Z jakimi problemami zwracają się ludzie do "telefonu zaufania"?
To nie rodzina przeżywa obecnie kryzys
lecz konkretny człowiek, który nie dorasta
do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.
Trudności z jakimi ludzie zwracają się do osób dyżurujących w telefonie zaufania, są w dużym stopniu lustrem sytuacji, w jakiej społeczeństwo znajduje się w aktualnych uwarunkowaniach społecznych i kulturowych. W filozofii życia i obyczajach współczesnych ludzi dominuje mentalność demokracji liberalnej, a zatem mentalność tego systemu, który ewidentnie nie radzi sobie z najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed każdym społeczeństwem i jakim jest solidne wychowanie człowieka. Obecnie wielu dorosłych i nastolatków nie ma odwagi proponowania samemu sobie ani innym ludziom więzi, które opierają się na prawdzie, miłości i odpowiedzialności, a zatem takich więzi, które są fundamentem szczęśliwych małżeństw i trwałych rodzin. Dominująca obecnie niska kultura oraz kryzys wychowania w sposób bardzo negatywny wpływają na sytuację małżeństw i rodzin. Właśnie dlatego ta problematyka przeważa zwykle w rozmowach podejmowanych w telefonach zaufania.
Refleksją, którą proponuję, obejmuje następujące elementy: prezentacja sytuacji małżeństwa i rodziny w obecnym kontekście społecznym, prezentacja typowych trudności współczesnych rodzin, zasady udzielania pomocy rodzinom w kryzysie w ramach telefonu zaufania i wreszcie podstawowe kompetencje metodologiczne i merytoryczne osób pracujących w telefonie zaufania. Każdy z dzwoniących do telefonu zaufania jest niepowtarzalną osobą, która potrzebuje specyficznej, „niestandardowej” porady. Z tego powodu celem prezentowanego opracowania nie jest podpowiadanie szczegółowych porad w obliczu określonego rodzaju trudności małżeńskich i rodzinnych lecz prezentacja podstawowej wiedzy z tego zakresu, a także prezentacja podstawowych kompetencji psychopedagogicznych, jakimi powinien dysponować każdy, kto w telefonie zaufania pragnie udzielać pomocy skutecznej i odpowiedzialnej.
Za autorytety w sprawach małżeństwa i rodziny
uznają siebie zwykle ci ludzie,
którzy sami nie radzą sobie z tą dziedziną życia.
Obecnie obserwujemy cztery zjawiska, które stanowią największe zagrożenie dla szczęśliwego małżeństwa i trwałej rodziny. Zjawiska te to: skrajny feminizm, który proponuje walkę między kobietami a mężczyznami, zawieranie małżeństw przez osoby niedojrzałe, mit „wolnych związków” oraz promowanie homoseksualizmu jako równie dobrej alternatywy co małżeństwo i rodzina.
Pierwsze poważne zagrożenie to promocja naiwnego feminizmu, który zamiast promowania dojrzałych więzi między kobietą i mężczyzną, proponuje walkę między obu płciami. Skrajne feministki nie wierzą w to, iż potrafią wychować takich mężczyzn, którzy potrafią je zrozumieć i pokochać. Liczą co najwyżej na to, że kobieta i mężczyzna mogą być dla siebie jedynie partnerami i że ich więź nie będzie chroniona wzajemną miłością a jedynie zapisami w różnych aktach prawnych. Z oczywistych względów feminizm nie sprzyja miłości małżeńskiej lecz przeciwnie - podsyca nieufność, a nawet wrogość między kobietami a mężczyznami.
Drugie poważne zagrożenie to zawieranie małżeństw przez ludzi, którzy nie dorośli jeszcze do miłości nieodwołalnej, wiernej i płodnej, gdyż mylą miłość z zakochaniem czy pożądaniem lub nie są zdolni do pracowitości, odpowiedzialności i bycia darem dla innych. Jeszcze bardziej dramatyczna sytuacja to kradzież małżeństwa. Ma ona miejsce wtedy, gdy ktoś przyjmuje od drugiej osoby przysięgę małżeńską, mimo że sam nie ma zamiaru lub nie potrafi tej przysięgi dochować. Taki związek nieuchronnie prowadzi do rozczarowań i cierpień, gdyż — zamiast na miłości - zbudowany jest na manipulacji, kłamstwie, egoizmie czy cynizmie. W tego typu związkach dochodzi do bolesnych krzywd oraz do przemocy. Związki te są zwykle nieważne, bo to, co skradzione czy osiągnięte kłamstwem lub udawaniem z definicji nie może być ważne.
Trzecie radykalne zagrożenie dla małżeństwa i rodziny to rozrywkowa wizja więzi między kobietą a mężczyzną. Klasycznym przykładem w tym względzie są tak zwane „wolne związki”. W tego typu związkach obie strony deklarują sobie nawzajem, że się kochają, czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie. A jednocześnie twierdzą, że żyją w związku, który ich do niczego nie zobowiązuje i poprzez który nie stają się odpowiedzialni za los tej drugiej osoby. Używają wewnętrznie sprzecznego wyrażenia („wolny związek”) po to, by ukryć bolesny dla nich fakt, że ich „wolny” związek to w rzeczywistości związek niewierny, niepłodny, nietrwały, powierzchowny, egoistyczny. Takie związki prowadzą do dramatycznych rozczarowań i dlatego u wielu współczesnych ludzi powodują niewiarę w możliwość wiernej i odpowiedzialnej miłości między mężczyzną a kobietą. W rzeczywistości nie istnieją „wolne związki” podobnie jak nie istnieje sucha woda ani kwadratowe koło. Istnieją natomiast związki solidne i niesolidne, odpowiedzialne i „rozrywkowe”. Zwykle dopiero po pewnym czasie okazuje się, że bawienie się drugą osobą zamienia się w dramat.
Poważnym zagrożeniem dla małżeństwa jest próba zastąpienia rodziny „związkami” homoseksualnymi. Społeczeństwo, które akceptuje tę formę walki z rodziną, zaczyna budować cywilizację śmierci. Homoseksualiści tworzą bowiem związki chore biologicznie, zaburzone psychicznie i egoistyczne społecznie. Są to najpierw związki chore biologicznie, gdyż homoseksualiści nie mogą mieć ze sobą dzieci, a niepłodność widnieje na liście chorób Światowej Organizacji Zdrowia. Po drugie, są to związki zaburzone psychicznie, gdyż homoseksualiści mają poważne bariery psychiczne, które sprawiają, że nie tolerują oni bliskich więzi z osobami drugiej płci. Tymczasem psychologia i pedagogika zgodnie podkreślają, że to właśnie kontakt z osobami drugiej płci jest decydujący dla harmonijnego rozwoju człowieka. Stąd właśnie płynie negatywna ocena szkół, w których brak koedukacji. Związki homoseksualne są ponadto egoistyczne społecznie, gdyż największy wkład w rozwój i przyszłość społeczeństwa mają rodzice, a zatem ci, którzy przekazują życie swoim dzieciom i którzy w odpowiedzialny sposób je wychowują.
Kryzysy w rodzinach dowodzą tego,
że określone więzi i zasady postępowania
są dla ludzi szkodliwe.
Trudności i konflikty, które przeżywają małżonkowie, w jakimś stopniu zawsze wpływają na sytuację pozostałych członków rodziny. Stają się powodem cierpienia i niepokoju dla ich dzieci, rodziców, rodzeństwa i innych krewnych. Z oczywistych względów kryzys jednego z małżonków lub obojga małżonków najbardziej dotyka ich dzieci, zwłaszcza tych, które są jeszcze niepełnoletnie. Nawet jeśli trudności przeżywają małżonkowie, którzy nie mają jeszcze dzieci, to ich obecne problemy będą negatywnie rzutowały na to, czy i kiedy zdecydują się na potomstwo, jaki typ wychowania podejmą, jaka będzie ich przyszła postawa wobec dzieci. Pewna grupa trudności czy konfliktów dotyka w zdecydowanie większym stopniu samych małżonków niż ich bliskich. Z tego powodu słuszne jest wyodrębnienie trudności, które dotykają bezpośrednio małżonków oraz trudności, które w bezpośredni sposób dotykają także pozostałych członków rodziny.
niedojrzałość i egoizm małżonków
Do zawarcia dojrzałego i szczęśliwego małżeństwa nie wystarczy sama miłość. Tym bardziej nie wystarczy zakochanie, które może być fazą dorastania do dojrzałej miłości, ale takiej miłości jeszcze nie gwarantuje. Jeśli jeden z małżonków lub obie strony ulegną postawie egoistycznej, wtedy kryzys małżeństwa jest nieunikniony. Egoizm to bowiem zaprzeczenie każdej miłości. Egoistyczny małżonek myśli jedynie o sobie, o swoich przeżyciach, potrzebach i planach. Jest skupiony na sobie. Traktuje samego siebie jako środek świata. Nie próbuje nawet uczynić coś dobrego dla współmałżonka. Jest czasem okrutnie wręcz obojętny na jego potrzeby, trudności czy przeżycia. Samego siebie, swoją pracę, swoje kontakty ze znajomymi a nawet swoje zachcianki stawia wyżej od troski o współmałżonka. W obliczu pojawiających się z tego powodu napięć czy sprzeczek naiwnie usprawiedliwia własne błędy i słabości. Zaczyna coraz częściej posługiwać się kłamstwem, manipulacją, agresją. Ucieka od problemów. Znika z domu. Prowadzi taki styl życia, jakby nie był związany małżeństwem i jakby zapomniał o zobowiązaniach, które dobrowolnie przecież podjął, publicznie składając przysięgę małżeńską. Winą za powstałą sytuację obarcza współmałżonka. Wobec samego siebie pozostaje zupełnie bezkrytyczny i lekceważy wszystkie błędy, które popełnia. Buduje swoje życie na wygodnictwie, lenistwie i kłamstwie. Egoista mógłby być wierny jedynie następującej „przysiędze” małżeńskiej: „Ja, egoista, biorę ciebie za żonę/za męża i ślubuję, że będę kochał jedynie samego siebie oraz że cię nie opuszczę dopóki to będzie dla mnie wygodne”.
brak komunikacji i porozumienia
Każda forma dojrzałego bycia razem między ludźmi wymaga wzajemnego poznawania się oraz zdolności do porozumienia z drugim człowiekiem. Mamy szansę dojrzale kochać i respektować jedynie tych ludzi, których osobiście znamy i których naprawdę rozumiemy. Wszystkim innym ludziom możemy okazywać jedynie dobrą wolę. Dopóki jednak nie postaramy się poznać drugiego człowieka, zrozumieć jego sposób myślenia oraz przeżywania siebie i świata, dopóty nie będziemy mogli go pokochać. Zasada ta w największym stopniu odnosi się do małżeństwa i rodziny. Z tego właśnie względu poważnym zagrożeniem dla każdego małżeństwa jest brak pogłębionej komunikacji i porozumienia. Tam, gdzie zaczyna szwankować wzajemna komunikacja, gdzie pojawiają się tak zwane ciche dni, gdzie jest miejsce na niedopowiedzenia, wszędzie tam relacja małżonków zaczyna się opierać na domysłach, podejrzeniach czy przypuszczeniach. Prowadzi to niemal zawsze do bolesnych konfliktów i nieporozumień.
zdrady małżeńskie
Więź małżeńska to najsilniejszy i najbardziej intymny związek między mężczyzną a kobietą. Ponieważ więź ta — właśnie dlatego, że jest więzią najsilniejszą — opiera się na miłości wiernej i wyłącznej, to również najbardziej intymne przejawy czułości między ludźmi powinny być realizowane wyłącznie w małżeństwie. Wzajemna wierność małżonków odnosi się nie tylko do współżycia seksualnego, lecz także do wszelkich form fizycznej bliskości i czułości, jakie mogą zaistnieć między mężczyzną i kobietą. Niewierność to jedna z najbardziej bolesnych ran dla małżonków, a jednocześnie jedna z najbardziej dramatycznych form kryzysu małżeńskiego. Pozamałżeńskie współżycie seksualne jest tak bolesnym i głębokim zranieniem więzi małżeńskiej, że prawo kanoniczne Kościoła katolickiego uznaje, iż udowodniona zdrada małżeńska to wystarczająca podstawa do uzyskania separacji na zawsze (w pozostałych przypadkach separacja orzekana jest jedynie na czas trwania danego problemu).
Niewierność małżeńska to jedno z ostatnich ogniw nawarstwiającego się kryzysu danego związku. Punktem wyjścia mogą być negatywne doświadczenia czy błędne postawy jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Współżycie przedmałżeńskie jest już zranieniem przyszłej więzi i wierności małżeńskiej i to nawet wtedy, gdy dokonuje się między ludźmi, którzy mają zamiar się pobrać. Podejmując współżycie seksualne mężczyzna i kobieta wzajemnie sobie bowiem deklarują, że dopuszczają współżycie seksualne poza małżeństwem. Wstrzemięźliwość przedmałżeńska stwarza optymalną szansę na zachowanie wierności małżeńskiej. Poważnym zagrożeniem wierności małżeńskiej są naiwne poglądy na temat zdrad małżeńskich. Przykładem jest twierdzenie, że w niektórych sytuacjach pozamałżeńskie współżycie seksualne bywa jedynie zdradą „fizyczną” a nie „psychiczną”. Tego typu rozróżnianie rodzajów zdrady jest absurdalne, gdyż człowiek stanowi jedność psychofizyczną i dlatego tylko ludzie zaburzeni psychicznie mogą wierzyć w to, że jakiegoś działania dokonało wyłącznie ich ciało, a nie oni sami.
trudności rodzicielskie
Drugą — obok trudności małżeńskich — grupą problemów w rodzinach są trudności związane z miłością rodzicielską, a zatem problemy z odpowiedzialnym przekazywaniem życia i roztropnym wychowywaniem potomstwa. Związek między miłością małżeńską a miłością rodzicielską jest tak oczywisty, że jeśli małżonkowie wykluczają przyjęcie potomstwa, to nie mogą zawrzeć ważnego związku małżeńskiego w Kościele katolickim. Miłość rodzicielska to jeden z podstawowych sposobów potwierdzania miłości małżeńskiej. Z tego względu ogromnym zagrożeniem dla małżeństwa i rodziny jest zupełne wykluczanie posiadania dzieci albo nieodpowiedzialne rodzicielstwo. Wykluczanie miłości rodzicielskiej jest znakiem, że obie strony nie dorosły jeszcze do miłości małżeńskiej. Jeśli bowiem dana osoba w dojrzały sposób składa przysięgę małżeńską, to jednocześnie deklaruje współmałżonkowi, że jest zdolny pokochać potomstwo, które z tego związku przyjdzie na świat. Jeśli jest inaczej, to małżonków nie łączy miłość, lecz jedynie egoizm we dwoje. Spotkanie dwóch egoistów nieuchronnie prowadzi do konfliktów, rozczarowań i bolesnych zranień.
Wykluczanie potomstwa oraz ograniczanie liczby dzieci do wygodnego minimum, to najbardziej radykalne przejawy egoizmu we dwoje. Statystyki pokazują zdumiewający na pozór fakt, że najmniej dzieci w Polsce mają ludzie najbardziej bogaci. Rozpieszczeni zwykle jedynacy to późniejsi tyrani, którzy za kilka lat sprawią rodzicom więcej trosk i kłopotów niż spora gromada mądrze wychowanych dzieci. W zachowaniu typowym dla jedynaków, skoncentrowanych tylko na własnej osobie w sposób wyraźny odsłania się ta sama filozofia życia, którą kierowali się jego rodzice, decydując się na przekazanie życia jednemu tylko dziecku. Poważnym problemem jest popadnięcie rodziców w drugą skrajność, czyli rodzicielstwo nieodpowiedzialne, a zatem nie zupełnie niedostosowane do wieku oraz możliwości finansowych i wychowawczych danych małżonków.
aborcja
Mówiąc o problemie aborcji, łatwo o nieporozumienia, a także o zastępowanie faktów emocjonalnymi reakcjami czy ideologicznymi sloganami. Aborcja nie ma nic wspólnego z odpowiedzialnym rodzicielstwem ani z prawem kobiet do decydowania o tym, czy chcą być matkami, czy też nie. Dotyczy bowiem wyłącznie tych kobiet, które już są matkami. Za aborcję odpowiedzialni są zawsze obydwoje rodzice! W większości sytuacji głównym odpowiedzialnym za zabicie dziecka w fazie rozwoju prenatalnego jest jego ojciec, a największą ofiarą tego dramatu jest matka dziecka, która ponosi bolesne skutki psychofizyczne, moralne i społeczne, jakie są nieuchronną konsekwencją zgody na śmierć własnego dziecka.
trudności w wychowaniu dzieci
Pojawienie się potomstwa diametralnie zmienia sytuację małżonków oraz ich codzienny styl życia. Obydwoje znajdują się teraz w obliczu nowych wyzwań. Zadanie pierwsze to harmonijne łączenie dwóch odmiennych ról. Z chwilą pojawienia się dzieci mężczyzna uczy się być jednocześnie mężem i ojcem, a kobieta uczy się godzić zadania żony z obowiązkami matki. Przyjście na świat dzieci nie oznacza, iż odtąd rodzice przestają być małżonkami lub że są teraz małżonkami w zmniejszonym wymiarze. Stając się matką, żona nie przestaje być najważniejszą osobą dla swego męża. Powinna nadal dbać o siebie, o zdrowie i zewnętrzny wygląd. Niestety wiele kobiet skupia się na dzieciach kosztem więzi z mężem. Prowadzi to do utraty bliskości, jaka łączyła małżonków przed narodzeniem dzieci. Dojrzałość polega na tym, że matka zdaje sobie sprawę z tego, iż pozostaje żoną, że ma potrzebę, by być przez męża nadal dostrzegana w swej kobiecości, obdarzana czułością i zainteresowaniem seksualnym. Z kolei typowym zagrożeniem dla mężczyzn w obliczu potomstwa jest tendencja do uchylania się zarówno od obowiązków męża, jak i ojca. Bywa tak, że po początkowej radości z powodu pojawienia się syna czy córki, mąż i ojciec zaczyna znikać z domu. Odtąd bywa jedynie „gościem” we własnej rodzinie. Osłabienie więzi między małżonkami prowadzi do trudności w wychowaniu dzieci. Pierwszym bowiem sposobem wyrażania miłości wobec dzieci jest wzajemna miłość rodziców.
Druga grupa problemów rodzicielskich wiąże się z nieodpowiedzialnym wychowaniem dzieci. Dzieje się tak wtedy, gdy rodzice są zbyt rygorystyczni, albo zbyt pobłażliwi. W pierwszym przypadku stawiają dzieciom słuszne wymagania, ale nie wspierają ich codzienną miłością, czułością i cierpliwymi rozmowami. W drugim przypadku rozpieszczają dzieci, czyli usiłują je kochać, ale nie stawiają im koniecznych wymagań. Usiłują uchronić swoje dzieci przed stresem nawet wtedy, gdy ich dzieci zaczynają ewidentnie błądzić. Tego typu wychowanie „bez stresów” prowadzi do tego, że w rzeczywistości wychowuje się dzieci, które nie będą w stanie zmierzyć się z twardą rzeczywistością, która przynajmniej czasami jest stresująca. W konsekwencji ich dzieci okażą się w przyszłości bezradne, albo staną się agresywne i popadną w uzależnienia, by „uciec” od wymagań codzienności.
przemoc w rodzinie
Przemoc w rodzinie jest wyjątkowo bolesnym doświadczeniem. Warto pamiętać o tym, że zaczyna się ona już wtedy, gdy ktoś z małżonków i rodziców przestaje okazywać miłość, a nie dopiero wtedy, gdy ktoś zdradza, bije czy poniża swoich bliskich. Małżonkowie nie przysięgają sobie bowiem jedynie tego, że nie będą się krzywdzić czy poniżać, ale zobowiązują się do tego, będą siebie wzajemnie kochać i szanować. Szczytem przemocy w rodzinie jest aborcja. Jeśli bowiem rodzice są w stanie krzywdzić własne dzieci, to nic ich nie powstrzyma przed krzywdzeniem siebie nawzajem.
inne formy kryzysu w rodzinie
Do coraz częstszych form trudności w małżeństwie i rodzinie — obok wyżej wymienionych - należą obecnie: trudności materialne, utrata pracy przez jednego lub oboje rodziców, problemy mieszkaniowe, poważne problemy zdrowotne, negatywne oddziaływanie dominujących mediów, demoralizujący wpływ kultury masowej, a także pornografia, sekty i uzależnienia typu: alkoholizm, narkomania, erotomania, pracoholizm, hazard, uzależnienia od komputera i Internetu oraz wiele innych form utraty wolności i odpowiedzialności. Uzależnienia przybierają obecnie rozmiary epidemii społecznej. Współczesny człowiek stał się niemal synonimem kogoś uzależnionego.
Alkoholizm i narkomania pozostają najczęstszymi i zwykle najbardziej dramatycznymi formami uzależnień w naszym kraju. Genezą każdego typu uzależnienia jest próba ucieczki od ciężaru codziennego życia, natomiast warunkiem odzyskania trzeźwości jest kompetentna postawa całej rodziny według zasady mądrej, a przez to twardej miłości: „ty nadużywasz alkoholu czy sięgasz po narkotyki, ty ponosisz wszystkie konsekwencje twoich zachowań”. Tylko bowiem doświadczenie mądrej miłości ze strony bliskich osób a jednocześnie osobiste, bolesne cierpienie stwarza osobie uzależnionej szansę na uznanie, że ma ona poważny problem i że potrzebuje specjalistycznej pomocy a także radykalnej zmiany dotychczasowej filozofii życia.
Znajomość najczęstszych form problemów małżeńskich i rodzicielskich oraz przyczyn i mechanizmów typowych dla tychże problemów, to pierwszy warunek udzielania kompetentnej pomocy osobom dzwoniącym do telefonu zaufania. W tej dziedzinie potrzeba jednak jeszcze kilka innych ważnych umiejętności. Popatrzmy na te zasady i kompetencje, które są w tym zakresie szczególnie ważne.
przezwyciężanie subiektywizmu
Ważną kompetencją osób dyżurujących w telefonie zaufania jest świadomość, że ludzie, którzy nas dzwonią, przedstawiają nieco — a czasem — zupełnie subiektywną a przez to zniekształconą wizję problemów, z jakimi zmaga się dana rodzina. Jeśli osoba dyżurująca w telefonie zaufania bezkrytycznie przyjmie za całą prawdę to, co mówi dzwoniący, to nie będzie w stanie uświadomić sobie złożoności danego problemu i nie wskaże właściwych sposobów jego przezwyciężenia. Warto zatem zachęcać osobę dzwoniącą, by nakłoniła także współmałżonka do rozmowy z nami, albo by przynajmniej współmałżonek słyszał to, co nasz rozmówca relacjonuje. Warto też wprost pytać o to, jak druga strona — współmałżonek, syn córka czy inny krewny - widzi daną trudność i w jaki sposób o niej opowiada.
obrona przed manipulacją ze strony osób dzwoniących
Wielu ludzi przeżywających osobisty kryzys czy kryzys w swojej rodzinie, zwracając się do nas o pomoc, czyni to w taki sposób, aby to właśnie oni dyktowali nam warunki, na których udzielimy im pomocy. Celem takiej manipulacji ze strony osób przeżywających trudności jest przymuszanie nas do rozwiązywania za nich ich własnych problemów. Innymi słowy tacy ludzie szukają często wygodnych dla siebie, niemal magicznych form wyjścia z przeżywanych problemów, aby uniknąć wysiłku ze swej strony i dokonania zmian we własnym postępowaniu. Ludzie ci szukają łatwo osiągalnego szczęścia i w tym cele potrafią manipulować, szantażować psychicznie, wzbudzać litość, wykorzystywać naiwność lub brak doświadczenia u osób, do których zwracają się po pomoc.
Przykładem ludzi, którzy mają tendencję do manipulowania nami pod pozorem szukania pomocy i wsparcia, są niektórzy ludzie chorzy fizycznie. Już sama choroba może być formą psychicznego szantażu. Dzieje się tak wtedy, gdy dany człowiek przerysowuje słabość swego organizmu, albo gdy wręcz wmawia sobie jakieś choroby. Często bywa i tak, że choroba fizyczna jest efektem somatyzacji, czyli wyrażania za pomocą cielesnych słabości konfliktów i napięć spoza sfery cielesnej. Niekiedy problemy zdrowotne są znakiem ucieczki od problemów w innych sferach życia. Wielu ludzi traktuje swoje dolegliwości fizyczne jako sposób na „usprawiedliwienie” popełnianych błędów czy na uwolnienie się od wymagań i dyscypliny.
Drugim przykład manipulacji to postawa niektórych ludzi, którzy są lub udają osoby biedne materialnie. Takie osoby liczą na zdobycie łatwych pieniędzy. Chcą otrzymywać pomoc finansową bez podjęcia wysiłku z ich strony. Zwykle robią wszystko, by nie pracować. Zasłaniają się słabym zdrowiem czy niezdolnością do wysiłku. Jeśli te manipulacje nie okażą się skuteczne, wtedy udają, że chętnie podejmą pracę, ale usiłują dyktować nam — nierealne najczęściej - warunki, na jakich mogliby coś zrobić, albo pracują w taki sposób, by szybko ich zwolniono i by znów mieli alibi do otrzymania darmowej pomocy. Rozsądna pomoc w takiej sytuacji bywa nazywana „Hilfe zur Selbsthilfe”. Oznacza ona takie pomaganie biednym czy bezrobotnym, aby uczynić ich zdolnymi do zapracowania na własne potrzeby, a nie by ich w tym wyręczać Pomagamy mądrze wtedy, gdy dajemy ludziom wędkę, a nie rybę, np. poprzez oferowanie pracy dorywczej czy sezonowej, albo pomaganie w zdobyciu nowych kwalifikacji. Nawet w sytuacjach skrajnych nie powinniśmy dawać pieniędzy, a jedynie żywność lub pomoc w opłaceniu np. kursu dla bezrobotnych.
Trzecim przykładem ludzi, którzy mają tendencję do manipulowania nami pod pretekstem szukania pomocy, są osoby przeżywające trudności w rodzinie czy w pracy zawodowej. Typowe strategie takiej manipulacji to: jednostronne i korzystne dla siebie przedstawianie danej sytuacji, odgrywanie roli „ofiary”, stawianie nas w roli „zbawiciela” i obarczanie nas odpowiedzialnością za ich los a nawet szantażowanie nas, że rozmówca zrobi sobie krzywdę, jeśli nie spełnimy jego żądań. Jeśli ulegniemy tego typu manipulacjom, to sami znajdziemy się w trudnej sytuacji i pogorszymy jedynie sytuację osoby, która zwraca się do nas po pomoc.
Pierwszym naszym zadaniem jest znajomość wyżej zasygnalizowanych strategii, za pomocą których osoby niedojrzałe próbują nami manipulować. Zadaniem drugim jest precyzyjne i stanowcze określenie warunków, na jakich możemy kontynuować naszą pomoc (np. wyznaczenie danej osobie obowiązku kontaktowania się z określonymi specjalistami czy instytucjami, dokonanie określonych zmian w zachowaniu, zerwanie określonych więzi, włączenie się w jakiś ruch samopomocy, itd.). Jeśli rozmówca nie spełni naszych warunków, to powinniśmy zrezygnować z udzielania dalszej pomocy. Trzecim zadaniem jest wyjaśnianie tym, którzy szukają pomocy, że to na nich samych, a nie na nas spoczywa odpowiedzialność za ich decyzje, zachowania i postawy. My możemy jedynie wskazać im alternatywne możliwości działania w danej sytuacji oraz wyjaśnić konsekwencje każdej z tych alternatyw. Po czwarte, powinniśmy wyjaśniać, że w obliczu poważnych trudności życiowych nie istnieją rozwiązania łatwe. Po piąte, powinniśmy otwarcie uznać — przed samym sobą i przed naszym rozmówcą - granice naszych możliwości w udzielaniu pomocy. Powinniśmy też pamiętać, że jesteśmy odpowiedzialni za jakość naszych postaw i zachowań wobec osób szukających pomocy, ale nie za sposób, w jaki osoby te zechcą (lub nie) skorzystać z naszej pomocy.
realizm
Niemal wszyscy ludzie, którzy przeżywają poważne i bolesne problemy, dzwonią do nas z magicznymi oczekiwaniami, że dzięki naszej pomocy szybko i niemal bezboleśnie pozbędą się określonego problemu. Naszym zadaniem jest uczyć rozmówców realizmu. Realizm ten, po pierwsze, oznacza, że nawet jeśli w kryzysie nie jest osoba dzwoniąca, ale jej współmałżonek, dziecko czy inny krewny, to również ta osoba powinna zmodyfikować coś ważnego we własnym życiu, np. po to, by ta druga osoba nie mogła już nią manipulować czy by nie mogła już żyć jej kosztem. Drugi ważny przejaw realizmu to wyzbycie się iluzji, że można komuś pomóc w przezwyciężeniu kryzysu, pozostając „neutralnym światopoglądowo”, czyli nie odwołując się do żadnego systemu wartości i norm moralnych. Codzienne doświadczenie uczy nas tego, że określone rodzaje więzi, wartości i norm moralnych prowadzą do udanego małżeństwa i szczęśliwej rodziny, a inne rodzaje więzi, wartości i zasad postępowania okazują się toksyczne i destrukcyjne. Rzeczywistość nie jest neutralna światopoglądowo i rzeczywistości nie da się oszukać. Właśnie dlatego nie da się udzielić odpowiedzialnej pomocy w sytuacji kryzysowej bez zaproponowania dojrzałych więzi i wartości, gdyż przecież to właśnie zaburzony system więzi i wartości doprowadził do kryzysu naszego rozmówcę czy jego bliskich.
empatia i asertywność
Skutecznie pomagać możemy jedynie tym, których naprawdę rozumiemy (empatia) i do których mówimy w taki sposób, że oni mają szansę nas rozumieć (asertywność). Empatia to szczególnie uważne wsłuchiwanie się w to, co komunikuje o sobie drugi człowiek. Aby słyszeć i widzieć - wystarczą uszy i oczy. Aby pomagać, trzeba najpierw rozumieć drugiego człowieka i jego sytuację. Empatia to zdolność wczuwania się również w to, o czym drugi człowiek mówi do nas jedynie pośrednio. Jeśli np. rodzice zauważają, że ich nastoletni syn sięga po alkohol, to rozumieją, iż on cierpi i że czuje się bezradny wobec życia. Zaprzeczeniem empatii jest zarówno patrzenie na człowieka wyłącznie z zewnątrz jak też utożsamianie się z nim. Kto patrzy na innych ludzi jedynie poprzez pryzmat ich zewnętrznych zachowań, ten nigdy ich nie zrozumie i nie udzieli dojrzałej pomocy. Kto natomiast utożsamia się z rozmówcą, ten staje się dla niego jedynie „lustrem”. Tymczasem drugi człowiek nie potrzebuje lustra lecz przyjaciela, który pomaga mu lepiej rozumieć samego siebie i dojrzalej postępoć.
Empatia to nie tylko zdolność wsłuchiwania się, ale to również umiejętność upewniania rozmówcy o tym, że naprawdę rozumiemy to, co się w nim i z nim dzieje. Jeśli np. jakiś nastolatek żali się do nas, iż nie da się porozumieć z jego rodzicami, gdyż są oni staroświeccy, to jego wypowiedź można tak zwerbalizować: "Według ciebie cała wina leży po stronie rodziców." Tak zwięzła werbalizacja pomaga nastolatkowi uświadomić sobie jednostronność własnego spojrzenia oraz to, że także od niego zależy relacja z rodzicami. Warto pamiętać, że empatia nie jest jakimś cudownym „lekarstwem” na wszystko, lecz jedynie punktem wyjścia w udzielaniu pomocy. Słuchanie empatyczne staje się owocne dopiero wtedy, gdy słuchający pomaga swemu rozmówcy lepiej rozumieć samego siebie i dojrzalej kierować własnym życiem. Empatia ułatwia nam rozumienie nawet tych ludzi, którzy nie rozumieją samych siebie oraz dobór takich słów i czynów, dzięki którym pomagamy tym ludziom nie tylko w przezwyciężaniu ich problemów ale też w dorastaniu do dojrzałości.
Z kolei asertywność oznacza ona zdolność do szczerego i precyzyjnego wyrażania własnych myśli, przekonań, przeżyć i pragnień w formie akceptowanej społecznie, przyznając rozmówcom prawo do czynienia tego samego. Asertywność to mówienie o samym sobie po to, by drugi człowiek mógł nas zrozumieć oraz skorzystać z bogactwa naszej historii i osobowości. Nasi rozmówcy nie mają obowiązku ani możliwości, by „czytać” w naszych myślach. Asertywność jest koniecznym warunkiem budowania czytelnych i przejrzystych relacji także w rozmowach z osobami, które dzwonią do nas po pomoc. Zaprzeczeniem asertywności jest sytuacja, w której dana osoba nie przyznaje sobie prawa do tego, by szczerze mówić o tym, co myśli, co czuje czy czego pragnie. Zwykle taka postawa oznacza błędną próbę respektowania innych ludzi kosztem samego siebie. Drugą formą niedojrzałości jest mówienie o sobie w niewłaściwej formie, np. w sposób jedynie pośredni czy agresywny.
W sytuacjach konfliktowych człowiek niedojrzały potępia swego rozmówcę, zamiast zakomunikować mu swoje myśli i przeżycia, związane z jego określonym zachowaniem. Wyobraźmy sobie sytuację, w której kilkunastoletnia córka wraca do domu później niż ustaliła to z mamą. Często rodzice reagują wtedy agresją i osądzaniem, typu: "jesteś nieodpowiedzialna i nie można tobie ufać". Efektem tego typu reakcji jest zwykle bunt albo agresywna obrona ze strony rozmówcy. Natomiast asertywna wypowiedź w przytoczonym przykładzie może mieć np. taką formę: "gdy ty się spóźniasz, to ja bardzo się o ciebie martwię i boję się, że stało ci się coś złego. Proszę cię więc o to, byś na przyszłość wracała do domu punktualnie. W przeciwnym przypadku nie pozwolę ci w przyszłości, byś wieczorem wychodziła z domu, gdyż ogromnie zależy mi na twoim losie". Tego typu wypowiedź znacznie skuteczniej mobilizuje córkę do punktualnych powrotów a ponadto upewnia ją o tym, że rodzice ją kochają i że się o nią troszczą.
Asertywność nie może być jednak stosowana bezkrytycznie, a szczerość nie może być najwyższą wartością w relacjach między ludźmi. Nigdy nie powinno być miejsca na kłamstwo czy obłudę, ale to nie znaczy, że rozmówcy powinny sobie wzajemnie mówić o wszystkim, co myślą, co przeżywają czy czego pragną. Odnosi się to zwłaszcza do relacji niesymetrycznych, np. do relacji rodzice — dzieci, a także do relacji w telefonie zaufania. Wyobraźmy sobie jakim szokiem dla kilkuletniego syna byłoby "szczere" wyznanie ze strony taty, że pogniewał się on na mamę i że już jej nie kocha. Albo "szczere" wyznanie nauczyciela wobec dzieci, że dzisiaj nie ma on ochoty na przeprowadzenie lekcji. O zakresie naszej otwartości powinna decydować miłość i odpowiedzialność, a nie techniczna sprawność w mówieniu na temat własnych myśli czy przeżyć.
Współczesna psychologia często przecenia znaczenie asertywności w relacjach między ludźmi oraz w radzeniu sobie z różnymi zagrożeniami. Np. wielu pedagogów zakłada, że profilaktyka uzależnień polega głównie na uczeniu dzieci i młodzieży asertywnego wyrażania własnych emocji oraz na stanowczym mówieniu „nie!”. Tymczasem to tylko część prawdy. Istotą wychowania w ogólności, a profilaktyki uzależnień w szczególności jest pomaganie wychowankom w zajęciu dojrzałej postawy wobec siebie i świata, wobec więzi i wartości, a także wobec własnych potrzeb, pragnień i przeżyć. Jest tu miejsce na uczenie cierpliwości i odporności wobec nieuniknionych napięć i frustracji oraz na eliminowanie ich źródeł. Nie wystarczy pomagać wychowankowi, by nauczył się asertywnie komunikować niepokojące go emocje, aby przestały być dla niego niebezpiecznie atrakcyjne substancje psychotropowe. Nie mniej ważną sprawą jest pomaganie wychowankowi, by eliminował przyczyny niepokojących go przeżyć oraz by zachował cierpliwość wobec trudności i bolesnych nastrojów, które w pewnym zakresie są nieuniknione i szczególnie intensywnie odczuwane właśnie w wieku rozwojowym.
Ważnym aspektem dojrzałości jest ponadto świadomość, że asertywne wyrażanie własnych myśli, przekonań czy potrzeb nie oznacza, iż mamy prawo do określonych zachowań tylko dlatego, że szczerze poinformowaliśmy o tym naszego rozmówcę. Szczerość nie jest ważniejsza od miłości i odpowiedzialności czy od podjętych zobowiązań. Dojrzale rozumiana asertywność nie daje nam jakichś dodatkowych praw, ani nie zwalnia nas z podjętych wcześniej zobowiązań. Stwarza jedynie szansę na to, by osoby znajdujące się w interakcji lepiej siebie wzajemnie rozumiały. Asertywność to ważne narzędzie w kontaktach między ludźmi, jednak nawet wartościowymi narzędziami człowiek może posługiwać się w błędny sposób. Nie wystarczy dysponować określonymi kompetencjami, by być człowiekiem dojrzałym. Trzeba o tym pamiętać zwłaszcza teraz, gdy często popularyzowane są określone umiejętności (np. w ramach treningów i warsztatów psychopedagogicznych) bez dostarczania wiedzy o odpowiedzialnym stosowaniu tychże umiejętności! Asertywność może być wykorzystywana w sposób, który ułatwia dojrzałe kontakty międzyludzkie. Może być jednak używana do niszczenia podstawowych więzi i wartości. Odpowiedzialne posługiwanie się asertywnością jest możliwe tylko wtedy, gdy dysponujemy pogłębioną wiedzą antropologiczną, czyli wtedy, gdy rozumiemy człowieka w sposób całościowy i realistyczny: gdy dostrzegamy nie tylko jego możliwości, ale także ograniczenia i zagrożenia, którym podlega. Dojrzale rozumieć człowieka to wiedzieć o tym, że potrafi on krzywdzić nawet samego siebie i że najważniejszą umiejętnością w zakresie asertywności jest umiejętność stanowczego mówienia „nie!” samemu sobie w obliczu własnej słabości czy naiwności.
trafny dobór języka i argumentów
Warunkiem udzielania skutecznej pomocy jest posługiwanie się takim językiem, który bez trudu rozumie nasz rozmówca oraz odwoływanie się do takich argumentów, które przekonują nie tylko nas, ale też tego, komu pragniemy pomóc. Częstym błędem w tej dziedzinie jest posługiwanie się przez osoby dyżurujące w telefonie zaufania językiem technicznym (np. z zakresu psychologii, socjologii czy prawa) albo argumentami, które są wprawdzie teoretycznie słuszne, ale z jakiegoś powodu nie przekonują rozmówcy. W niektórych środowiskach profesjonalistów istnieje szkodliwy przesąd intelektualny w postaci przekonania, że precyzyjnie można komunikować jedynie za pomocą języka technicznego. Tymczasem również językiem technicznym można niestety mówić w sposób chaotyczny a nawet zupełnie błędny. Dojrzałość polega na tym, by komunikować w sposób tak prosty, że rozumieją nas nawet analfabeci a jednocześnie w sposób tak precyzyjny, że nawet profesjonaliści nie mogą zarzucić nam nieścisłości czy błędu.
Osoby podejmujące dyżury w telefonie zaufania powinny wiedzieć o tym, że im większe trudności i im większy kryzys przeżywa nasz rozmówca, tym bardziej jest prawdopodobne, że — bez złej woli! - nie będzie chciał rozumieć tego, co do niego mówimy lub że nieświadomie będzie uciekał od najbardziej nawet oczywistych faktów na temat swojej sytuacji i własnego postępowania. Naszym zadaniem jest komunikować w taki sposób, aby rozmówca miał jedynie dwie możliwości: zrozumieć to, co mówimy i skorzystać z naszych sugestii lub zrozumieć to, co mówimy i odrzucić nasze propozycje. Nie powinien natomiast mieć trzeciej możliwości: nie zrozumieć nas. Ani czwartej możliwości: sądzić, że to on ma rację, mimo że w rzeczywistości popełnia poważne błędy w swoim lub że błędnie reaguje na niedojrzałe zachowania innych osób w rodzinie. Oto dwa przykłady doboru języka i argumentów.
Kobieta, która słusznie zdecydowała się na separację z powodu alkoholizmu i brutalności swego męża, spytała mnie o to, dlaczego nie może się pobrać i być szczęśliwa z nowym mężczyzną, którego niedawno poznała. Wyjaśniłem, że krzywdzona żona ma święte prawo do obrony, z separacją włącznie. Nie ma natomiast prawa łamać własnej przysięgi małżeńskiej i dlatego nie powinna się łączyć z nikim nowym na sposób małżeństwa. Osobie w takiej sytuacji to nie Kościół "przeszkadza" w "nowym szczęściu", ale to ona sama sobie w tym przeszkadza, związawszy się wcześniej (nieroztropnie?) z kimś, kto na to nie zasługiwał. Jeśli ten nowy mężczyzna okazuje się niezwykły i przyjazny, to nie wykluczone, że jest to jedynie gra z jego strony po to, by znaleźć sobie ofiarę. Jeśli bowiem rzeczywiście byłby taki szlachetny, na jakiego wygląda, to dlaczego już dawno nie założył własnej szczęśliwej rodziny? A jeśli naprawdę jest szlachetny, to potrafi wspierać kobietę skrzywdzoną przez innego mężczyznę, ale nie będzie udawał jej męża, gdyż nie zgodzi się na to, by ona z jego powodu złamała własną przysięgę małżeńską i żyła z wyrzutami sumienia z tego powodu. Warto wyjaśniać, że małżeństwo nie jest jedyną formą wzajemnego wspierania się przez ludzi oraz że dojrzałość kandydata na małżonka trzeba bez pośpiechu i stanowczo sprawdzać PRZED ślubem!
Przykład drugi doboru języka i argumentów to rozmowa na temat stosowania prezerwatyw w małżeństwie, w którym jedna z osób jest chora na AIDS. W takiej sytuacji wyjaśniam, że jeśli zarażony małżonek naprawdę kocha współmałżonka, to — właśnie dlatego, że kocha — nie zgodzi się na współżycie seksualne! Chory nie będzie bowiem chciał narażać kochaną przez siebie osobę na zarażenie wirusem HIV. Będzie jej natomiast okazywał miłość i czułość na tysiące innych sposobów. Kto kocha, to wie, że osoba jest nieskończenie ważniejsza niż przyjemność. Wie też, że prezerwatywa nigdy nie gwarantuje bezpiecznego współżycia seksualnego z nosicielem wirusa HIV.
Im ważniejsza dla człowieka jest dana dziedzina życia,
tym ważniejsza jest znajomość jej optymalnego funkcjonowania.
Osoby dyżurujące w telefonie zaufania powinny dysponować precyzyjną wiedzą na temat kryteriów dojrzałej miłości w małżeństwie i rodzinie. Tylko wtedy dyżurujący będą mogli w odpowiedzialny sposób wykorzystać swoje techniczne umiejętności a także swoją szczegółową wiedzę z tych dziedzin, w których są profesjonalistami. Precyzyjne rozumienie, na czym polega dojrzała miłość małżeńska i rodzicielska, pozwala skutecznie pomagać w przezwyciężaniu obecnych trudności, z którymi zwraca się do nas osoba szukająca pomocy w telefonie zaufania. Taka wiedza — co równie ważne! - umożliwia też pomaganie osobom dzwoniącym do telefonu zaufania, by uczyły się coraz dojrzalszego funkcjonowania w małżeństwie i rodzinie w przyszłości. Dojrzałość to przecież najlepsza gwarancja, że przeżywane obecnie problemy nie będą się już powtarzały i że nie pojawią się nowe formy kryzysu w małżeństwie i rodzinie osoby, która zwraca się do nas o pomoc.
mity na temat miłości
Kto chce pomagać innym ludziom w dorastaniu do dojrzałej miłości w małżeństwie i rodzinie, ten powinien najpierw precyzyjnie wyjaśniać, czym miłość nie jest. Ten, kto pomyli błyszczące szkiełka z diamentami, straci wiele pieniędzy. Natomiast ten, kto pomyli miłość z jej imitacjami, ryzykuje, że będzie dramatycznie krzywdził siebie i innych ludzi lub że pozwoli się krzywdzić. W naszych czasach miłość myli się najczęściej z popędem seksualnym, uczuciem, tolerancją, akceptacją, «wolnym związkiem» i z naiwnością.
Błąd pierwszy to przekonanie, że istotę miłości stanowi współżycie seksualne. Mylenie miłości z seksualnością prowadzi do dramatów, gdyż popęd seksualny — tak jak każdy popęd — jest ślepy. Gdyby istotą miłości było współżycie seksualne, to rodzice nie mogliby kochać własnych dzieci. Nawet w małżeństwie współżycie seksualne jest jedynie epizodem w całym morzu okazywanej sobie nawzajem czułości i codziennej troski o współmałżonka. Kto myli seksualność z miłością, ten dla chwili przyjemności gotów jest poświęcić nie tylko swe sumienie, małżeństwo czy rodzinę, ale też zdrowie i życie. Seksualność oderwana od miłości prowadzi do przemocy, w tym do gwałtów, a nawet do śmierci (aborcja, AIDS). Mylić miłość z seksualnością to dosłownie mylić życie ze śmiercią. Kto kocha, tego nie interesują takie zachowania seksualne, które niszczą szacunek do samego siebie czy przyjaźń z drugim człowiekiem. W większości rodzajów więzi międzyludzkich to właśnie zdolność do powstrzymania się od współżycia seksualnego świadczy o tym, że dana osoba naprawdę kocha. Współżycie seksualne nie wiąże się przecież z miłością rodzicielską ani z dojrzałą miłością narzeczeńską czy przyjacielską. Także w małżeństwie panowanie nad popędem seksualnym jest warunkiem dochowania wierności i szczęścia. Małżonek, który kocha, nie skupia się na doznaniach cielesnych, ale zachwyca się tym, że może być tak blisko osoby, którą kocha i przez którą jest kochany. Współżycie seksualne jest wtedy spotkaniem dwóch osób, a nie dwóch ciał.
Błąd drugi polega na przekonaniu, że istotą miłości jest uczucie. Tymczasem kochać to coś więcej niż odczuwać jakieś stany emocjonalne. Gdyby istotą miłości było uczucie, to nie można by było jej ślubować, gdyż uczucia są zmienne. Uczucia są cząstką człowieka, są jego cechą i własnością. Natomiast miłość to nasz sposób odnoszenia się do siebie i innych ludzi. Istotą dojrzałej miłości jest decyzja troski o czyjś rozwój, czyli postawa, a nie nastrój. Fałszywe przekonanie, iż miłość jest uczuciem, wynika z tego, że każdy, kto kocha, doznaje silnych emocji. Nie ma miłości bez uczuć. Jeśli ktoś jest wobec drugiej osoby obojętny, to znaczy, że jej nie kocha. Jednak z tego, że uczucia towarzyszą miłości, nie wynika, że stanowią one jej istotę. Gdyby można było stwierdzić, że miłość jest tym, co jej towarzyszy, to równie uprawnione byłoby stwierdzenie, że miłość jest wzmożonym wydzielaniem hormonów, podniesionym ciśnieniem krwi albo rumieńcem na twarzy. Miłości zawsze towarzyszą uczucia, ale są one różne: od radości i entuzjazmu do rozgoryczenia, gniewu, żalu, a nawet emocjonalnej nienawiści. Dla przykładu, gdy kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, wtedy przeżywają dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć — właśnie dlatego, że kochają. Mylenie miłości z uczuciem sprawia, że to uczucia bierze się za kryterium postępowania. Tymczasem stany emocjonalne — podobnie jak popędy — są ślepe, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów.
Miłość jest świadomą i dobrowolną postawą, a uczucia są jednym ze sposobów wyrażania tej postawy. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na potrzebach innych ludzi, a uczucia — na naszych własnych potrzebach i przeżyciach. Miłość prowadzi na szczyty bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do uzależnienia się od drugiej osoby i do zazdrości wywołującej agresję. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do niepokojów i napięć. To właśnie dlatego radość człowieka zakochanego jest przepojona niepokojem, a zakochani nierzadko ranią siebie nawzajem, stosując różne formy szantażu emocjonalnego.
Błąd trzeci polega na przekonaniu, że miłość jest tym samym, co tolerancja. Tymczasem ten, kto toleruje, mówi: „Rób, co chcesz!”, a ten, kto kocha, mówi: „Pomogę ci nieustannie się rozwijać!”. Tolerancja byłaby postawą racjonalną wtedy, gdyby człowiek nigdy nie krzywdził samego siebie czy innych ludzi. W realiach, w jakich żyjemy, powiedzieć komuś: „Rób, co chcesz!” to tak, jakby powiedzieć mu: „Twój los mnie nie interesuje!”. Miłość wiąże się z troską o drugiego człowieka, a tolerancja wynika ze — świadomej lub nieświadomej - obojętności na jego los. Ten, kto myli miłość z tolerancją, rezygnuje z racjonalnego myślenia, gdyż wierzy w to, że wszystkie zachowania człowieka są równie dobre. Tolerować zachowania człowieka można — i to w pewnych granicach! — wyłącznie w odniesieniu do smaków i gustów. Nie można natomiast odwoływać się do tolerancji w odniesieniu do relacji międzyosobowych i wartości, gdyż niektóre zachowania są tak szkodliwe, że zakazane są nawet prawem karnym. Człowiek dojrzały popiera odpowiedzialne zachowania wszystkich ludzi, bez wyjątku, a sprzeciwia się tym zachowaniom, którymi człowiek krzywdzi siebie lub innych. Im bardziej kogoś kocham, tym bardziej «nietolerancyjny» się staję wobec tych jego zachowań, które są szkodliwe, gdyż tym bardziej zależy mi na jego losie. Im mocniej rodzice kochają swe dziecko, z tym większą stanowczością chronią je przed niebezpieczeństwem i nie tolerują jego złych zachowań.
Błąd czwarty polega na utożsamianiu miłości z akceptacją. Akceptować drugiego człowieka to tak, jakby mu powiedzieć: „Bądź sobą!”, czyli: „Pozostań na obecnym etapie rozwoju!”. Tego typu przesłanie jest niewłaściwe, szczególnie wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca narkomana czy złodzieja do tego, żeby był czy żeby pozostał «sobą». Akceptacja to znacznie mniej niż miłość, i to nie tylko w odniesieniu do ludzi przeżywających kryzys, ale i w odniesieniu do ludzi, którzy trwają na drodze rozwoju. Nikt z nas nie jest przecież na tyle dojrzały, by nie mógł nadal się rozwijać. Rozwój człowieka nie ma granic! Słuszne jest akceptowanie prawdy na temat cech czy postaw danego człowieka. Słuszne jest też akceptowanie faktu jego nienaruszalnej godności. Jednak prawda o danej osobie i o jej godności nie jest zależna od tego, czy tę prawdę akceptujemy czy też nie. Od nas natomiast zależy nasza postawa wobec tej osoby, czyli właśnie to, czy ją kochamy. Jeśli kogoś kocham, to nie chcę go «zamrozić» w jego obecnej fazie rozwoju, ale chcę mu pomagać w dalszym rozwoju. Akceptować to mówić: „Bądź sobą!”, a kochać to mówić: „Pomogę ci stać się kimś większym od samego siebie!”. Miłość to zdumiewająca moc, która potrafi przemienić człowieka, a nie „zamrażalnik”, który sprawia, że człowiek przestaje się już rozwijać. To nie przypadek, że w Piśmie Świętym ani razu nie występuje słowo «tolerancja» czy słowo «akceptacja».
Błąd piąty polega na przekonaniu, że «wolny związek» to wyraz dojrzałej miłości. W rzeczywistości «wolny związek» nie istnieje, tak jak nie istnieje «sucha woda» czy «kwadratowe koło». Ludzie, którzy ulegają mitowi „wolnego związku”, deklarują sobie, że się kochają (czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie), a jednocześnie twierdzą, że w każdej chwili mogą się rozstać, gdyż związek ten do niczego ich nie zobowiązuje. Tacy ludzie posługują się wewnętrznie sprzecznym wyrażeniem po to, by zatuszować bolesną prawdę, że ich «wolny związek» to związek egoistyczny, nieodpowiedzialny i nietrwały. Osoby pozostające w takim związku są wolne naprawdę tylko od jednego: od odpowiedzialności za swe postępowanie i za drugą osobę. W «wolnym związku» jedna osoba traktuje tę drugą jak sprzęt domowy, który bierze się ze sklepu na próbę i którego w każdej chwili można się pozbyć.
Błąd szósty polega na myleniu miłości z naiwnością. Tymczasem dojrzała miłość jest szczytem nie tylko dobroci, ale też mądrości. Chrystus poświęcał wiele czasu na uczenie swych słuchaczy mądrego myślenia właśnie dlatego, by nie mylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, a jednocześnie roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Najczęściej miłość z naiwnością myli ten, kto nie potrafi obronić się przed krzywdą ze strony drugiego człowieka. Typowym przykładem naiwności jest sytuacja, w której mąż - alkoholik znęca się nad swoją żoną, ona ogromnie cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy to jej cierpienie, a ona mimo to nie broni się i nadal liczy na to, że to jej cierpienie przemieni męża. Tymczasem człowiek, który kocha dojrzale, przyjmie niezawinione cierpienie wyłącznie pod warunkiem, że tu i teraz mobilizuje ono krzywdziciela do radykalnej poprawy swego postępowania. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na cierpienie krzywdzonej przez siebie osoby i błądzi coraz bardziej, tej osobie pozostaje już tylko kochać krzywdziciela na odległość i stanowczo bronić się przed krzywdą.
dojrzała miłość
Kto wie, czym miłość nie jest, ten łatwiej może zrozumieć, na czym ona polega. Kochać to troszczyć się o rozwój danej osoby, a także o rozwój samego siebie. Kochać bliźniego to tak być obecnym w życiu drugiego człowieka, by dzięki naszej obecności i pomocy mógł on stawać się najpiękniejszą wersją samego siebie. Kochać to pomagać rosnąć nawet wtedy, gdy pomoc ta wiąże się z cierpieniem, albo z koniecznością stawiania komuś twardych wymagań. Miłość chroni i promuje rozwój, a nie szuka dobrego nastroju. Kochać bliźniego to sprawiać, by cieszył się on tym, że istnieje, i by uczył się kochać. W przeciwieństwie do zakochania się, miłość wymaga dystansu wobec osób, które kochamy. Zakochany chce mieć prawo wyłączności do kontaktów z tą drugą osobą i pragnie wiedzieć o niej niemal wszystko. Tymczasem przyjaciel kocha drugiego człowieka nieodwołalnie a jednocześnie pozostawia mu wolność. Przyjaciel nie jest zaborczy ani zazdrosny. Przeciwnie, szczerze się cieszy, gdy ktoś inny jeszcze bardziej kocha osobę, którą on kocha. Nie uważa się za zbawiciela tej osoby. Doradza jej, ale nie usiłuje nią rządzić. Wspiera ją swą obecnością i miłością, ale nie próbuje izolować jej od świata. Traktuje ją jak skarb, który ma chronić, a nie jak własność, którą może się posługiwać.
Kochać dojrzale to tak dobierać słowa i czyny, by wprowadzać drugą osobę w świat dobra, prawdy i piękna. Trafny dobór słów i czynów to największy kunszt w miłości. Obowiązują tu dwie zasady. Pierwsza z nich brzmi: to, czy kocham ciebie, zależy ode mnie, ale to, w jaki sposób wyrażam miłość, zależy od Ciebie, od twojego sposobu postępowania. Zasada druga jest równie ważna i brzmi: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Obydwie te zasady potwierdził Chrystus, który ludzi dobrej woli uzdrawiał, rozgrzeszał, przytulał, stawiał za wzór, bronił przed krzywdą. Natomiast tych, którzy byli cyniczni, upominał, wzywał do nawrócenia i rozwalał im stoły. Tylko takie słowa i zachowania stwarzały tym ludziom szansę na refleksję i zmianę postępowania. Na co dzień miłość przejawia się poprzez fizyczną obecność, ofiarną pracowitość i czystą czułość. Nie kocha bliźniego ten, kto nie ma dla niego czasu albo jest leniwy czy agresywny. Ten, kto kocha bliźniego, nieraz musi bronić go przed jego własną słabością. Najłatwiej kochać tych, którzy kochają sami siebie w sposób dojrzały. Wtedy miłość przynosi trwałą radość obu stronom. Dojrzała miłość zawsze jest mądrym darem, a nie naiwną ofiarą. Ten, kto kocha dojrzale, unika zarówno przesadnego dystansu, jak i nadmiernej bliskości w kontakcie z drugą osobą. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy kocha on bezinteresownie, a więc gdy sam jest darem i nie szuka zaspokojenia swych własnych potrzeb czy oczekiwań. Podstawowym sprawdzianem tego, czy ktoś dojrzale kocha, jest respektowanie w kontakcie z kochaną osobą podstawowych norm moralnych. Normy te są bowiem systemem immunologicznym, który chroni godność człowieka. Kto kocha, ten nie cudzołoży, nie kradnie, nie kłamie. Kto kocha, ten nigdy nie okrada samego siebie ani drugiej osoby ze szlachetności, mądrości i uczciwości. Miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem mądrości.
miłość małżeńska
Na początku historii ludzkości Bóg skierował do Adama i Ewy swoje pierwsze polecenie: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i czynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). Skoro takie są pierwsze słowa, jakie Bóg-Miłość kieruje do człowieka, to znaczy, że od wypełnienia tego pierwszego polecenia Stwórcy zależy los poszczególnych ludzi oraz całej ludzkości. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się”...W języku zrozumiałym dla współczesnych ludzi słowa te znaczą: dorastajcie do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Owo pierwsze polecenie, zapisane w Biblii, wynika z samej natury Boga, który nie jest Samotnością, lecz Wspólnotą Osób. Miłość jest darem, a dar realizuje się poprzez spotkanie z kimś innym. Człowiek stworzony na podobieństwo Bożej Miłości potrzebuje nie tylko tych, którzy go kochają, ale również tych, którym pragnie ofiarować swoją miłość. Największym dramatem dla człowieka, który kocha, byłaby utrata na zawsze tych, których pokochał. Małżeństwo to Boża propozycja najbardziej niezwykłej miłości między mężczyzną a kobietą, jaka jest możliwa na tej ziemi. Jest to bowiem miłość wierna, wyłączna, nieodwołalna, płodna, odważna. To miłość z najwyższym znakiem jakości. Miłość małżeńska jest tak mocna, że mężczyzna i kobieta decydują się na opuszczenie swoich rodziców i rodzeństwa po to, by zawierzyć sobie nawzajem swój własny los oraz los swoich dzieci (por. Mt 19, 5). Małżeństwo oparte na miłości wiernej i nieodwołalnej to budowanie rodzinnej wspólnoty, w której panuje miłość, zaufanie, radość i poczucie bezpieczeństwa. Szczęśliwa rodzina to wspólnota, w której uczymy się mądrze myśleć, dojrzale kochać i uczciwie pracować. Taka rodzina to powrót człowieka do raju, czyli do świata, w którym wszystko — zgodnie z wolą Stwórcy — było dobre.
Niemal każdy nastolatek najbardziej marzy właśnie o tym, by spotkać kogoś, kto pokocha go w sposób nieodwołalny i wierny i kogo on pokocha taką właśnie miłością. Niestety wielu młodych ludzi czyni to, co oddala ich od realizacji ich największego marzenia. Tak postępuje każdy, kto ogląda filmy czy czyta książki, w których wykpiona zostaje czystość, wierność i miłość. Tak postępuje każdy, kto zatruwa swoją psychikę pornografią, a swój organizm alkoholem, nikotyną, narkotykiem czy antykoncepcją. Własne marzenia i ideały zdradzają również ci, którzy ulegają popędom, lenistwu czy egoizmowi. Tacy ludzie nie potrafią nawet wyobrazić sobie radości, jakiej by doświadczyli, gdyby kochali. Zadawalają się karykaturą małżeństwa i rodziny. Postępują tak dlatego, że szukają łatwych więzi, łatwej przyjemności, łatwego szczęścia, które w rzeczywistości nie istnieje. Prawdziwa miłość stawia prawdziwe wymagania. Wymaga uczciwości, wolności, odpowiedzialności. Kto nie dorasta do takiej miłości, ten zadowala się jej imitacjami i buduje przyszłość na piasku.
miłość w skrajnych sytuacjach
Coraz częściej porady w telefonie zaufania poszukają ci małżonkowie, którzy znajdują się w sytuacji skrajnej. W kontekście małżeństwa i rodziny sytuacja skrajna ma miejsce wtedy, gdy któremuś z małżonków przychodzi kochać współmałżonka, który przeżywa poważny kryzys, a w konsekwencji nie kocha ani samego siebie, ani innych ludzi, lecz przeciwnie - boleśnie krzywdzi swoich bliskich. W polskich realiach najczęściej w takiej sytuacji znajduje się żona, którą mąż dramatycznie krzywdzi, gdyż nadużywa alkoholu, dopuszcza się zdrady małżeńskiej czy stosuje przemoc. Rolą każdego doradcy jest w takiej sytuacji uświadomienie cierpiącej żonie tego, iż małżonek nie ma prawa jej krzywdzić. Nawet w małżeństwie jedynie miłość jest nieodwołalna. Wszystko inne można odwołać. Wspólne mieszkanie, wspólne wychowywanie dzieci, współżycie seksualne, wspólnota majątkowa ma miejsce pod warunkiem, że także współmałżonek kocha i że nie krzywdzi członków rodziny. Jeśli jednak ktoś wyrządza bolesne krzywdy swoim bliskim i nie zmienia swego postępowania mimo ich roztropnych i stanowczych interwencji, to wtedy ostatecznym rozwiązaniem jest separacja małżeńska, czyli miłość na odległość. Separacja trwa dopóty, dopóki błądzący nie uzna swego błędu i dopóki nie przestanie krzywdzić. W obliczu poważnego kryzysu małżeństwa i rodziny grożą dwie błędne postawy. Błąd pierwszy polega na biernym poddawaniu się krzywdzie i popadaniu w bezradność. Błąd drugi polega na tym, że krzywdzony małżonek broni wprawdzie siebie i dzieci przez krzywdą, ale czyni to w błędny sposób — łamiąc własną przysięgę małżeńską. Przyjrzyjmy się bliżej obydwu tym błędnym postawom, by przed nimi przestrzegać.
Błąd pierwszy to bierne poddawanie się krzywdzie w obliczu małżonka, który złamał własną przysięgę małżeńską, gdyż przestał kochać i stosuje przemoc. W takiej sytuacji często krzywdzony małżonek myli miłość z biernością, czuje się bezradny, a czasem nawet traktuje zaistniałą sytuację jako wolę Boga. W tego typu sytuacjach zadaniem każdego doradcy jest stanowcze przestrzeganie przed myleniem miłości z naiwnością. W Ogrójcu Chrystus przyjmuje cierpienie nie dlatego, że chce cierpieć, lecz dlatego, że jest pewien, iż Jego cierpienie przemieni wiele osób, które uwierzą w Jego miłość. Inaczej zachowuje się Jezus wtedy, gdy w czasie przesłuchania przed arcykapłanami żołnierz uderza Go w twarz. Teraz broni się stanowczo: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?” (J 18, 23). Czyni tak dlatego, że w tym przypadku zgoda na krzywdę i cierpienie byłaby naiwnością. Bijący Jezusa żołnierz nie mógł przecież rozumieć, że uderza samego Boga i nie był w stanie przemienić się dlatego, że Jezus cierpiał z jego powodu.
Kościół z całą powagą traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka i dlatego przyznaje mu prawo do obrony skutecznej! Tymczasem ustawodawca państwowy w obliczu tych, którzy nas krzywdzą, przyznaje nam jedynie prawo do obrony koniecznej. Obrona skuteczna w sytuacji skrajnej, czyli obliczu dramatycznych, długotrwałych krzywd wyrządzanych przez współmałżonka, polega na separacji małżeńskiej. Separacja oznacza miłość na odległość, podobnie jak na odległość ojciec z przypowieści Jezusa kochał swego marnotrawnego syna, dopóki ten nie uznał swego błędu i nie powrócił przemieniony. Separacja małżeńska trwa dopóty, dopóki krzywdzący małżonek nie uznaje swoich błędów, nie przeprasza za wyrządzone krzywdy, nie dokonuje zadośćuczynienia i nie zmienia radykalnie swego postępowania.
Odpowiedzialny i kompetentny doradca pomaga krzywdzonemu małżonkowi podjąć najpierw te kroki, które stwarzają szansę na poprawę sytuacji małżeńskiej (np. wejście w ruchy samopomocy w przypadku problemów alkoholowych współmałżonka czy włączenie się w jakąś grupę formacyjną, w której można uczyć się mądrzejszej, czyli „twardszej” miłości wobec błądzącego). Jeśli wszelkie podjęte kroki nie wpływają na zmianę postępowania błądzącego współmałżonka i nadal drastycznie krzywdzi on swoich bliskich, wtedy zadaniem doradcy jest udzielenie pomocy krzywdzonemu, by doprowadzić do separacji małżeńskiej, jeśli okazuje się to jedyna skuteczna obrona przed dalszą krzywdą. W polskim ustawodawstwie od kilku lat możliwa jest też separacja cywilna ze wszystkimi skutkami prawnymi, np. rozdzielność majątkowa, obowiązek płacenia alimentów, zakaz wstępu do domu, itd. W obliczu poważnego kryzysu małżeństwa możemy szukać rozwiązań łatwych albo rozwiązań prawdziwych i mądrych. Zadaniem osób dyżurujących w telefonie zaufania jest ukazywanie oczywistego faktu, że „rozwiązania” łatwe są zawsze zawodne i rozczarowują. Nie wolno nam pomagać w szukaniu tego typu naiwnych dróg wyjścia z bolesnej sytuacji, bo na długą metę tego typu „rozwiązania” powodują popadnięcie w jeszcze większe cierpienie i kryzys.
dojrzała miłość rodzicielska
Istnieją trzy podstawowe warunki, które trzeba spełnić, aby wychowywać dzieci w sposób odpowiedzialny: wzajemna miłość rodziców, przyjęcie właściwych celów wychowania oraz dobór roztropnych metod wychowawczych. Główne cele wychowania to uczyć dzieci mądrze myśleć (zwłaszcza o własnym postępowaniu i jego skutkach), dojrzale kochać i solidnie pracować. Główne metody wychowania to fascynowanie dziecka perspektywą rozwoju, demaskowanie zagrożeń oraz egzekwowanie konsekwencji zachowań dziecka w postaci roztropnych nagród i kar.
Małżonkowie, którzy również po przyjściu dzieci na świat, troszczą się o rozwój wzajemnej miłości, nie mają potrzeby, by zatrzymywać dorastające dzieci dla siebie. Tacy małżonkowie nie boją się tego, co stanie się z nimi wtedy, gdy ich synowie i córki opuszczą już dom rodzinny. Wiedzą bowiem, że będą nadal cieszyć się sobą i że będą siebie wzajemnie wspierać. W konsekwencji kochają swoje dzieci naprawdę bezinteresownie, a nie po to, by one „ratowały” ich na starość. Właśnie dlatego ich dorastające dzieci czują się wolne i tym chętniej utrzymują z nimi serdeczne kontakty. Stronią natomiast od tych rodziców, którzy są zaborczy w swej „miłości” rodzicielskiej, czyli od tych rodziców, którzy pragną „uszczęśliwiać” siebie kosztem dzieci i kosztem ich szczęścia w rodzinach, które te dorosłe dzieci zakładają, czyniąc je podstawowym miejscem ich dalszego rozwoju.
Obecnie często mówi się o kryzysie małżeństwa i rodziny. Tymczasem w kryzysie nie jest małżeństwo i rodzina, lecz człowiek. Człowiek „wychowany” na populistycznych fikcjach „poprawnej” politycznie pedagogiki nie jest zdolny nie tylko do zawarcia szczęśliwego małżeństwa i do założenia trwałej rodziny, ale też nie jest w stanie solidnie pracować, być odpowiedzialnym politykiem czy uczciwie funkcjonować w jakiejkolwiek strukturze społecznej. Warunkiem szczęśliwego małżeństwa i trwałej rodziny nie jest zatem „poprawianie” tej instytucji, lecz dojrzalsze niż dotąd wychowywanie człowieka.
Rolą osób dyżurujących w telefonie zaufania jest nie tylko udzielanie technicznych rad co do sposobu przezwyciężania problemów, z którymi zwracają się do nas małżonkowie, rodzice czy dzieci. Nie mniej ważnym zadaniem jest promocja człowieka poprzez promocję bogatego człowieczeństwa i promocję dojrzałych więzi chronionych mądrymi wartościami. Podstawowym narzędziem w tym względzie nie jest teoretyczna wiedza czy techniczne kompetencje lecz osobista dojrzałość tego, kto podejmuje dyżur w telefonie zaufania. Najbardziej owocnie pomaga innym ludziom ten, kto w sposób szlachetny i radosny radzi sobie z własnym życiem i kto kieruje się ewangeliczną mentalnością zwycięzcy, czyli kto ma odwagę proponowania samemu sobie oraz innym ludziom wyłącznie optymalnej drogi życia: w prawdzie, miłości, wolności i odpowiedzialności.
opr. mg/mg