Z Janem A. Jarnickim o wydawaniu płyt, kulturze i innych sprawach rozmawia Ks. Arkadiusz Jędrasik
Zawsze lubiłem muzykęz Janem A. Jarnickim rozmawia Ks. Arkadiusz JędrasikZałożył Pan Wydawnictwo Muzyczne Acte Préalable, którego głównym celem jest wydawanie płyt z muzyką poważną. Liczba płyt Acte Préalable zbliża się już do 100 tytułów, wydanych w ciągu zaledwie czterech lat. To imponujący wynik! Proszę powiedzieć, skąd wziął się pomysł powołania do życia firmy fonograficznej? Pomysł wziął się stąd, że zawsze lubiłem i kolekcjonowałem muzykę poważną. Kilka lat temu postanowiłem założyć wydawnictwo mające za zadanie wydawanie na płytach muzyki polskiej. A dlaczego właśnie z muzyką polską? Po pierwsze: muzyki polskiej na rynku nie ma — po prostu nie jest nagrywana; po drugie: prawie wszystkie płyty z muzyką polską, jakie mam w swojej kolekcji, są obcego pochodzenia: wydane w Hongkongu, w Anglii, w USA, tylko nie w Polsce. U nas w kraju muzyki polskiej prawie się nie nagrywa. Nawet dzieł wszystkich Chopina nie można dostać w polskim wydaniu i wykonaniu. Są tylko trudno dostępne jakieś stare, archiwalne nagrania oper, pieśni czy utworów fortepianowych. Nawet Polskie Radio, które powinno kształcić gusta publiczności, przekonywać do polskiej kultury i ją serwować codziennie, postępuje tak, że trudno uwierzyć, że jest własnością obywateli polskich a nie „majorsów”(duże zachodnie koncerny fonograficzne — przyp. AJ). Choć archiwum Polskiego Radia zawiera tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy nagrań polskich artystów z polskim repertuarem to na antenie pojawia się tylko repertuar zachodni w zachodnim wykonaniu. Darmowa reklama dla zachodnich koncernów! Na Zachodzie wydano już co najmniej dwukrotnie wszystkie pieśni Schuberta. Kto natomiast w Polsce wydał chociaż raz komplet pieśni Moniuszki? Fortepianowe dzieła wszystkie Szymanowskiego, które mieszczą się na czterech płytach, wydawano — za pieniądze polskiego podatnika — przez 22 lata. Co z tego skoro nie można znaleźć ich w sklepach. Małe sklepy zupełnie nie wykazują zainteresowania muzyką poważną, w szczególności polską a duże całkowicie zrezygnowały z polskich dostawców. Można by powiedzieć, że Polacy własnymi rękami wykończą w najbliższym czasie polską kulturę. Bo przecież u „majorsów” pracują Polacy. Żaden koncern płytowy nie pozwoli sobie na ignorowanie kultury francuskiej we Francji lub włoskiej we Włoszech. Ale w Polsce? Proszę bardzo skoro Polacy sami nie dbają o swoją kulturę!
Mieszka Pan na Zachodzie. Miał Pan możliwość dokonania obserwacji kultury w krajach zachodnich i porównania ich z Polską. Czy wpłynęło to w jakiś sposób na późniejszą decyzję ukierunkowania linii programowej Acte Préalable na muzykę polską? Mieszkając we Francji od 1975 roku czuję się związany z tym krajem. Dobrze jest jednak wiedzieć, skąd się pochodzi. Rosjanin osiedlający się we Francji zawsze pamięta o swoich korzeniach. Choćby był całkowicie „sfrancuziałym” Rosjaninem, dobrze wie, co łączy go z ojczyzną. Może on śmiało powiedzieć pierwszemu lepszemu Francuzowi: idź posłuchaj Czajkowskiego, Rachmaninowa czy któregokolwiek z kompozytorów rosyjskich. Wszyscy są grani i nagrywani na całym świecie. A co ja, jako Polak, mogę takiemu Francuzowi zaproponować? Polskiego pianistę grającego Ravela, skrzypka grającego Brahmsa, waltornistę Mozarta i orkiestrę grającą repertuar rosyjski. Dlaczego jednak Francuz ma słuchać Polaków w repertuarze rosyjskim skoro w tym samym czasie obok gra rosyjska orkiestra. Choćby polska orkiestra była najlepsza na świecie a rosyjska najgorsza, nikt Polakom nie da szansy na udowodnienie tego. Ostatnio na ten temat pisano w Ameryce. Zastanawiano się, dlaczego Polacy przyjeżdżają z repertuarem obcym, który jest wciąż grany przez najbardziej renomowanych artystów. Mieszkając w Paryżu spotkałem się tak naprawdę tylko z trzema nazwiskami polskimi ogólnie znanymi przez Francuzów — Karol Wojtyła, Lech Wałęsa i Wojciech Jaruzelski. To, co się mówi w Polsce o renomie polskich artystów na świecie należy raczej między bajki włożyć. I stąd właśnie wziął się pomysł promocji muzyki polskiej.
W Pana katalogu jest sporo płyt z polską muzyka sakralną. Dlaczego akurat ten rodzaj muzyki zajmuje w nim takie miejsce? Polska muzyka sakralna jest chyba najmniej znana z całej muzyki polskiej. Dlatego jest w tej dziedzinie najwięcej do zrobienia. Oczywiście jest to bardzo trudne gdyż decydenci nie są zainteresowani promowaniem rodzimej twórczości. Chóry śpiewają Palestrinę, ale nie Surzyńskiego, Mozarta, ale nie Żeleńskiego, Verdiego, ale nie Noskowskiego. Ostatnio spotkałem się z opinią, że Surzyńskiego (Józefa) nie warto śpiewać, bo Palestrina lepszy. I jak tu polemizować? Gdybyśmy tak rozumowali w innych dziedzinach sztuki to powinniśmy spalić wszystkie obrazy polskich malarzy, zburzyć wszystkie budowle polskich architektów, dać na makulaturę całą literaturę polską. Cała polska sztuka według wspomnianej logiki wydaje się wtórna, ale czy to znaczy, że nie należy jej promować? Kraje mające zatrzęsienie genialnych kompozytorów więcej wagi przywiązują do swoich kompozytorów czwartoligowych niż tak ubogi w kompozytorów kraj jak Polacy do pierwszoligowych. Gdzież są dzieła wszystkie Moniuszki, Zarębskiego, Dobrzyńskiego, Elsnera, Żeleńskiego, Noskowskiego, Różyckiego, Szymanowskiego. Ani nut ani płyt i tylko powszechna opinia, że polska muzyka jest nic nie warta! Polska muzyka nie tylko nie jest wydawana, ale jest tracona bezpowrotnie. Nikomu niepotrzebne partytury niszczeją w archiwach rodzinnych lub bibliotekach, a studenci muzykologii lub teorii muzyki piszą nic nikogo nie obchodzące prace naukowe na temat Brahmsa, Bacha czy Mahlera.
Czy jest zainteresowanie muzyką sakralną, którą Pan wydał? Różnie jest z tym zainteresowaniem. Są płyty prawie nie zauważone, których z oczywistych powodów nie będę cytował. Są jednak i takie, które cieszą się zasłużonym uznaniem. Np. Oratorium św. Kazimierz, Król Polski Aleksandra Scarlattiego stało się znane nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Missa festiva Kazimierza Rozbickiego stała się znana w diecezji koszalińskiej a promocja płyty, jaka odbyła się 12 października w Koszalina przeszła moje wszelkie oczekiwania. Był to sukces w całym tego słowa znaczeniu. Dla mnie to najpiękniejsza msza w polskiej muzyce XX wieku! Duże zasługi w promowaniu moich płyt z muzyką sakralną ma tygodnik „Niedziela” publikujący recenzje niektórych z nich.
Które z Pańskich płyt odniosły sukces? Jeśli chodzi o sukces finansowy to niewątpliwie Dzieła wszystkie Thomasa Tellefsena z pochodzenia Norweg, uczeń Chopina. Wydaliśmy już dwie płyty a trzecia powinna być gotowa do końca roku. Inny sukces to pierwsza płyta z cyklu Dzieł wszystkich Miłosza Magina. Nagrana przez młodą pianistkę Magdalenę Adamek spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem we Francji. W Polsce natomiast sporym sukcesem cieszą się m. in. wszystkie kwartety smyczkowe Grażyny Bacewicz. Jako pierwsi i na razie jedyni wydaliśmy wszystkie jej kwartety, w tym pierwszy i drugi po raz pierwszy w historii fonografii. Znakomity jest Święty Kazimierz, Król Polski Allessandro Scarlattiego. Być może to jest moje opus magnum. Jest to utwór opracowany z rękopisów, przynajmniej od stu lat nie wykonywany i oczywiście nie nagrany. Czteropłytowy album „Das wohltemperierte Klavier” J. S. Bacha otrzymał nagrodę Fryderyk 99. Niektóre moje płyty otrzymały pierwsze nagrody na XV Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów w Niepokalanowie (2000 r.), np. „Dzieła Organowe” Mariana Sawy. Ogromnym sukcesem był rezultat mojej współpracy z Festiwalem Gaude Mater z Częstochowy. Wspólnie wydaliśmy na czterech płytach kronikę dziesięciu pierwszych Festiwali. Płyty te zawierają w większości premierowe nagrania utworów zarówno znanych jak i debiutujących kompozytorów polskich.
Wydaje pan nuty oraz pismo o muzyce dla melomanów„Muzyka21”. Wydawanie nut zaczęło się od wspomnianego już Świętego Kazimierza. Dzieło to wymagało opracowania partytury. Teraz — mając już gotowe materiały — wydanie tego utworu drukiem nie stanowi większego problemu. Przygotowuję również do wydania dzieła Tellefsena a także Kwartet smyczkowy Lessla. Moim nowym przedsięwzięciem jest pismo „Muzyka21”. Powstało w marcu 2000 r. i wydaliśmy już 16 numerów. Jest to na razie jedyne pismo dla melomanów.
Najbliższe plany? W najbliższym czasie ukaże się płyta z najnowszym kwartetem smyczkowym Krzysztofa Meyera, komplet kwartetów smyczkowych Karola Rathausa, Sextet smyczkowy Dobrzyńskiego w wykonaniu Konstantego Andrzeja Kulki i Cameraty Vistuli pod kierownictwem Andrzeja Wróbla, Septet Elsnera w wykonaniu Magdaleny Adamek również z Cameratą Vistulą, Tabulaturę Warszawską, dzieła fortepianowe Grażyny Bacewicz, dzieła klawesynowe Bazylego Bohdanowicza. Przystępujemy również do działalności impresaryjno-koncertowej. Naszym pierwszym artystą jest już wspomniana Magdalena Adamek. Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę, by te wszystkie plany mogły zostać jak najszybciej zrealizowane. opr. JU/PO |