Refleksje abpa Józefa Życińskiego po II Synodzie Biskupów Europy
Wśród wielu pytań stawianych przez dziennikarzy po zakończeniu II Synodu Biskupów Europy najczęściej pojawiały się dwa wątki: Czy Synod dokonał jakichś przełomowych odkryć? Co pozostanie w przeciętnej parafii jako owoc Synodu?
Zadaniem synodów nie jest odkrywanie bulwersujących, nieznanych wcześniej prawd, ale ukazanie wizji, która pozwala spojrzeć przez pryzmat Ewangelii na współczesne zjawiska kulturowe, nowe wyzwania i szanse ewangelizacji. Wizja taka była wyraźnie widoczna w wypowiedziach, które formułowano zarówno w auli synodalnej, jak i w dyskusjach prowadzonych w grupach językowych. Próbą przełożenia jej na język konkretów duszpasterskich będzie dokument posynodalny, zredagowany przez Papieża i 14-osobową Komisję Posynodalną, w której skład wchodzi 10 biskupów wybranych przez uczestników Synodu oraz 4 mianowanych przez Ojca Świętego.
Wypowiedzi biskupów uczestniczących w Synodzie, jak i propozycje przegłosowane przez ojców Synodu dla Ojca Świętego stanowią wyraz świadomości teologicznej Kościoła w Europie. Wyakcentowane prawdy nie pozostawiają żadnych złudzeń co do wartości pewnych propozycji duszpasterskich, pojawiających się czasem w radykalnych tekstach polityków, którzy chcieliby narzucać swe opinie środowiskom katolickim. Zazwyczaj sugerują oni, że odmienne opinie wyrażają przekonania niewielkiej grupki biskupów. Jeśli zostaną one powtórzone przez Ojca Świętego, mówi się, że jego wypowiedź albo należy inaczej interpretować, albo też nie należy jej uważać za przejaw nieomylnego nauczania Kościoła.
Przykładem takiej postawy mogą być polskie kontrowersje, w których prywatne sympatie ideologiczne ceni się wyżej niż nauczanie Ojca Świętego. Podczas czerwcowej pielgrzymki do Ojczyzny Jan Paweł II w wystąpieniu w Parlamencie RP mówił o historycznej szansie, „by kontynent europejski, porzuciwszy ostatecznie ideologiczne bariery, odnalazł drogę ku jedności”. Wskazywał konkretne wartości, którymi możemy wzbogacić dziedzictwo jednoczącej się Europy, podkreślając pełne prawa Polski w procesie integracji. Jednoznaczne wydawało się stwierdzenie: „Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską”. Tymczasem, zaledwie Ojciec Święty wrócił do Rzymu, w polskiej prasie pojawiły się karkołomne interpretacje, sugerujące, iż papieska wypowiedź w Parlamencie oznacza w istocie czerwone światło dla procesu jednoczenia się Europy. Interpretacji takich nie będzie traktował poważnie nikt, kto zapozna się z aktami zakończonego Synodu, a równocześnie zachowa choćby minimalną odpowiedzialność za wypowiadane sądy.
Byłem mile zaskoczony, kiedy podczas ostatniego obiadu synodalnego słuchałem skierowanego do Ojca Świętego przemówienia kard. Świątka. Był on najstarszym uczestnikiem naszych obrad i w swej pamięci nosił żywe wspomnienia długich lat spędzonych w łagrach Workuty. Jego stanowisko wobec poszukiwania jedności europejskiej, podobnie jak innych ojców Synodu, nie zostawiało złudzeń. Mówił: „Skończmy już pytać w kółko, czy Europa ma się jednoczyć. Dla zjednoczonej Europy nie ma alternatywy. Problemem jest natomiast, jaki kształt ma przybrać po zjednoczeniu nasz kontynent. Potrzeba tutaj naszej obecności, by w jego kulturze były obecne te wartości, które przez dwa tysiące lat żłobiły duchowe oblicze Europy”.
W tym samym duchu przemawiali inni ojcowie Synodu, którzy wzywali, aby poszukiwanie duszy przyszłej zjednoczonej Europy uznać za wspólny duchowy obowiązek. Chrześcijańskim obowiązkiem jest pospieszenie z pomocą Europie, która doświadcza wielu kryzysów. Nie jest natomiast chrześcijańskim podejście, w którym narcystycznie skupiamy uwagę na sobie i podkreślamy z dumą, że nie obchodzi nas reszta kontynentu. Ci, którzy obawiając się procesów integracji sugerują, że należy ukryć się w okopach, zaś Wieczernik zamienić w cytadelę, nie grzeszą nadmiarem realizmu. Gdyby Apostołowie ukryli się w zabarykadowanym Wieczerniku, chrześcijaństwo nie stałoby się zaczynem, Duch Święty nie znalazłby współpracowników przemieniających oblicze ziemi. Europa na progu XXI wieku powinna wpatrywać się w przykład odwagi i zdecydowania pierwszych chrześcijan, a nie wsłuchiwać się w głosy domorosłych proroków, którzy chcieliby Dobrą Nowinę Jezusa Chrystusa zastąpić upolitycznioną wersją prywatnej posępnej nowiny, głoszonej w pesymistycznym stylu Wernyhory.
Na kształt kultury europejskiej duży wpływ wywarła teologiczna prawda o wspólnocie Osób w Trójcy Świętej. W nurcie obecnych przemian kulturowych główne zadanie chrześcijan w tworzeniu zrębów zjednoczonej Europy winno polegać na konsekwentnym ukazywaniu takiej wizji kultury, w której osoba ludzka, odkupiona przez Chrystusa, stanowi wartość centralną. Prawdę tę akcentowało wielu ojców Synodu. Chrześcijaństwo konsekwentnie przypomina: najpierw osoba ludzka, potem dopiero sukces, komfort czy kariera. Ekonomia ma służyć rozwojowi człowieka, mimo że niektórzy są skłonni traktować człowieka jako środek do jej rozwoju.
Arcybiskup Wiednia kard. Schönborn użył sformułowania, do którego nawiązywali potem wielokrotnie biskupi szukający chrześcijańskich form obecności w procesie jednoczenia Europy. Wystąpił on z postulatem europeizacji Europy, tzn. uwolnienia naszego kontynentu od form myślenia, w których pogański kult rasy, czy całkowicie obcych chrześcijaństwu wzorców kulturowych, dominuje nad uniwersalnymi wartościami inspirowanymi przez chrześcijański szacunek dla godności człowieka. Wspólnota ludu Bożego — mówił Arcybiskup Wiednia — musi być dla nas ważniejsza niż wspólnota etniczna. W przeciwnym razie będzie to chrześcijaństwo powierzchowne i niekonsekwentne.
Obrady Synodu ukazały, jak wiele konkretnych zadań winni podjąć chrześcijanie na drodze do nowych form jedności europejskiej. Padały np. radykalne propozycje, jak należałoby rozwiązywać sprawy imigrantów w jednoczącej się Europie. Propozycji tych nie włączyliśmy jednak do tekstów, które poddano głosowaniom. Nie ma powodu, by szukać jedynego, „chrześcijańskiego” rozwiązania problemu ludności, szukającej pracy lub lepszych warunków życia poza swoją ojczyzną. W zjednoczonej Europie nie może być jednak grup etnicznych, członków których paternalistycznie traktowano by jako Europejczyków drugiej kategorii. Dlatego też w auli synodalnej padały słowa o chrześcijańskiej solidarności z Romami, których darzy się w wielu środowiskach społeczną niechęcią. Kiedy okazało się, że przekład tych wypowiedzi na niektóre języki zacierał różnice między Romami a rzymianami, w dokumencie poddanym głosowaniu znalazły się jednoznaczne słowa biorące w obronę Cyganów. Szowinistom, wzniecającym nastroje niechęci i uprzedzeń wobec Romów, można po prostu powiedzieć, iż ich postawa jest całkowicie obca chrześcijaństwu, które przez biskupów Europy głosi prawdy przeciwne ich postawie.
Synod przyniósł jednoznaczne deklaracje w wielu sprawach, które również i u nas stanowią przedmiot dyskusji i kontrowersji. Ocenił jednoznacznie pozytywnie wszystkie formy działań ekumenicznych i dialogu z religiami niechrześcijańskimi. W propozycjach przedstawionych Ojcu Świętemu znalazły się słowa uznania dla praktyki duszpasterskiej krajów, w których przed Tygodniem Modlitw o Jedność Chrześcijan organizuje się dzień modlitw w intencji wyznawców judaizmu. Z satysfakcją mogłem stwierdzić, iż w praktyce europejskiej modlitwy takie stały się już zwyczajem w wielu ośrodkach duszpasterskich we Włoszech i w Polsce.
W synodalnej wizji Europy na progu trzeciego tysiąclecia dominują nadzieja i optymizm. Jest to nadzieja zakorzeniona w Bogu i w Jego mocy, nie zaś w nadzwyczajnych metodach duszpasterskich. Wiemy dziś lepiej niż kiedykolwiek, że nie ma jednej uniwersalnej metody nowej ewangelizacji. Nauczyliśmy się spokoju w obliczu szczególnych trudności duszpasterskich, które są nieuniknione w naszej epoce.
Nie potrafimy dziś jeszcze rozstrzygnąć, czy uzasadnione są prognozy głoszące koniec epoki i nieodwracalny kryzys kultury europejskiej. Nie należy natomiast wprowadzać do chrześcijaństwa stylu, który może kojarzyć się ze stylem jedynego sprawiedliwego w Sodomie. Nie należy przesadzać z frustracjami ani straszyć załamaniem się wskaźników. Zmartwychwstały Zbawca niesie nadzieję, niezależną od wyników badania opinii publicznej.
Chrześcijaństwo niejednokrotnie doświadczało wielkich wyzwań, gdy w nurcie głębokich przemian przemijała postać świata cezarów czy odchodziła do historii struktura społeczna właściwa dla średniowiecza. W nowych warunkach zawsze znajdowali się ludzie, którzy potrafili odczytywać i nieść prawdę Ewangelii w zmienione realia. Także i dziś trzeba nam głębokiej modlitwy, kształtującej duchowość na miarę epoki. Znacznie łatwiej jest straszyć niż ufać Bogu. Od Apostołów wędrujących do Emaus musimy uczyć się przezwyciężania rozczarowań dzięki spotkaniom z Chrystusem, który przychodzi w Słowie i w Eucharystii.
Wśród świadectw współczesnych spotkań, umacniających nadzieję na szlaku europejskiego Emaus, nie zabrakło pozytywnego odniesienia do naszych, polskich doświadczeń. Mówił o nich m.in. reprezentujący Australię abp Melbourne, George Pell. Stwierdził, że „modlitwa i ufność polskich robotników, solidarnie broniących praw człowieka, jawi się dla wszystkich jako wzór do wiernego trwania Kościoła w obliczu zagrożeń, przemocy i absurdu”. Tej wierności trzeba się uczyć na co dzień, podejmując nowe wyzwania niesione przez życie.
Emaus nie było końcem drogi. Po pełnym poezji spotkaniu ze Zmartwychwstałym Zbawcą trzeba było wrócić do Jerozolimy i podjąć prozaiczne wyzwania codzienności. Owoce Synodu będą widoczne w parafiach, jeśli umocnieni duchem spotkania w Emaus, poniesiemy nową nadzieję naszym bliskim, doświadczającym smutku i niepokoju.
Abp Józef Życiński