Żadne pieniądze nie zastąpią waszej małżeńskiej relacji, która jest bezcenna. Podobnie jak żaden zawodowy sukces nie przyniesie wam tyle szczęścia, co spełnienie w małżeństwie
Żadne pieniądze nie zastąpią waszej małżeńskiej relacji, która jest bezcenna. Podobnie jak żaden zawodowy sukces nie przyniesie wam tyle szczęścia, co spełnienie w małżeństwie...
Dedykacja autora:
Cathy Fields, przy Tobie łatwo być wspaniałym mężem!
Żałuję, że nie potrafię zdefiniować i zmieścić w słowach wszystkiego, kim jesteś i co robisz - zasady te mogłyby pomóc tylu małżeństwom na całym świecie. Jesteś najbardziej niezwykłą kobietą, jaką znam. A myśl o spędzeniu z Tobą kolejnych trzydziestu lat napawa mnie ogromną radością!
Dziękuję Ci, że zainspirowałaś mnie do napisanie tej książki.
Kiedy byłem mały, podobnie jak większość chłopców marzyłem o tym, żeby zostać bohaterem. Szczególnie imponował mi Batman, a potem, już jako buzującemu hormonami gimnazjaliście, bardziej odpowiadał mi Niewidzialny Człowiek… z wiadomych powodów.
Następnie moje marzenia ewoluowały ku sylwetkom zawodowych sportowców. Pragnąłem być jednym z nich. Tydzień w tydzień pochłaniałem ilustrowany magazyn sportowy, marząc o tym, jak miałoby wyglądać moje życie. Inspirowali mnie sportowcy zdobywający najwięcej punktów dla drużyny, na których punkcie kibice szaleli z radości. Wyobrażałem sobie, że któregoś dnia ja również zdobędę taką sławę.
Na studiach zauważyłem, że moje marzenia o sporcie zaczynają słabnąć. Zrozumiałem, że aby osiągnąć sukces w sporcie, muszę być naprawdę dobry w danej dziedzinie. Nawet jeśli byłem ponadprzeciętnie uzdolniony, to potrzebne jeszcze były systematyczność i trening. Na samą myśl o morderczych treningach robiło mi się słabo, podczas gdy wzrastała we mnie miłość do twinkies – słodkich, nadziewanych kremem ciasteczek. Pochłaniałem je w dużych ilościach – byłem w tym naprawdę świetny. Nie trzeba zatem dodawać, że odpuściłem sobie marzenia o zostaniu sportowcem roku.
Tymczasem pragnienie bycia wielkim wciąż mi towarzyszyło. Myślałem o tym często, chociaż nie miałem pojęcia, jak je zrealizować. Kiedy zostałem mężem, miałem nadzieję spełnić się w sypialni, ale po ponad trzydziestu latach małżeństwa Cathy, moja żona, nadal nie wręczyła mi żadnej statuetki. Nie poddaję się jednak.
Pragnienie wielkości jest wpisane w męskie serce. Założę się, że jako chłopcu ani razu nie przyszedł ci do głowy plan typu: „Będę dążył do przeciętniactwa z nadzieją, że nigdy nie osiągnę czegoś wielkiego”. A jednak gdzieś po drodze twoje marzenia o wielkości zderzyły się z rzeczywistością. Nie, nie porzuciłeś tych marzeń, po prostu życie z całym jego ogromnym bagażem stanęło na przeszkodzie do ich realizacji: obowiązki, cierpienie, rozczarowanie, kariera, relacje, które wymagały pracy albo zupełnie nie działały, wszystkie niedorzeczne i niespełnione potrzeby, małżeństwo, dzieci, i wszystko inne.
A oto i smutna prawda: Kiedy nasze marzenia słabną, przestawiamy się na mniejsze oczekiwania. Niestety, wielu z nas zgadza się na wciskane nam przez współczesną kulturę definicje mężczyzny. Według nich powinniśmy gonić za zdobyczami materialnymi… I my, niestety, wierzymy w te wszystkie bzdury.
Tymczasem to, za czym gonimy, wcale nie jest istotne. To kwestia drugorzędna. Możemy uganiać się za prestiżowym stanowiskiem, grubą kasą, za honorami i zaszczytami, władzą i pięknymi kobietami… lub za czymkolwiek innym. Ale tym, co się naprawdę liczy, jest pogoń sama w sobie. Każdy mężczyzna, który brał udział w takiej pogoni, doskonale wie, że nawet jeśli zdobędzie to, za czym gonił, pogoń i tak nigdy się nie kończy. Zawsze znajdzie się kolejny cel!
To smutne, że mężczyznom wciąż jest za mało. Chcemy, żeby inni ludzie (a szczególnie mężczyźni) wiedzieli, że udało nam się zdobyć, złapać i wygrać coś po drodze. Dlatego faceci mają tak wielkie upodobanie w gromadzeniu trofeów. Zauważmy, że to panowie chwalą się przed światem kolejnymi młodymi żonkami, a nie panie. Raczej nie słychać, żeby jakaś kobieta rozpowiadała o swoim nowym mężu, chwaląc się nim wokoło. Dlaczego? Wszyscy wiemy, że to nie panie wymyśliły trofea. To dzieło panów. Kobiety mają na swoim koncie inne gadżety: pamiętniki, kulinarne akcesoria, kosmetyki itp.
Dookoła pełno stereotypowych mężczyzn, odpowiadających kulturowym wzorcom. Taki ktoś uwielbia za czymś gonić, pracuje ciężko, jest silny, dumny, zdobywa świat, podbija otoczenie, awansuje, stawia na swoim, robi to, co mu się podoba, a kiedy już pije piwo, to koniecznie z najwyższej półki.
Nasza cywilizacja maluje obraz męskiego faceta, którym rządzą myśli typu: „Muszę zrobić kolejny deal”. „Muszę podpisać kolejny kontrakt”. „Muszę kupić kolejne mieszkanie”. „Muszę dobić kolejnego targu”. „Muszę refinansować kredyt”. „Muszę być od niego lepszy”. „Muszę dostać ten awans”. „Chcę mieć to, co on ma”. „Muszę mieć jeszcze więcej”. „Muszę zdobywać kolejne rzeczy”.
Wygląda na to, że do zrozumienia potrzeby mężczyzny, który musi za czymś gonić, konieczne będzie cofnięcie się o tysiące lat. Król Salomon to jeden z najbogatszych i najmądrzejszych ludzi, jaki kiedykolwiek żył, jest on również autorem biblijnej Księgi Koheleta. Salomon miał wszystko, o czym tu mówimy. Podczas czterdziestu lat jego rządów wzniósł jedne z bardziej monumentalnych budowli, w tym świątynię jerozolimską. Posiadał tysiące koni i rydwanów. Zgromadził ogromne bogactwa i wiele skarbów. Miał też słabość do kobiet, i to wielką, o czym świadczy siedemset żon i trzysta konkubin.
Poważnie? Potrzebował tysiąc kobiet? No cóż, nie chciałbym widzieć jego karty płatniczej po święcie Chanuka.
Salomon był mistrzem pogoni. A jednak rozmyślając o tym, co udało mu się osiągnąć, napisał: „I przyjrzałem się wszystkim dziełom, których dokonały moje ręce, i ogromnemu trudowi, który przy tym poniosłem. I oto zobaczyłem, że wszystko jest marnością i pogonią za wiatrem i że nie ma z tego żadnej korzyści pod słońcem” (Koh 2, 11).
Tymczasem my kupiliśmy kulturową definicję męskości. Jesteśmy uzależnieni od pogoni. Jesteśmy tym bardziej zajęci, im ważniejsi się czujemy. Jednakże gonimy tylko za wiatrem, podobnie jak niegdyś Salomon. Jesteśmy zbyt zajęci, żeby zauważyć, że pośpiech zabija nasze dusze, rani nasze żony i niszczy małżeństwa.
Niektórzy z czytających tę książkę mają romans na boku. Niekoniecznie z inną kobietą, lecz z wiatrem. Twoja praca stanowi dla ciebie obiekt uczuć. Komórka to pani twojego życia, a laptop jest twoją kochanką. Trudzisz się i mozolisz dla wiatru. A kiedy żona pokazuje ci żółtą kartkę, ostrzegając, że praca staje się dla ciebie wszystkim i na nic nie masz już czasu, przyjmujesz postawę obronną: „Muszę to wszystko robić, żebyś ty mogła żyć tak, jak chcesz”.
Doprawdy? Możliwe, że twoja żona docenia styl życia, który może prowadzić dzięki twojej pogoni. Ale w mgnieniu oka zrezygnowałaby z tego, gdyby tylko mogła mieć więcej ciebie. Ona nie chce twoich prezentów, ona pragnie twojej obecności.
Za każdym razem, gdy prowadzę konferencje dla kobiet, wołają głośno, że nasza pogoń nie jest ich pogonią. Mówią: „Wolałabym, żeby zarabiał mniej pieniędzy, a częściej bywał w domu”.„Jest tak pochłonięty pracą, że nie ma czasu dla domu”.„Kiedyś myślałam, że robi to dla rodziny, ale teraz wiem, że chodzi o jego ego”.
Panowie, tak, ma wami kierować troska o zapewnienie bytu rodzinie. To jest ziarno prawdy, uwarunkowanie dane wam od Boga, uświęcony trybik pogoni. Jednakże większość z nas zakopała prawdę głęboko pod warstwami własnych korzyści i potrzeby samospełnienia, tak że w końcu nie potrafi jej dostrzec. I oto pogoń staje się celem sama w sobie.
Nie zamierzam mówić, że należy mniej pracować, sugeruję tylko, że jeśli definiujecie waszą wartość pogonią – za ambicjami, pracą, kolejnymi osiągnięciami – to gonicie za wiatrem, co w ostatecznym rozrachunku zupełnie nie ma sensu.
Zabieganie stało się symbolem nowej jakości życia. Ma zyskać nam szacunek otoczenia. Ciągle słyszymy następujące rozmowy:
– Jak leci? Wciąż zajęty?
– Jestem zawalony pracą! A ty?
– Tak, aż po czubek głowy!
– U mnie podobnie. W firmie jest naprawdę gorąco, kto by pomyślał.
– Słyszałem. Komu potrzebny sen?
– Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku.
– Dzięki. Powodzenia!.
Przepraszam, ale takie podejście graniczy z szaleństwem! Nie chcę udawać, że nigdy nie jestem zajęty. Pośpiech to coś, z czym nieustannie się zmagam, ale całe to zabieganie przestało mnie zachwycać, także i w życiu innych osób.
Nauczyłem się już (na przykładzie własnego życia oraz obserwacji innych ludzi), że nieustanna gonitwa świadczy zwykle o jakimś zranieniu.
Kiedy mężczyzna opowiada mi, jak bardzo jest zajęty, zwykle oznacza to, że w jego życiu występuję jakaś rysa: w relacjach, w sferze emocjonalnej, duchowej bądź w każdym z tych trzech obszarów. Życie w nieustannym biegu ma swoją cenę i jest ona zwykle bardzo wysoka.
Pośpiech będący następstwem pogoni to pierwszy wróg, który nie pozwala ci być bohaterem żony. Pogoń podkopuje twoje relacje, a szczególnie tę najważniejszą więź: z twoją żoną. Uzależniony od pogoni, nie masz czasu na budowanie lub pogłębianie relacji małżeńskiej. Przestajesz skupiać się na tym, co naprawdę ważne, a ludzie, których kochasz, już cię nie interesują. Max Lucado, jeden z moich najbardziej ulubionych autorów, napisał:
To ekspert w okradaniu cię z blasku, który zastępuje szaroburą nutą (…). Jego strategia jest bardzo zwodnicza (…).
On nie zabierze ci domu, ale zrobi coś znacznie gorszego. Pokryje go znajomą warstwą monotonii.
Wieczorowe ubrania zastąpi szlafrokami, wieczory w mieście wieczorami spędzanymi w fotelu, a romantyczność przeobrazi w rutynę. Ślubne zdjęcia w przedpokoju pokryje kurzem wczorajszego dnia, aż staną się wspomnieniem innej pary w innym czasie …
Nieprzeczytane książki, niedokończone gry, samotne serca i zmarnowane szanse.
A wszystko dlatego, że trucizna zwyczajności znieczuliła twoją wrażliwość na magię chwili [1].
Pogoń sprawia, że stajesz się zbyt zajęty i nieobecny. Coś musi się zmienić albo sytuacja odbije się na twoim małżeństwie.
Jakiś czas temu wygłaszałem mowę pożegnalną na pogrzebie bardzo zamożnego człowieka, który zmarł zaraz po pięćdziesiątce z powodu przepracowania. To był smutny pogrzeb. Każdy, kto znał tego mężczyznę, wspominał o jego uczciwości w biznesie, zawodowych osiągnięciach (trofeach) oraz o jego majątku. Nie ulegało wątpliwości, że osiągnął sukces w biznesie. Posiadał kilka domów i mnóstwo innych rzeczy świadczących o jego pracowitości. Zasmuciło mnie jednak ogromnie, gdy dowiedziałem się, jak kiepskim był mężem i ojcem. Rzadko bywał w domu, żeby cieszyć się jego najcenniejszym skarbem – rodziną.
Minęło kilka lat i udzielałem ślubu wdowie po tym mężczyźnie, która postanowiła wyjść powtórnie za mąż. I wiecie co? Jej nowy mąż korzysta obecnie z owoców pracy nieżyjącego już mężczyzny, która niewątpliwie przyczyniła się do zawału jego serca. Chciałbym zapytać tego zmarłego: „I jak wyszła panu cała ta pogoń za wiatrem?”.
A oto i epilog do tej smutnej historii: W rzeczywistości mężczyzna ten nie potrzebował kolejnych gadżetów. Chodziło mu po prostu o pogoń samą w sobie. Umarł, goniąc wiatr. Żona nie chciała wszystkich tych zabawek. Ona pragnęła mieć męża. Obydwoje na tym stracili.
Kiedy uzależniamy się od pogoni, nie zostawiamy naszym żonom niczego poza materialnymi dobrami i poczuciem żalu. Powtórzę to raz jeszcze, mając nadzieję, że dotrze to do waszych głów: Twoja żona nie potrzebuje prezentów, które daje jej twoja pogoń, ani pozycji społecznej, za którą stoi twój brak czasu. Ona pragnie żywej i bliskiej relacji z tobą, a do tego konieczna jest twoja obecność. Wymaga to od ciebie decyzji o inwestowaniu czasu i energii we wspólne (jedyne) życie.
Dodam jeszcze ziarno biblijnej prawdy, żeby dokończyć puentę: Biblia nie wspomina o tym, że mężczyzna będzie stanowić jedność z pracą, z dziećmi, posługą charytatywną czy z jakąś pasją lub grą w golfa, bądź z wymarzoną drużyną futbolową. Nie, on ma połączyć się z żoną. Jeśli więc gonisz za czymś kosztem jedności z żoną, to oznacza to pogoń za wiatrem.
Kiedy mężczyzna goni za wiatrem, nie ma szansy na to, aby być bohaterem. Bohaterstwo tworzy się wtedy, gdy mężczyzna rozpoznaje, że gonił za niewłaściwymi rzeczami i uświadamia sobie, że obiektem tej pogoni powinna być jego żona.
Panowie, pamiętacie wasze pierwsze randki z żoną? Kiedy uganialiście się za nią, flirtowaliście z nią, próbowaliście zwrócić na siebie jej uwagę, skupić na sobie jej myśli i uczucia? Powróćcie do tych dni. Zacznijcie znowu uganiać się za własnymi żonami! Żadne pieniądze nie zastąpią waszej małżeńskiej relacji, która jest bezcenna. Podobnie jak żaden zawodowy sukces nie przyniesie wam tyle szczęścia, co spełnienie w małżeństwie.
Bądź jej bohaterem! Uganiaj się za nią. Nie przestawaj za nią gonić. Nigdy. To jest pogoń, od której warto się uzależnić. Tylko taka pogoń zaowocuje zdrowym, pełnym życia i rozwijającym się małżeństwem.
Pod wieloma względami ta książka stanowi poradnik, jak uganiać się za swoją żoną. Po następnym rozdziale (o seksie) przedstawiam sprawdzone sposoby na to, jak utrzymywać małżeństwo w stanie ciągłego rozkwitu. Oznacza to również odkrywanie tajemnic, które prowadzą do częstszego i lepszego seksu. Bez spoiwa, którym jest fizyczna i emocjonalna bliskość (wyjaśnię później istotę „emocjonalnej bliskości”) nie przetrwa nawet najlepsze małżeństwo. Z całą pewnością modlitwa, czytanie Biblii i wzajemna służba są fantastycznymi i potrzebnymi elementami, ale jeśli zabraknie tam spoiwa bliskości, to będziemy mieć do czynienia nie z parą stanowiącą jedno ciało, lecz z parą nietkniętą.
Wiem, że… nie chcecie zadowalać się nietykalnością.
Siedem kroków – zaczniemy je omawiać w 3 rozdziale – mówiących o tym, co robić, żeby mąż i żona byli jedno, żeby mąż sprawdzał się w swojej roli, był bohaterem dla swojej żony oraz w każdym możliwym obszarze – to prawie cała moja wiedza o tym, jak nie zadowalać się życiem w nietykalności (i nie pozwolić na to także jej). Niewielu mężczyzn potrafi zastosować od razu wszystkie te zasady, jednakże w ciągu kilku miesięcy lub lat, z pomocą Boga, życzliwej żony oraz odrobiny wysiłku (no dobrze, to będzie największy trud, jaki mieliście okazję podjąć w życiu), wypełnicie w końcu to, czego się podjęliście na ślubnym kobiercu.
Dlaczego? Bo nareszcie zaczniecie robić to, co ślubowaliście, nawet jeśli nie mieliście świadomości, że należy to robić. Jasne?
[1] Max Lucado, God Came Near, deluxe ed., Thomas Nelson, Nashville 2010, 138-139.
Jest to fragment książki:
Doug Fields, 7 sposobów jak zostać jej bohaterem. Bądź mężem, o którym marzy twoja żona
Wydawnictwo: Edycja Świętego Pawła
Książka jest >>TUTAJ<<
Wreszcie książka dla mężczyzn, którą ostatecznie mogą przeczytać kobiety! Autor poradnika w otwarty i szczery sposób przedstawia panom siedem praktycznych wskazówek, dzięki którym małżeństwo i relacja męża z żoną zmienią się na lepsze. I to na pewno! Na końcu książki znajduje się rozdział, który należy przeczytać wspólnie z żoną. A zatem jeśli chcesz zrozumieć proste sposoby mówiące o tym, jak inwestować w małżeństwo, i stać się bohaterem swojej żony, to znajdziesz tutaj doskonały plan!
„Bijące serce wystarczy do tego, żeby się zakochać. Podczas gdy trwanie w tej miłości to już zupełnie inna historia. Tutaj potrzebny jest jakiś plan i pewne wyuczone umiejętności” – pisze Fields.
opr. ac/ac