Babcia i dziadek to często pierwsi wychowawcy i nauczyciele. Z nimi dzieci uczą się pierwszych modlitw, poznają Biblię i zbierają życiowe doświadczenia
Babcia i dziadek to często pierwsi wychowawcy i nauczyciele. Z nimi dzieci uczą się pierwszych modlitw, poznają Biblię i zbierają doświadczenia, które mogą okazać się najważniejsze w przyszłym życiu.
O babciach i dziadkach można mówić w nieskończoność. Wspomnienia razem przebytych chwil zostają w nas na zawsze. Kilka osób podzieliło się ze mną właśnie takimi wspomnieniami.
„Moi dziadkowie odeszli już do Pana, ale pozostali w mojej pamięci jako osoby religijne. W dzieciństwie najbardziej odcisnęła się w moim życiu babcia ze strony taty, ponieważ wspólnie mieszkaliśmy w jednym domu. Miała na imię Józefa, a jej mąż Bronisław. Pobożność moich dziadków miała przede wszystkim charakter maryjny, chociaż były też elementy pasyjne. W tamtym czasie rytm życia rodzinny, jak i społeczności lokalnej, był związany z rokiem liturgicznym, z jego poszczególnymi okresami oraz uroczystościami i świętami, a przede wszystkim z niedzielą. Nie przypominam sobie, żeby niedziela była jakimś czasem pracy, chociaż było dużo trosk związanych ze zbiorem plonów, ale tutaj interwencje szczególnie osób starszych były bardzo skuteczne. Dziadkowie od strony mamy to Bronisława i Józef, a od strony taty to Józefa i Bronisław. Babcie były osobami maryjnymi i starającymi się wychować swoje dzieci, a potem wnuki w duchu religijnym, ponieważ same były tak ukształtowane. Jeżeli chodzi o babcię ze strony taty to z tego co wiem z przekazu księży, po wojnie był taki kapłan, który był wikarym w parafii i troszczył się o formację religijną młodych dziewcząt, ponieważ widział w nich współpracownice w ewangelizacji. Ich życie miało owocować gorliwością religijną. Miały one kształtować życie religijne w swoich rodzinach. I tak było. Te młode kobiety później we wsi oddalonej od kościoła parafialnego 8 km, spełniały rolę formatorek i inicjatorek życia religijnego. Czuwały nad tym, aby w domach codziennie wspólnie klękano do modlitwy, by w każdą niedzielę był odmawiany wspólnie Różaniec, a w październiku modlitwa różańcowa była obecna każdego dnia. W czasie Wielkiego Postu, szczególnie w piątek, odprawiano Drogę krzyżową i śpiewano Gorzkie żale.
Kiedy miałem 4 czy 5 lat to po raz pierwszy usłyszałem historię życia św. Stanisława Kostki. Najbardziej w mojej pamięci zapadł właśnie życiorys tego Świętego, później też św. Jana Bosko, czy św. Dominika Savio, którego obraz wisiał nad moim łóżkiem. Wtedy myślałem czy można być takim świętym jak św. Stanisław Kostka, czy można klęczeć przed Najświętszym Sakramentem tyle godzin albo wędrować przez góry do Rzymu, aby wstąpić do zakonu jezuitów, nawet wbrew swoim rodzicom i bratu? Babcia też czytała opowieści biblijne z takiej starej książki, z których najbardziej zapamiętałem historię narodu wybranego i poszczególne wydarzenia takie jak walka Dawida z Goliatem czy też postać Mojżesza.
Mężczyźni — dziadkowie mieli inną pobożność, taką bardziej męską, ale przypominam sobie, że szczególnie modlili się na różańcu. Oczywiście, zawsze w niedzielę uczestniczyli w Eucharystii w męskim towarzystwie, bo był podział na stronę kobiet i stronę mężczyzn. Młode mężatki ze swoimi mężami i dziećmi stały z tyłu. W wieku 18 lat na ochotnika mój dziadek zgłosił się do wojska, a później brał udział w wojnie bolszewickiej w 1920 roku. Z wojska wyniósł obowiązek śpiewania Godzinek porannych, co potem robił przez całe swoje życie. Zmarł, kiedy byłem w siódmej klasie”.
„Jestem z pokolenia, które miało ten niezwykły przywilej być wychowywanym w otoczeniu dziadków. To dziadkowie byli moimi pierwszymi wychowawcami i nauczycielami. Z nimi uczyłam się pierwszych modlitw, poznawałam Biblię i prawdy wiary. Z nimi Bóg był realnym i nieodłącznym towarzyszem naszej codzienności. Nie wyobrażam sobie rzeczywistości bez babci i dziadka. Ich bliskość i troska koiła nieobecność pracujących rodziców. Cierpliwe tłumaczenie świata pozwalało odkryć jego niezwykłość i piękno. Z zapartym tchem słuchałam historii rodzinnych i opowieści z młodości rodziców. Mój wewnętrzny świat rozwijał się w przestrzeni pełnej ciepła, czułości i serdeczności osnuty obrazami legend i baśni opowiadanych w długie zimowe wieczory. Jestem przekonana, że moje osobiste życiowe wybory, wiara, talenty, wrażliwość na ludzi i na świat otaczający to w olbrzymiej mierze zasługa właśnie dziadków. Echa szeptanych babcinych „zdrowasiek” i melodie pieśni słyszane po przebudzeniu i kołyszące co wieczór do snu, towarzyszą mi codziennie razem z modlitwą brewiarzową i zapewniają o tej jedynej, najważniejszej, Bożej Obecności”.
„Przekazywanie wiary kojarzy nam się z babciami i prababciami. Chciałbym wspomnieć swoją śp. prababcię Pelagię, która można powiedzieć, że Panu Bogu ciągle „zawracała głowę” o prawnuczka. Znam to z opowieści rodziców, chociaż odeszła do Pana gdy miałem trzy lata to trochę ją pamiętam. Pielgrzymowała do Niepokalanowa i tam prosiła Pana Boga przez wstawiennictwo Matki Bożej o prawnuka, „a najlepiej o dwóch”, miała jeszcze marzenie, żeby chociaż jeden był księdzem. Pan Bóg ją wysłuchał. Dał jej cieszyć się prawnuczkiem i wydaje mi się, że gdyby mogła to powiedziałaby, że to były jedne z najszczęśliwszych lat jej życia. Była wpatrzona w swojego prawnuka jak w obrazek. Swój udział w moim wychowaniu mieli także ci najbliżsi dziadkowie, którzy wraz z rodzicami chodzili ze mną do kościoła — nie tylko w niedziele, ale również w dni powszednie. W naszym domu wiara i wartości rodzinne zawsze stały i stoją na pierwszym miejscu”.
„W moim życiu szczególną rolę odegrała moja babcia. Co prawda nie ma jej już na tym świecie, ale jestem przekonany, że patrzy na mnie każdego dnia z „Góry”. Z babcią byłem szczególnie związany od wczesnego dzieciństwa, ponieważ mieszkaliśmy razem. Często byłem w domu tylko ja i babcia, gdyż rodzice pracowali. Kiedy wieczorem szedłem do swojego pokoju widziałem jak babcia modli się ze swojej książeczki. Ta książeczka była już bardzo zużyta co było dowodem, że bardzo często jej używała. Babcia była schorowana więc jej poruszanie się było ograniczone. Zawsze jednak była radosna i pełna nadziei. Zawsze miała dobre słowo i wiedziałem, że zawsze jest po mojej stronie. Na jej pomoc mogłem liczyć, szczególnie w kwestiach nauki w szkole, gdyż babcia ponad 30 lat była nauczycielką. Babcia zmarła kiedy byłem już w seminarium
— dowiedziałem się o tym w trakcie wykładów. Pamiętam wtedy, że bardzo długo nie mogłem się z tym pogodzić i przyjąć tego do wiadomości. Jestem wdzięczny babci za to, że pomagała w moim wychowaniu i za to, że patrząc na nią mogłem uczyć się jak być dobrym człowiekiem”.
„Dziadkowie, to o nich się mówi, że kochają najbardziej. Nie było mi dane poznać dziadka od strony mamy, ale zrekompensował mi to dziadzio od strony taty. Oczywiście babcie też mnie rozpieszczały, jedna z nami mieszkała i opiekowała się naszą czwórką, do drugiej jeździłam na wakacje, ale jako małe dziecko dużo czasu spędzałam u babci i dziadka na wsi. Byłam ich najstarszą wnusią. Z opowiadań wiem, że zajmował się mną, kiedy rodzice mieli wychodne lub załatwiali jakieś sprawy. Tenże dziadziuś okazywał wiele serca, nauczył mnie chodzić boso po ściernisku, układać zboże w snopki i wiele innych ciekawostek z życia wsi. Nigdy nie opuszczał go dobry humor i był gotów wszystkim pomagać. Nie był on moim biologicznym dziadkiem, ale nigdy nie odczułam, że jestem jakby przybraną wnuczką z tego względu, że przysposobił mojego tatę jako swoje dziecko, kiedy jego biologiczny ojciec nie wrócił z wojny. Natomiast moje babcie były cudownymi kobietami. Dzięki nim umiem robić na drutach czy też gotować, ponoć smacznie. Jedna z babć przez wiele lat śpiewała w chórze parafialnym, a co więcej wykonywała wraz ze swoją siostrą na głosy „Ave Maryja” na ślubach. Niestety, nie ma już nikogo z nich, ale wspomnienia pozostały i chętnie wracam do miejsc związanych z nimi”.
„Dużą rolę w kształtowaniu mojej religijności odegrała babcia, zwłaszcza ze strony taty, z którą mieszkaliśmy aż do momentu jej śmierci. Dziadek zmarł przed moimi narodzinami. Babcia uczyła mnie znaku krzyża, pierwszych modlitw, miłości do Boga, Maryi i św. Rocha. Często zabierała mnie do kościoła, prowadziła do balasek, tłumaczyła, że w tabernakulum jest Jezus, który mnie kocha i zawsze na mnie czeka. Gdy miałam pięć lat uczęszczałam na tzw. „duszpasterską” to odpowiednik dzisiejszych lekcji religii, które wtedy odbywały się w salce katechetycznej. Często prowadziła mnie na nią babcia, a potem odpowiadała na liczne moje pytania. W tym samym czasie babcia zaczęła zabierać mnie na nabożeństwa majowe i różańcowe. Rozbudziła we mnie miłość do Maryi i nabożeństw maryjnych, ale i nabożeństw pasyjnych. Babcia pomagała mi w przygotowaniu do pierwszego pełnego uczestnictwa we Mszy św. Pomagała w zrozumieniu katechizmowych regułek przed egzaminem. To jej zawdzięczam praktykę pierwszych piątków miesiąca i częsty udział we Mszy św., która ważna jest dla mnie do dziś. Babcia rozbudziła we mnie miłość do św. Rocha. Często sięgała po Pismo Święte i wielokrotnie wskazywała mi, że tam znajdę odpowiedzi na najtrudniejsze życiowe pytania. Babcia czytała dużo książek, także religijnych, rozmiłowała i mnie w nich. Dzięki temu moja wiara z upływem pogłębiała się i była coraz bardziej świadoma.
Babcia zmarła tuż przed moją maturą. Była dla mnie autorytetem, przykładem w zakresie życia religijnego. Kiedyś, gdy byłam już w liceum powiedziała mi, pamiętaj, cokolwiek będziesz w życiu robiła, bądź zawsze blisko Boga. Babcia przykładem swojego życia pokazała mi, jak być blisko Boga i jak trwać w wierze także w trudnych chwilach. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wdzięczność wyrażam modlitwą, której mnie uczyła”.
opr. mg/mg