Miłość wymagająca

Owoce pro-rodzinnego nauczania Jana Pawła II

Nietrudno wskrzesić w pamięci obrazy Jana Pawła II, uśmiechniętego, żartującego, śpiewającego, wesoło kręcącego laską czy przytupującego nogą w towarzystwie młodych. Papież podczas spotkań z młodzieżą był nie tylko bardzo dowcipny, ale też niezwykle wymagający.

Jan Paweł II od początku swojego pontyfikatu szczególną miłością i troską otoczył młodych ludzi. Bardzo dobrze wiedział, że młode umysły nieustannie poszukują zarówno odpowiedzi na wiele pytań, jak i autorytetu wskazującego im cel życia oraz drogę, którą mają podążać. Nikt lepiej od niego nie rozumiał, w jak trudnych czasach, pełnych nienawiści, pornografii, materializmu i egoizmu, żyje współczesna młodzież. Wiedział również, że nawet jeśli ulega ona złym wpływom, to w głębi serca nosi pragnienie prawdziwej miłości, dlatego właśnie miłość stała się potężnym fundamentem, na którym budował swoją więź z młodzieżą.

„Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wysoką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia własnego i cudzego! Pragnę wam powtórzyć to, co kiedyś już powiedziałem do młodzieży na innym kontynencie: Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugim! (...) Nie pozwólcie, aby niszczono waszą przyszłość! Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości!"
Sandomierz, 1999

Monika poznała Krzysztofa jeszcze w liceum, łączyło ich wszystko poza jedną „sprawą" - Bogiem. On pochodził z rodziny obojętnej religijnie, Monika zaś z rodziny bardzo pobożnej. Wzrastali w dwóch różnych światach - w jednym dominował egoizm, pieniądz i kariera, w drugim starano się żyć zgodnie z nauką Kościoła. Potem była matura i start na studia. Obojgu się powiodło, dostał się na wymarzone kierunki: Krzysztof na architekturę, Monika na psychologię. Jak to w każdym związku bywa, były i lepsze, i gorsze dni.

Kto wpadł na pomysł wspólnego zamieszkania, Monika już dziś nie pamięta. Stać ich było na wynajęcie małego mieszkanka, ponieważ Krzysztof pochodził z zamożnej rodziny. Monika wspomina, że był to dla niej bardzo trudny moment; czuła, że robi to wbrew sobie, nie mówiąc o reakcji rodziców, którzy zdecydowanie sprzeciwili się temu zamiarowi. Jednak „miłość" przesłoniła wszystko, widziała tylko Krzysztofa, który stał się całym jej światem. Rozluźniły się też jej stosunki z Kościołem. Po niedługim czasie zaczęło jej być źle, na sercu i na duszy. Często, leżąc w łóżku, myślała o rodzicach, o tym, jak żyli, jakie wartości jej przekazywali, a także o Ojcu Świętym Janie Pawle II. Myślała o tych wszystkich jego słowach, których kiedyś tak żarliwie słuchała. Pamięta, że pewnej nocy obudziła się zapłakana, spojrzała na śpiącego Krzysztofa i zadała sobie pytanie: co tu robię? Potem w ich związku było coraz gorzej, ona miała wyrzuty sumienia, on nie chciał słuchać tego, co miała do powiedzenia. Gdy Ojciec Święty umierał, postanowiła wyspowiadać się. Pamięta, że od długiego klęczenia przy konfesjonale bolały ją kolana. Jednak było warto. Dziś stara się żyć tak, aby nie zawieść Jezusa, aby nie zawieść Jana Pawła II, aby nie zawieść rodziców.

Krzysztof czuje się bardzo poraniony, nie rozumie, dlaczego Monika wyrzekła się jego miłości.

„Rygor przykazań i radość serca doskonale mogą się ze sobą zgadzać, jeśli działającą osobą powoduje miłość. Kto kocha, nie obawia się poświęcenia. Przeciwnie, w ofierze szuka najbardziej przekonywującego dowodu swej miłości.(...) Choćby wymagania wysuwane pod waszym adresem były wielkie, spełniając je nie czujecie wysiłku, a ofiara, jaką ponosicie z powodu ich spełniania, staje się dla was źródłem radości. Oto, droga młodzieży, tajemnica życia chrześcijańskiego, wiernego i radosnego zarazem: sekret ten tkwi w szczerej, osobistej i głębokiej miłości do Chrystusa"
Amersfoort, 1985

Dagmara i Marek poznali się na rajdzie harcerskim. Oboje - byli drużynowymi, oboje mocno związani z Kościołem. Miłość tych dwojga zrodziła się już w liceum, potem przyszedł czas studiów. Wiele par z ich otoczenia podejmowało wspólne życie. A oni szli swoją drogą, wierni sobie, nauce Chrystusa.

Potem przyszedł pomysł wspólnego wyjazdu do Anglii. Marek już skończył studia; ponieważ Dagmarze pozostał jeden rok nauki, zdecydowała się na wzięcie urlopu dziekańskiego. Po wielu rozmowach z rodzicami i zaprzyjaźnionymi kapłanami ostatecznie podjęli decyzję i wyjechali. W Londynie bez problemu znaleźli pracę i mieszkanie.

Na początku swojej angielskiej przygody zamieszkali razem z młodym polskim małżeństwem. Nie było im łatwo, daleko od domu, rodziców i rodzeństwa, daleko od wartości, w których oboje wzrastali. Przeżywali wiele kryzysów, ponieważ mieszkanie pod wspólnym dachem nie ułatwiało zachowania czystej miłości. Marek wspomina, że w najgorszych momentach wychodził na długie spacery, Dagmara szukała ratunku w modlitwie różańcowej. Obojgu pomagały słowa Ojca Świętego: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali".

W końcu postanowili wziąć szybki i cichy ślub w Londynie. Dagmara jednak wciąż marzyła o ślubie w Polsce, o tym, że będzie na nim rodzina, przyjaciele. Marek nie chciał niszczyć jej marzeń, dlatego ślub odbył się w kościele parafialnym Dagmary; była biała suknia z welonem, rodzina i przyjaciele. Przed ślubem w domu rodzinnym Dagmary oboje otrzymali od swoich rodziców błogosławieństw, po którym złożyli swoje świadectwo czystości. Byli z niego dumni, wiedzieli, że swoje małżeństwo budują na solidnych fundamentach, bo zaufali Jezusowi, zaufali słowom Jana Pawła II.

Dagmara swoją ślubną wiązankę złożyła u stóp pomnika Ojca Świętego.

„Prawdziwa miłość nie jest mglistym uczuciem ani ślepą namiętnością. Jest wewnętrzną postawą, ogarniającą całe jestestwo człowieka. Jest patrzeniem na bliźniego nie po to, by się nim posłużyć, ale by mu służyć"
Anioł Pański, 1994

„Kochać drugiego człowieka znaczy chcieć jego dobra bardziej niż własnego, troszczyć się o niego i dzielić z nim wszystkie trudy i radości życia"
Lubanio, 1992

Franz poznał Evę w jednej z monachijskich dyskotek. Po raz ostatni we Mszy św. uczestniczył w szkole średniej; nawet nie pamięta, w której to było klasie. Za to doskonale pamięta imiona trzech pierwszych swoich dziewczyn, kolejnych już niekoniecznie, było ich zbyt wiele. Systematycznie zaczął pogrążać się w wyuzdanym świecie. Było mu z tym dobrze, dopóki nie poznał Evy, bardzo atrakcyjnej dziewczyny. Pochodziła z rodziny ateistycznej, dlatego bardzo się zdziwił, że ma tak jasno określone zasady swojego życia. Eva była mocno zaangażowana w wolontariat, pomagała chorym dzieciom, którym poświęcała coraz więcej swojego wolnego czasu. Franz czuł się coraz bardziej przez nią zaniedbywany, a stare nałogi, do których powrócił, nie dawały mu spokoju.

Do dziś nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego, wracając z kolejnej imprezy, wstąpił do kościoła. Od tego momentu zaczął tam bywać coraz częściej. W ten sposób ateistka Eva, choć już nigdy się nie spotkali i pozostała jedynie niespełnionym marzeniem, przyczyniła się do powrotu jego na łono Kościoła.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama