Izę i Grzegorza ucieszył fakt, że ich mały synek Dominik, nie mając jeszcze roku może uczestniczyć w tych bardzo radosnych wydarzeniach, na których przed laty jego rodzice się poznali. Dzięki temu, że Światowe Dni Młodzieży odbywały się w Polsce, Dominik
O Izie i Grzegorzu pisaliśmy już w artykule "Bóg napisał miłosny scenariusz na ŚDM". Iza i Grzegorz Mularczykowie wyznali wówczas, że zamierzają wybrać się do Krakowa na ŚDM ze swoim małym synkiem, Dominikiem. Choć nie była to łatwa wyprawa, to słowa dotrzymali!
Kto przeczytał poprzedni artykuł o tej uroczej parze małżeńskiej, ten zna już ich niezwykłą historię związaną z ŚDM. Kto nie zdążył, to polecam nadrobić zaległości przed przeczytaniem tego tekstu. Iza i Grzegorz na cztery poprzednie wydarzenia Światowych Dni Młodzieży musieli jeździć czasem dość daleko. Zwiedzili Niemcy, Australię, Hiszpanię i Brazylię. Opatrzność Boża zadecydowała o tym, że Światowe Dni Młodzieży odbyły się w tym roku (2016) w Polsce. Mieli wreszcie możliwość poczuć się jak gospodarze. - Świat młodych miał zobaczyć Polskę jako wzór chrześcijańskiego kraju. Myślimy, że doskonale to zobaczył. Wszystko zaczęło się od etapu diecezjalnego. Niestety, z racji małego mieszkanka, nie byliśmy w stanie nikogo gościć, ale włączyliśmy się w rolę gospodarzy, towarzysząc Włochom, którzy zamieszkali u rodziców Izy. Byliśmy nieco podzieleni między wydarzenia w Żorach i Rybniku. W jeden dzień braliśmy udział w modlitwach i imprezach kulturalnych w Rybniku z racji tego, że aktualnie tam mieszkamy, a w drugi jechaliśmy do Żor, by móc uczestniczyć w międzynarodowym festiwalu młodych YAI - dzielą się młodzi małżonkowie.
Izę i Grzegorza ucieszył fakt, że ich mały synek Dominik, nie mając jeszcze roku może uczestniczyć w tych bardzo radosnych wydarzeniach, na których przed laty jego rodzice się poznali. Dzięki temu, że Światowe Dni Młodzieży odbywały się w Polsce, Dominik mógł być na nich już obecny. - Był to niesamowity czas, który przypominał nam o poprzednich ŚDM - mówią. Myśleli o tych, którzy ich gościli, o ludziach, których wtedy poznali. Wspominali miejsca, które zobaczyli. - Dominik był bardzo aktywny podczas koncertów, okazywał swoją radość skacząc i tańcząc, nie umiejąc jeszcze chodzić. Podczas koncertu w Żorach zostaliśmy wyłapani w tłumie przez ks. proboszcza Stanisława Gańczorza, który wracał ze sceny na żorskim Rynku z arcybiskupem Wiktorem Skworcem. Przedstawił nas metropolicie, który mógł zobaczyć nas w aktualnym wydaniu "Gościa Niedzielnego", gdzie na dwóch stronach mogliśmy się również podzielić naszym świadectwem i historią życia. Niezwykle wesoło się zrobiło, kiedy moja żona na początku otrzymała kwiaty od arcybiskupa Skworca, a Dominik uśmiechał się w czasie błogosławieństwa, którego mu udzielił.
Czas podczas etapu diecezjalnego dobiegał końca, a Iza i Grzegorz wciąż się zastanawiali, jak dotrzymać słowa , czyli móc wziąć udział w wydarzeniach centralnych w Krakowie. - Doszliśmy do wniosku, że z małym dzieckiem będzie poważny problem, żeby wziąć udział w sobotnim czuwaniu i niedzielnej Mszy posłania. Zdecydowaliśmy, że musimy choć przez jeden dzień być w Krakowie, do którego mamy przecież tak niewielki dystans. Tak blisko i tam ma nas nie być? Wybór padł na czwartek 28 lipca - mówią małżonkowie. Chcieli, żeby Dominik też miał to szczęście zobaczyć na własne oczy papieża. - Wymyśliłem, że staniemy na drodze jego przejazdu tramwajem na krakowskie Błonia. Do naszej podróży dołączył mój najmłodszy brat Paweł. Rankiem wyruszyliśmy pociągiem z Rybnika do Krakowa. Od Mysłowic, do wydłużonego składu, jak nigdy dosiadały się spore grupy pielgrzymów. Na myśl nam przyszły nasze podróże "rozśpiewanymi pociągami" w Kolonii, Sydney i Madrycie. Tak samo było w drodze do Krakowa. Klimat niesamowity. Kiedy dotarliśmy na miejsce i opuściliśmy dworzec główny, naszym oczom ukazało się radosne, powiewające wieloma flagami narodowymi, miasto oraz tłumy pielgrzymów, tłumy podążające na Błonia. My też chcieliśmy tam dotrzeć, lecz wśród tak wielkiego tłumu i pozamykanych ulic, z wózkiem, w którym leżało prawie siedmiomiesięczne niemowlę byłby to zbyt wielki wyczyn – dzieli się Grzegorz. Skupili się więc na odwiedzeniu kilku kościołów, wspólnej modlitwie oraz na znalezieniu odpowiedniego miejsca podczas przejazdu papieskiego tramwaju.
- Udało nam się stanąć na trzy godziny przed planowanym przejazdem w jednej z wąskich uliczek tuż za barierką, za którą był już tylko tor tramwajowy na wyciągnięcie ręki. I tak w lekkim deszczu przeczekaliśmy ten czas. Tłum podążał na Błonia i gęstniał przy barierkach. Aż nadszedł ten czas, gdy dostaliśmy telefonicznie informację od rodziców, oglądających to wszystko w telewizji, że tramwaj z papieżem wyruszył . A my byliśmy przygotowani do powitania następcy św. Piotra w naszej Ojczyźnie. Dominik z poważną miną na moich rękach przyglądał się oczekującemu tłumowi ludzi. Aż w pewnym momencie, gdy na zakręcie pojawił się wyczekiwany tramwaj i rozpoczęły się wiwatujące okrzyki skupiliśmy się na tym, by pomachać Ojcu św. Przed tramwajem jechał wóz transmisyjny, operator kamery w ostatnim momencie widząc, że na ojcowskich rękach mały niemowlak macha papieżowi, szybko skierował na nas kamerę. Iza nie kryła wzruszenia, mój brat wszystko uwieczniał swoim aparatem, a my z Dominikiem radośnie machaliśmy w stronę papieża, który nas pobłogosławił – dzieli się dalej Grzegorz. Po przejeździe tramwaju, jego brat Paweł otrzymał telefon od taty. - Widział nas w telewizji wiwatujących, zwłaszcza małego Dominika – mówi Grzegorz. Wyruszył, co prawda, z Izą i Dominikiem w stronę Błoni, lecz po krótkim przejściu trasy zdał sobie sprawę, że z małym dzieckiem w wózku jednak tam nie dotrą. - Liczyliśmy na jakiś telebim w centrum miasta, lecz na próżno było go tam szukać. Obeszliśmy miasto i wróciliśmy na stację kolejową. Wielki tłum powracających pielgrzymów na peronie zwiastował możliwość tego, że nie uda się wsiąść do ostatniego pociągu do Rybnika. Gdy pociąg wjechał na peron tłum ruszył w stronę drzwi. Myśleliśmy, że nie uda się nam wsiąść – mówią. I co się stało? Oto grupa pielgrzymów z Panamy, widząc rodziców z małym dzieckiem w wózku otoczyła ich i kazała wsiadać. - To był niesamowity gest, który tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że to wyjątkowe dni i wyjątkowi ludzie – mówi Grzegorz. W pociągu chciał się zapytać pielgrzymów z Panamy, czy wiedzą, że w ich kraju odbędą się kolejne ŚDM (bo Grzegorz już się dowiedział), lecz zrezygnował z tego zamierzenia, żeby mogli usłyszeć to w niedzielę z ust papieża na zakończenie Mszy posłania.
- Wróciliśmy szczęśliwi do domu dopiero po północy. Pozostałe wydarzenia obserwowaliśmy już tylko w telewizji. Ale wdzięczni jesteśmy Bogu, że mogliśmy uczestniczyć choć w jednym dniu wydarzeń centralnych w Krakowie, a nasz mały skarb Dominik, nie mając jeszcze roczku zobaczył tak blisko Ojca św. i że stał się jednym z najmłodszych uczestników ŚDM w Polsce. Dzięki temu, choć może jeszcze „rozumowo” tego nie pojmuje, stał się świadkiem dni, które niegdyś umożliwiły poznanie i zakochanie się jego rodziców – podsumowują małżonkowie.
opr. ac/ac