"Męczę się w małżeństwie. Może to nie dla mnie?" Na takie wątpliwości jest tylko jedna odpowiedź
Tomek: — Męczę się w małżeństwie. Może to nie dla mnie?
Witaj, Tomaszu! Na Twoje pytanie jest oczywiście tylko jedna odpowiedź. Skoro Wasze małżeństwo zostało przez Was ważnie zawarte i pobłogosławione w imię Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, to z pewnością jest dla Ciebie.
Nasuwa mi się jednak pytanie, czy traktujesz je bardziej jako miejsce dawania siebie czy brania czegoś dla siebie? Czy dobrze się domyślam, że myśl o tym, że małżeństwo nie jest dla Ciebie, pojawiła się dlatego, że spodziewałeś się czegoś innego po sobie? Czy efekty Twoich działań są dla Ciebie niesatysfakcjonujące? Radzę Ci jednak nie szukać satysfakcji.
Ojciec Święty Jan Paweł II uczy, że trzeba, by synowie i córki Kościoła kochali rodzinę w sposób szczególny (por. adhortacja „Familiaris consortio” — O zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym). Oczywiście, chodzi tu o miłość w znaczeniu poświęcania się dla niej. Ale ile ja i Ty robimy dla rodzin? Święty Papież dodaje, że „szczególną formą miłości wobec dzisiejszej rodziny chrześcijańskiej, kuszonej często zniechęceniem, dręczonej rosnącymi trudnościami, jest przywrócenie jej zaufania do siebie samej, do własnego bogactwa natury i łaski, do posłannictwa powierzonego jej przez Boga” (86). Dlatego przypominam Ci potrzebę zaufania Panu, które powinno się wyrażać także mocną nadzieją, że to bogactwo natury i łaski, które posiada rodzina, będzie owocowało. Jeśli nie mam nadziei, to trwanie będzie bardzo trudne, a z czasem niemożliwe. Trwanie w małżeństwie przerodzi się w przetrwanie.
A jeśli miłość Cię męczy, to dobrze. Obyś tylko nie zapomniał o zasadzie — podpowiedzi św. Piotra, pierwszego papieża: „Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, bo Jemu zależy na was” (1P 5, 7). Dla mnie to jest bardzo uzdrawiające, kiedy sobie przypominam, że wszelkie dzieło Boże jest najpierw właśnie Jego i ja nie jestem pierwszym reżyserem żadnego dzieła.
Zastanawiam się też teraz, czy nie zaniedbujesz modlitwy za swoją rodzinę i ze swoją rodziną. Ważne miejsce w niej zajmuje akt przyjęcia przeżywanych trudów. Cieszę się, że dzielisz się nimi ze mną, ale też pytam, czy masz w planach pomówić o nich z Panem. W zakończeniu swojej adhortacji Papież Polak zanotował, że „przez Krzyż właśnie rodzina może osiągnąć pełnię swego bytu i doskonałość swej miłości” (tamże).
Czyż to nie piękne? Nie ma niczego niepotrzebnego w naszym życiu rodzinnym. Choć często jesteśmy dla siebie nawzajem krzyżem, to staje się on drogą do doskonałości i pełni. Chwała Panu!
Jeszcze jedno słowo św. Jana Pawła II z Listu o modlitwie za zgromadzenie synodu biskupów o rodzinie „Appropinquat iam”: „Trzeba, aby rodziny naszych czasów powstały! Trzeba, aby szły za Chrystusem!”. Jakże się cieszę z tej myśli. Często widzę rodziny, które stoją w miejscu. A tu trzeba iść i głosić! Iść i kochać! I wtedy, w tym ruchu, przyjdzie nowe doświadczenie wylania łaski i jeszcze głębsze odkrycie swojego bogactwa.
Skoro jesteś posłany, to ruszaj dalej. A ja będę się modlił, żebyś patrzył na swoje małżeństwo jako na posłannictwo, które trzeba wypełnić i które jest na ten czas sensem Twojego życia tutaj. Kochaj swoją rodzinę i rodziny, które Pan daje Ci spotykać. Służ im i nie bój się. „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć” (1 Kor 1, 27). Błogosławiony jesteś, który dziś ubogi w swoich oczach smucisz się w pragnieniu sprawiedliwości Twoich czynów (por. Mt 5, 3-6).
opr. mg/mg