MYŚMY TYLKO PODLEWALI
Pan Jezus bardzo lubił posługiwać się plastycznymi porównaniami, nawiązującymi do życia codziennego. Tym razem odwołuje się dwukrotnie do ziarna, które staje się tu obrazem królestwa Bożego. W pierwszym porównaniu mówi tak: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak”. Potencjał biologiczny ziarna, który sam w sobie jest niezależny od agrotechnicznych działań człowieka, jest obrazem królestwa Bożego, które rozwija się pośród ludzi mocą łaski z nieba. Po prostu: królestwo Boże – jest Boga, a nie człowieka. Ono rośnie powoli, niezauważalnie, dlatego też trzeba wielkiej cierpliwości, aby stało się dostrzegalne ludzkimi oczami. W drugim porównaniu Jezus tak mówi o królestwie Bożym: „Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”. Początki królestwa są bardzo niepozorne, wątłe, na pierwszy rzut oka nie dające nadziei na powodzenie. To prawda: wszystko zaczęło się od zaledwie dwunastu Apostołów, a jednak dobra nowina o królestwie Bożym rozeszła się na cały świat. Obok cierpliwości potrzebne jest zatem także zaufanie w Opatrzność Bożą.
Słowa o potędze łaski i o Opatrzności Bożej można zrozumieć opacznie. Pierwszeństwo łaski nie oznacza w żadnej mierze zachęty do bierności i lenistwa. Przepraszam za zestawienie słów z dzisiejszej ewangelii „czy śpi, czy czuwa…” z powiedzeniem pracownika z czasów socjalistycznych: „czy się siedzi, czy się leży, … (tu pada wysokość wynagrodzenia) się należy”. Ewangelia nigdy nie zachęca do bierności. Jezus przecież wzywał do pomnażania talentów, a św. Paweł – także nawiązując do zasiewu – pisał tak o pracy apostolskiej: „Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost” i dodał w duchu dzisiejszej przypowieści: „otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg”. Pierwszeństwo łaski jest bezsprzeczne, ale zaangażowanie człowieka jest konieczne.
Zresztą w dzisiejszej Ewangelii tak mocno akcentującej znaczenie łaski i Opatrzności Bożej pojawia się jeszcze jeden ważny wątek: „W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom”. Jezus nauczał w przypowieściach tłumy, a na osobności wyjaśniał naukę uczniom. Dlaczego tak czynił? Bo, jeśli chce się głębiej poznać prawdę Bożą, potrzebna jest głębsza więź z Jezusem. Taką więź budowali uczniowie, przebywali z Nim wiele czasu, byli świadkami cudów, Nauczyciel stale im coś wyjaśniał, cierpliwie tłumaczył, a nieraz i upominał. Podejmował trud wychowania i formacji uczniów, po to, by później oni sami tę funkcję przejęli: by podjęli ciężką i żmudną pracę formacyjną, wychowawczą i duszpasterską wśród tych, do których mieli być posłani. Nie mu tu mowy o żadnej bierności.
Warto te rozważania odnieść do życia codziennego. Pierwsza sprawa to wychowanie dzieci i młodzieży. Rodzice chrześcijańscy zanoszą dziecko do chrztu, bo chcą, by było od początku obdarzone Bożą łaską, która zaczyna w młodym człowieku pracować w sposób całkowicie niewidoczny (ziarno zostaje wsiane i pod ziemią pracuje). Ten cichy i niezauważalny rozwój łaski nie zwalnia rodziców z trudu wychowania (podlewać trzeba). Wychowanie religijne, wychowanie do rozróżniania dobra i zła oraz wyboru dobra jest najważniejszym elementem tego podlewania. Wszystkiego innego dziecko nauczy się w szkole i w Internecie. Wychowanie to bardzo trudny proces, długodystansowy, wymagający niezwykle wiele cierpliwości. Tak jak nie można przyspieszać wzrostu ziarna, „naciągać” rośliny, żeby szybciej urosła, bo przy takim „naciąganiu” mogłaby „pęknąć”, tak też w wychowaniu trzeba stosować metody adekwatne dla każdego z osobna, dając czas młodemu, by w wielu obszarach dojrzał samodzielnie. Dziś człowiek jest przyzwyczajony do tego, że efekty jego działań są natychmiastowe. Z wychowaniem tak nie jest. Owoce trudów wychowawczych przychodzą po latach. A precyzyjniej mówiąc: po latach ukazują się owoce łaski Bożej i wychowania. Są tacy rodzice, którzy, gdy słyszą pochwały na temat swoich dorosłych dzieci, mówią: myśmy tylko podlewali, a Pan dał wzrost. To taka wypowiedź w duchu dzisiejszej Ewangelii i w duchu św. Paweł, który „tylko podlewał”.
Pozostając jeszcze w temacie wychowania religijnego młodego pokolenia, trzeba podkreślić, że dzisiejsza Ewangelia daje bardzo czytelne wskazówki. Wobec młodego pokolenia potrzebne jest oddziaływanie dwukierunkowe. Po pierwsze trzeba pomagać młodemu człowiekowi budować więź z Jezusem: przez wspólną modlitwę z dzieckiem, wspólną Eucharystię, ale także poprzez tworzenie w Kościele wspólnot formacyjnych dla dzieci i młodzieży. Młodzi ludzie, jak uczniowie z Ewangelii, potrzebują osobistych relacji z Jezusem oraz wzajemnych więzi między sobą. Po drugie, w wychowaniu religijnym potrzebne jest oddziaływanie intelektualne. Dzieje się to wtedy, gdy rodzice wyjaśniają dziecku prawdy wiary oraz odpowiadają na jego pytania religijne. Pewien dorosły człowiek studiujący w Wydziale Teologicznym na pytanie, dlaczego to robi, odpowiedział, że studiuje teologię, by umieć swoim dzieciom odpowiadać na trudne pytania, dotyczące wiary. To oddziaływanie intelektualne względem młodego pokolenia dokonuje się także na katechezie, na lekcji religii w szkole. Bo młody człowiek potrzebuje i więzi i wiedzy.
Podobnie dzieje się w formacji kandydatów do święceń kapłańskich. W seminarium budują więzi z Jezusem i ze współbraćmi, a podczas studiów teologicznych, często odbywających się w ramach wydziałów uniwersyteckich zdobywają wiedzę. Dzisiejsza liturgia słowa potwierdza, że taki model jest głęboko zakorzeniony w Ewangelii.
Pierwszeństwo łaski (obrazowane ziarnem, które samo rośnie) powiązane z ludzkim trudem (ukazanym w obrazie podlewania oraz potwierdzonym w trudzie formacyjnym samego Jezusa) odnosi się także do wszelkich działań duszpasterskich. Potęga łaski nie jest w żadnej mierze zachętą do bierności i lenistwa. Duszpasterstwo tak jak wychowanie to nie pojedyncze akcje, zrywy, ale wieloletnie, długodystansowe działanie. To codzienny trud budowania więzi parafian z Jezusem i między nimi samymi oraz codzienny trud przepowiadania słowa Bożego podczas homilii i kazań, to trud prowadzenia katechez oraz nauk przedchrzcielnych, przedślubnych i wielu innych. Trud bez widocznych owoców, ale z wiarą, że ziarno zasiane pracuje po cichu i niezauważalnie. Duszpasterstwo jest tak samo mało wdzięczne jak wychowanie w domu: owoców działań prawie w ogóle nie widać, a jeśli jakieś pojawiają się, to nieraz po wielu latach. Czasem duszpasterz zobaczy owoce swojej pracy, często nie, czasem dopiero jego następca zbierze owoce pracy swojego poprzednika. Zresztą w domu jest podobnie. Dopiero żona zbierze owoce dobrego wychowania męża w jego domu rodzinnym, a mąż – owoc wychowania żony, realizowanego przez tyle lat w domu jego teściów.