Kobiety z kolcami

Opowiadanie


Kobiety z kolcami

Jola Workowska

Chory psychicznie nie umie myśleć logicznie, mówić dialogicznie, postępować sensownie. Potrafi tylko przyjmować miłość.

Biała bibuła na skrzydłach anioła oznacza, że nie można już palić papierosów na ławkach w ogrodzie. Zima zamraża wszelkie stosunki towarzysko- plotkarskie. I ogranicza ilość samobójstw. Życie dwustu mieszkańców Domu Pomocy Społecznej dla psychicznie i umysłowo chorych w Krakowie rozpoczyna i kończy się na kolorowych tabletkach.
O dziesiątej w nocy słychać brzęczenie muchy. Pół godziny później ciszę przerywa płacz i trzask łamanych gałęzi. Halny pokazuje swoją moc. Kobiety biegają po pokojach i szukają zagubionych książek, pantofli, zabawek. Żądają zwrotu rzeczy, których nigdy nie posiadały. W ich głowach rodzą się myśli nad którymi nie są w stanie zapanować.
- Dzidzia jest dziś bardzo niespokojny. Kopie i kopie - pomarszczona ręka Lidii delikatnie gładzi płaski brzuch. Troski macierzyńskie znikają, gdy sąsiadki ostentacyjnie zamykają drzwi.

  •  Wiatr cię zapylił? A może stałaś na przeciągu? - słychać zza rogu korytarza krzyk Marianny. Lidia śmieje się. Wie, że widok dużej kobiety w kolorowym szlafroku oznacza słodkie paplanie językiem. Godzinę przed północą kobiety piją kawę i z błyskiem w oczach mówią o swoich urojonych dzieciach. Marianna prawdziwych dzieci ma dwoje, ale woli rozmawiać o tych wyśnionych, wymarzonych, upragnionych. Maleńkie, rodzone co dziewięć miesięcy bobaski są powodem do chwały i dumy. Zawsze są ładne, czyste, grzeczne i ciche. I nigdy nie przeszkadzają. W przeciwieństwie do tych prawdziwych. Dorosłe dziecko zawsze coś chce, czegoś potrzebuje. Ostatnio wnuk godzinami prosił ją o pomoc w załatwieniu zaświadczenia odraczającego go od wojska. Jeden podpis pod dokumentem kosztował ją kilka nieprzespanych nocy. Ale śmiech onirycznych dzieci działa jak balsam. I do głowy Marianny wraca spokój, a do pokoju współmieszkanek - pokój. Teraz każda może otulić się w swoje marzenia. W nocy, w towarzystwie kawałka ściany, myśli i tęsknoty pokazują swoją moc.
  • Przytul się Albinko, nie płacz już, wszystko będzie dobrze
  • - szept i biały kitel burzy intymny nastrój. Jola, która pracuje na nocnej zmianie, mocno trzyma w dłoniach dużą, czerwoną twarz sześćdziesięcioletniej kobiety i nuci jej kołysankę. Jakiś zły człowiek chciał ukraść Albinie jabłko i ona nie wiedząc co ma robić, zaczęła głośno wzywać pomocy. Jej przestraszone, trzęsące się ciało znalazło wybawienie w objęciach szczuplutkiej opiekunki. Ukołysana głowa czeka na powrót Morfeusza. Rano Albina nie pamięta o swoim śnie. Elegancko ubrana idzie do sklepu po papierosy. Kiosk jest za bramą domu, tuż koło kościoła Bonifratrów. W "Ruchu" kupuje dwie wsuwki do włosów, dezodorant w sztyfcie i grzebień. O papierosach zapomina. Nowy dzień zacznie od sztachnięcia się pożyczoną fajką. Ale zanim poczuje smak nikotyny, musi przebrać buty i pójść po ogień do pielęgniarki. W kącika dla palaczy siedzi już kilka kobiet, które nerwowo bawią się rękami i patrzą na Irenę, która z melancholią w głosie śpiewa cygańskie pieśni o wolności. Dziś są jej imieniny. Jutro minie dwadzieścia lat odkąd Irena mieszka w Domu Pomocy Społecznej. Wcześniej mieszkała w Domu Dziecka. Ale swojej historii nie chce opowiadać. Paląc jednego za drugim mówi dużo i chętnie o pracy personelu, o trudnościach służby zdrowia, o niebezpieczeństwie pracy z psychicznie chorymi. Siedzi za stołem i mówi: "One potrafią krzyczeć w nocy, trzaskać drzwiami i bić. One nie chcą zażywać lekarstw. One....". O tym, że sama jest domownikiem, nie wolno jest przypominać. Umiejętność bezpiecznej rozmowy staję się tutaj sztuką. Tematy konwersacji zależą od pory roku, siły wiatru, dnia cyklu miesiączkowego. Każda kobieta ma swoje pola minowe. Dowcipy o mężczyznach opowiadane przez kobiety mieszkające na pierwszym piętrze nie mogą być powtarzane na drugim piętrze. Tu mieszka Helena i Jadwiga - kobiety o szczególnie delikatnym usposobieniu. Jadzia ofiarowała swoje serce Tadeuszowi, a Helenka Bogdanowi. Pary codziennie spotykają się w świetlicy lub w ogrodzie otaczającym Dom Pomocy Społecznej w którym mieszka blisko 200 pensjonariuszy, w tym ok. 100 mężczyzn. Codziennie, po obiedzie, przy kawie, Jadwiga opowiada swoje artystyczne tryumfy. Jako jedna z nielicznych kobiet z oddziału uczestniczy w próbach teatralnych. Gdy pewnego dnia Helena chciała opowiedzieć swojej przyjaciółce o spotkaniu z narzeczonym, drzwi o mały włos nie wyleciały z futryn. Jadzia nie wytrzymała miłosnego gęgania i dla bezpieczeństwa domowników, kobiety rozdzielono. Teraz Helena o swoich ogrodowo-świetlicowych spotkaniach rozmawia tylko z personelem. Dawne przyjaciółki nie rozpoznają się już na jadłodajni. Jadzia czuje się nieszczęśliwa. Cierpienie przesłania jej cały świat. Codziennie, po kolacji personel sprawdza komplety sztućców. Jeżeli widelec nie ma pary, sanitariusze przeszukują szafki i rekwirują wszystkie niebezpieczne narzędzia. Samotność rodzi autoagresję. Odrzucony i zraniony człowiek próbuje odebrać sobie życie nawet tępym nożem.
    O tym, jak ważne jest należeć do kogoś wie Alicja - artystka. Obraz swojego ojca maluje, tka, haftuje. - Jestem córką Ojca świętego - mówi dumnie.

  • Kto jest matką? Milczy.
  • - Czy papież wie, że ma taką zdolną córkę? Napisałam mu o tym - odpowiada krótko i szybko przeciąga wrzeciono.

Piętnaście lat temu Alicja ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. I od razu zamieszkała w DPS. W chwilach, gdy jej głowa wolna od dziesiątków głosów nakazujących zrobić to lub tamto, dłonie zamieniają kawałki kolorowych nitek w pięknego motyla. Czas twórczości jest dla niej darem niebios. Żyje, gdy tkam i maluję - mówi artystka z szybkością karabinu maszynowego.
Wczoraj, po śniadaniu, Alicja zaczęła malować obraz papieża. Była tak zajęta pracą, że nie zauważyła Aleksandry. Obok przy stoliku z igłą przy nosie usiadła prawie ślepa Aleksandra. Milczącą współpracę między dziewczynami przerwało pojawienie się Oli numer dwa. Widok pracujących kobiet tak ją zdenerwował, że nawet niedosłysząca Ola numer jeden zrozumiała, że jakaś kura chodzi po podłodze.
Wieczorem w sali terapii zajęciowej nie była nikogo. W "Wiadomościach" powiedzieli, że nastąpi gwałtowny spadek ciśnienia.

  • Gdy zbliża się atak choroby, dziewczyny zamykają się w sobie, w swoich pokojach - mówi Marta, instruktorka terapii zajęciowej. Halny rodzi depresję. Rano, po śniadaniu do sali terapii wchodzi uśmiechnięta Małgorzata. Mówi o pogodzie, psie, polityce, kuchni.
  • Chcę namalować złoty kwiat - mówi i zanurza pędzel w zielonej farbie. Nagle jej oczy tracą blask. - Nie widzisz babo, że to zielona, a nie złota farba - krzyczy do siebie. Kilka minut intensywnej gimnastyki językiem przynosi dobry efekt; Małgosia sama sobie tłumaczy, że nie chce malować kwiatów, tylko chce położyć się do łóżka. Wychodzi z sali i idzie kupić gazetę. Po zamknięciu bramy, skręca w prawo. Idzie w kierunku mostu. Podnosi płaszcz i skacze do Wisły. Dwóch mężczyzn rzuca się na ratunek. Małgosię zamykają w szpitalu w Kobierzynie. Lekarzom mówi, że skoczyła, bo nie chciała już dłużej przeszkadzać koleżankom. Mamie powiedziała: - " Tak bardzo bolała mnie głowa, że nie mogłam wytrzymać".

W Domu Pomocy Społecznej w Krakowie, przy ul. Krakowskiej na I oddziale mieszka 40 kobiet psychicznie i umysłowo chorych. Tylko dwie są samotne: Łucja straciła cała rodzinę na Syberii, Agnieszce zmarli rodzice.

  • Nie czuje się samotna, bo mam swoją kurę i kozę - mówi Aga wyciągając z szafy album ze zdjęciami. Kolejna fotka pokazuje kozę na pastwisku, w oborze, przy studni. - Ta brązowa kura zniosła jajko pod krzakiem róż. Na własne oczy widziałam - dodaje z wypiekami na policzkach. Zwierzęta są jej przyjaciółmi. Roślinki w doniczkach też. Często na parapecie pojawiają się nowe kwiaty. Kwitną pięknie, ale krótko. Aga zapomina je podlewać. Jej ukochany chomik i świnka morska zdechły z głodu. Ale o tym Agnieszka nie wspomina. Marzy, by wrócić do swojej kozy. Gdy wyjawia kolejne tajemne miejsca znoszenia jajek, z telewizora dobiega głos: - Pamiętasz, co mały książę uczynił lisowi? Oswoił go- wyjaśnia filmowej lekko zakochanej przyjaciółce Kasia Skrzynecka - a to znaczy, że stworzył więź. Ubezwłasnowolniona Agnieszka nie rozumie o czym jest polski serial. Poszczególne słowa potrafi powtórzyć, ale sens gdzieś jej umyka.
  • - Mnie nikt nigdy nie oswoił - mówi. O tym, że rodzice ją kochali, zapomniała. O miłości babci nie pamięta również artystka. Z głowy wyleciały jej wszelkie wspomnienia z domu rodzinnego. Na hasło: przyjaźń - reaguje obojętnie Jadwiga, dawna koleżanka Heleny. Zranione serce ma taką moc, że zaciera w pamięci wszystkie miłe chwile.

Chory człowiek pamięta tylko ostatnie pięć minut. Ale czas to zegar duszy. Każdemu bije inaczej. Każdemu raz. Teraz.


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama