Uczniowie trwali w nauce apostołów, we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach...
Czy ten obraz Kościoła pierwotnego może być także programem dla Kościoła dzisiaj? Jeśli chodzi o naukę apostołów, nie jest chyba najgorzej – staramy się poznać prawdy wiary, wysyłamy dzieci na lekcje religii. Ale czy to wystarczy? Ilu z nas może uczciwie powiedzieć, że systematycznie czyta Słowo Boże, rozmyślając nad nim i stosując do swojego życia? A ilu przeczytało Katechizm Kościoła Katolickiego? Czy przypadkiem większości naszego duchowego pokarmu nie stanowią facebookowe czy też youtubowe sensacje religijne?
Zrozumienie, że Kościół jest wspólnotą jest pierwszym krokiem do tego, żeby faktycznie się nią stawał. Nie jest instytucją, do której przychodzę załatwić jakieś sprawy – zamówić Mszę, prosić o chrzest czy ślub, ale jest wspólnotą, która na co dzień buduje nawzajem swoją wiarę i daje świadectwo życia. Czy będąc członkiem parafii znam swoich braci i siostry – innych parafian? Wspólnota oznacza wzajemną troskę. Jak to wygląda w praktyce? Czy przypadkiem za ścianą nie mieszka sąsiad potrzebujący pomocy, o którym nie mam pojęcia, albo w ogóle się nim nie interesuję? A czy jako proboszcz mam odwagę po niedzielnej Mszy wyjść do parafian i rozmawiać z nimi o ich sprawach?
Łamanie chleba, czyli Eucharystia ma nie tylko charakter „pionowy” – jednoczący nas z Bogiem, ale tak jak pozostałe elementy, jest częścią życia Kościoła-wspólnoty. To, jak żyjemy, jako wspólnota Kościoła, będzie miało ogromny wpływ na to, jak przeżywamy Eucharystię. I odwrotnie – to jak umiemy razem sprawować Eucharystię, angażując się w nią, podejmując właściwe posługi, będzie wpływało na to, jak żyjemy jako Kościół. Formalizm, bierność, styl urzędowy – to nie są terminy, które powinny opisywać Kościół jako żywe Ciało Chrystusa, a jednak nieraz tak właśnie wygląda nasze życie kościelne, ograniczające się do tego co formalne, urzędowe, pozbawione osobistego zaangażowania.
Modlitwa wspólnotowa powinna przeplatać się z osobistą. Jedna bez drugiej będzie zawsze słaba. Gdy brakuje w moim życiu czasu na bliskie, intymne, osobiste spotkanie z Bogiem, moja relacja z Nim będzie po prostu wątła. Niewiele pomoże wtedy uczestnictwo w nabożeństwach czy spotkaniach modlitewnych; wspólnotowe wyrazy religijności budują zawsze na osobistej relacji do Boga i nie są w stanie jej zastąpić. Jeśli jednak poświęcam czas na modlitwę osobistą, modlitwa wspólnotowa będzie jej kontynuacją, a jednocześnie będzie dawać nowy pokarm i budulec dla mojej własnej modlitwy.
I wreszcie słowo „uczniowie”, które stale towarzyszy opisowi Kościoła, zarówno w Dziejach Apostolskich, jak i w dzisiejszej Ewangelii. Kościół to wspólnota uczniów Chrystusa, a nie profesorów teologii. Na tyle jesteśmy Kościołem, na ile chcemy być uczniami – gotowymi uczyć się, stale zmieniać swoje myślenie i postępowanie. Gdy spoczniemy na laurach, gdy zaczniemy pouczać innych, zaraz zaczną pojawiać się pęknięcia w kościelnej jedności. Gdy będziemy gotowi na to, aby samemu się uczyć, odkryjemy, że nasza wiara nie jest piękną teorią, ale źródłem życia.