Mój przyjacielu...

"Listy Do Przyjaciela"- fragmenty

Mój przyjacielu...

Antoni Gołubiew

Listy Do Przyjaciela

ISBN: 978-83-61533-61-0
wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2010

Wybrane fragmenty
WPROWADZENIE
Moj Przyjacielu ...
PATRZĄC NA FALUJĄCE WZGORZA...
LUDZIE DWUDZIESTEGO STULECIA
I WEZWANIE OJCIEC NASZ I PRZYJACIEL

Moj Przyjacielu —

pamiętasz chyba rownie dobrze, jak ja, tamten sierpniowy dzień, kiedy przyszedłeś do mnie — nie znany i niespodziewany — i zażądałeś ode mnie pomocy. Było ciche, słoneczne popołudnie, siedzie liśmy w cieniu świerkow, a Ty mowiłeś. Mowiłeś o dawno minionej wojnie, ktorej ślady zacierają się coraz bardziej, ktorej ruiny zamieniają się w bloki mieszkalne, a na wypalonych rumowiskach wyras tają wielkie hale fabryczne. Groby porosły trawą i — wedle obrazowego wyrażenia — pleni się na nich nowe, bujne życie. A oto w Tobie, we mnie, w jakże wielu ludziach, ktorych znamy, z ktorymi się spotykamy, ktorzy pracują, tworzą, bawią się i wychowują nowe pokolenie, w najgłębszym zatajeniu naszych dusz krwawi nie zabliźniona rana; tam nic nie zarosło trawą, a nowe życie jest hamo wane koszmarem minionych dni. Nie zapomnieliś my — i może nie wolno nam zapomnieć. Coż z tego, że nie myślimy o tamtych czasach, że nie mamy owych lat w pełnej świadomości — one są, one żyją i drążą nas, i przeżerają, budzą zwątpienie, lęk i poczucie niemocy, rodzą pokusę nihilizmu.

Nie tylko zresztą wojna. Każde zło, każda niena wiść i kłamstwo, niesprawiedliwość i pohańbienie ludzkiej godności niesie to samo. Gdy mi opowiada łeś o nieszczęściach i potwornościach, z ktorymi los Cię zetknął, o krzywdzie, śmierci i bezradności, mowiłeś także o swojej niemocy, o lęku i braku wiary, o podszeptach rozpaczy i zabłąkaniu się w mrokach własnego serca. I czekałeś ode mnie — nieznanego przechodnia — pomocy, jak woła się o pomoc na gościńcu, gdy spotka nas wypadek i nie możemy sami się podnieść i wędrować o własnych siłach.

A ja? Słuchałem wtedy Twoich słow i słuchałem tego, co było poza słowami, czego nie umiałeś wypowiedzieć i nazwać, o czym sam nie wiedziałeś. Coż mogłem Ci poradzić, co zrobić? Każde zdanie byłoby pustym frazesem wobec tej opowieści o grozie życia i męce Twoich wspomnień, a zresztą... — czyż wowczas nie moglibyśmy rol odwrocić? I wtedy to — w porywie najbardziej bezinteresow nej chęci pomożenia Ci i podparcia braterskim ramieniem — poprosiłem Cię, żebyś się za mnie pomodlił. Pamiętasz?

Nie wiedziałem nawet, czy jesteś człowiekiem wierzącym; znaliśmy się tak mało, a z Twej opowie ści nie mogłem tego wywnioskować. Lecz wiedzia łem jedno: nic więcej Ci dać nie potrafi ę. W tym chaosie nicości i zła, nieszczęścia i cierpień, to tylko mogło być ratunkiem dla nas obu: modlitwa. Mog łem Ci pomoc tylko w jeden sposob: sprawić, byś podparł swego brata, byś oderwał się od siebie i swych nieszczęść, ktore Cię wzięły w niewolę i wysuszają Twą duszę, byś w łączności z Najwyższą Harmonią i Ładem szukał ocalenia i pomocy dla innego człowieka, skoro nie umiesz lub nie chcesz szukać jej dla siebie. A nie był to z mojej strony chwyt pedagogiczny czy proba skierowania Twej uwagi do Boga — nie wierzę w trwałą skuteczność tego rodzaju zabiegow. Potrzebowałem istotnie Twej pomocy, potrzebowałem może więcej niż Ty. Wspomniałem Ci kiedyś, że nie umiałem w tym czasie dać sobie rady z samym sobą — nie mogłem się zdobyć na modlitwę i nie mogłem nikogo o nią prosić. Wtedy stanąłeś przede mną, Przyjacielu, ze swą opowieścią i zrobiłeś to, co ja Ci dać probowa łem: zapomniałem przez chwilę o sobie i jedno było dla mnie ważne — pomoc dla Ciebie. Nasze poźniej sze trudności, rozmowy, błąkania się i szukania nie są istotne; istotna była tamta jedyna chwila: chwila prośby i chwila pomocy. I ona zrobiła między nami braterstwo.

Coż z tego, że losy nas rozdzieliły i że nie dane nam było podjęcie wspolnego wysiłku? A może zrobiła to słabość naszych serc? To nieważne. Waż ne jest, że przez moje życie — a może i przez Twoje? — przebiegł promień bezinteresownej — powiedz my skromnie — życzliwości, żeśmy w rozmowie tej dotarli gdzieś w sam rdzeń istnienia, ujrzeliśmy przez moment — jak w lśnieniu błyskawicy — całą grozę i całą wspaniałość życia, swoją własną nieudol ność i małość, a także ten zadziwiający i niewąt pliwy fakt, że jest ona powołana do wielkości. I nic nam nie zostawało innego do zrobienia — po to, by poźniej działać i żyć — jak tylko wzajemna modlit wa. Podzieliliśmy się nią wtedy niby kawałkiem chleba, była ona jak uścisk dłoni, jak zakład wierno ści, jak złączenie się we wspolnym losie człowieka.

Że zabłąkałem się poźniej, że błąkam się do dziś, podnoszę się i upadam — ależ taka jest droga każdego z nas. Chcę i szukam — i znajdę na końcu, wierzę, iż każdy z nas znajdzie, kto pragnie i szuka — i dlatego niestraszne są zabłąkania, a nawet nasza własna nieudolność. Bylebyśmy nie przestawali chcieć i nie przestawali szukać, a także — modlić się. Pamiętasz, gdy już wyjeżdżałeś, spytałeś mnie: jak się modlę. A w zaufaniu, jakim mię wtedy obdarzyłeś ponad miarę i ponad mą wartość, pytanie Twoje miało sens ogolniejszy, znaczyło: jak się modlić? Jak Ty się masz modlić? Gdybyś tak sfor mułował pytanie! Ale odniesienie go do mnie, do moich trudności i niemocy, sprawiło, że nie umia łem Ci odpowiedzieć. Jakże można odpowiedzieć na takie pytanie, jakżebym śmiał? A przecie było ono już raz postawione Człowiekowi i Bogu — i odpo wiedź została dana nam wszystkim aż do skończe nia świata. I mnie, i Tobie, tym, ktorzy szukają drogi, i tym, co niosą w sobie niezabliźnioną ranę, męczą się i nie umieją dać sobie rady z własnym życiem i własną osobą.

Nie wiem, jak przyjmiesz moj obszerny list — nasza rozmowa odbyła się tak dawno. Lecz nic nie ginie w życiu i każda chwila ma swą wagę i swoje znaczenie, a na każde pytanie należy się odpowiedź. Może Ci ona jest już niepotrzebna? Sprobuję jednak ją sformułować — dla Ciebie, dla ludzi mojego pokolenia, pokolenia, ktoremu dane było tak wiele widzieć i tak wiele przeżyć — dla siebie samego. Może nie będzie to prożny trud — chciałbym, by był on tym, o czym ma mowić: modlitwą. Za Ciebie, moj Przyjacielu, za mnie, za wszystkich.

dalej >>

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama