Wiatr wieje, kogut pieje

O muzyce inspirowanej chrześcijaństwem piszą dziennikarze tygodnika "Polityka"


Mariusz Czubaj, Małgorzata Wilczewska

Wiatr wieje, kogut pieje

Współczesna piosenka religijna ma swoje gwiazdy

Współczesna piosenka religijna ma swoje gwiazdy, listy przebojów i wiernych fanów. Nurt ten jest przy tym wielce zróżnicowany: kto inny słucha księdza Stefana Ceberka, uwielbianego przez słuchaczy

Radia Maryja, a zgoła inna publiczność przychodzi na koncerty rockowej Armii czy zespołu 2TM 2,3.

O tym, że na rynku popularnej muzyki religijnej w Polsce zdarzają się cuda, świadczy przykład Arki Noego. Trzy lata temu grupa składająca się ze znanych muzyków i gromadki dzieci była na ustach wszystkich za sprawą płyty „A gu gu” (ponad pół miliona egzemplarzy nakładu). Lider Arki, kompozytor i gitarzysta Robert Friedrich, znany w rockowych kręgach jako Litza, stworzył bezpretensjonalne, melodyjne piosenki oddające bezpośrednią religijną wrażliwość dzieci.

Wydawało się, że pomysł sprawdzać się będzie przez lata, zwłaszcza że Arkę Noego można było usłyszeć zarówno w Radiu Maryja, jak i na płytach załączanych do kwartalnika muzycznego „RuaH”, poświęconego ambitnej muzyce chrześcijańskiej, często z rockowymi korzeniami. Tymczasem ostatnia, tegoroczna płyta Arki — „Daj na zgodę” — cieszy się umiarkowaną popularnością i sukcesów poprzednich albumów raczej nie powtórzy.

Szatan zamiast systemu

Tak czy inaczej casus Litzy — niegdyś grającego w popularnej heavymetalowej grupie Acid Drinkers — jest najbardziej spektakularnym i powszechnie znanym przypadkiem przemiany rockmana, znającego trudy i pokusy czyhające na trasach koncertowych, w pieśniarza religijnego. Pomysł Arki zrodził się podobno wśród muzyków zespołu 2 Tm 2,3, w którym spotkały się niegdysiejsze gwiazdy zespołów alternatywnych: Friedrich, Tomek Budzyński, frontman punkowej Armii i Darek Malejonek, czyli Maleo, lider grupy Houk, związany niegdyś z zespołami reggae Kultura oraz Izrael. Do dziś ci właśnie nawróceni muzycy tworzą jedno z najciekawszych zjawisk w polskim rocku.

Nie znaczy to jednak, że środowisko to jest akceptowane wszędzie. — Radio Maryja zapraszało kiedyś nawróconych muzyków z Tymoteusza (2Tm 2,3), traktowało ich jako pewną ciekawostkę — mówi Marcin Jakimowicz, redaktor pisma „RuaH”. — Może niepopularny jest w tych kręgach rodzaj chrześcijaństwa prezentowany przez członków neokatechumenatu. Tomek Budzyński niedawno powiedział, że z biegiem czasu, zamiast przybliżać się do świętości, czuje się coraz bardziej grzeszny. Ale Pan Bóg przychodzi do grzeszników. To nie są poglądy do głoszenia na antenie Radia Maryja.

I w istocie, rockmani z Armii czy 2Tm 2,3 często spowiadają się ze swoich (i cudzych) zmagań z grzechem i Złem. Nie przypadkiem przecież nazwa jednej z kapel odwołuje się do Drugiego Listu św. Pawła do Tymoteusza, gdzie mowa jest o tym, by „wycierpieć zło razem jako piękni żołnierze Jezusa Pomazańca”. Z potyczek tych zdawał relację Budzyński w swoich mrocznych, barokowych w duchu tekstach: „Lecą anioły ognia i wody/ancykrysy z głowami węża/esy floresy, przelotne deszcze/rozczochrane duchy na wietrze”. Tak śpiewała niegdyś Armia na płycie „Duch”. Walka toczy się nie tylko w apokaliptycznym wymiarze, ale też całkiem przyziemnym, o czym Budzyński śpiewał ostatnio na swojej solowej płycie: „Pigułki, żyletki, gwiazdy/Jak długo można tak żyć/Nie miała szczęścia w miłości/A miłość ma szczęście do złych” („Cuda”). Warto przy okazji zauważyć, że między punkową poetyką, często odwołującą się do motywu walki z systemem czy Babilonem, a religijnym wadzeniem się z Szatanem i zastępami demonów istnieje spora zbieżność.

Armia, Houk, 2Tm2,3 i kilka innych formacji to zespoły stworzone przez profesjonalistów, którzy w tej chwili muzykę traktują bardziej jako misję niż zabawę. Podobne, choć wywodzące się z innego muzycznego pnia, środowisko tworzą artyści skupieni wokół New Life M. Grupa ta — odwołująca się do jazzu, soulu czy bluesa — zawiązana na festiwalu w Dursztynie w 1992 r. łączy ludzi różnych wyznań: mamy tu więc katolików (utalentowanych jazzmanów Roberta Cudzicha, Joachima Mencela i Marcina Pospieszalskiego), baptystkę Natalię Niemen oraz protestanta perkusistę Piotra Jankowskiego. Z zespołem regularnie współpracuje Mieczysław Szcześniak, który jest zielonoświątkowcem.

Wprawdzie New Life M. ma na koncie popularne piosenki („Twoja miłość” była często grana w radiu i na telewizyjnych listach przebojów), ale naprawdę liczy się coś innego. — Nasza wspólnota — mówi o zespole Piotr Jankowski — to dar, który wciąż odkrywamy i coraz bardziej doceniamy. Bóg z wielu krytycznych dla zespołu momentów wyprowadzał nas dzięki swojej łasce. Muzycy podkreślają także ekumeniczny wymiar swojego przedsięwzięcia: — W Biblii nie przeczytamy o prawosławnych, katolikach, protestantach czy zielonoświątkowcach, jest tam natomiast mowa o jedności — twierdzi Robert Cudzich.

O wspólnotę emocji, doznań i bycia razem chodzi także w przypadku zespołu Trzecia Godzina Dnia, który pod tą nazwą działa od 1989 r. Siłą zespołu, którego nazwa odwołuje się do momentu, w którym Bóg zesłał Ducha Świętego, jest czterdziestoosobowy chór kierowany przez Piotra Nazaruka, a śpiewakom towarzyszą znani soliści — m.in. Natalia Niemen, Mieczysław Szcześniak i Ewa Uryga. W podobny sposób funkcjonuje kilkudziesięcioosobowy zespół Deus Meus założony dziewięć lat temu na rekolekcjach muzyków w Ludźmierzu. Jego twórca, ojciec Andrzej Bujnowski ze Szczecina, jedna z najważniejszych postaci w kręgu sceny chrześcijańskiej i jeden ze współtwórców pisma „RuaH”, tak charakteryzował ostatnią płytę grupy zatytuowaną „Jahwe”: „Płyta nie ustępuje poprzednim i to zarówno duchem modlitewnym jak i przebojowością. Płyta i aranżacje są bardzo nowoczesne, a zarazem nawiązują do czarnej muzyki lat 70”. Bo też w istocie muzyka Deus Meus najczęściej odwołuje się do stylistyki soul i funky, choć nie brakuje tam i innych nawiązań sprawiających, że z zespołem chętnie współpracuje zarówno folkowa balladzistka Antonina Krzysztoń jak i rockandrollowcy z neokatechumenatu.

Deus Meus przeżywało już swoje pięć minut popularności, gdy w 1995 r. jego nagrania pojawiły się na płycie „Hej, Jezu” sprzedanej w 40-tysięcznym nakładzie i rozprowadzanej także w pirackiej dystrybucji na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Zasadniczo jednak zespół podkreśla swój amatorski status: — Aby wydać płytę, nierzadko trzeba założyć z własnej kieszeni — tłumaczy chórzysta Marcin Przybysz. — Muzycy na nagraniach, jeśli zarabiają, to niewielkie pieniądze, chórzyści nie dostają za nie nic. A ojciec Bujnowski dopowiada, że grupa jest „przede wszystkim rodziną, która spotyka się i modli”.

Gwiazdy sacropopu

Nie ma jednak wątpliwości, że zarówno muzyka proponowana przez Armię czy Tymoteusza, jak i z drugiej strony pieśni śpiewane przez New Life M czy Trzecią Godzinę Dnia są adresowane do wyrobionych muzycznie słuchaczy. Gdyby popatrzeć na listy przebojów w rozgłośniach katolickich, wyraźnie widać, że ulubieńcami są tam inni artyści, spośród których Magda Anioł i Tomek Kamiński pojawiają się najczęściej.

Magda Anioł stała się powszechnie znana podczas ubiegłorocznej pielgrzymki papieskiej, kiedy to refren jej piosenki „Zaufaj Panu już dziś” pojawiał się w specjalnej czołówce w transmisjach telewizyjnych z udziałem Jana Pawła II. Piosenkarka nie jest postacią nieznaną na rodzimej scenie: od 1994 r. występowała regularnie na festiwalu w Mrągowie i stała się gwiazdą naszej sceny country, aż w końcu zrzuciła dżinsową kurtkę z frędzlami, kowbojki i zaczęła śpiewać piosenki inspirowane tradycją chrześcijańską. Wokalistka nie tylko zresztą śpiewa, ale i publikuje książki z własnymi rozważaniami na temat Drogi Krzyżowej czy Sakramentu Pokuty.

Podobnie przebiegała droga Tomka Kamińskiego, skrzypka, wokalisty, kompozytora i autora tekstów, przez wiele lat związanego z Nocną Zmianą Bluesa, a potem Dżemem i Zdrową Wodą. Jak sam wspominał, „ogólnie pojęta muzyka rozrywkowa oddaliła go trochę od Pana Jezusa”, ale „cały czas sytuacja znajdowała się pod kontrolą”, bowiem „to Bóg przyzwalał na moje odejścia, abym powracał do Niego”. A po czasie próby Kamiński napisał piosenkę „Ty tylko mnie poprowadź”, która stała się hymnem Song Of Songs 2000 — największego polskiego festiwalu chrześcijańskiego.

Przypadek Magdy Anioł i Tomka Kamińskiego pokazuje, na czym polega przebojowa formuła piosenki religijnej: łatwo wpadająca w ucho melodia w stylu pop, bluesa country czy modnego przeboju latino i optymistyczny, prosty tekst. W wykonaniu Magdy Anioł wygląda to tak: „Ani oko nie widziało/Ani ucho nie słyszało/Co się w niebie będzie działo/Słońce świeci/Wicher wieje/Drzewo rośnie/Kogut pieje” („Ani oko, ani ucho”).

Daleko tu do apokaliptycznych wizji, jakimi straszy Armia. Piosenki Magdy Anioł i Tomka Kamińskiego to coś w rodzaju religijnej piosenki środka: mają podobać się wszystkim i coraz lepiej się sprzedawać, bowiem w przypadku tych wykonawców zdaje się, że sukces komercyjny liczy się podobnie jak duchowe przesłanie.

Przez mękę trzeba iść

Swoją gwiazdę ma także Radio Maryja. Jest nią ksiądz Stefan Ceberek, rekolekcjonista i proboszcz parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Porządziu. Płyty „Gdy gaśnie dzień” i „Przez mękę trzeba iść” są najchętniej kupowanymi nagraniami wytwórni Akme z Ostrołęki, prowadzonej przez Jerzego Kijka. W chwili obecnej radiomaryjnym megahitem jest piosenka „Ojczyzna” — utwór z pogranicza restauracyjnego dancingu i kiepskiego Piotra Szczepanika (co zresztą na jedno wychodzi), gdzie ksiądz Ceberek śpiewa: „Jak orzeł co w locie zgasł/Dręczona przez ludzi czas/Zraniona do serca, serca dna/Ojczyzno ma, Ojczyzno ma/Zagubiłaś przykazań ślad/Zamiast zalet ty uczysz się wad/I już nie wiesz co dobro, co jest zło/Ojczyzno ma/Czy za mało Ci było krwi/I tak wiele tak wiele łez wylanych/ już nie wiem, co dobro, co jest zło/Ojczyzno ma”.

Ksiądz Stefan reprezentuje nurt nazywany przez wielu ironicznie sacro polo, który ma swoich nabywców przy straganach na drodze do Lichenia czy podczas pielgrzymowania do Częstochowy. Wykonawcami z tego kręgu są też ojciec Piotr Andrukiewicz, związany z Radiem Maryja od ośmiu lat, czy coraz popularniejszy ksiądz Paweł Szerlowski prezentujący, jak pisze wydawca jego płyty „Zaczekaj Mistrzu”, „przyjemne, relaksujące brzmienie wielu znanych piosenek”.

Jerzy Kijek mówi jednak, że od walorów muzycznych ważniejsza jest tu religijna żarliwość. Właściciel firmy Akme podkreśla także, że rynek piosenki religijnej nie należy do łatwych i często rządzi się kaprysem. — Ludzie reagują czasem dziwnie — wyznaje. — Bywa na przykład tak, że płyta źle się sprzedaje, bo ma fioletową okładkę, a to kojarzy się z adwentem i Wielkim Postem. W takich sytuacjach trzeba wstrzymać się z wypuszczeniem do sklepów i na stragany kolejnych partii, trzeba odczekać parę miesięcy, zmienić grafikę, czasem tytuł i bywa, że efekt jest niespodziewany: płyta zaczyna sprzedawać się świetnie.

Płyty i kasety sacro polo mają swoich stałych nabywców, ale na kokosy, jak niegdyś w przypadku przaśnego disco polo, trudno raczej liczyć. — Dwa, trzy tysiące sprzedanych kaset to dla mnie już dużo — dodaje Kijek. — Moimi klientami są często ludzie starsi i niezbyt zamożni, których nie stać na duże wydatki. O tym, że rynek piosenek religijnych pełen jest niespodzianek, świadczy przypadek Małej Orkiestry Światła — zespołu, który na liście przebojów Radia Maryja jest na najwyższych miejscach i powinien, oprócz księdza Ceberka, stać się „koniem” wytwórni Akme, tymczasem sprzedaje się słabo. To tym bardziej dziwne, bo Mała Orkiestra Światła gra równie prosto i melodyjnie, a i przekaz — wprawdzie nie tak dramatyczny jak u księdza Stefana — nie traci na wyrazistości.

Bez wątpienia nasza współczesna piosenka religijna pokazuje rozmaite wymiary polskiej religijności — tej wyrafinowanej i tej kiczowatej. Z jednej strony mamy amatorów, dla których muzyka jest formą nawracania grzeszników, z drugiej profesjonalnych rockmanów, dla których piosenka stała się czymś w rodzaju duchowego pamiętnika. A jeszcze całkiem odmienne środowisko tworzą zespoły tworzone przez ojca Bujnowskiego i środowisko dominikanów, które dba o odnowę śpiewu liturgicznego. Bez względu jednak na to, czy słuchamy jak Arka Noego śpiewa, że „święty jest uśmiechnięty”, czy jak ksiądz Stefan Ceberek pochyla się z troską nad błądzącymi rodakami, trafiamy na nurt, który na trwałe wpisał się już w nasz rynek muzyczny. Produkuje on zarówno sezonowych idoli jak i artystów, którzy oprą się modom i upływowi czasu.


opr. JU/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama