O uczciwości małżeńskiej i zdradach
Zostałem zaproszony na imieninową kolację do rodziny, którą znam od kilkudziesięciu lat. Byli tam też inni goście bliscy solenizantowi. W czasie spotkanie, które trwało kilka godzin, rozmowy toczyły się na różne tematy. W pewnym momencie gospodarz zaczął się głośno zwierzać - co słyszeli wszyscy - że w zakładzie pracy jest piękna kobieta, która jemu się podoba, a mnie jest osobiście znana. Rozmawialiśmy więc o niej. To wszystko słyszała też żona solenizanta i zareagowała delikatnym oburzeniem. Wywiązała się dyskusja, w którą też się włączyłem. Rozmawialiśmy o pożądaniu, zazdrości, miłości, empatii... Stawałem w obronie solenizanta, tłumacząc jego żonie, że jeśli mąż wobec żony wyraża takie uczucia, to dobry znak świadczący o tym, że w sercu nie nosi pragnienia zdrady, grzechu, niewierności. Ostatecznie temat, który zaczął się burzliwie, skończył się pogodnie.
Zdrady małżeńskie mają miejsce w ciągu całego roku, chyba jednak najczęściej w czasie urlopów i wakacji. Moim zdaniem nie dokonują się one ot tak pod wpływem chwilowego zauroczenia. Najpierw dojrzewają w sercu, potem urzeczywistniają się. Nie zawsze prowadzą do rozpadu małżeństwa, ale zawsze do grzechu! Co robić, by do nich nie dochodziło? Prosta odpowiedź jest jedna: ciągle pomnażać miłość do męża, żony, dzieci. Wierzyć, że to, czego nie widzi mąż, żona, zawsze widzi Pan Bóg. Jest jednak jeszcze jedna rada uniknięcia zdrady: to wzajemne wyrażanie uczuć, mówienie o nich współmałżonkowi, a także Panu Bogu. Dokonanie zdrady nie jest skutkiem tego, że ktoś się komuś podoba, ale że podobanie przerodziło się w pożądanie.
„Nie pożądaj żony bliźniego swego" - przestrzega Pan Bóg. A Pan Jezus dodaje: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już w swoim sercu dopuścił się z nią cudzołóstwa" (Mt 5,28).
Mam świadomość, że sposób, w jaki przedstawiam problem, jest adresowany tylko do małżeństw dojrzałych, które naprawdę się kochają. Tylko w takich związkach można sobie mówić, kto się komu podoba i podobanie nie przemieni się w pożądanie. Do takich małżeństw należy wspomniane powyżej. Magdę i Romka błogosławiłem przed dwudziestoma laty. Tworzą rodzinę, w której jest czworo dzieci. Pan Bóg zawsze jest na właściwym miejscu, a to co w sercu często wyrażane jest w słowach. Kończąc ten felieton, zachęcam nie tylko małżonków do mówienia sobie, co serce czuje, do wyrażania uczuć, ale wszystkich czytelników. Zakładając miłość i zaufanie, można się spodziewać samych dobrych owoców, także wzajemnej pomocy, by podobanie nie przemieniło się w pożądanie. A gdy jeszcze o wszystkim powiemy Panu Bogu, On swą łaską uchroni od cudzołóstwa w sercu i poza nim.
opr. mg/mg