„Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił” (J 16, 20)

Jezus nie obiecywał swoim uczniom łatwego życia i nie mówił, że będzie ono wysłane różami. Raczej mówił o potrzebie zaparcia się samego siebie, wzięcia i niesienia codziennego krzyża; o wartości wyrzeczeń, o przechodzeniu przez wąską bramę, o nadstawianiu drugiego policzka. W dzisiejszej Ewangelii podejmuje ten temat dokonując syntezy w odniesieniu do życia tych, którzy w Niego uwierzą: „Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił” (J 16, 20). Czyż nie realizuje się ta zapowiedź w naszych czasach? Czyż mało chrześcijan cierpi dzisiaj na skutek wojen i prześladowań, gdy inni nie tylko się weselą, ale nie chcą podjąć żadnego, nawet najmniejszego ryzyka, aby ulżyć „płaczącym i zawodzącym”?

Jezus dodaje następnie: „Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość” (J 16, 20). To bardzo stanowcze słowa Zbawiciela, choć czasami chcielibyśmy wiedzieć coś więcej, dokładniej: kiedy się to stanie? Jaka będzie ta radość? Jak spojrzymy wtedy na nasze aktualne smutki i trudności? Najprawdopodobniej uczniowie słuchający słów Jezusa stawiali sobie te same pytania i przeżywali te same wątpliwości. Dlatego Chrystus, odwołujący się często do obserwacji z życia codziennego, mówi: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu – z powodu radości, że się człowiek na świat narodził” (16, 21). Zbawiciel posłużył się tutaj tradycyjnym obrazem biblijnym na określenie mającego się dokonać w boleściach przyjścia nowego świata.

Rozmawiałem niedawno na południu Włoch z kobietą, która zdecydowała się wraz z mężem na adopcję dziecka. Po podjęciu wielu starań i pokonaniu rozlicznych trudności, połączonych z wielu wydatkami, małżeństwo udało się do jednego z naszych sąsiednich krajów, aby odebrać dziecko w sierocińcu: chłopca urodzonego z wieloma wadami. Nowi rodzice otoczyli go szczególną miłością, bo tego potrzebował przede wszystkim Roch, który dzisiaj ma kilkanaście lat. Nie mówi, nie pisze, ale ma bardzo rozwinięty świat znaków, świadczący o duchowym i uczuciowym bogactwie, które zmieniło także sytuację adoptujących go rodziców. Przyjęli go oni z miłości i z milością i od tego momentu zaczęli patrzeć inaczej także na swoje dotychczasowe trudności.
Różne doprawdy mogą być życiowe przemiany smutku w radość. W życiu chrześcijanina ból i cierpienie mają duże znaczenie, bo otwierają przed nami nowe drogi i nowe perspektywy, które pozwalają zobaczyć Pana działającego w nas i w świecie i przemieniającego całą rzeczywistość.  A przecież są one jedynie zapowiedzią tego, co kiedyś będzie nam dane. 
Przypomina nam o tym wspominany w dzisiejszej liturgii święty papież Paweł VI, który wiele w swoim życiu wycierpiał, zwłaszcza po ogłoszeniu encykliki "Humanae vitae". W swoim testamencie pisał m. in.: „Teraz, kiedy dzień chyli się ku zachodowi i wszystko się kończy i rozpływa na tej niezwykłej i dramatycznej, tymczasowej i ziemskiej scenie, jak mogę jeszcze podziękować Tobie, o Panie, nie tylko za życie, ale za dar jeszcze większy wiary i łaski, w którym na koniec wyłącznie chroni się moja istota ocalałego?”         

« 1 »

reklama

reklama

reklama