielgrzymek do Jerozolimy i Rzymu najpopularniejszym szlakiem pątniczym. Szacuje się, że w trwającym Świętym Roku Jakubowym — Xacobeo 2010 do grobu św. Jakuba przybędzie ok. 1 mln pielgrzymów.

Kiedy dostrzegamy napis Santiago, wzruszenie ściska serce. Schodzimy do miasta i idziemy wprost do grobu św. Jakuba. W południe rozpoczyna się Msza pielgrzyma. Sprawujący ją kapłan wyczytuje kraje, z których pochodzą pielgrzymi, wymienia i Polskę! Mamy szczęście. Akurat przypada wspomnienie jakiegoś lokalnego świętego i na zakończenie liturgii dokonuje się obrzęd okadzenia figury św. Jakuba. Największa kadzielnica świata waży 54 kg, kilku mężczyzn wyciąga ją rytmicznie pod dach katedry, by rozhuśtana mogła wyrzucać dym. Wraz z nim wznosimy do Boga nasze modlitwy. Przypominam sobie często słyszane na Camino słowa: wraz z dojściem do Santiago Droga się nie kończy, ona dopiero teraz naprawdę się zaczyna...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama