Niemile widziany prorok

W czasach, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że bez Boga sobie nie poradzi, oczekiwanie na męża Bożego, proroka, cudotwórcę jest ogromne. Jednak cała dzisiejsza liturgia słowa, pierwsze czytanie, jak i ewangelia ukazują nam, że człowiek do końca ma swoje wyobrażenie na temat tego, jak Pan Bóg powinien interweniować. To samo dzieje się w naszych czasach. Od dawna mamy już swój plan na życie. Nawet jeśli w nim uwzględniamy miejsce dla Boga, jest ono skrojone na miarę naszych oczekiwań. Kiedy okazuje się, że Bóg chce zająć inne miejsce, bardzo często z euforii popadamy zniechęcenie lub wręcz mówimy Bogu wyraźne, nie.

         Wiąże się to niejednokrotnie z tym, że nasza pobożność w miejsce prawdziwego kultu i prawdziwej wiary, tworzy sobie jej namiastkę. Po latach zaniedbań, oddalenia od Boga, zaczynamy szukać sobie drogi na skróty, która by nas mogła do Niego prowadzić. Chcemy Jego interwencji, ale bez konieczności nawrócenia. Szukamy sposobu, jak by pozyskać przychylność Niebios, ale tak, aby nic nie musieć zmieniać ze swojego życia, aby nie musieć dokonywać wyraźnego rachunku sumienia, który pokaże nam, gdzie popełniliśmy błąd, odchodząc od Najwyższego.

         Tymczasem Zbawiciel przychodzi nie tylko po to, aby spełnić nasze ziemskie oczekiwania, ale przede wszystkim, aby objawić nam Królestwo Niebieskie. My ludzie chcielibyśmy widzieć Zbawiciela jako mediatora, cudotwórcę, kogoś, kto załatwi za nas, nasze ziemskie, sprawy, Ba niekiedy przyłączy się do naszych ziemskich wojen, stając po określonej stronie, ale pod warunkiem, że to my będziemy znajdować się w centrum dowodzenia.

 

SŁOWO JAKŻE AKTUALNE

Mimo kolejnych znaków danych nam przez Boga, wciąż sami chcemy decydować i mieć ostatnie zdanie. Do głowy nam nie przychodzi, że to właśnie Jezus jest Księciem Pokoju, że to On jest Zbawicielem świata i to my powinniśmy bezwarunkowo pójść za Nim, a nie Jego czynić stroną naszych ziemskich wojen i dramatów. Nawet jeśli Jezus domaga się od nas wzięcia swojego krzyża i pójścia za Nim, to wiara podpowiada nam, że będzie to droga nie tylko na Golgotę, ale będzie wiodła wprost do poranku zmartwychwstania. Cóż zatem ma począć człowiek XXI wieku, któremu wydaje się, że czasy cofnęły się o ponad sto lat? Co mamy zrobić my, którzy w poczuciu bezradności otwieramy serca, poruszamy sumienia i pragniemy odpowiedzieć w sposób godny człowieka na dramaty, których jesteśmy świadkami? Zdaje się, że dzisiejsza liturgia słowa daje nam odpowiedź, aż nazbyt oczywistą: najpierw bezwarunkowo stać się na Boga, wsłuchać się w Jego słowo, a później nie zaniedbując tego, co cały czas czynimy nawracać się odbudowując w naszych sercach prawdziwą wiarę, nadzieję, miłość.

 

PYTANIE DLA ODWAŻNYCH

Czy gotów Jestem oddać bezwarunkowo stery mojego życia Jezusowi?

« 1 »

reklama

reklama

reklama