Mit podziemia aborcyjnego

Odwoływanie się do "podziemia aborcyjnego" jest jedną z ulubionych strategii środowiska pro-aborcyjnego, jednak zawiera ona podwójny fałsz: statystyczny oraz logiczny

W minionym miesiącu SLD zapowiedziało przeprowadzanie kampanii na rzecz liberalizacji prawa aborcyjnego. Marek Balicki argumentując takie działanie mówił „Wszyscy wiemy, jakie są skutki zakazu przerywania ciąży: pogorszenie sytuacji materialnej kobiet, narażenie na ryzyko utraty zdrowia podczas nielegalnego zabiegu, rozkwit nielegalnego handlu środkami poronnymi.”  Federacja Kobiet i Planowania Rodziny, główna organizacja promująca aborcję w Polsce, od lat, przy każdej możliwej okazji powtarza, że w Polsce rocznie wykonuje się ok. 200 tys. nielegalnych aborcji. Odwoływanie się do olbrzymiego podziemia aborcyjnego i problemów jakie wynikają z braku legalności „zabiegów” jest jedną z ulubionych strategii środowisk pro-aborcyjnych. Zgodnie z nią, ponieważ kobiety i tak masowo „przerywają ciążę”, to należy zadbać o to, by przy tym nie ryzykowały swojego zdrowia.

Gdy w minionych miesiącach zbierałem podpisy pod ustawą, która całkowicie zakazywałaby aborcji oraz dyskutowałem na jej temat ze znajomymi i przypadkowo spotkanymi ludźmi, to zdumiewało mnie jak popularny jest ten argument. Pytania o to czy nie boimy się wzrostu podziemia były pierwszymi jakie zadawały media i osoby odwiedzające nasze stoiska. Nawet wielu przeciwników aborcji dało się przekonać, ze już lepiej by kobiety zabijały swoje dzieci w komfortowych warunkach w szpitalach niż gdzieś w jakiś „brudnych klinikach”, nieatestowanymi narzędziami, z narażeniem swojego życia i zdrowia. Takie podejście o tyle mnie szokowało, że argumentacja stosowana przez lewicę zwyczajnie nie trzyma się jakiejkolwiek logiki i nie ma żadnego oparcia w dowodach.

Chyba każdy widział w gazetach ogłoszenia typu „Aaaaaaaaaa wywoływanie miesiączki”. To, że w Polsce dokonuje się nielegalnych aborcji nie ulega wątpliwości. Jest to robione w na tyle jawny sposób, że ciężko wręcz mówić o podziemiu. Jednak wyciąganie stąd wniosku o konieczności prawnego usankcjonowania tego zjawiska jest makabrycznym błędem. 

Przede wszystkim całkowicie groteskowe jest twierdzenie, że jakieś przestępstwo powinno zostać zalegalizowane, gdyż dokonującej go osobie może przytrafić się coś złego w trakcie jego popełniania. W myśl tej zasady dozwolone powinny być choćby kradzieże, bo przecież złodziej, jeśli zostanie przyłapany na gorącym uczynku, może zostać niemiło potraktowany przez właściciele domu, ochroniarza w banku albo policjanta. Nikt rozsądny tego jednak nie proponuje. Powszechnie akceptujemy fakt, że prawo ma za zadanie chronić potencjalne ofiary a nie osoby, które chcą im wyrządzić krzywdę.

Na podobnej zasadzie opiera się zakaz aborcji, który został wprowadzony po to aby uniemożliwić zabijanie bezbronnych dzieci. Państwo musi w pierwszej kolejności chronić dzieci przed rozerwaniem ich na strzępy, a nie osoby które chcą tego dokonać. Jeśli kobieta decyduje się na aborcję to świadomie podejmuje ryzyko zdrowotne, zupełnie tak jak złodziej ryzykujący, że zostanie postrzelony przez ochroniarza w banku czy policjanta. Ewentualnych powikłań po takim „zabiegu” w żaden sposób nie można porównać do utraty życia przez niewinne dziecko. Nie można nad życie niewinnych osób wyżej postawić hipotetycznej utraty zdrowia przez kobiety, która jest ich własnym wyborem

Równie absurdalne są poglądy, że należy zalegalizować jakieś przestępstwo, dlatego że ludzie i tak je popełniają . Zdeterminowane osoby znajdą sposób by dokonać nawet największego zła.  Niestety, mimo prawnego zakazu, dochodzi do zabójstw, gwałtów, sutenerstwa, czy handlu narkotykami. Nie spotkałem się jednak z propozycją by z tego powodu na nie pozwolić.  Dla każdego czymś oczywistym jest, że odpowiednie zapisy prawne mimo wszystko pomagają ograniczać niebezpieczne zjawiska. Perspektywa więzienia czy kary finansowej skutecznie odstrasza przynajmniej niektórych potencjalnych przestępców. Prawo pełni też funkcję wychowawczą. Wielu ludzi utożsamia to co legalne z tym co moralne. Jeśli prawo dopuszcza jakieś zachowanie, społeczeństwo przeważnie uznaje, że w związku z tym nie może być ono czymś strasznym, a co za tym idzie więcej osób w taki sposób się zachowa.

Nie dajmy sobie wmówić, że generalnie dobre prawo ogranicza niepożądane zjawiska, ale akurat w przypadku aborcji wyjątkowo tak nie jest. I jedyna różnica między sytuacja, w której byłaby ona legalna a tym jak jest przeważnie nielegalna, to, to że kobiety zamiast dokonywać jej w bezpiecznych warunkach w szpitalach muszą narażać zdrowie w „podziemiu”. Takie poglądy stoją w sprzeczności z logiką. Aborcja nie różni się od innych przestępstw.   Prawny zakaz aborcji, jest wyraźnym sygnałem dla społeczeństwa, że aborcja jest czymś złym. To, wraz z utrudnionym dostępem do aborcji (brak wiedzy jak i gdzie ją załatwić, koszty, lęk przed niepewnymi klinikami, poczucie winy i obawa przed zwróceniem się do znajomych z prośbą o pomoc)  z pewnością powoduje, że wiele kobiet się na nią nie decyduje. Dzięki obecnemu prawu rodzi się wiele dzieci, które inaczej zostałoby zabitych. Jeśli zostałby wprowadzony całkowity zakaz aborcji z pewnością uratowałoby to kolejne istoty ludzkie.

Warto zauważyć, że z kolei zmiana prawa w drugą stronę i legalizacja aborcji nie tylko ułatwiałaby jej dokonanie kobietom, które już teraz chcą się „poddać zabiegowi” w podziemiu, ale mogłaby skłonić do tego także i inne kobiety, które w obecnej sytuacji o takim „rozwiązaniu” raczej by nie pomyślały. Kliniki aborcyjne byłyby bowiem na wyciągnięcie ręki, nie musiałyby się ukrywać, tylko mogłyby się promować. Przekonywano by nas, że skoro aborcja jest legalna, to znaczy, że nie jest niczym złym. Opadło by poczucie winy i  wstydu, że dokonuje się czegoś nielegalnego, zacząłby się tworzyć klimat pro-aborcyjny.

Kluczowym dowodem na poparcie argumentacji stosowanej przez lewicę jest podawana przy wszystkich możliwych okazjach liczba nielegalnych aborcji, których ma wynosić około 200 tysięcy rocznie. Wskazując na tak wielkie liczby ruchy pro-aborcyjne liczą, że uda się zakrzyczeć to co podpowiada logika. Liczby te nie mają jednak żadnego pokrycia w faktach, stosowana jest tu po prostu stara zasada, że „kłamstwo powtórzone tysiąc razy stanie się obowiązującą prawdą”. 

Lobby pro-aborcyjne nie podaje żadnych rzetelnych badań na podstawie, których mogłoby dowieść tezy o 200 tysięcy aborcji w Polsce. Jedynym rzetelnym źródłem szacunków skali podziemia aborcyjnego w naszym kraju mogą być dane z roku 1997. Wtedy to, gdy przez rok legalna była aborcja z przyczyn społecznych, czyli praktycznie na życzenie kobiety, liczba takich „zabiegów” dokonywanych w szpitalach wyniosła 3047. Oczywiście nawet wtedy istniało „podziemie”, choćby dlatego, że wiele kobiet nie decydowało się na legalny „zabieg” z  powodu poczucia wstydu. Różni socjologowie i demografowie szacowali stosunek ilości legalnych aborcji do ilości nielegalnych „przerwań ciąży” w warunkach ich dopuszczalności. W zależności od badań wahał się on od 1:2,2 do 1:4,7. Na podstawie tych wyników oszacowano całkowitą liczbę aborcji w 1997 r. na od 7 do 14 tys. W ostatnich latach, wszystkie badania opinii publicznej wskazują, że coraz więcej Polaków opowiada się przeciwko zabijaniu nienarodzonych dzieci. Szczególnie dotyczy to osób młodych. Ciężko więc wyobrazić sobie by wobec tego trendu liczba aborcji miała ponad 10-krotnie wzrosnąć.

To, że nielegalne aborcje w Polsce nie są dokonywane w setkach tysięcy nie znaczy, że nie są one problemem. Kilkanaście tysięcy niewinnie zabijanych osób to jest coś niewyobrażalnie złego. Nie możemy jednak uznać, że „skoro te dzieci i tak są zabijane, to przynajmniej niech kobiety nie narażają swego zdrowia.” Wręcz przeciwnie! Możemy zrobić dużo, aby dzieci zabijanych było mniej! Nie może być mowy o żadnej liberalizacji prawa, która ułatwiłaby tylko zabicie jeszcze większej ilości osób. Potrzebne jest za to zaostrzenie prawa, które uniemożliwiałoby, dozwolone obecnie zabijanie dzieci niepełnosprawnych czy tych poczętych w wyniku czynu zabronionego. Niezbędne są też egzekucja prawa i edukacja. Jeśli Policja traktuje obecnie problem aborcji dość lekceważąco, a sądy wydają dla aborcjonistów wyroki w zawieszeniu, to prawo nie spełnia tak skutecznej prewencyjnej roli jakby mogło. Jestem przekonany, że jeśli w służbach mundurowych powstałby specjalny wydział do ścigania lekarzy dokonujących nielegalnych aborcji, który podjąłby realne działania, a sądy skazywałyby niosących śmierć „lekarzy”  to liczba „zabiegów” szybko gwałtownie by spadła. Ważnym filarem musi być też stałe uświadamianie społeczeństwa czym jest aborcja, gdyż jeśli ludzie nie mają świadomości zła, którego dokonują, to najbardziej zdeterminowanych nie powstrzyma żadne prawo.

Swoistą puentę wskazującą na absurdalność argumentów wysuwanych przez lewicę może stanowić to, że walczy ona prawne usankcjonowanie aborcji głosząc jak ważne jest to, by kobiety nie ponosiły uszczerbku na zdrowiu, podczas gdy jedynym realnym sposobem na zapobieganie możliwym komplikacjom zdrowotnym u kobiet, nie jest legalizacja aborcji, a uniemożliwienie jej dokonywania - czy to legalnie czy nielegalnie. Aborcja, także ta legalna, zawsze niesie bowiem zagrożenie dla zdrowia kobiet — fizycznego i przede wszystkim dla jej psychiki. Jest to po prostu wpisane w ten proceder.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama