Niesamowita historia pewnego obrazu

Historia obrazu w Kodniu przypomina wypis z kroniki kryminalnej, związanej z postacią księcia Mikołaja Sapiehy

Kiedy w grę wchodzi miłość, możliwe jest prawie wszystko, zwłaszcza jeśli jest to miłość do Matki Bożej i protagonistą jest polski arystokrata. Polakom wszystko można wszak zarzucić, ale nie brak fantazji. Nikt by jednak nie przypuszczał, że historia świętego obrazu może przypominać wypis z kroniki kryminalnej, ale dzięki temu po raz kolejny poznajemy moc przebaczenia.

Wybierając się z parafianami na pielgrzymkę do Kodnia byłem przekonany, że odwiedzimy kolejne z licznych sanktuariów maryjnych, których w Polsce jest mnóstwo, ale ponieważ ja kocham Maryję, jako absolutną protagonistkę mojego kapłańskiego powołania, więc cieszyłem się na to spotkanie. I nie spodziewałem się sensacji.

Legenda, która brzmi znajomo

Podobnie jak w wielu innych przypadkach z historią powstania obrazu Matki Bożej Kodeńskiej wiąże się legenda, sięgająca korzeniami czasów apostolskich. Znamy tę legendę w kontekście obrazu na Jasnej Górze i tutaj ona się powtarza, a mianowicie św. Łukasz Ewangelista miał namalować portret Maryi na desce drzewa cedrowego w Nazarecie, ale oprócz tego miał również wyrzeźbić figurę Matki Bożej. I to właśnie figurka Bogarodzicy miała trafić do Konstantynopola - stolicy chrześcijańskiego Wschodu i tam miał ją zobaczyć młody mnich benedyktyński o imieniu Grzegorz. Grzegorzowi przypadła do gustu owa figura i kiedy został obrany papieżem (Grzegorz Wielki) sprowadził ją do Rzymu. Od tego czasu ten konkretny wizerunek Maryi nazywany jest Matką Bożą Gregoriańską.

Kiedy do Rzymu przybywa biskup Leander z Sewilli i na mocy swojej wcześniejszej przyjaźni z Grzegorzem Wielkim prosi o podarowanie cudownej figury Matki Bożej do hiszpańskiego opactwa benedyktyńskiego w miejscowości Guadalupe. Prośbie stanie się zadość, stąd drugi tytuł tego wizerunku - Matka Boża z Guadalupe - ale papież Grzegorz, który kocha tę figurę, zleca namalowanie obrazu na podstawie rzeźby. Wykonawcą jest przebywający w Rzymie mnich benedyktyński Augustyn, późniejszy arcybiskup Canterbury. Taka jest tradycyjna legenda powstania obrazu, który dzisiaj znajduje się w Kodniu. Jest on imponujący i przedstawia Maryję w szatach królewskich z Dzieciątkiem na lewej ręce i berłem w prawicy. Ponieważ obraz wykonany jest farbami olejnymi, nie da się obronić tej legendy. Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, którzy są kustoszami sanktuarium sugerują, że być może dzisiejszy obraz jest kopią tego, który namalował św. Augustyn z Canterbury.

Złodziej szalony z miłości?

Jednak to wszystko, co opisałem do tej pory, jakkolwiek interesujące, blaknie w porównaniu z historią przybycia tego obrazu do Kodnia. Tym bardziej, że to same fakty. Na scenie pojawia się bowiem ród Sapiehów, a dokładnie czwarty właściciel Kodnia książę Mikołaj Sapieha zwany Pobożnym. To właśnie on w 1629 roku rozpoczyna budowę nowej murowanej świątyni w pobliżu drewnianego kościoła parafialnego pw. św. Anny. Niestety, na pewnym etapie budowy, książę zapada na chorobę, której konsekwencją był paraliż. Namówiony przez żonę książę Mikołaj przerywa budowę i udaje się w pielgrzymce do Rzymu, aby prosić o łaskę uzdrowienia. W Rzymie Ojciec Święty Urban VIII zaprasza go na Mszę św. sprawowaną w prywatnej kaplicy papieskiej na Watykanie. Eucharystia sprawowana przez Urbana VIII przed wizerunkiem Matki Bożej Gregoriańskiej całkowicie odmieniła życie Mikołaja Sapiehy. Nie tylko doznał łaski całkowitego uzdrowienia, ale zrodziło się w nim wielkie pragnienie, aby cudowny wizerunek, przy którym się modlił, znalazł się w budowanej przez niego świątyni. Nie wiemy dokładnie, co się wówczas stało, można się domyślać, że książę chciał odkupić obraz od papieża, ale ten się pewnie nie zgodził. I wtedy, trudno w to uwierzyć, ale Mikołaj Sapieha, najwyraźniej oszalały z miłości do Maryi, postanawia... ukraść obraz! Przekupuje papieskiego zakrystiana, obiecując mu 500 złotych dukatów, i natychmiast po uzyskaniu obrazu, ucieka do Kodnia. Udaje mu się zgubić pościg i 15 września 1631 roku dociera na miejsce.

Błogosławiona wina

Nietrudno sobie wyobrazić, że ta historia nie może się skończyć w tym miejscu. Nie może stać się miejscem kultu kościół z obrazem pochodzącym z kradzieży i to jeszcze wykradzionym papieżowi! Urban VIII miał ukarać Mikołaja Sapiehę karą ekskomuniki, czyli wyłączenia go z Kościoła.

Nie mógł więc książę przyjmować sakramentów, a nawet przestępować progu jakiejkolwiek świątyni, jego żona miała zostać publicznie ogłoszona wdową, a dzieci sierotami. Mimo wszystko świątynię ukończono, a Mikołaj Sapieha mógł jedynie z pomieszczeń nad zakrystią przysłuchiwać się modlitwom. W 1636 roku postanawia udać się w kolejną podróż, pielgrzymkę do Rzymu, aby prosić o zdjęcie ekskomuniki. Trzeba powiedzieć, że w międzyczasie Mikołaj Sapieha był bardzo aktywny politycznie, zawsze broniąc interesów Kościoła katolickiego i papiestwa. Również ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce biskup Honorat Visconti był zaangażowany w zdjęcie kary z polskiego arystokraty. Ostatecznie papież Urban VIII miał karę cofnąć, a nawet nakazać wymazanie z dokumentów zapisu o jej nałożeniu, a obraz został oficjalnie ofiarowany Sapiesze. Świadczy o tym wypis z Tajnych Archiwów Watykańskich, którego kopia znajduje się w Kodniu. Mikołaj Sapieha ze swej pielgrzymki pokutnej przywiózł z Rzymu wiele relikwii, których spis uczynił własnoręcznie, poświadczając ich autentyczność i większość z nich ciągle można oglądać w dawnej kaplicy Matki Bożej Kodeńskiej. Szczególne wrażenie wywołuje głowa św. Feliksa - papieża i męczennika z III wieku, przy której pielgrzymi modlą się o łaskę szczęścia w codziennym życiu. W XX wieku całą tę historię, która po trosze ukazuje też polskiego ducha tamtych czasów, opisała Zofia Kossak w powieści „Błogosławiona wina”.

Wygnanie i powrót Królowej

Kościół ostateczny kształt uzyskał dopiero 1709 roku, kiedy Jan Fryderyk Sapieha ozdobił go parawanową barokową fasadą i wzniósł wieżę. On również skierował prośbę do Watykanu o papieską koronację obrazu Matki Bożej Kodeńskiej, która miała miejsce 15 sierpnia 1723 roku, jako trzecia w historii na terenach dawnej Polski (po Jasnej Górze w 1717 i Trokach koło Wilna w 1718). Obecnie na obrazie Matki Bożej Kodeńskiej umieszczone są korony ufundowane przez diecezję podlaską w jubileuszowym roku 2000, a korony papieskie pozostają zabezpieczone.

Podczas rozbiorów Polski car ukarał Kodeń za to, że jego mieszkańcy brali udział w Powstaniu Styczniowym - odbyła się tutaj potyczka, w której oddział carski został rozgromiony. Kodeń utracił prawa miejskie, ponadto zlikwidowano wszystkie parafie katolickie. Obraz Matki Bożej Kodeńskiej został przez zaborcę zabrany i wywieziony na Jasną Górę. Przez 52 lata przebywał w kaplicy Serca Pana Jezusa w Bazylice Jasnogórskiej. 

Po odrodzeniu diecezji podlaskiej, czyli siedleckiej - bp Henryk Przeździecki uczynił nowymi kustoszami sanktuarium Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Zastali oni puste mury świątyni, ale od razu przystąpili do pracy, aby przygotować kościół na powrót Królowej Podlasia. Udało się odzyskać ołtarz z Opinogóry, w którym dziś na powrót znajduje się obraz. Obecny wystrój świątyni został wykonany przez Mariana Kiersnowskiego, który pracował nad nim 16 lat. A co z obrazem? Jego podróż powrotna wiodła przez Warszawę, gdzie został poddany renowacji. Następnie trafił do katedry warszawskiej i wreszcie do Siedlec. W 1927 roku obraz Matki Bożej Kodeńskiej ruszył w drogę do Kodnia. Uroczystości miały bardzo podniosły charakter - Matka Boża Kodeńska wieziona była na powozie zaprzężonym w sześć białych koni. 3 września 1927 roku Matka Boża Kodeńska wkroczyła do Kodnia. Na główne uroczystości powrotu z wygnania, które miały miejsce 4 września 1927 roku, przybył potomek Sapiehów Kodeńskich - metropolita krakowski Adam Kardynał Sapieha.

Rok 1973 z przypadającą 250. rocznicą papieskiej koronacji obrazu, przyniósł kolejne ważne wydarzenie dla Kodeńskiego Sanktuarium. Ojciec Święty Paweł VI listem apostolskim Tum Romani Pontifices podniósł świątynię infułacką do godności kościoła papieskiego, czyli bazyliki mniejszej.

Sanktuarium kodeńskie dzisiaj jest cudownym miejscem na chwilę refleksji. Sprzyjają temu również wielkie połacie terenów rekreacyjnych, które przylegają do sanktuarium i zachęcają do modlitwy i odpoczynku. „Gdzie rozlał się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się łaska” - napisał św. Paweł i tutaj te słowa brzmią szczególnie. Oczywiście warto kochać Maryję, jak Mikołaj Sapieha, ale jej wizerunki pozostawmy tam, gdzie są.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama