Wyraz miłości i zawierzenia Bogu

Rozstrzygnięto konkurs pt. „Złączyć swoje życie z Ukrzyżowanym”. W raporcie „Echa” poznamy bliżej niezwykle ciekawe historie laureatów

O przydrożnych i przydomowych krzyżach oraz kapliczkach mówi się często: polska architektura ludowa, zwracając uwagę na ich oryginalność, ciekawy kształt, niezwykły urok... Rzeczywiście - tak wrosły w polski pejzaż, że często nie zastanawiamy się nad tym, przez kogo zostały ustawione bądź pobudowane, co stało się bodźcem do tego, kto tutaj właśnie klękając, szukał oparcia, zanosił modlitwy. Tymczasem każdy z tych znaków ma swoją historię, daleko wykraczającą poza chęć przyozdobienia podwórka czy traktu.

Gdyby znaczenia kapliczki - każdej, nawet tej najskromniejszej, mijanej codziennie w drodze do pracy, szukać w samej nazwie, okazałoby się, że stanowi miejsce schronienia i opieki, a zarazem jest synonimem czegoś cennego. Słowniki etymologiczne odnoszą określenie kapliczka od łacińskiego słowa cappa/capella - płaszcz. Chodzi o szatę św. Marcina, biskupa z Tours, wdziewaną jako tarcza ochronna przez królów francuskich podczas wypraw wojennych. Cela, w której przechowywany był ów płaszcz (niektóre z przekazów mówią nawet o osobnym niewielkim budyneczku), zwała się kaplicą, a jej dozorcy kapelanami.

W krzyżach spotykanych na rozstajach dróg i w kapliczkach - a ich nieodłącznym elementem jest również krzyż - odnaleźć można więc nie tylko ślad przeszłości, ale przede wszystkim dowód głębokiej wiary. Warto przywołać tutaj słowa ks. Jana Twardowskiego, który tłumacząc istotę stwierdzenia „krzyż jest drogowskazem”, odnosi się do właśnie do jego kształtu. „Jak często krzyż przypomina nam drogę... Widzimy krzyże przydrożne, na które jesienią spadają liście, zimą śnieg, wiosną ciepły deszcz. Latem rzucają cień (...). Krzyż jest drogowskazem. Można iść od krzyża do krzyża i jeszcze dalej. Nie jest nieszczęściem - jest drogą, która ratuje od rozpaczy” - zanotował kapłan-poeta.

Wyraz miłości i zawierzenia Bogu

 źródło: photogenica.pl

Chciałam utrwalić historię krzyża

Z Teresą Bartkowską z Horodyszcza, autorką pracy nagrodzoną pierwszym miejscem w konkursie „Złączyć swoje życie z Ukrzyżowanym” w kategorii: praca literacka ukazująca historię i przesłanie krzyża lub kapliczki znajdujących się na terenie diecezji siedleckiej, rozmawia Monika Lipińska.

Praca „Przydrożny krzyż - milczący świadek wiary”, którą Pani napisała, dokumentuje wydarzenia sprzed blisko 50 lat. Czy było to trudne zadanie?

Zmobilizowało mnie hasło rzucone przez ks. bp. Zbigniewa Kiernikowskiego, który w liście - odczytywanym w kościołach naszej diecezji w Wielkim Poście - mówił o ataku na symbole religijne i potrzebie zatroszczenia się o krzyże i kapliczki. Praca, którą przygotowałam na konkurs, dotyczy krzyża, który w 1966 r. jako Pomnik Tysiąclecia postawił mój tata Józef Sokołowski, przyznał się do niego i poniósł wielkie konsekwencje, m.in. zlikwidowane miało być nasze gospodarstwo. Namawiałam do opisania tej historii moją córkę, polonistkę, jednak ona stwierdziła, że praca napisana przeze mnie - świadka tych wydarzeń - będzie prawdziwsza. W 1966 r. miałam siedem lat. To, co działo się po postawieniu tego krzyża, jako dziecko mocno przeżyłam, wręcz odchorowałam, bardzo się w sobie zamknęłam. Mogę z pełną świadomością powiedzieć, że było to najsilniejsze przeżycie w okresie dzieciństwa.

W jakich okolicznościach Pani tata postawił ten krzyż?

W naszej parafii odbywały się wówczas misje święte, podczas których padło hasło: „Na Tysiąclecie odnowić stare krzyże - symbole wiary w przestrzeni publicznej”. Podchwyciło je kilkunastu mieszkańców Horodyszcza, którzy ustawili wówczas cztery krzyże. Jeden z nich, wzniesiony przez Józefa Sokołowskiego, stanął 1,5 km za wsią, na rozstaju dróg. Nie spodobało się to ówczesnym władzom. Mojego tatę wielokrotnie przesłuchiwano, zastraszano, nakładano na niego kary pieniężne i zabierano sprzęt rolniczy. Chodziło o to, żeby go zastraszyć i zmusić do usunięcia tego krzyża. Nigdy się nie ugiął.

Mój tata nie dbał o pieniądze. Całe życie bezinteresownie pracował na rzecz Kościoła, ale nigdy nie wziął za swoją pracę ani złotówki. Społecznie udzielał się w Ochotniczej Straży Pożarnej. 21 lat temu przekazał mi gospodarstwo. W moje ręce trafiły też wszystkie dokumenty związane ze „śledztwem” w sprawie krzyża. Nie chciał o tym mówić, wracać do tych wydarzeń, bo zawsze to temat bardzo bolesny. Ja też nigdy o nie nie pytałam. Pracę przygotowałam opierając się m.in. na rękopisach taty. Te notatki, robione ołówkiem, czasami dość nieporadnie, mają wielką wartość - nie tylko sentymentalną, ale przede wszystkim historyczną. Są świadectwem walki komunistycznej władzy z symbolami naszej wiary. Nie pisałam tego opracowania dla nagrody. Chciałam utrwalić historię tego krzyża.

Czy przyglądanie się jego losom pozwoliło Pani dotrzeć do nieznanych wcześniej informacji?

Jego historię zaczęłam zgłębiać, kiedy w trakcie renowacji znalazłam wyryte na nim nazwisko Marek Diadik. Na podstawie rozmów z sąsiadami - choć nie wszyscy pamiętający dawniejsze czasy chcieli rozmawiać, ponieważ tak strasznie odczuli represje - dowiedziałam się, że ten krzyż znajdował się przez wiele lat na podwórku moich dziadków Marianny i Mikołaja Sokołowskich. Zrobił go człowiek, którego syn zginął w Oświęcimiu - może właśnie z myślą o nim, potem sprzedał gospodarstwo, a krzyż został na posesji rodziców mego taty. Przy tym betonowym krzyżu, chociaż nie był jeszcze poświęcony, moja babcia modliła się z dziećmi swoimi i dziećmi sąsiadów; także dzisiaj niektórzy mieszkańcy Horodyszcza wspominają, że to ona nauczyła je Litanii Loretańskiej i pieśni „Kto się w opiekę odda Panu swemu...”. Właśnie ten krzyż, mający 2,5 m wysokości, mój ojciec ustawił w 1966 r. za wsią, o 2.00 w nocy. Pomagał mu jego bratanek, ale kiedy zaczęły się przesłuchania, tata całą winę wziął na siebie. Początkowo, pytany dwa razy, czy to on postawił krzyż, zaprzeczył. Kiedy zapytano trzeci raz, przypomniały mu się słowa Jezusa o zaparciu się św. Piotra. Odpowiedział wtedy: „Postawiłem. Nie usunę”. Pogrożono mu: „Usuniesz. Jeśli nie, to zniszczymy ci gospodarstwo”. Wtedy stwierdził: „To kupię wózek i będę jeździł jak Drzymała”.

Przez wiele lat zastanawiałam się również, dlaczego mój ojciec zamieścił na krzyżu napis „Ciebie, Boga, wysławiamy”. W dokumentach pozostawionych przez tatę znalazłam dwie karty z Jasnej Góry. Na jednej z nich jest napis: „Moc pozdrowień ze szczytu Jasnej Góry przesyła ojciec”. Na tej pielgrzymce był 3 maja 1966 r. - wziął udział w głównych uroczystościach obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Na drugiej, będącej zdjęciem, widać dekorację ołtarza z napisem „Te Deum Laudanum” i portret nieobecnego na uroczystościach milenijnych Pawła VI, na którego przyjazd nie zgodziły się wówczas władze komunistyczne. Być może ten wyjazd do Częstochowy stał się dla niego inspiracją.

Mottem swojej pracy uczyniła Pani słowa Jana Pawła II „Nie wstydźcie się krzyża, brońcie krzyża, niech przypomni kim jesteśmy i dokąd zmierzamy”...

Zamieściłam w niej również wypowiedź Benedykta XVI: „Chrystusa możemy odnaleźć na drogach, bowiem na nich znajduje się krzyż, który wskazuje drogę na skrzyżowaniach. Ten krzyż to najwyższy znak miłości aż do końca. Jest on darem i przebaczeniem. Dlatego też powinien być gwiazdą przewodnią w nocy czasów”.

To trudne wyznanie, ale przez wiele lat bałam się do tego „naszego” krzyża podejść. Opiekowała się nim głównie moja siostra. Ja, zbliżając się do niego, musiałam się rozejrzeć, czy nikt mnie nie widzi, tak jak kiedyś. Rok temu, w 45 rocznicę postawienia go, uznałam jednak, że muszę się z tym problemem zmierzyć. Konieczna była renowacja, ponieważ krzyż był pęknięty u podstawy. Został zdjęty, odczyszczony. Trzeba było na nowo zrobić głęboki wykop i usunąć korzenie drzew.

W Wielki Piątek, 22 kwietnia 2011 r., w obecności rodziny pomnik po renowacji został ponownie poświęcony przez księdza proboszcza. Dokładnie po upływie 45 lat od ustawienia go wśród horodyskich pól, przebaczyłam wszystkim, którzy przyczynili się do tych represji, jakim poddana była moja rodzina, i zamówiłam Mszę św. Została ona odprawiona we wrześniu 2011 r., w uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego „O Boże Miłosierdzie dla tych, którzy w przeszłości nie mieli szacunku do krzyża”.

Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 26/2012

SONDA

To był owocny konkurs
Elżbieta Sabat
laureatka z Woli Koryckiej
I miejsce za odrestaurowanie kapliczki

Od 30 lat mieszkam i pracuję w Woli Koryckiej, a kapliczkę, która stoi na skrzyżowaniu dróg, widzę z okien mojego domu. Przechodząc obok niej codziennie, widziałam, że jest w opłakanym stanie. Z zamiarem odnowienia jej nosiliśmy się od kilku lat. Pomysł wrócił w tym roku. Powierzchowny remont nie miał sensu - wymagała wymiany tynków oraz blachy na daszku, nowych okien. W jego trakcie ksiądz proboszcz powiedział o konkursie, a ponieważ robiłam zdjęcia na różnych etapach prac, mąż i dzieci namówiły mnie, żeby dokumentację wraz z opisem wysłać na konkurs - także po to, żeby ksiądz biskup wiedział, że w diecezji jest odzew na jego prośbę o zatroszczenie się o krzyże i kapliczki.

Z inicjatywą wyszła moja rodzina, ale to wspólna praca mieszkańców, wykonana dzięki zebranym datkom, za które zakupiono materiały budowlane. Fachowcy też zdecydowali, że podejmą się prac za darmo, „na chwałę Bożą”, a pomagał, kto umiał.

Kiedy ks. A. Madej przekazał informację, że zdobyłam pierwsze miejsce i wycieczkę do Ziemi Świętej, bardzo się ucieszyłam. Ale natychmiast przyszła refleksja: przecież i fizycznie i duchowo remont kapliczki wsparło więcej osób... Dlatego po rozmowie z organizatorami postanowiłam przekazać finansową równowartość nagrody naszemu kościołowi, na zakup nowych ornatów oraz alb. Kapliczka ma łączyć, a nie dzielić. Mieszkańcy naszej wioski spotykają się tutaj na modlitwie przy różnych okazjach, w rodzinnej atmosferze, i niech tak zostanie.

Dorota Dąbrowska
katecheta w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Zalutyniu

SOS-W mieści się w posiadłości należącej na początku XX w. do Stanisława Komorowskiego. Jeszcze przed drugą wojną światową jego żona Maria pobudowała w parku wokół dworu kapliczkę. Uczniowie szkół, które tutaj znalazły swoje lokum, zawsze o nią dbali.

Wykonana z kamieni kapliczka ma ok. 1 m szerokości i blisko 2 m wysokości. W niewielkiej wnęce usytuowana jest figurka Maryi Niepokalanej. Troska o kapliczkę to taka nasza misja do spełnienia. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy zmieniać historycznego wyglądu, tylko ją odnowimy i zadbamy o otoczenie. Nasi podopieczni są przyzwyczajeni, że często przychodzimy do kapliczki, w maju odmawiamy litanię. Dzieci przechodząc obok kapliczki zdejmują czapki z głów, składają ręce. Dlatego chętnie angażują się w prace: wygrabiły liście, przygotowały grunt, zasadziły kwiaty, podlewają je, porządkują teren, czują się za to miejsce odpowiedzialne.

Kosztów nie ponieśliśmy dużych. Każdy zrobił coś od siebie, np. zamknięcie wnęki - mąż jednej z pań nauczycielek. To dar serca każdego z nas. Informację o drugim miejscu w konkursie pan dyrektor otrzymał dzień przed rozdaniem nagród. Wszyscy się cieszyli, i wychowawcy, i wychowankowie. Nagroda - telewizor bardzo nam się przyda.

Nasz uczeń Grzegorz Szkodziński za wykonane zdjęcia został wyróżniany w innej kategorii.

ks. prałat Stanisław Grabowiecki
proboszcz parafii Świętej Trójcy w Janowie Podlaskim

Odrestaurowana kapliczka pw. św. Mikołaja Cudotwórcy w Starym Pawłowie jest bardzo charakterystyczna. Zbudował ją bp Przeździecki w 1930 r. dla wiernych z miejscowej parafii neounickiej. Przez lata odprawiano tu nabożeństwa w obrządku unickim i prawosławnym. Jako kaplica parafialna od 1946 r. należy do parafii rzymskokatolickiej. Od pewnego czasu ta kapliczka zaczęła również służyć prawosławnym. W czerwcu i sierpniu zatrzymują się tutaj pątnicy prawosławni zmierzający na święta górę w Grabarce lub pielgrzymujący do Jabłecznej. Stała się więc kaplicą ekumeniczną. Jej przepiękny wystrój przypomina obecnie wnętrze cerkwi prawosławnej.

Przed remontem, którego zwieńczenie zbiegło się w czasie z konkursem ogłoszonym przez bp. Z. Kiernikowskiego, kaplicę najpierw trzeba było wpisać do rejestru zabytków. Projekt realizowany był z udziałem środków unijnych. Realizowane prace obejmowały remont elewacji, dachu, wymianę okien i drzwi. Zagospodarowane zostało również otoczenie kaplicy.

Nagroda, którą otrzymaliśmy za udział w konkursie, bardzo nam się przyda, ponieważ stary aparat fotograficzny odmówił już posłuszeństwa. Nie odważyłbym się kupować kamery na potrzeby parafialne, bo nie jest to rzecz pierwszej potrzeby. Tymczasem w parafii dzieje się wiele, a kronikę mamy ciekawą i bogatą.

NOT. KL

Konkurs z krzyżem w tle

Wyraz miłości i zawierzenia Bogu

 źródło: photogenica.pl

Krzyż powinien łączyć, a nie dzielić - słowa usłyszane kilkakrotnie w rozmowach z uczestnikami konkursu „Złączyć swoje życie z Ukrzyżowanym” padły w różnym kontekście. Potwierdzają jednak, że ten zewnętrzny przejaw naszej religijności, jakim jest troska o znaki i symbole religijne, ma zwykle swoje źródło w głębokiej, żarliwej wierze.

- Obecność znaków i symboli religijnych oraz ich stan materialny, będący wyrazem naszej troski o nie, jest okazją do refleksji nad dawaniem świadectwa wiary - słowa bp. Zbigniewa Kiernikowskiego, stanowiące zaproszenie do udziału w konkursie „Złączyć swoje życie z Ukrzyżowanym” adresowane do diecezjan, nie pozostały bez echa. - Moim zdaniem konkurs zachęcił dorosłych i młodzież do twórczości artystycznej i literackiej, jak też do podjęcia refleksji nad symbolami naszej wiary, historią i tradycją, a także przyczynił się do promocji regionu - podsumowuje ks. Mateusz Czubak, wicedyrektor Wydziału Duszpasterskiego siedleckiej kurii diecezjalnej, przewodniczący pracom jury konkursowego. W jego skład weszli też: ks. prałat Bernard Błoński, ks. Paweł Siedlanowski, ks. Michał Wawerski, s. Małgorzata Maksymiuk, Anna Kowal, Dorota Pikula, Ilona Trojnar oraz Paweł Komorowski.

Łącznie na konkurs wpłynęło 237 prac: 18 zawierało dokumentację potwierdzającą odrestaurowanie krzyża lub kapliczki, 148 zakwalifikowano jako artystyczne, 71 jako literackie.

W opinii ks. Pawła Siedlanowskiego, dyrektora Katolickiej Szkoły Podstawowej i Katolickiego Gimnazjum w Siedlcach, oceniającego prace literackie, duża rozpiętość wiekowa uczestników konkursu i wysoka jakość merytoryczna opracowań sprawiła, że niełatwo było wyłonić laureatów. - Najwartościowsze są oczywiście prac przygotowane z serca, związane z osobistymi przeżyciami. Zawarta w nich jest nierzadko historia wielu pokoleń. Mają one charakter świadectwa - okazuje się, że często ten krzyż, postawiony przez pradziadków, może przez dziadków, zrósł się historią całej rodziny - podkreśla ks. P. Siedlanowski. - Część prac ma charakter dokumentacyjny - zawierają one historię krzyży czy kapliczek w całej parafii; nie powielają przy tym znanych już opisów, ale stanowią owoc indywidualnych poszukiwań. Dlatego można je nazwać opracowaniami monograficznymi. Co ciekawe, niektóre z prac wykonywał zespół osób, np. uczniowie danej klasy - podkreśla. KL

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama