Nietowarzyskie zdarzenie

Kilka wierszy


Nietowarzyskie zdarzenie

Ela Galoch

Nie ma miejsca dla mnie
gdy prowincja przesuwa się
z małych podwórek
do sklepów z francuskimi szyldami
Wydaje się że zło we wnętrzu człowieka
powstaje znikąd
lecz ono wyrasta z zazdrości jak kwiat ostu
oszałamiając różnorodnością pragnień
niczym miasteczkowe stragany

Na tej ulicy naprawdę umie żyć ten
kto potrafi sprzedać swoją duszę

Bo z oczu miasteczkowych biznesmenów
wyciekają groźne zapachy
To muzyka wegetujących w ich wnętrzach
coraz mniej najedzonych zwierząt

Najładniejsze dziewczyny im usługują
tresowane w bezmyślności
jak kwoki obsiadły marzenia
i chętnie rozbierają się
na dźwięk mercedesa lub złotych kolczyków
Lecz o poranku w luksusowych suterenach
strach chłoszcze je bezpłodnością
Przekupione pieszczoty
na zawsze ogołociły ich myśli
- choć tutaj
na tej miasteczkowej przestrzeni
finezję tłumu ocenia się dźwiękiem
"mieć"

"Być"
jest wstydliwie przemilczanym
nietowarzyskim zdarzeniem

Poezja rodzi się między drzewami

Kwitnące jabłonie zawisły nad miastem
niczym wieniec metafor
Chcą przywabić wiersze aby płatki kwiatów zamieniły się
w szelest tomików otwierających się na wietrze
Bo poezja tu wybucha wiosną
niczym granat rzucony na oślep w nieczułość przechodniów

Zielenieją oczy nawet u tych
którzy nazywają siebie starymi i zmęczonymi poetami
(bo przemijanie
dopadło do nich znienacka jak niesprawiedliwy wyrok
zaskakując okrucieństwem w połowie drogi
- nie byli jeszcze prawdziwie przygotowani do życia)
Dlatego pragną na chwilę odmłodnieć jakby chcieli odbyć pokutę

Z wydłużającą się nadzieją przybywa im dnia
więc stają się coraz bardziej niesyci wrażeń i zachłanni
aby jeszcze było możliwe zmysłowe spojrzenie
dziewczyny
która nie odtrąci wyciągniętej pieszczoty
jak żebraka proszącego o zmiłowanie
- aby jej sukienka rozwarła się dla nich niczym brama dla głodujących
Przecież tak mało mają czasu
każda chwila jest jak stygnąca kromka chleba

Bo kwiaty jabłoni działają jak afrodyzjak
prowokując kobiety aby jeszcze silniej kołysały biodrami
aby poeci mogli kochać się z nimi pod pelerynami drzew
z ich rzęs spijając natchnienie
Dzięki temu namiętność rozgrzeje zmarznięte myśli twórców
i puszczają w nich życiodajne soki
jak rzeki pozbywające się kry i ciężaru lat

A ja chcę się bawić

"Cóż z tego,
że się stoi na skrzyżowaniu dróg
jeśli nie ma się chęci by iść dokądkolwiek"
Antoine De Saint - Expery

Gdy rozmawiam
o twarzach znajomych
podobna jestem do deszczu
Lecz kiedy za szybami
pojawiają się nowe
kolorowe przedmioty
Syzyf wtapia się w Judę z Kariothu
i obaj przenikają moje uczucia

To chyba czerń zamknęła się we mnie
że zrobiłam się senna
Jestem polnym kamieniem
w miękkiej i wygodnej trawie
Słowa o świcie
brzmią nierzeczywiście
chociaż nieodkryte kontynenty
czekają na dłoniach i stopach
- A ja chcę się bawić
lecz wciąż spotykam puste pokoje
Słyszę w nich tylko
odchodzących
żołnierzy z tandetnymi guzikami

Ale może kiedyś nauczę się płakać
łzy odbiorą niedojrzałość
a życie rozlicz z potłuczonych kieliszków
Może to wystarczy
by przełamała się we mnie cząstka słońca

Moja Europa

Już wiem
że to miasteczko jest niezniszczalne
choć przesuwają się granice tolerancji
Ono trwa w swojej skorupie nieczułości
jak tysiącletni grzyb
i tylko ja zmieniam się
dorastam
Więc iluzje i piękno odpadają ode mnie
jak łuski tynku
ze świeżo pomalowanych kamieniczek w rynku

Bo tu Europa rodzi się pozornie
choć wysoko powiewają flagi zjednoczonych narodów
i wszędzie sadzi się kolorowe bratki
Jednak szkolne uroczystości i plakaty
nie otwierają zrozumienia
bo w ludzkich myślach
uwiązł zaścianek i poluje się na czarownice
W takiej sytuacji
niezręcznością staje się moja cywilizacja
choć jeszcze jestem zapraszana na chrzciny i pogrzeby

Chciałabym być nowoczesną kobietą
lecz bardziej przypominam wierzbę
skazaną na wycięcie
bo mam znajomych
którzy tak ładnie zazdroszczą
Przyjaciół
którzy już dawno przestali nimi być
i tylko z przyzwyczajenia tak siebie nazywają

To ich lęk zamienił się w mój wyrok
bo przesądy
nie dają usunąć się jak butwiejące liście
Wciąż gryzą nienawiścią
niczym graffiti na blokach

Nad brzegiem rzeki

Nie dlatego rzeka jest piękna
że ma kształt dzikiego chmielu
Emanuje za pomocą nas
rozmawiających
po raz pierwszy ze sobą ludzi
Nie mamy w sobie jeszcze obawy
a usta odsunęły na chwilę fałszywe słowa
Bo właśnie dziś spotkaliśmy się
nie przez przypadek
lecz jakby przez nieuchronność odczuć
Dla życiodajnej energii
niespodziewanie
otworzyliśmy zatoki swoich ciał

Za moment odejdziemy od siebie
ledwo zapamiętamy ruchy warg
Na pewno rozgwieżdżoną ciemność
jakby wypowiedziane wyznania
wyprzedziły myśli
Bo gdybyśmy zostali
Warta rozlałaby się
szarym lękiem

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama