Komentarz do sprawy abp poznańskiego Juliusza Paetza
Kiedy patrzymy na bolesne zamieszanie wokół sprawy arcybiskupa poznańskiego, to przypominają się słowa Jezusa: „Ten rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem” (Mt 17,21). A zatem wszyscy, którzy czują się odpowiedzialni za Kościół, są w obecnej sytuacji w sposób szczególny wezwani do modlitwy i postu. Z drugiej natomiast strony trzeba nam — bez względu na szczegóły wspomnianej sprawy — podjąć szczerą refleksję nad różnymi aspektami życia Kościoła.
Wielu wiernych pyta: Jak poradzić sobie ze zgorszeniem? Jak nadal „wierzyć w Kościół'? Jednym z warunków dojrzałej wiary w Kościół jest właściwe rozumienie tegoż Kościoła. Trzeba odchodzić od pogańskiej wizji, w której kasta świętych kapłanów prowadzi nieoświecony i grzeszny lud ku Bogu, na rzecz rozumienia Kościoła jako wspólnoty, w której — co prawda — poszczególni członkowie mają różne funkcje i zadania, ale wszyscy są grzesznikami mającymi jednego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa („Nie chciejcie, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus” — Mt 23,10). Ten, kto ma pogańską wizję Kościoła, jest bezbronny wobec zgorszenia spowodowanego postępowaniem kapłanów. Ten zaś, kto wie, iż jedynym Kapłanem i Nauczycielem jest Chrystus, w obliczu słabości ludzi Kościoła będzie umiał realizować Jezusowe wezwanie: „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich [faryzeuszów i uczonych w Piśmie] nie naśladujcie” (Mt 23,3).
Rzeczywistość grzechu w Kościele każe nam wciąż na nowo podejmować pytanie o to, co znaczy „kochać Matkę Kościół”. „O Matce źle się nie mówi” — podkreślają niektórzy. Pojawia się tu jednak niebezpieczeństwo mylenia dobra Kościoła z interesem poszczególnych grup, środowisk, czy też pojedynczych osób. Tymczasem sytuacja wymaga niekiedy mocnego, prorockiego wskazania na zło, i to nie tyle zło obecne poza widzialnymi granicami Kościoła, ale przede wszystkim zło w samym Kościele. Miłość do rodzącego się Kościoła nie przeszkodziła pierwszym chrześcijanom opowiadać o zdradzie i samobójczej śmierci Apostoła Judasza, czy też o zaparciu się Apostoła Piotra. Wierzono, że prawda, nawet ta bolesna, jest wyzwalająca. Znamienna w tym kontekście jest postawa św. Pawła, który otwarcie pisał do Koryntian: „Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami, i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza nawet wśród pogan; mianowicie, że ktoś żyje z żoną swego ojca. A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu” (1 Kor 5,1-2). Te gorzkie słowa weszły do kanonu Pisma świętego i w ten sposób dotarły do nas. Paweł Apostoł pokazuje, że „miłość Kościoła” nie polega na udawaniu i mataczeniu w obliczu zła dotykającego Kościół od wewnątrz. Nie polega też na „złej solidarności”, która każe za cenę kolejnych kompromisów i paktów bronić tak zwanych swoich.
W sprawie poznańskiej zawiodły — jak się wydaje — wewnętrzne mechanizmy w Kościele. Nie zdołano w porę zauważyć problemu i skutecznie go rozwiązać. Można się zatem pytać o to, co należałoby ulepszyć w strukturach kościelnych, aby w zdemokratyzowanym świecie mediów nie spóźniać się z odpowiednią — godną uczniów Jezusa — reakcją. Dziś bowiem bardziej niż kiedykolwiek sprawdzają się ewangeliczne słowa: „Nie ma nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome” (Łk 12,2). Ostrym prawom medialnej jawności, transparencji poddane są w demokratycznym świecie wszystkie instytucje. Nie ma powodów, aby instytucja Kościoła rościła sobie prawo do wyjątkowego statusu nietykalności. Co więcej, domaganie się takiego statusu czyniłoby proroczą misję Kościoła niewiarygodną. Ktoś mógłby wtedy przypomnieć słowa: „Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7,5).
opr. mg/mg