Każdy z nas lubi pochwały, nawet jeśli starannie to ukrywa. Oczywiście, wiele zależy od tego, kto tej pochwały udziela. Jeśli tym kimś jest sam Bóg, to warto zrobić wszystko, aby pochwałę otrzymać. Tym niemniej, gdybym komuś nie znającemu naszej wiary powiedział, że celem mojego życia jest dostać pochwałę, spotkałoby się to z uśmiechem politowania. Wyobraźmy sobie Sąd Ostateczny, na którym św. Michał Archanioł wręcza mi świadectwo z czerwonym paskiem. Potem mogę iść do domu… Perspektywa zmienia się, gdy słowo „pochwała” zrozumiem jako wejście do Bożej Chwały. Z takim świadectwem mogę wracać do domu. Konkretnie – do domu Ojca.
Słuchając słów Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, w pierwszej chwili możemy się pogubić. Kto kogo otacza chwałą i co to w ogóle jest ta chwała? Pan Jezus mówi życiu Boga, o życiu Trójcy Świętej. Wyraża ludzkimi słowami to, co przekracza ludzki rozum. Ludzkie słowa zawsze będą więc niewystarczające. Co więcej Jan spisywał je po wielu latach, starając się oddać znaczenie, a nie dokładne brzmienie tego co mówił Pan Jezus.
Jednak gdy czytamy dzisiejszą Ewangelię uważnie, nie przejmując się literacką nieporadnością Apostoła, okazuje się, że mowa Jezusa jest bardzo prosta. Prawda, którą wyraża pozostaje tajemnicą, bo Boga nie możemy w pełni pojąć. Możemy jednak zrozumieć to, co dla nas najważniejsze. Chwała to życie Boga, życie Trójcy Świętej. Jest ono zupełnie inne i nieskończenie piękniejsze od wszystkiego, co znamy. I Chrystus nas do niego wprowadza.
Syn Boży stał się jednym z nas, nie przestając być Bogiem. Przyjmując naszą ludzką naturę włącza nas w życie Boga, które jest Jego życiem. Nie stało się to jednak nagle, w jednym momencie. Gdy został poczęty w łonie Maryi, zaczęła się historia, czyli pewien proces. Bóg dostosował się do swojego stworzenia, dla którego kluczowe znaczenie ma czas. W naszym życiu wszystko wymaga czasu, a ponieważ jesteśmy wolni, również naszej decyzji i wysiłku. Mówiąc mocniej – wymaga ofiary. Pan Jezus składa więc ofiarę z samego siebie, całym swoim życiem, ale punktem kulminacyjnym jest śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie. Wtedy Pan Jezus w swej ludzkiej naturze łączy się ostatecznie z Ojcem, kropką nad „i” jest Wniebowstąpienie. Swoją drogą, fascynujące jest te 40 dni w których Pan Jezus jest i tam i tu – równocześnie. To kolejna tajemnica, której do końca nie przenikniemy. Chyba najlepszą, i oczywiście niepełną odpowiedzią jest proste stwierdzenie: my tego potrzebowaliśmy, aby uwierzyć.
Gdzie w tych rozważaniach o chwale Ojca i Syna jest miejsce dla człowieka, dla mnie? Przez swoją ofiarę, Pan Jezus złączył nas ze sobą na zawsze, a tym samym włączył w Boże życie. Jednak dla nas historia się jeszcze nie skończyła. Życie Boże możemy odrzucić, a tak wielu ludzi cały czas go jeszcze nawet nie próbuje przyjąć. A jeśli je przyjęliśmy, to jeszcze nie osiągnęliśmy pełni.
Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania. Jeśli naszą drogą, jako uczniów Chrystusa, jest utożsamianie się z Nim, to każdy z nas, aby uczestniczyć w owej tajemniczej chwale, musi czynić to co On. Każdy z nas jest nie tylko dziełem Boga, ale ma do wypełnienia dzieło Boże. Tym dziełem jest powołanie, które każdy z nas otrzymał. Powołanie do świętości i konkretna misja, którą każdy człowiek ma do wypełnienia w świecie. Każdego dnia mogę wypełniać dzieło Boga, starając się żyć według prawa miłości, które mi objawił. A On już teraz otacza mnie swoją chwałą, aby kiedyś włączyć mnie w nią na wieki.