Rysują się dziś przed nami naprawdę wstrząsające obrazy, psychologicznie niepasujące do okresu słoneczno-wakacyjnego. Wyruszmy jednak w tę trudną drogę, bo tak nas prowadzi słowo Boże.
Pierwsze czytanie pokazuje nam Jeremiasza proroka naznaczonego bólem i samotnością. Doświadczał cierpień tylko dlatego, że głosił trudną prawdę. Wzywał do nawrócenia, a równocześnie przepowiadał upadek i niewolę Izraela jako Boże kary za brak nawrócenia. W czasie dokonywanego przez Babilończyków oblężenia Jerozolimy widział nieuchronność klęski. Wzywał do spokoju i uległości wobec najeźdźców. Został oskarżony o zdradę. Słyszeliśmy w pierwszym czytaniu: „Przywódcy powiedzieli do króla: Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia”. Prorok został aresztowany i nie było mu dane kontynuować swojego nauczania. Wbrew jego zaleceniom obrona trwała. Jednak ostatecznie prawdą okazały się prorocze słowa Jeremiasza. Jerozolima upadła. Rzecz działa się w 587 roku przed Chrystusem. Potem po wielu latach w Izraelu zrozumiano, że wielki prorok miał po prostu rację. Mówił prawdę. On bowiem już wtedy wiedział, że nadchodząca niewola babilońska nie jest sprawą czysto polityczną, lecz nade wszystko duchową konsekwencją braku nawrócenia u Izraelitów. Jednak nie chciano go słuchać. Samotny, męczony i odrzucony Jeremiasz był zapowiedzią Pana Jezusa, także opuszczonego, katowanego i odtrąconego.
A Jezus dziś w Ewangelii – prawdopodobnie ku zaskoczeniu słuchaczy – zapowiada nie pokój, lecz rozłam: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”. Nauczyciel z Nazaretu ma świadomość, że nauka, którą przynosi, nie jest łatwa, że przez wielu będzie odrzucona i doprowadzi do rozłamów, nawet w rodzinie. Jezus, jak Jeremiasz, mówił prawdę, prawdę często trudną i niewygodną. Ziemskie życie Jezusa naznaczone było jeszcze głębszą dramaturgią, niż ta, której doświadczył starotestamentalny prorok.
W dzisiejszej Ewangelii nasz Pan odczuwa lęk przed męką: „Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie”. Chrzest znaczy zanurzenie. Jezus przeżywa udrękę na myśl o zbliżającym się zanurzeniu w straszną otchłań cierpienia. Ten duchowy ból i lęk spotęgowały się podczas modlitwy w Ogrójcu: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” Autor Listu do Hebrajczyków w drugim czytaniu tak opisuje cierpienia Jezusa: „On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę. […] Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie”. Odrzucony i zamęczony tylko dlatego, że mówił prawdę.
Co ma czynić Kościół? To samo, co Jeremiasz i Pan Jezus – głosić prawdę, także tę, która jest trudna i niewygodna. Nieraz chciano by sprowadzić Kościół do poziomu humanitarnej organizacji, zaangażowanej w ekologię oraz działalność charytatywną i pokojową. Zadaniem Kościoła jest głosić prawdę o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, o królestwie Bożym, które wraz z Jezusem nadchodzi; zadaniem Kościoła jest nieustanne wzywanie do nawrócenia. To niestety będzie prowadziło do podziałów wśród ludzi. Oczywiście ani Pan Jezus, ani Kościół rozłamów nie chcą. Zresztą Pan Jezus w innym miejscu powiedział: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam”. I dodał wówczas: „nie tak jak daje świat, ja wam daję”. Ten pokój wypływa z pojednania z Bogiem, rodzi się w sercu po głęboko przeżytej spowiedzi świętej. Jeśli dziś Jezus zapowiada rozłamy, to dlatego, że ma świadomość, iż nie wszyscy przyjmą Jego naukę i że fakt nieprzyjęcia prawdy Bożej będzie prowadził do podziałów.
Wiara chrześcijańska to nie coś powierzchownego, to nie mało znaczący dodatek do życia. Wiara to głębokie wybory kształtujące życie, to wybory najważniejsze. W niektórych momentach może się zrodzić dylemat: czy pozostać wiernym Ewangelii nawet za cenę sprzeciwienia się rodzinie? Pozostanie wiernym Jezusowi, może prowadzić do bycia odrzuconym nawet przez najbliższych. Wierność Ewangelii może oznaczać też odrzucenie przez społeczeństwo, przez tzw. „główny nurt myślenia”. Wiara to nieraz samotność Jeremiasza i Jezusa. Dlatego Autor Listu do Hebrajczyków tak mówi (przywołajmy jeszcze raz słowa z Listu, jednak w wersji szerszej): „Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu”. Postawa Jezusa ma być dla nas wzorem, byśmy nie upadali w trudnych doświadczeniach. Co ważne, Autor Listu do Hebrajczyków mówi o grzesznikach jako przeciwnikach Jezusa i dodaje bardzo znaczące słowa: „Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi”. Jezus pokazuje, że kluczowa walka dokonuje się ostatecznie w nas, że naszym śmiertelnym wrogiem nie są nawet nasi prześladowcy, ale grzech rodzący się w naszym wnętrzu, któremu trzeba wydać stanowczą i zdecydowaną walkę.