Rozmowa z łacińskim Patriarchą Jerozolimy po pielgrzymce Jana Pawła II do Ziemi Świętej
— Papież zmienia miasta, a nawet państwa, które odwiedza, ale wciąż znajduje się na terenie, którym Eminencja zarządza jako Patriarcha. Jak Eminencja, jako miejscowy biskup, patrzy na wizytę Ojca Świętego?
— Papież jest rzeczywiście naszym gościem, ale przebywa w trzech krajach i adresuje swoje przesłanie do trzech narodów. Jest to wszędzie to samo przesłanie pokoju. W każdym kraju na Bliskim Wschodzie, nawet w Jordanii, istnieją problemy związane ze sprawiedliwością i pokojem. Papież przynosi tu konkretne przesłanie, choć o duchowym wymiarze. Jest przy tym człowiekiem, z którego w sposób niemal fizyczny emanuje duchowa siła.
— Wobec tego do kogo w pierwszym rzędzie przyjeżdża Papież?
— Kiedy Papież przyjeżdża do jakiegoś kraju, przybywa odwiedzić Kościół, który tam się znajduje. Przy okazji nawiedza także miejsca święte. I tak jest w przypadku tej pielgrzymki. Papież przyjeżdża, aby nawiedzić miejsca święte i przez to w sposób duchowy odnowić się, a zarazem jako Głowa Kościoła chce spotkać się z gospodarzami tych miejsc, dostrzegając siłę wspólnot, które kształtowały się przez dwa tysiące lat w ich bliskości. Trzeba podkreślić, że Ojciec Święty przyjeżdża do wszystkich ludzi wiary i dlatego witają go tu wszyscy. Na przykład we Mszy św. w Ammanie uczestniczyli nie tylko katolicy, ale również przedstawiciele innych rytów, a nawet wyznań chrześcijańskich. Spotkali się katolicy, protestanci i przedstawiciele prawosławia. W duchu ekumenicznego otwarcia się na bratnie Kościoły Papież nie zapomina o wyznawcach innych religii monoteistycznych. Spotyka się z muzułmanami i żydami, aby zachęcić nas do dialogu religijnego. Stąd w czasie tej pielgrzymki miejsce dla takich spotkań jest w pewnym sensie uprzywilejowane. On przyjeżdża do ludzi, którzy mieszkają na konkretnej ziemi. Dotyczy to zarówno narodu żydowskiego, jak i palestyńskiego, i dlatego podczas swojej pielgrzymki będzie kierował przesłanie do tych narodów. W Yad Vashem np. zwrócił się do Żydów, a w palestyńskim obozie dla uchodźców przemówił do narodu palestyńskiego. W swoim przesłaniu jest więc człowiekiem bardzo uniwersalnym.
— Czy nie boi się Ksiądz Arcybiskup, że przesłanie tej pielgrzymki zostanie zawężone tylko do politycznych aspektów, albo że Papież wystąpi w roli błagającego o pokój?
— On nikogo nie będzie błagał! Jestem o tym przekonany. Papież wychodzi ze swoim przesłaniem do ludzi i, jak mówi Pismo Święte: „ci, którzy mają uszy, niech słuchają”. Zatem ci, którzy „nie mają uszu”, nawet nie usłyszą jego propozycji. Wsłuchując się w to, co Papież mówi, dostrzegamy, że jego przesłanie ma wewnętrzną siłę, która jest zdolna przemienić także to, co jest na zewnątrz. Słowa, które wypowiada Papież mają swoją wymowę. Więc powtarzam: on nie będzie nikogo błagał, bo jego przesłanie jest raczej wołaniem proroka.
— Ale myślenie w kategoriach politycznych jest inne dla Palestyńczyków, a inne dla Izraela?
— Oczywiście, nie można tego kwestionować.
— Czy nie jest to problemem dla organizatorów tej pielgrzymki?
— Nie sądzę. Myślenie polityków służy jakiejś partykularnej sprawie. Polityk ma własny język, własne pomysły i własne wizje. Ale nie zapominajmy, że i przywódcy religijni mają własne wizje, choć dotyczą one innych spraw. Sądzę, że Papież przez swoje przepowiadanie chce nam coś przekazać. Jednak jego myślenie, jego wizja nie ma żadnego odniesienia do politycznych gier i problemów. Jest to głos prorocki ostrzegający polityków przed zgubnymi konsekwencjami niektórych ich działań. I paradoksalnie, tego politycy potrzebują, czekają na ten głos proroka.
— Ksiądz Arcybiskup uczestniczył w powitaniu Ojca Świętego w Jordanii i w Izraelu. Czy widać różnice w przyjęciu Papieża w tych krajach?
— W Jordanii przyjęcie było bardzo serdeczne i masowe. W pewnym sensie do Papieża był łatwiejszy dostęp. Była oczywiście ochrona, ale wszędzie Ojca Świętego otaczali ludzie. U bram lotniska (40 km od miasta) zebrały się tłumy. Ci ludzie przybyli specjalnie dla Papieża. Podobne sceny zaobserwowałem w okolicach nuncjatury. Jeśli dziś mówi się o sukcesie tej wizyty, to trzeba zauważyć, że złożyła się nań w dużej mierze serdeczność tych ludzi.
— Czy Eminencja sądzi, że to jedynie kwestia natury narodu arabskiego?
— W Izraelu też są Arabowie. Mieszkają w Jerozolimie, Nazarecie czy Betlejem, więc powinno być równie serdecznie.
— Jak więc wytłumaczyć pewien chłód i dystans, jaki się dostrzega w Izraelu?
— Sądzę, że to kwestia rozmiarów ochrony, która — moim zdaniem — jest trochę zbyt ścisła i za bardzo hermetyczna.
— Dziękuję za rozmowę.
Jerozolima, 22 marca 2000 r.
opr. mg/mg