reklama

Wprost o budżecie Kościoła

ks. Jarosław Tomaszewski ks. Jarosław Tomaszewski

dodane 27.06.2025 16:17

Na ulicach afrykańskich miast oraz wiosek, gdy tylko zapadnie zmrok, pod latarniami można zobaczyć czarnoskóre dzieci ze szkolnym zeszytem i książkami w ręku. Co one tam robią? Szukają światła czyli elektryki, ponieważ w ich dzielnicy generatory pracują tylko do pewnej godziny i gasną. Dostawy prądu na Czarnym Lądzie są reglamentowane, z kolei afrykańskie dzieci mają ambicję. Zależy im na zdobywaniu wiedzy. Nie znają się na europejskim, wypasionym nihilizmie, więc uczą się do północy pod latarniami na chodnikach. Podchwytują to natychmiastą praktyczni, katoliccy misjonarze i zaczynają szukać dolarów na budowę świetlic, w których młodzież mogłaby kształcić się skuteczniej, a jeszcze i zjeść coś na kolację po nauce i pomodlić się na koniec dnia. Zdarza się często, że ścieżka dziecka spod latarni, przez misyjną świetlicę, prowadzi do chrzcielnicy.

Wielki żal, że tak nieznaczące detale z krańców kościelnego świata uszły uwadze reporterów Wirtualnej Polski, którzy przed wakacjami 2025 postanowili podbić raz jeszcze antyklerykalną piłeczkę i bawiąc się klimatem społecznego antagonizmu, opublikować rzekomy raport o dobytku Kościoła katolickiego nad Wisłą. Nawet jeśli to spis realny, to i tak żaden szok, bo gdyby zestawić majątek Kościoła z inwentarzem medialnych, biznesowych, rozrywkowych czy politycznych krezusów w Polsce, katolicy wychodzą na biedaków w siermięgach. Ponadto do kościelnych kamienic i gruntów zapomniano zaiste dopisać generatory prądu z afrykańskich wiosek i misyjne łodki z Amazonii. Powinni o nich coś mieć jeszcze w pamięci etatowi komentatorzy katolicyzmu na wszelki wypadek, tacy jak pan Terlikowski czy ksiądz Kobyliński, ale niestety też nie. Tymczasem nawet latynoskie albo afrykańskie dziecko wie, że budżet Kościoła to nie to samo, co majątek prałatów. Proszę nie oszukwiać, że jakakolwiek instytucja kościelna może prowadzić skuteczny apostolat bez godnych środków materialnych. Nadużycia finansowe w Kościele to mentalny problem feudalnych jednostek, a nie sposób istnienia katolickiej wspólnoty. Bardzo interesujące są spostrzeżenia rzymskiego historyka Tacyta, który dziwi się w swoich kronikach i smuci, bo cezar Neron rozpętał pożogę w imperium nekając tak skromnych oraz ucziwych ludzi jak chrześcijanie. Wartość życia pierwszych męczenników rzymskich rozpoznał poganin, a nie swój biorący hojną ręką koperty od katolickich agencji prasowych.

W opisie zagłady sodomskiej najbardziej uderza fakt, że w istocie Bogu chodzi o ocalenie zepsutego miasta, a nie o zniszczenie go. Kontrast porusza wyobraźnię. Obraz posłańców Pana, którzy kierują twarde kroki na ulice pławiącej się w grzechach Sodomy, jest wymowny i mocny (por. Rdz 18, 16;22). To miasto tonie w korupcji, a ludzie Boga są prawi. Jeśli nie uda się przywrócić reguł sprawiedliwości, wówczas dopiero skończą z Sodomą. Podobnie Chrystus nie ma złudzeń, że zasady prawego postępowania Jego uczniów w zepsutym świecie będą miały nadrzędne znaczenie. To dlatego Pan używa kilku konkretnych, praktycznych porównań, a ich wspólnym mianownikiem będzie swobodna przejrzystość (por. Mt 8, 19-22). Chrześcijanin to nie kieszonkowiec z zakrystii czy chciwy na grosz grabarz lecz wierzący administrator doczesności.

Jesteś dojrzałym katolikiem, to samodzielnie wyrabiaj sobie dojrzałą opinię o stanie finansów Kościoła. Nie dawno w podwarszawskiej parafii wspólnymi siłami wszyscy dążyli do zwieńczenia jednego z ważnych dzieł apostolskich. Na finiszu brakowało jakichś kilkuset tysięcy złotych. Aż do proboszcza, po Mszy świętej porannej, poszedł najzamożniejszych z członków rady parafialnej i powiedział: ja za to założę, bo stać mnie i ufam, że parafia powoli, w ratach zwróci mi pożyczoną kwotę. Normalni ludzie myślą właśnie tak. Nie zgadzaj się na to, by tendencyjni eksperci nalewali Ci wodę do mózgu uszami.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

 

1 / 1

reklama