Rachunek akcji misyjnej jest prosty. Im bardziej zepsuta cywilizacja, tym większy opór w odbiorze ewangelii. Głoszenie dobrej nowiny w świecie korupcji napotka sprzeciw. Piękno Chrystusa co prawda pociąga, ale duszom moralnie słabym jawi się często jako nieosiągalny ideał. Właśnie to wywołuje irytację, gniew, rewolucyjną zmianę na opak, nawet bunt. Stąd rzeczywiście ważne jest, by życie chrześcijańskie proponować nie jako metę, do której trzeba biec na ostatnim oddechu, lecz jako szlachetny punkt wyjścia, który otwiera głowę na wielkie możliwości. Dobrze, prawdziwe jednak zniechęcenie wywołuje opór wobec dobrej nowiny w samym wnętrzu Kościoła, który z niej powstał i tylko dzięki niej istnieje.
Po co być katolikiem, a sprzeciwiać się objawieniu Chrystusa albo podkładać je sobie według własnego przekonania czy ideologicznych obsesji doczesności? Bez powielania zbędnych osądów, lecz jasnym jest, że w ostatnich latach pontyfikatu papieża Franciszka, autentyczne głoszenie i życie ewangelią było mocno cenzurowane przez dziwne a tajemne wpływy, otoczenia, układy, salony albo siły. Nawet wielu biskupów bało się szeroko otwierać usta i jasno wykładać terminy, oglądając się z ambony przez ramię na mandat karny z Watykanu. Być może to jeden z głównych powodów dla których czuć od dłuższego czasu misyjny marazm w Kościele. Bo o ile prześladowania zewnętrzne to szybki wzrost liczby lub jakości wierzących, o tyle wewnętrzne kneblowanie ewangelii oznacza zawsze niedorozwój wiary.
Jeden z zacnych profesorów teologii w Polsce dzielił się osobistym przeżyciem wyboru kardynała Prevosta na papieża. Wyglądając białego dymu nad dachem bazyliki świętego Piotra, miał czuć dojmujący niepokój, a nawet stres, napięcie. Kiedy w końcu ukazał się na balkonie Leon XIV, poczuł ulgę, jakby lawiną spadły z niego uwiązane do szyi kamienie. Cokolwiek ugrają dalej rozmaite stronnictwa światopoglądowe wewnątrz Kościoła, od postępowych po tradycjonalistów, to jedno widać jasno: obciążony cenzurą katolicyzm odetchnął.
Oczywiście, postępowcy nie przestaną ciągnąć nowego papieża za rękaw w stronę mglistej synodalności, zaklinając rzeczywistość refrenem, według którego jedyne, co może zrobić Leon XIV to pasywnie kontynuować tak zwaną linię Franciszka. Z kolei miłośnicy starego rytu nie przestaną zachwycać się papieskim mucetem i powrotem łacińskich antyfon, które dzięki Bogu po latach znów śpiewa się w watykańskich rytuale. To wszystko nie jest już tak bardzo istotne. Paradoksalnie wydaje się, że od samego konklawe wczesną wiosną 2025 roku, ważniejsze były wyraziste kongregacje kardynałów. To na ich mocny wniosek Leon XIV podjął się uwolnienia ewangelii w Kościele na nowo. Dlatego blisko jest wiosna wiary, którą widział już gdzieś, kiedyś Jan Paweł II. Papież nie musi, a nawet nie powinien stawać po stronie żadnego z kościelnych ugrupowań. Wystarczy, że zostawi wolność w misji, a zdrowa siła ewangelii ponownie zacznie przyciągać niezliczone dusze do Chrystusa.
W dziewiętnastym rozdziale Dziejów Apostolskich opisano zdawkowo ciekawą grupę wyznawców, nazywaną przez autora księgi joanitami. Jest ich dwunastu tak, jak pierwszych apostołów (por. Dz 19, 7). To wierzący zrodzeni z ducha i tradycji Jana Chrzciciela. Trzeba jednak postawić pytanie: skąd oni wzięli się aż w Efezie? Kto ich powołał i formował? Przecież nie mogli znać i słuchać osobiście proroka znad Jordanu. Tak, ale głos Chrzciciela nigdy nie uległ skrępowaniu. Nawet dyktator Herod nie potrafił domknąć Jana w więzieniu. Myśleniu Jezusa bardzo bliskie jest przyszłe rozproszeniu Jego uczniów (por. J 16, 32 - 33). Normalnie ktoś przestraszyłby się wizji prześladowań dla swoich. Ale Chrystus patrzy dalej i wie, że dotknięci cierpieniem apostołowie rozbiegną się po świecie. Nikt już ich nie powstrzyma. Nikt nie zatrze ewangelicznego śladu.
Zostałeś powołany do życia w Kościele nie po to, by zapisać się do stronnictwa postępowych albo konserwatystów. Bądź sam normalnym katolikiem, nie zabraniaj innym praktykować wiarę lub poznawać ewangelię w całości. To wystarczy, by Bóg sam dokończył dzieła, które rozpoczął w ludziach na Chrzcie świętym.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.