Eros i agape. Miłość, która daje szczęście

Czy błędnie szukamy szczęścia w miłości erotycznej? Co na ten temat mówią Ewangelie?

Eros i agape. Miłość, która daje szczęście

Christopher West

Eros i agape

Miłość, która daje szczęście

Przekład: Anna Skucińska
Wydawnictwo Homo Dei
Kraków 2011
ISBN 978-83-62579-10-5
Format książki: A5
Stron: 184
Rodzaj okładki: miękka


Spis treści
Wykaz skrótów
Wprowadzenie
Rozdział I - Spotkać Boga, który jest Miłością
Rozdział II - Odróżnić prawdziwą miłość od podróbek
Rozdział III - Jedność ciała i duszy
Rozdział IV - Prawdziwy eros
Rozdział V - Spotkanie erosa i agape
Rozdział VI - Eros Boży
Rozdział VII - Cel erosa
Rozdział VIII - Zjednoczenie i Eucharystia
Rozdział IX - Droga miłości
Nota o Autorze

Fragmenty książki:

Rozdział II
ODRÓŻNIĆ PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ OD PODRÓBEK

(fragment, ss. 33-39)

8. [W miłości między mężczyzną i kobietą] otwiera się obietnica szczęścia, pozornie nie do odparcia (n. 2).

Dlaczego więc miłość kobiety i mężczyzny, chociaż obiecuje szczęście, tak często prowadzi do rozpaczy? Czy błędnie szukamy szczęścia w miłości erotycznej? Co na ten temat mówią Ewangelie?

Faryzeusze, zadając Jezusowi pytania dotyczące małżeństwa, wspomnieli, że Mojżesz dopuszczał rozwody. Odpowiedź Jezusa jest niezwykle ważna dla zrozumienia Ewangelii: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było” (Mt 19, 8). Można to interpretować tak: „Myślicie, że ból, napięcia i konflikty są w związku kobiety i mężczyzny czymś normalnym? Otóż nie. Zamysł Stwórcy był inny. Doszło do straszliwego wypaczenia”.

W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „nieporządek, którego boleśnie doświadczamy, nie wynika z natury mężczyzny i kobiety ani z natury ich relacji, ale z grzechu. Pierwszym skutkiem zerwania z Bogiem, czyli pierwszego grzechu, było zerwanie pierwotnej komunii mężczyzny i kobiety” (KKK, n. 1607). To zła wiadomość. Ale jest też wiadomość dobra: „Jezus przyszedł odnowić stworzenie w jego pierwotnej nieskazitelności” (KKK, n. 2336); „Idąc za Chrystusem, wyrzekając się siebie, biorąc na siebie swój krzyż, małżonkowie będą mogli »pojąć« pierwotny sens małżeństwa i przeżywać je z pomocą Chrystusa” (KKK, n. 1615). To nie jest idealizm. To Boża obietnica.

Nie całkiem błędnie szukamy szczęścia we współżyciu seksualnym. Eros (miłość ludzka, zmysłowa) na pewno jednak zawiedzie nasze oczekiwania, jeśli odrzucimy agape (miłość boską, ofiarną). Czy pamiętamy, w jakich okolicznościach Jezus dokonał pierwszego cudu i na czym ów cud polegał? Kiedy młodej parze w Kanie Galilejskiej zabrakło wina, Jezus dał im je w obfitości. „Nowe wino” z wesela w Kanie odsłania istotę Jego posłannictwa: Chrystus przyszedł przywrócić porządek miłości w świecie zniekształconym przez grzech. A podłożem ludzkiego „porządku miłości” jest – jak zawsze – związek kobiety i mężczyzny.

Wino to biblijny symbol miłości Boga rozlewanej dla nas. Na początku, przed grzechem, kobieta i mężczyzna byli „upojeni” Bożą miłością. Boża miłość przepływała z nich i pomiędzy nimi jak mocne wino. Odkąd nastał grzech, wina zabrakło. Sami nie jesteśmy zdolni kochać się wzajemnie zgodnie z naszym najgłębszym pragnieniem. Dlatego związek kobiety i mężczyzny, chociaż niesie „obietnicę szczęścia”, bez Bożego wina nie może jej urzeczywistnić.

Właśnie dlatego cud na weselu w Kanie Galilejskiej jest tak radosny. Chrystus przyszedł, by związkowi kobiety i mężczyzny przywrócić wino w obfitości – by erosa przepoić agape. Pijąc Jego nowe wino, zyskujemy zdolność do miłości odpowiadającej naszemu powołaniu. W gruncie rzeczy wytwarzanie wina to wspaniały obraz agape oczyszczającej i napełniającej erosa. Czasami możemy mieć wrażenie, że oto znaleźliśmy się w tłoczni do winogron, wyciskani i miażdżeni. Musimy wtedy czekać cierpliwie, aż wytrąci się wszelki brud. Kiedy fermentujemy, sok naszego życia zmienia się w wino. Im dłużej spoczywamy w oczyszczającej miłości Boga, tym wino jest doskonalsze.

9. Miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą, która nie rodzi się z myśli i woli człowieka, ale w pewien sposób mu się narzuca, starożytna Grecja nazwała erosem (n. 3).

Czy coś, co się nam narzuca, może być miłością? Czy coś, co „nie rodzi się z myśli i woli człowieka”, zasługuje na to miano? Doświadczenie dowodzi, że prawdziwa miłość płynie z ludzkiej wolności. Istotnie, Bóg obdarzył nas wolnością, abyśmy byli zdolni kochać (zob. KKK, n. 387).

Nasza kultura głosi „swobodę seksualną” – postawę „rób, co tylko chcesz, z kim tylko chcesz, kiedy tylko chcesz, i niczego sobie nie odmawiaj”. Czy taka postawa sprzyja wolności? Czy wolny jest alkoholik, który nie potrafi zrezygnować z kolejnego kieliszka? „Swoboda seksualna” promowana w naszej kulturze, czyli pobłażanie instynktowi bez żadnych ograniczeń, prowadzi w rzeczywistości do seksualnego uzależnienia.

Zdarza mi się pytać moje studentki: „Która z pań chciałaby poślubić kogoś, kto nie umie odmówić seksu?” (Proszę zauważyć, że nie pytam o to studentów. Z jakiegoś powodu panie łatwiej niż panowie dostrzegają istotę sprawy). Dotąd nie zgłosiła się ani jedna chętna. Kobiety rozumieją intuicyjnie, że jeśli mężczyzna nie umie odmówić seksu, jego zgoda na seks nie ma żadnej wartości.

Dlaczego sterylizujemy nasze psy i koty? Jeśli wolimy, by się nie rozmnażały, dlaczego nie zażądamy od nich wstrzemięźliwości seksualnej? Odpowiedź jest oczywista: zwierzęta nie mają swobody wyboru. Rządzi nimi instynkt, a zatem nie decydują o swoim zachowaniu. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Godność człowieka wymaga, aby działał ze świadomego i wolnego wyboru, to znaczy osobowo, od wewnątrz poruszony i naprowadzony, a nie pod wpływem ślepego popędu wewnętrznego lub też zgoła przymusu zewnętrznego” (KKK, n. 2339).

Jeśli miłość erotyczna ma prowadzić do trwałego szczęścia, nie do chwilowej rozkoszy, musi wypływać z wolności, a nie tylko z instynktu. Właśnie ku takiej wolności wyswobodził nas Chrystus (zob. Ga 5, 1).

10. Według Friedricha Nietzschego chrześcijaństwo jakoby dało erosowi do picia truciznę (…). W ten sposób filozof niemiecki wyrażał bardzo rozpowszechnione spostrzeżenie: czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Czy nie stawia znaków zakazu właśnie tam, gdzie radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiarowuje nam szczęście, które pozwala nam zasmakować coś z boskości? Czy rzeczywiście tak jest? Czy chrześcijaństwo rzeczywiście zniszczyło erosa? (n. 3, 4).

Sprzeciw Nietzschego wobec chrześcijańskiej nauki o moralności seksualnej – podzielany, jak zauważa Benedykt XVI, przez bardzo wiele osób – można podsumować następująco: „Postępowanie »moralne« psuje radość miłości zmysłowej. Kiedy umysł, ciało i dusza wołają »tak«, Kościół wkracza ze swoim dławiącym »nie«. W ten sposób chrześcijaństwo zatruwa i niszczy erosa”.

Spróbujmy jednak odpowiedzieć na pytanie papieża: Czy chrześcijaństwo rzeczywiście niszczy radość miłości zmysłowej? Zapewne czyni to purytanizm, nieraz mylony z chrześcijaństwem. Purytanizm jest oparty na strachu, represyjny. Autentyczna moralność chrześcijańska nigdy nie wyrasta z purytanizmu. Może zatem kościelne zakazy nie mają pozbawić nas radości, lecz chronić ukryte piękno erosa? Może zwolennicy Nietzscheańskiego poglądu nie potrafią rozpoznać tego piękna, bo dali się zwieść podróbce prawdziwej miłości?

Zwolennicy Nietzschego nie dostrzegają, że człowiek wypaczył Boży zamysł wobec seksu. Kiedy grzech pierworodny odciął erosa od agape, utraciliśmy miłość wznoszącą nas do nieba i zostaliśmy z jej tanią podróbką: pożądaniem. Pożądanie rozpala się w sercu jak popęd szukający ujścia, swędzenie, które trzeba uśmierzyć. Wiele osób, podobnie jak Nietzsche, tak właśnie pojmuje erosa, „lecz od początku tak nie było” (Mt 19, 8). Przed upadkiem kobieta i mężczyzna nie doświadczali erotyzmu jako szukania przyjemności, ale jako dążenie do tego, co prawdziwe, dobre i piękne. Eros oznaczał dla nich chęć kochania tak, jak kocha Bóg, chęć szczerego oddawania się sobie nawzajem. Dlatego chociaż „byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu” (Rdz 2, 25).

W biblijnym opisie pojawienie się wstydu jest początkiem pożądania (zob. Rdz 3, 7), początkiem oddzielenia erosa od agape. Zwolennicy Nietzschego, traktując ów upadek jako coś normalnego („Przecież wszyscy tak robią”), nie dostrzegają, że chrześcijańska nauka nie tylko nie zatruwa erosa, ale przeciwnie, zachęca do doświadczania jego pełni – do poddania go oczyszczającemu boskiemu ogniowi agape, jedynej miłości zaspokajającej ludzki głód.

Kiedy zrozumiemy, że eros bez agape nigdy nie zapewni nam szczęścia, próby zaspokojenia miłosnego głodu przez folgowanie pożądaniu wydadzą się nam podobne do żywienia się zawartością śmietnika. Dlaczego mielibyśmy jeść śmieci? Ponieważ lepsze to od głodowania, a na ogół uważamy, że nic innego poza śmieciami nie znajdziemy. Nie słyszeliśmy Dobrej Nowiny albo może w nią nie uwierzyliśmy. Nie słyszeliśmy albo nie uwierzyliśmy, że Bóg ofiarowuje nam ucztę miłości. Przekonani, że śmietnik jest naszą jedyną nadzieją na posiłek, zżymamy się na słowa Kościoła: „Nie będziesz jadł ze śmietnika”. Nie pojmujemy, że ten zakaz jest warunkiem wstępu na wspaniałą ucztę, dla której zostaliśmy stworzeni.

Pójście za Chrystusem nie dławi erosa, ale oczyszcza go i rozwija. Owszem, oznacza odmowę folgowania pożądaniu, lecz – jak mówił Jan Paweł II – jedynie w celu „stałego odnajdywania [w tym, co »erotyczne«] oblubieńczego sensu ciała oraz autentycznej godności daru. Jest to zadanie ludzkiego ducha (…). Jeśli nie podjąć tego zadania, samo »porwanie« zmysłów i namiętność ciała, a nawet sama »autentyczność uczuć« mogą zatrzymać się przy »nie-dowartości« pożądania – i człowiek (oboje: mężczyzna i kobieta) nie doświadczy owej pełni »erosa«, które oznacza »porwanie« ducha ludzkiego w stronę tego, co prawdziwe, dobre i piękne – przez co również to, co »erotyczne«, staje się prawdziwe, dobre i piękne” 1.


Przypisy:

1 Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Odkupienie ciała a sakramentalność małżeństwa, Watykan: Libreria Editrice Vaticana 1986, s. 192.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama