Może on się choć trochę wzniesie

O kapłaństwie w poezji

Kiedy myślimy o „kapłaństwie w poezji”, mimo woli zaczynamy przypominać sobie nazwiska, niekiedy wybitnych, kapłanów piszących wiersze. Mówimy też często o poezji kapłańskiej jako swego rodzaju literaturze „branżowej” — tzw. „poezji w koloratce”.

Rozumiejąc dążenie do uporządkowania zjawisk literackich (będącego zawsze w jakiejś mierze ich uproszczeniem), spróbujmy na chwilę oderwać się od tego schematu i zobaczyć, co ma do powiedzenia o kapłaństwie wybitny poeta, który jednak księdzem nie był — Zbigniew Herbert.

Przeglądając zbiór wierszy Herberta w poszukiwaniu „czegoś o kapłaństwie” natkniemy się na kilka utworów, w których ksiądz pojawia się we własnej osobie, jako celebrans bądź kaznodzieja. W obu tych przypadkach — mimo że jest posiadaczem „srebrnych skrzydeł” — „ślizga się w dół, jak mucha”, nie spełniając pokładanych w nim przez uczestników liturgii nadziei, bądź też nie dorastając do ideału, który reprezentuje. Nadzieje te są tutaj jednak wyrażane z pozycji biernego widza, tkwiącego w ławce na niezrozumiałym nabożeństwie:

może

ten ksiądz

zrobi za nas

to czego my nie możemy zrobić

może on się choć trochę wzniesie

[„Ostatnia prośba”]

Jeżeli przyjąć, że wznoszenie się ku górze jest synonimem uwalniania od zła oraz zbliżania ku transcendencji, to podmiot liryczny, oczekujący, że ksiądz dokona tego aktu „za nas”, jest rzeczywiście — jak powie psalmista — wołającym „z głębokości”:

klęczymy w upale

w ponumerowanej ławce

przytwierdzeni do ziemi

nitką potu

[„Ostatnia prośba”]

Udręka zmysłowa, prawie fizjologiczna, związana z niewygodą miejsca, stała się przeszkodą, która uniemożliwiła duchowy wzlot.

Niech nas jednak nie zwiedzie pesymistyczny ton tej poezji. W innym wierszu Herberta — „Mszy za uwięzionych” — „niestosowność” miejsca jest, paradoksalnie, warunkiem uobecnienia się prawdziwej Ofiary, którą sprawuje się za uwięzionych i opuszczonych. Kapłan jest przede wszystkim tym, który współcierpi. Jest milczącym towarzyszem cierpienia i samotności bliźnich, za których ofiaruje swoją „rozmowę z kielichem”. Czynności wykonywane podczas tej poetyckiej mszy służą zawiązaniu duchowej wspólnoty z tymi, którzy pozostają „w mocy nieprawości”:

patrzę jak rozmawiasz z kielichem

splatasz i rozsupłujesz węzeł

ronisz i zbierasz okruchy

[...]

I tak trwamy

[„Msza za uwięzionych”]

Kapłan Herberta jest człowiekiem, który znalazł się, i jest zmuszony trwać, w dramatycznym rozdarciu: między duchowym uniesieniem a cielesną udręką, między wzniosłością wykonywanych gestów, a bezsilnością, z którą przychodzi mu się zmagać na co dzień.

Wydaje się, że poeta bardzo trafnie dostrzegł jeden z istotnych aspektów tajemnicy kapłaństwa, polegający na dobrowolnym przyjęciu na siebie losu przegranych (z ludzkiego punktu widzenia), w czym podobny jest do Chrystusa — wielkiego „Przegranego” Izraela, niosącego cierpliwie swój krzyż na Golgotę. Jego zadaniem — trwać w wierności powołaniu nawet wówczas, gdy sprawa wydaje się przegrana. W przejmujących słowach oddaje ów dramat wiersz „Kapłan”, opatrzony znamienną w tym kontekście dedykacją — „czcicielom umarłych religii”:

bezsilny kapłan

który podnosząc ręce

wie że z tego ani deszcz ani szarańcza

ani urodzaj ani gromobicie

[...]

— a jednak

podnoszę oczy i ręce

podnoszę śpiew

[„Kapłan”]

Obraz modlącego się, jak gdyby na przekór logice, walczącego z godnością przeciwko zwątpieniu i rezygnacji, znajduje się u Herberta bardzo wysoko w hierarchii postaw. Na przeciwległym końcu tej hierarchii umieszcza poeta, nie tylko zresztą związane z kontekstem religijnym, wszelkie postawy polegające na wygodnym poddaniu się rytuałowi oraz nic nie znaczącej obrzędowości. Na takich „nie spadło ani jedno ziarnko manny” — można rzec, parafrazując fragment prozy poetyckiej pisarza, gdzie mowa o myszy kościelnej, która weszła do kościoła „nie z pokory, lecz z przypadku” i która „robiła wszystko, co trzeba: czołgała się do krzyża, klękała przed ołtarzami, spała w ławce” [„Mysz kościelna”].

Jeśli pokusić się o jakieś, z konieczności prowizoryczne, podsumowanie tego, co u autora „Mszy za uwięzionych” wysuwa się na pierwszy plan w jego myśleniu o kapłaństwie, to trzeba by podkreślić dostrzeżenie mocnego związku kapłańskiej misji z cierpieniem. Udział w cierpieniu jest tym, co weryfikuje autentyczność powołania. Jeśli go zabraknie, bardzo szybko pojawia się ryzyko popadnięcia w mędrkowanie, w łatwą „teologię”.

Na koniec warto zwrócić uwagę na charakterystyczny motyw widoczny w twórczości wielu kapłanów-poetów, by wspomnieć najbardziej znanego spośród nich ks. Jana Twardowskiego, a obecny również u Herberta — niechętny stosunek do teologii rozumianej jako abstrakcyjna nauka, jako pozbawione żywego doświadczenia teoretyzowanie o Bogu. Herbert tworzy — wyznał w rozmowie z ks. Januszem Pasierbem — „przeciwko teologii”. W innym z wywiadów dodał jeszcze: „Moje pojęcie Boga jest niejasne, natomiast pojęcie Chrystusa i Pasji — to wszystko są dla mnie rzeczy konkretne, wzruszające, bulwersujące, budzące gniew i miłość”. O tej wspólnocie z Jezusem cierpiącym zdaje się przypominać dzisiejszym kapłanom, ale również nam, żyjącym w cieniu wyniesionego na piedestał sukcesu, poeta (chrześcijańskiego) współczucia — Zbigniew Herbert. Jeżeli kapłan — dodajmy — „choć trochę się wzniesie”, to wzniesie się jedynie dzięki gotowości do bycia uniżonym razem z Jezusem.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama