Można tę Ewangelię odczytać najpierw w taki sposób, że Jezus przeprowadza rozmowę kwalifikacyjną na swojego następcę. Chodzi o najwyższe stanowisko w przyszłym Kościele. Wielu z nas przechodziło takie rozmowy ubiegając się o pracę w jakiejś firmie czy urzędzie. Pracodawca testuje przyszłego pracownika. Próbuje sprawdzić jego kompetencje zawodowe, doświadczenie, zdolności konieczne do pracy na danym stanowisko. Przeżywaliśmy ostatnio konklawe. Dziennikarze typowali kandydatów, zastanawiali się czym powinien odznaczać się przyszły papież. Wszystko się liczy – wykształcenie, doświadczenie w pracy z ludźmi, osobowość, znajomość języków itd. A co jest ważne dla Jezusa? Zadaje tylko trzy pytania. I za każdym razem tylko jedno. Liczy się tylko miłość. I to taka, która pyta o „więcej”. Piotrze, czy ty potrafisz kochać? Czy kochasz mnie więcej po swojej zdradzie? Czy chcesz być pierwszy w miłości? Mój znajomy zasiadał kiedyś w komisji przydzielającej studentom staże w jego firmie. Pytano ich o wiele spraw. A on zapytał jakąś super zdolną i ambitną studentkę: „a kiedy pani zrobiła coś dobrego dla innych, proszę podać przykład”. Zapowietrzyło ją. Nie widziała związku między swoim przyszłym zawodem a umiejętnością czynienia dobra. Czy jednak nie jest tak, że w gruncie rzeczy w każdym powołaniu, zawodzie, urzędzie – a zwłaszcza tam, gdzie powierzeni nam są ludzie – najbardziej liczy się miłość. Oczywiście w tym przypadku miłość rozumiana jako zdolność do służby, do przebaczania, do odpowiedzialności czy poświęcenia dla innych.
Jest w tym dialogu Jezusa z Piotrem jeszcze znacznie głębsza i ważniejsza warstwa. Chodzi o miłość w najgłębszym sensie. Miłość, która wiąże na zawsze. I daje wszystko. Miłość na śmierć i życie. Skoro sensem wcielenia, śmierci na krzyżu i zmartwychwstania Jezusa było wyznanie nam, ludziom, miłości, nie dziwmy się, że Ten, który nam wyznał miłość, oczekuje wzajemności. I to jest absolutnie niezwykłe. Coś, co powinno nami wstrząsnąć. Bóg pyta mnie, jak jakaś zakochana pensjonarka, czy ja Go kocham. Bardziej niż inni. Każdy zakochany wie, co znaczy, zadać takie pytanie kochanej osobie. Nie da się bardziej odsłonić i stać się bezbronnym. Miłość Boga liczy na wzajemność z mojej strony. A kimże ja jestem, żeby Bóg mnie pytał o to, czy Go kocham? To, że On mnie kocha, to słyszę w co drugim kazaniu. Ale co On takiego we mnie zobaczył, że czeka na moją miłość? To nie jest pytanie Ojca o miłość dziecka. To jest pytanie Oblubieńca postawione oblubienicy. To jest ten rodzaj miłości, którego odpowiednikiem na ziemi jest tylko miłość małżeńska. Kto usłyszy to pytanie Jezusa w sposób bardzo osobisty, ten zaczyna rozumieć, o co chodzi w chrześcijaństwie, co więcej, o co chodzi w życiu!
Zwróćmy uwagę, że Piotr odpowiadając, nie zaczyna od „ja”, ale od „Ty”. „Panie, Ty wiesz”. Piotr wie, że jest słaby. Wie, że zawiódł. Nie ufa sobie za bardzo. To świadectwo dojrzałości. Piotr rozumie, że całą prawdę o nim zna tylko Bóg. Kocha Jezusa, ale wie, że Jego miłość jest krucha, podatna na zdradę. Dlatego liczy bardziej na miłość Jezusa niż na swoją. Jest pokorny. I dlatego zdolny, aby paść owce. Bez zakorzenienia w miłości Bożej, każda ludzka miłość uschnie, albo wyprowadzi człowieka na manowce.
Panie, Ty wiesz wszystko o mnie. Przyjmij moją małą miłość. I nie daj mi upaść.