Biografia moja i Boga
Od 17 grudnia rozpoczyna się w liturgii druga część Adwentu, która koncentruje naszą uwagę na nadchodzącej tajemnicy Bożego Narodzenia. Wyznaczone na te dni fragmenty z Ewangelii opisują wydarzenia bezpośrednio poprzedzające narodziny Jezusa. Ten cykl adwentowych czytań otwiera rodowód Jezusa, który znajduje się na początku Ewangelii św. Mateusza. Niewiele ważnych ksiąg ma równie nieciekawy początek. Nie należy traktować spisu przodków Jezusa jako precyzyjnego historycznego zapisu. Ewangelista jest przede wszystkim teologiem. Świadomie ułożył rodowód Jezusa w trzy serie po 14 pokoleń. Dla Żydów, którzy byli pierwotnymi adresatami Mateuszowej ewangelii, czytelny był ukryty tutaj kod. Każda litera hebrajska miała swoją wartość liczbową. 14 to suma wartości liter imienia Dawida. Rodowód wykazuje, że Jezus jako Mesjasz jest potomkiem Dawida. Pochodzi z królewskiego rodu. W genealogii Jezusa pojawiają się cztery kobiety: Tamar, która udawała prostytutkę i podstępnie uwiodła Judę; Rachab - prostytutka z Jerycha; Moabitka Rut, Batszeba, która była wpierw żoną Uriasza, król Dawid popełnił z nią cudzołóstwo i zamordował jej męża, potem stała się matką króla Salomona. Życiorysy męskie też dalekie od doskonałości.
Co to wszystko oznacza? Bóg stając się człowiekiem nie przybywa na ziemię wprost z nieba, ale przychodzi na świat w ludzkiej rodzinie, w konkretnym narodzie, który ma swoją historię. Rodowód Jezusa zaczyna się od Abrahama, który dał początek narodowi żydowskiemu i stał się biblijnym wzorem żywej wiary. W jego historii działał Bóg. Bardzo konkretnie. Kazał mu opuścić rodzinne strony i iść do Ziemi Obiecanej, dał mu w starości syna, a potem wystawił jego wiarę na niewyobrażalną próbę. Potomkowie Abrahama też mieli ciągle do czynienia z Bogiem. Historia Izraela naznaczona była zarówno wiarą, jak i grzechem. Mateusz pisze teologię historii, której zasadnicza teza brzmi tak: nadzieje Izraela spełniły się w Chrystusie. On dziedziczy po swoich przodkach zarówno to, co w ich dziejach było królewskie i szlachetne, jak i to, co było małe, grzeszne, głupie czy podłe. Bierze to wszystko na siebie, aby uleczyć ludzką naturę. Dopiero z perspektywy Jezusa rozumiemy przeszłość, widzimy ku czemu, a właściwie ku Komu ona zmierza.
Co to oznacza dla nas? W chwili, kiedy dzieje się historia, nie zawsze widać jej sens. Mój życiorys nie jest jednak grą przypadków czy ślepym losem. Są w mojej biografii momenty piękne, wzniosłe, szlachetne. Są chwile naznaczone upadkiem, które chętnie wymazałbym z życiorysu. TVN z pewnością dałby radę uszyć z tego materiału kompromitujący reportaż. Bóg zaś pisze historię zbawienia, pisze prosto po moich krzywych liniach. Znaczenie wydarzeń widać dopiero wtedy, gdy patrzymy na nie z dystansu. Nieraz dopiero po latach rozumiemy to, co się nam przydarzyło. Moje życie jest otwarte na spełnienie w Bogu, jest jednym wielkim wołaniem o Chrystusa. Człowiek i Bóg mają stać się jedno, jak w Chrystusie. On jest punktem Omega, czyli kresem czasu. Chrystus jest kluczem do historii: mojej i każdego człowieka. Bóg stając się człowiekiem jednoczy się z moją niedoskonałą biografią. Zanurza się w historii mojego życia jak w Jordanie, aby otworzyć nade mną niebo.